Matteo Bocelli: Jestem teraz jak mój ojciec opuszczający dom [WYWIAD]

Matteo Bocelli wydał solowy album /AKPA

To nie jest już tylko "syn włoskiego tenora", bo to Matteo Bocelli, który pracuje na swoje własne imię. Wyszedł z cienia słynnego ojca Andrei Bocellego i wydał solowy album. "Matteo" to wiązanka popowych hymnów i wzruszających ballad. Swój krążek prezentuje na całym świecie.

Damian Westfal, Interia: Praca nad albumem trwała około trzy lata. Co się u Ciebie działo w tym czasie?

Matteo Bocelli: - Zaczęło się od wspólnego wydawnictwa z moim ojcem "Fall On Me" w 2018 roku. Właściwie to było pierwsze wydawnictwo, jakie nagrałem w mojej karierze. Koncertowałem z ojcem przez prawie dwa lata i były one dla mnie wyjątkowe. Potem dostałem szansę podpisania kontraktu z wytwórnią płytową i tak zaczęła się moja podróż związana z solowym projektem. Po drodze niestety wybuchła pandemia, więc straciłem trochę czasu. Zaraz po covidzie zaproponowano mi, żebym nagrał album bożonarodzeniowy z ojcem. Chciałem raczej skupić się na swojej muzyce, ale z powodu projektu świątecznego, który był bardzo dobry, zgodziłem się. 

Reklama

I to jest powód, dla którego tak długo zajęło mi wypuszczenie własnego albumu. Ale bardzo cenię ten czas, bo pomógł mi w napisaniu wielu piosenek. Przez ten czas zebraliśmy 100 piosenek i to była piękna podróż, a to dopiero początek, i mam nadzieję, że będzie trwać długo. Spójrz: jestem teraz w Warszawie, gram koncerty w ramach mojej pierwszej trasy koncertowej, wydałem moją muzykę. Widzę, że ludzie cieszą się tą muzyką i to najlepszy prezent, jaki mogli mi zrobić.

Zebraliście 100 piosenek, wybraliście 12. Dlaczego właśnie te?

- Oczywiście wybrałem większość moich ulubionych piosenek. Ale dbałem też o to, aby te piosenki miały spójny koncept i wynikały głównie z konkretnego momentu w moim życiu. 

To twoja pierwsza samodzielna trasa, bez ojca. Czujesz różnicę? Teraz wszystkie spojrzenia są skupione tylko na tobie i twojej pracy.

- Zgaduję, że wiesz, kim jest mój ojciec. Wiesz, że występowałem z nim na najważniejszych scenach, w najważniejszym programie telewizyjnym, w najważniejszym radiu. Bycie obok ojca na scenie jest czymś wyjątkowym, ponieważ to chemia zaraźliwej miłości między ojcem i synem oraz moment, w którym oboje dzielimy się miłością do czegoś konkretnego, w tym wypadku do muzyki i do ludzi. Ale muszę jeszcze ocenić, czy większą moc daje 100 osób przychodzących tylko dla mnie, czy 100 tysięcy osób, przychodzących tylko z powodu kogoś innego. Ci ludzie, których widzę podczas mojego koncertu, są tu tylko dla mojej muzyki, tylko dla osoby, którą jestem. To piękne i bardzo to doceniam.

Skoro to twoja pierwsza solowa trasa koncertowa, to czy tęsknisz za domem?

- Jestem zaskoczony, bo jestem bardzo domową osobą. Uwielbiam być w domu. Uwielbiam być z moją rodziną i z przyjaciółmi. Kiedy pisałem utwór "Solo", myślałem o samotności. To dziwne uczucie, że jestem teraz podobny do widoku mojego ojca wychodzącego z domu na długi czas do pracy. Podróżuję po całym świecie i opuszczam dom. Myślę, że podekscytowanie jest tak duże, że ta samotność jest trochę jak... może nie zero, ale prawie nic.

"Solo" to Twój pierwszy singel. Zgaduję, że wiele dla Ciebie znaczy.

- W piosence nie mówię tylko o temacie samotności, ale poruszam konkretną rzecz, którą chciałem powiedzieć ludziom. Mianowicie, z zewnątrz każdy widzi artystę doświadczającego pięknych rzeczy, podróżującego po świecie, czasami w luksusie i wszyscy mówią tylko o tych pozytywach, ale tymi wspaniałymi doświadczeniami nie możesz podzielić się z ukochanymi ludźmi, którzy zawsze cię wspierali, więc sam fakt podróżowania i odnoszenia sukcesów nie cieszy tak samo. Pierwsze wersy piosenki mówią: "Samochody i pociągi, samoloty / Urodzinowy tort, schłodzony szampan / Zrobiłbym wszystko, by podzielić się nimi z tobą / Wiem, że to nie to samo". Uważam, że dzielenie się jest jedną z najpiękniejszych i najważniejszych rzeczy w życiu. Wszystko byłoby niczym, jeśli nie moglibyśmy się z kimś innym podzielić. Bylibyśmy smutnymi ludźmi, dlatego ten temat jest dla mnie ważny i chciałem go poruszyć.

Dużo się zmieniło odkąd wyszedłeś z cienia ojca i stałeś się sławny?

- Dla mnie duże znaczenie ma przyjaźń. I tu szczególnie musiałem zachować ostrożność. Mam przyjaciół, którzy nigdy nie zostawili mnie w potrzebie. Ze względu na moje stanowisko, nie jest łatwo znaleźć ludzi, którzy naprawdę cię kochają, ludzi, którzy są z tobą ze względu na osobę, którą jesteś, nie ze względu na rzeczy, które masz, nie ze względu na bycie synem gwiazdy. I właśnie z tego powodu cierpiałem najbardziej. Ale dzięki temu prawdopodobnie rozwinąłem coś w rodzaju czujnika, dzięki któremu jestem w stanie rozpoznać, dlaczego ktoś jest obok mnie. I dlatego dzisiaj czuję się szczęśliwy, że mam niewielu przyjaciół, ale mogę im zaufać. Jestem szczęśliwy, ilekroć jestem z nimi.

Piosenka "For You" - dla kogo ją śpiewasz?

- W takich momentach zawsze przytaczam przykład wywiadu z Freddiem Mercurym. Odpowiadał za każdym razem, gdy ludzie pytali go, o czym jest jego piosenka, że nie chce rozmawiać o znaczeniu, ponieważ ograniczyłby uczucia i emocje słuchaczy. Pozwólmy ludziom posłuchać piosenki, niech poznają ją na swój własny sposób, stworzą historię za pomocą muzyki i... ta historia za każdym razem może być inna.

Na koncertach śpiewasz m. in. "Solo", "Close", "Dimmi" - to twoje pierwsze wydane utwory. Dlaczego nie znalazły się na albumie?

- Mam do nich wielki sentyment, dlatego je śpiewam na koncertach. Jednak te piosenki były pisane w innym momencie mojego życia i wydaje mi się, że nie oddają nastroju całego albumu, nie pasują do niego po prostu. Utwory na albumie "Matteo" tworzą przejrzystą całość, a te pierwsze piosenki były częścią początku procesu, dzięki któremu ukształtowałem się w muzyce. Jedyną piosenką z tamtego okresu, którą dodałem do albumu jest "Beautiful Disaster", która zrodziła się tego samego dnia, co "Solo". To piosenka, która współbrzmienia z innymi utworami.

Jesteś w pełni usatysfakcjonowany z albumu?

- Na końcu oczywiście muszę być szczęśliwy z tego, co zrobiłem, ale artysta nigdy nie jest usatysfakcjonowany w 100% i tak samo było w moim przypadku. Zawsze myślę, że można zrobić coś lepiej, więcej, bardziej, ale w pewnym momencie trzeba wyznaczyć sobie limit, który powinno ustalić się przed tym dniem, w którym album musi zostać ukończony i przedstawiony światu.

Byłem na twoim koncercie. Widziałem tam ludzi w każdym wieku. Czy jest to najlepszy komplement dla artysty?

- Myślę, że to piękne, gdy na widowni widać ludzi w różnym wieku. Myślę, że to dobrze. Na przykład wydaję mi się, że starsi ludzie często są bardziej wierni artyście. Cenię młodszą publiczność, ale wiem, że jeszcze poszukują swojego stylu i czasami zapominają i idą do innego artysty. Mam nadzieję, że w przyszłości w dalszym ciągu będę mieć słuchaczy w różnym wieku.

Parę razy śpiewałeś w Koloseum. Masz wymarzoną scenę, na której chciałbyś jeszcze wystąpić?

- Jest zbyt wiele pięknych miejsc na świecie, gdzie ktoś chciałby wystąpić pewnego dnia. Ale w tym konkretnym momencie skupiam się na daniu jak najwięcej koncertów przez jak najdłuższy czas. Nie ma dla mnie znaczenia, czy będą to koncerty na 500 osób czy na 50 000.

Nasz wywiad zacząłem od twoich planów, kiedy tworzyłeś "Matteo". I podobne pytanie teraz: jakie są twoje najbliższe plany?

- Bardzo mi się podoba ten album, ta europejska trasa i wkrótce będzie także trasa po Ameryce, która rozpocznie się 22 listopada i będzie bardziej bożonarodzeniowa, ale jednocześnie muszę być szczery, że mój mózg już myśli o nowej muzyce. Ludzie z zewnątrz widzą wydany album i cieszą się nim przez pewien czas, a potem po pewnym czasie myślą: "Być może wyda kolejny album". Artysta oczywiście ciągle myśli o muzyce, o pisaniu nowej. Są pewne okresy, w których piszesz mniej i są takie, w których możesz stworzyć kilka piosenek każdego dnia. Ale nigdy nie przestajesz o tym myśleć, więc oczywiście tak: już myślę o następnej płycie. Nie wiem jeszcze, jaka ona będzie. Poczekajcie, proszę, przynajmniej rok.

Wrócisz wtedy do nas do Polski?

- Naprawdę mam nadzieję, że jak najszybciej wrócę tutaj, ale to bardziej zależy od słuchaczy niż ode mnie. Chciałbym móc zagrać o wiele więcej koncertów z większą liczbą ludzi. Powiedziałem już mojej ekipie, że chciałbym tu wrócić w przyszłym roku. Więc tak, tak, tak... chcę wrócić niebawem.

Co czyni cię tak szczęśliwym? Uśmiechasz się od ucha do ucha przez cały nasz wywiad.

- Miałem szczęście, ponieważ od razu znalazłem muzykę. Cieszę się z tworzenia rzeczy, które kocham, a myślę, że szczególnie dzisiaj młodym ludziom brakuje pasji, wybrania czegoś, co naprawdę uszczęśliwi. Jedną z najwspanialszych nauk, jakie otrzymałem, jest to, że w życiu nie zawsze możesz robić to, co kochasz, ale staraj się przez większość czasu robić to, co kochasz. Czasem trzeba się nauczyć kochać to, co się robi. Rób cokolwiek, co pomoże ci osiągnąć to, co lubisz, nawet jeśli w pierwszej chwili ci się to nie spodoba, musisz się tego podjąć. Uważam, że prawdziwą miłością można osiągnąć wszystko.

Masz misję.

- Oczywiście, moja misja dotyczy muzyki i wiem, że dzięki muzyce mogę spróbować znaleźć się w kogoś małej kropli nadziei, miłości i szczęścia. Przede wszystkim przez moją muzykę. To radość, kiedy widzisz ludzi, którzy słuchają twojej muzyki, przychodzą na twój koncert i czujesz, że jest to dla nich coś dobrego. Zostawiamy bardzo szczególny ślad na tym świecie, więc myślę, że celem każdego artysty powinno być zawsze niesienie kawałka pokoju, nadziei, miłości. Dzięki tym wartościom możemy zwalczać zło.

Trzymam kciuki, powodzenia na trasie i do zobaczenia w przyszłym roku!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Matteo Bocelli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy