"Mieszanka mocnego łojenia"

Rozpęd jakiego w ostatnich latach nabrała łódzka formacja Toxic Bonkers może imponować. Wydana w maju 2010 roku, piąta płyta "Plague", stała się dla zespołu przepustką umożliwiającą dzielenie sceny z największymi nazwami metalowej sceny.

Toxic Bonkers
Toxic Bonkers 

Chęć ciągłego rozwoju i ukierunkowanie na muzyczne poszukiwania, sprawiły, że z grupy kojarzonej do niedawna z hermetyczną sceną death / grind, Toxic Bonkers przedzierzgnęli się w twór znacznie bardziej nowoczesny, choć wciąż stawiający na ciężar i bezkompromisowość, nie wypierając się podziemnego etosu.

Oliwy do ognia dodał kontrowersyjny wideoklip "Plague" (zobacz), w którym trup ścieli się gęsto, a panie "świecą cyckami", co nie pozostało bez reakcji popularnego serwisu YouTube.

Wszystko to postarał się wyjaśnić perkusista Marcin "Klimer" Klimaszewski, który znalazł kilka chwil, by odpowiedzieć na pytania Bartosza Donarskigo.

"Plague" to bez wątpienia najbardziej nowocześnie brzmiąca płyta w dorobku Toxic Bonkers. Podejrzewam, że o taki efekt wam chodziło, w końcu trudno byłoby mi uwierzyć, że to kwestia przypadku. Postęp nadal trwa, zgodzisz się?

- Zgodzę się - to była bardzo ciężka praca. Doświadczenia zgromadzone na przestrzeni kilku lat pomogły nam w stworzeniu tego, czego oczekiwaliśmy, czyli ciężkiego i selektywnego brzmienia. Brzmienia nie pozbawionego przyjemnego brudu i mrocznej chropowatości, specyficznej dla podziemnych kapel.

Toxic Bonkers sprzed kilku lat był nazwą kojarzoną przede wszystkim ze sceną grindcore'ową. Z drugiej strony nie od dziś staracie się łączyć w muzyce różne wpływy, od wspomnianego birminghamskiego grindu, przez amerykański core, po punk i brutalny metal. To rezultat różnych muzycznych upodobań, a może chęć ciągłych poszukiwań?

- Myślę, że jedno i drugie. Ciągłe zmiany składu, jak i nasze różnorodne upodobania muzyczne powodują taką, a nie inną geometrię "Plague". Określanie nas kapelą grindcore'ową nie jest prawdą i nigdy tą prawdą nie było. Toxic Bonkers od zawsze stanowił mieszankę różnych odmian mocnego łojenia, a od niedawna dołączyły do nas klawisze, co pozwoliło wnieść zupełnie świeże elementy do naszej muzy, i to z pozytywnym skutkiem.

Wydaje mi się, że "Plague" to muzyka, która powinna przypaść do gustu zwolennikom nowoczesnego, amerykańskiego metalu spod znaku Lamb Of God, All That Remains, Unearth, Chimaira, DevilDriver, The Red Chord, ale i Pantery czy późniejszej Sepultury. Nie sądzisz, że ten album, choć polski, idealnie wpisuje się w kierunek pod nazwą New Wave of American Heavy Metal?

- To ciekawe co mówisz, bo nigdy tak do tego nie podchodziliśmy, ale jeśli to słyszysz w naszej muzie, to OK. Dla mnie to po prostu konsekwentny rozwój raz obranego kierunku - zwanego w skrócie Toxic Bonkers. Nie mogę zaprzeczyć, że słuchamy takich kapel i pewne rzeczy przechodzą do twórczości bezwiednie, a inne w zamierzony sposób. Jedno jest pewne - nasza różnorodność brzmieniowa i stylowa pozwala nam grać z Napalm Death, Lamb Of God, Sepulturą, Fear Factory czy Limp Bizkit, a to - przyznasz - duży rozrzut.

Czym jest tytułowa "Zaraza"?

- "Plague" to skrót myślowy opisujący nasze obserwacje zjawisk zachodzących na naszym globie. Poczynając od wielkiego finansowego krachu i związanych z tym machinacji ("Black Sun"), po tak indywidualne, egzystencjonalne teksty jak "Rise To Fall". Generalnie to suma naszych emocji przelanych na papier. Zapraszam do lektury naszych tekstów.

Z albumu na album o Toxic Bonkers robi się coraz głośniej. To chyba idealna motywacja do dalszego działania?

- To fakt, ostatnio jest o nas głośno; zagraliśmy kilka dużych koncertów (Sepultura, Lamb Of God) i kilka jest przed nami (Fear Factory, Sepultura, Limp Bizkit). Staramy się jak możemy. Dużo uwagi przyciągnął nasz klip do utworu "Plague", ocenzurowany przez YouTube. A poza tym gramy sporo mniejszych sztuk na wschodzie i zachodzie Europy. No i zgadzam się, że jest to zajebista motywacja do dalszej pracy!

Dlaczego teledysk w swej pierwotnej wersji spotkał się z dezaprobatą YouTube? Chodziło o przysłowiowe "świecenie cyckami"?

- YouTube zarzucił nam pogwałcenie ich przepisów i poinformował nas o dwu złamaniach regulaminu. Jeden to te słynne cycki, a drugi to profanacja zwłok - dużo bardziej poważny problem, jak wiesz, w naszym klipie są prawdziwe trupy i to ich zdenerwowało. Jak na razie konsekwencji prawnych nie mamy, choć otrzymaliśmy info, że jest to przez ich pion prawny analizowane. Myślę, że to ostra bzdura, bo w tym samym momencie w telewizji leje się krew i płyną flaki, a oni próbują być świętsi od Pana Boga - no ale to zakłamana Ameryka!

Nową płytę promujecie wspomnianym teledyskiem do tytułowego numeru. Klip prezentuje się bardzo profesjonalnie. Czyja to zasługa?

- Scenariusz to pomysł, który miałem w głowie od pewnego czasu - zlepek pewnych sytuacji, które w symboliczny sposób miały przedstawiać aktualną sytuację ludzkości, problemy z kryzysem, zgubienie wartości, przeinaczenie i wykorzystywanie religii do partykularnych interesów. To duży skrót, ale tak to można opisać. No i nie można zapomnieć o Maniastudio, to oni to nakręcili i zmontowali, oczywiście przy naszych wskazówkach i pomysłach. Tu też kontynuujemy współpracę, bo oni kręcili nasz poprzedni klip "Anti-Violent".


Wracając do koncertów. Nie tak dawno graliście w Polsce u boku Lamb Of God. Jak było?

- Koncert przed Lamb Of God to było wyzwanie. Wiedzieliśmy, że stylistycznie pasujemy jak mało kto, ale była też obawa o przyjęcie, no ale myślę, że nasz koncert pokazał prawdę, że dajemy radę i tak też nas przyjęto. To był bardzo dobry koncert, będziemy go pamiętać.

Z tego, co do tej pory mówiłeś, kwestia waszego występu w towarzystwie Limp Bizkit została już rozstrzygnięta? Sądzę, że byłby to mocny akcent w promocji zespołu, szansa dotarcia do szerszego audytorium.

- Co do Limp Bizkit, to jeszcze czekamy na akceptację ze strony zespołowego menedżera Limp Bizkit, no ale mamy nadzieję, że wystąpimy przed nimi i zaserwujemy ostre j**nięcie, tak aby nie było wstydu. Zgodzę się, że jest to szansa dotarcia do szerszej publiki, i tak to traktujemy - będziemy się starali pokazać od jak najlepszej strony medialnej i muzycznej. Jak wiesz, od pewnego czasu gramy z wraz z projektorem i mamy dość ciekawe obrazy do przekazania. Często jest z tym problem, bo menedżerowie dużych bandów nie pozwalają tego robić (chyba w obawie, że gwiazda tego nie ma).

"Plague" znów rejestrowaliście w "Reda Studio". Nie mam pojęcia, jak to robicie, ale za każdym razem jest lepiej. To sprawa większej ilości czasu, innego sprzętu? Brzmienie jest naprawdę zacne; czyste, acz nie pozbawione pazura. Co ty na to?

- Myślę, że kluczową sprawą są nasze doświadczenia z tym studiem i z jego możliwościami. Także z tym, że wiemy, co tam możemy osiągnąć. To wszystko zmaterializowało się pod postacią płyty "Plague". Muszę też wspomnieć, że miksował to znowu Mały z Proletaryatu. To dzięki niemu płyta nabrała finalnej obróbki. Zrobił to w sposób absolutnie profesjonalny, za co wielki szacunek. Zamiar był prosty - ciężar i selektywność bez utraty undergroundowego brudu, i poniekąd się to udało. Myślę, że jesteśmy już tak doświadczonym zespołem, że możemy kontrolować finalny efekt nagrywania, i tak też się stało.

Od czasu poprzedniego albumu w szeregach Toxic Bonkers doszło do istotnych zmian i roszad. Rozumiem, że aktualnie sytuacja jest już ustabilizowana?

- Tak, sytuacja jest bardzo stabilna, choć ostatnio przeżyliśmy chwile grozy spowodowane stanem zdrowia Greli (wokal). Wylądował w szpitalu w dość ciężkim stanie i baliśmy się o naszą przyszłość. Mamy nadzieję, że to nie zagrozi jego zdrowiu i naszej kapeli.

Album sygnowany jest już logiem nowego wydawcy, którego nazwa, zwłaszcza w kręgach zatwardziałych metalowców, pozostaje pewną zagadką. To lepszy układ niż w Selfmadegod? Co by jednak nie mówić, sposób wydania "Plague" rzeczywiście cieszy oko...

- Z nowym labelem, Spook Records, mamy bardzo dobre relacje, ale też z Selfmadegod pozostajemy w super przyjaźni, to są układy koleżeńskie, dalekie od wielkich kontraktów i dużych pieniędzy. To po prostu zmiana klimatu, i jak na razie jest pozytywna. Co do wydania, to jest ono naprawdę dobre, myślę, że nawet bardzo. Nad grafiką napracował się Grzegorz Kmin - to kawał dobrej roboty. Szukaliśmy czegoś świeżego, no i znaleźliśmy.

Okres letni sprzyja koncertowaniu. Szykujecie coś w tej materii na najbliższe miesiące?

- Jak już wspomniałem, wystąpimy jako support Fear Factory w Warszawie i Krakowie, zagramy przed Sepulturą w Warszawie, no i w październiku przed Limp Bizkit, jeśli wszystko ułoży się pomyślnie. Mamy też możliwość wystąpienia na Metal Hammer Festival, ale tę opcję analizujemy, bo w końcu sierpnia rodzi mi się syn i chciałbym być przy jego narodzinach. Zagramy też sporo mniejszych koncertów, w Kutnie z Vaderem itp. Planujemy też kilka tras po Europie, ale tu nie dogadaliśmy jeszcze konkretów.

Dzięki za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas