"Myślałem, że posikam się ze szczęścia"
Przepytaliśmy Sama Fogarino z zespołu Interpol w temacie najważniejszych dla niego płyt w historii muzyki. Perkusista potrafił zaskoczyć, bo jak się okazało, słucha m.in. Katy Perry! Z Samem Fogarino rozmawiał Artur Wróblewski.
Album, po przesłuchaniu którego postanowiłeś zostać muzykiem.
Sam Fogarino: Nie było takiej pojedynczej płyty. To się wydarzyło w etapach. Zaczęło się dosyć wcześnie i generalnie mówiąc to były płyty mojej mamy i jej muzyczne gusta, które dziś określimy słowami "classic rock". Led Zeppelin, The Beatles czy Neil Young, ale też sporo r&b. Tak zwane philly sound, cała muzyka lat 70. czy motown. Od tego wszystko się zaczęło. Moje najdawniejsze wspomnienie związane ze słuchaniem muzyki, to trzymanie ucha bardzo blisko głośnika. Siedziałem tak, zwinięty.
- Później, kiedy zaczęły się lata 80., zespołów, które miały na mnie wpływ i spowodowały, że zachciałem grać muzykę, było wiele. Poza "classic rockiem" był też The Clash. To był dla mnie bardzo ważny zespół. Devo, których widziałem na koncercie, będąc szczeniakiem... To była najbardziej punkrockowa rzecz, jaką widziałem w całym swoim życiu (śmiech). I mógłbym tak wymieniać dalej. Bo kiedy zaangażowałem się w muzykę, to było to. Już nigdy nie przestałem się nią zajmować.
Album, który chciałbyś nagrać.
- "Loveless" My Bloody Valentine. To wciąż jedno z najwspanialszych dzieł muzyki postmodernistycznej. Kiedy jako Interpol zaczęliśmy dawać wywiady w prasie, określałem My Bloody Valentine jako "Velvet Underground naszego pokolenia". Mieli tak znaczący wpływ, zarówno Velvet Underground, jaki i My Bloody Valentine. Nie można ich porównać do żadnego innego zespołu. Byli klasą dla siebie. Minęło już tyle lat od premiery tych albumów i one wciąż się nie zestarzały. To właśnie jest powód, dlaczego ten album jest tak pięknym dziełem. Nie możesz powiedzieć o "Loveless", że ta płyta brzmi tak bardzo w stylu lat 90. Po prostu nie możesz.
- Na nieszczęście jest sporo albumów, które ukrywają sporo za produkcją. To sprytny trik, ale chodzi o to, by stworzyć coś przełomowego, co jednak stanie się klasyką, a nie szybko się zestarzeje.
Album z najlepszą okładką.
- Znów nie będę w stanie wybrać jednego albumu. Muszę z szacunku wymienić Vaughana Olivera z firmy v23, który tworzył te wszystkie okładki płyt z wytwórni 4AD. I wydaje mi się, że wciąż je tworzy. W piękny i maksymalny sposób wykorzystywał powierzchnie albumów winylowych i płyt CD, umieszczając na nich tak wiele informacji, jak to tylko było możliwe. Bez zagmatwania całości. Jestem fanem Gustawa Klimta, dlatego lubię taką formę. Wypełnianie małej przestrzeni wieloma wizualnymi informacjami. Oczywiście jestem w zespole, który lubuje się w zupełnie przeciwnej stylistyce (śmiech).
- "Surfer Rosa" The Pixies to dla mnie bez wątpienia jedna z najpiękniejszych okładek. Także dlatego, że ta okładka nie ma nic wspólnego z rock'n'rollem. Może poza tym, że modelka na zdjęciu jest naga od pasa w górę (śmiech).
Album, na który sprawił ci największy zawód.
- Ostatnio nie było takiego albumu. Staram się nie mieć zbyt wielkich oczekiwań. Odkąd podróżujemy tyle podczas tras koncertowych, wpadłem w nałóg kupowania płyt. Niestety, jeszcze ich nie przesłuchałem, a zbieram je od roku. Czekam na moment, kiedy nie będę pracował i nie będę komponował. Wtedy będę mógł usiąść, oczyścić umysł, posłuchać muzyki i wydać obiektywną ocenę tych płyt. Będę mógł odpowiedzieć na to pytanie za jakieś 18 miesięcy (śmiech).
Pytanie o tak zwane wstydliwe przyjemności. Album, którego słuchasz potajemnie w domu.
- Grzeszne przyjemności? Jakaś płyta Rush. Lubię wiele albumów tego zespołu. Płyta Katy Perry, ponieważ moja 2-letnia córka kocha Katy Perry. Nie przepadam za jej twórczością, ale odkąd moja mała dziewczynka ją polubiła, jest mi ciężko. Nie chce obrażać gustów muzycznych mojej córki (śmiech).
Twój ulubiony album Interpol.
- Wskażę na naszą pierwszą płytę. Z prostego powodu, jakim jest sposób, w jaki ten album powstał, jak naiwni byliśmy i - pomimo tego - jak udało nam się stworzyć tak interesujące dzieło muzyczne. Żaden z nas nie miał jakichkolwiek oczekiwań wobec tej płyty. Nie mieliśmy pojęcia, co się stanie. Pomyślałem sobie: "Człowieku, jeżeli sprzedamy więcej, niż 10 tysięcy kopii, to posikam się ze szczęścia!". Pamiętam, kiedy pierwszy raz sprawdziłem, ile płyt sprzedaliśmy. 50 tysięcy egzemplarzy! Później sprzedaż podskoczyła do 200 tysięcy, a jeszcze później pokryła się Złotem.
- Nie chodzi mi tu tylko o muzykę z naszej pierwszej płyty, ale o wszystko, co się wydarzyło w tamtym czasie. To uczyniło z nas prawdziwy zespół. Choć nagrywanie płyty było trochę przerażające, bo nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę robimy, to równocześnie świetnie się bawiliśmy. Dlatego, że nie wiedzieliśmy, co się stanie. Nagrywanie muzyki to wciąż jedyna rzecz, którą mogę się zajmować i którą się zajmuję, ale już nigdy nie będzie tak jak wtedy. Po prostu za dużo wiemy. Doświadczenie bez wątpienia zabiera magię, którą daje ci nieświadomość.
Dziękuję za rozmowę.