"Ludzie uwielbiają tańczyć"
W maju 2005 roku do sklepów trafiła kompilacja największych przebojów angielskiej grupy Faithless. Trio, w którego skład wchodzą: Sister Bliss, Maxi Jazz i Rollo Armstrong, w ten sposób postanowiło podsumować dziesięciolecie działalności. W tym czasie zespół wylansował takie przeboje, jak "God Is A DJ", "Mass Destruction" czy "Insomnia". Przy okazji wydania składanki "Forever Faithless", Faithless zawitali do Polski, gdzie zagrali specjalny koncert na warszawskim Służewcu, który oglądało kilka tysięcy osób. W czasie wizyty w naszym kraju Sister Bliss, która naprawdę nazywa się Ayalah Bentovim, opowiedziała o dotychczasowej karierze grupy, dominacji męskich DJ-ów i sukcesie Dido, która w Faithless śpiewała niegdyś w chórkach.
Jak ci się tym razem podoba Polska?
Jest świetnie, cudowna pogoda, słońce świeci. Kiedy byliśmy tu ostatni raz, była paskudna zima (śmiech).
Na rynku ukazał się właśnie album "Forever Faithless", będący zbiorem największych przebojów grupy. Można uznać, że to koniec pewnego etapu waszej działalności.
Tak, masz rację. Ta płyta jest podsumowaniem dziesięciu lat naszej muzycznej twórczości. Czuliśmy, że nadszedł właściwy moment, aby wydać ten album, zamknąć pewien cykl.
Jakbyś podsumowała waszą dotychczasową karierę.
O mój Boże! (śmiech). Niespodziewana i szalona. Z pewnością niesłychanie pracowita. Chwilami fantastyczna, a chwilami potwornie nudna.
Nudna?
Owszem, czasami jest strasznie nudno. Kiedy założyliśmy Faithless, byliśmy po prostu trzema osobami w studiu. I nagle pojawił się sukces i zaczęliśmy bardzo dużo występować, czego absolutnie nigdy nie mieliśmy w planach. Wiele kapel tak właśnie zaczyna - najpierw sporo koncertują, starając się zdobyć w ten sposób kontrakt. W naszym przypadku było zupełnie odwrotnie. Pierwsza była płyta, a dopiero później tournée.
Dla nas było to niezwykle intensywne i często wyczerpujące doświadczenie. Wiązało się z tym, że spędzaliśmy niezliczone godziny czekając na koncert. Sam show jest czymś wspaniałym i szalenie ekscytującym, ale oczekiwanie na niego bywa nużące. To chyba The Rolling Stones powiedzieli, że spędzili w trasie 24 lata, z czego tylko rok na scenie (śmiech). Takie sytuacje bywają frustrujące i chwilami jest naprawdę ciężko.
Zdaniem członków Placebo, trzyosobowy skład jest idealny do stworzenia zespołu, ponieważ wyklucza dominację. W waszym przypadku chyba również się to sprawdza.
Zdecydowanie, jak najbardziej. Wydaje mi się, że jednym z powodów, dla których Faithless tak długo przetrwał, jest to, że pracując w studiu mamy bardzo określony podział ról. Maxi pisze teksty, ja komponuję muzykę, a Rollo nadaje temu wszystkiemu właściwe brzmienie.
Nie zdarza wam się zacieranie tych podziałów?
Może czasami, odrobinę, nigdy jednak ze sobą nie konkurujemy. Nie kłócimy, się o swoją działkę. Ja nigdy nie zacznę rapować, a Maxi nie zajmie się graniem na klawiszach. W zasadzie pracujemy w pełnej harmonii, żadne z nas nie dominuje.
Co nie znaczy, że się nigdy nie kłócimy. Ostra wymiana zdań jest czasem niezbędna, aby otrzymać właściwą jakość nagrań. Sądzę jednak, że wzajemnie udaje nam się wydobyć z nas to, co najlepsze.
Powiedz w takim razie coś o waszych współpracownikach - lubicie pozyskiwać gości.
I mamy nadzieję, że nadal nam się to będzie udawać.
Jakieś konkretne plany?
Ciężko powiedzieć, jest tylu znakomitych artystów. Wspaniale jest jednak współpracować z młodymi twórcami, którzy mają cudowny głos i mnóstwo świeżych pomysłów. Lubię ludzi, którzy są w pewnym stopniu ekscentrykami, którzy mają nietypowy tok myślenia. Z takimi właśnie osobami Faithless najchętniej współpracuje.
Nie zależy nam na pozyskiwaniu pop gwiazdeczek, ponieważ byłoby to nudne. Ciekawą postacią jest pewien utalentowany, folkowy piosenkarz, Willy Mason. Jest on bardzo młody, ale pisze przepiękne teksty, a kiedy masz okazje pracować z kimś dobrym, sam stajesz się lepszy. Współpraca z nim byłaby z pewnością ciekawa i bardzo owocna.
Mówiłaś, że nie zależy wam na pozyskiwaniu pop gwiazdeczek. Co w takim razie powiesz o Dido? Jakie jest twoje zdanie na temat jej solowej karierze?
Nadzwyczajna. Dido jest jedną najlepiej sprzedającą się artystek na świecie, a zaczynała karierę robiąc chórki dla Faithless. Błagała nas wręcz, abyśmy pozwolili jej śpiewać. Droga na szczyt zajęła jej bardzo dużo czasu. Z zewnątrz wygląda tak, jakby nagle rozbłysnęła jako gwiazda, ale ona na to strasznie ciężko pracowała.
Dido potrafi w znakomity sposób opowiadać historie, które do głębi poruszają ludzi. Dodatkowo ma cudowny głos, bardzo czysty i delikatny. Nie używa zbyt wielu ozdobników, co jest przekleństwem amerykańskich wokalistek, takich jak Mariah Carey. Melodie Dido są proste, jednak bardzo chwytliwe i zawsze towarzyszą im dobre teksty. Dzięki nim właśnie, jest nieco ponad innymi. Ma do zaoferowania coś więcej niż "baby, baby, baby", niż całe to popowe g**no. Dlatego ludziom tak podobają się jej piosenki, jest w niej coś prawdziwego, autentycznego.
Dlaczego środowisko DJ-ów zdominowane jest przez mężczyzn?
Nie wiem, ale może podłożem tego jest wykształcenie. Kiedy chodziłam do szkoły, była tylko jedna dziewczyna, która wybrała kierunek informatyczny. Teraz prawdopodobnie sytuacja wygląda nieco inaczej, ale dawniej dziewczęta nie były zachęcane do nauki przedmiotów związanych z technologią czy komputerami, w ogóle przedmiotów ścisłych.
Ponadto, aby być DJ-em, trzeba mieć w sobie pewien pierwiastek obsesyjności, żeby czytać niezliczone strony instrukcji i cały czas dowiadywać się, jak to wszystko działa. Niezbędna jest oczywiście pasja do muzyki i to też pozostaje raczej domeną mężczyzn. Dziewczyny zazwyczaj lubią muzykę, ale ich zainteresowania nią ogranicza się do wielbienia idola. Tymczasem, aby być DJ-em, musisz mieć głód odnajdywania coraz to nowych brzmień i dźwięków. Musisz nieustannie szukać i kolekcjonować.
Musisz także wykazać się sporą pewnością siebie, aby móc stanąć przed tłumem i dostarczyć ludziom rozrywki, której się domagają. Zdarzało mi się jeździć samej po nocach po kraju, żeby zagrać na jakiejś imprezie. W grę wchodzą zatem nieustanne podróże i częsta samotność, dlatego musisz mieć jaja, żeby się tym zajmować.
Czy bycie kobietą pomaga ci w pracy w Faithless? Chyba na swój sposób uzupełniacie się będąc przedstawicielami przeciwnych płci?
To bardzo ciekawe zagadnienie. Nie wiem do końca, czy jest to kwestia płci, czy może raczej osobowości. Każde z nas ma zupełnie inną osobowość. Mamy jednak dla siebie wiele szacunku, co wcale nie oznacza, że się nie sprzeczamy. Czasami bardzo się kłócimy i wtedy wcale nie odgrywam typowej, żeńskiej roli. Jestem raczej despotyczna.
Mam jednak coś, co można nazwać kobiecą intuicją, przynajmniej jeśli chodzi o Rollo. Znam jego gust na wylot, dokładnie wiem, co mu się spodoba, a co zupełnie nie przypadnie mu do gustu. W przypadku Maxi'ego nigdy nie jestem pewna.
Jak już wspomniałam, nie odgrywam typowej żeńskiej roli. Jednak myślę trochę jak chłopak, kiedy pracuję z komputerami, samplami i całą tą technologią. Dziewczyny, z którymi współpracowaliśmy są w porównaniu ze mną bardziej artystyczne, wręcz liryczne.
Jak wygląda przeciętny, wolny od pracy, dzień Sister Bliss.
Normalnie, raczej nudno. Spędzam cholernie dużo czasu na prasowaniu (śmiech). Poza tym lubię sobie poczytać, trochę popisać, dodatkowo ćwiczę boks, żeby mieć dobrą kondycję na czas koncertów. Robię to, co wszyscy, odwiedzam znajomych, chodzę do kina.
Z ciekawostek - kosiłam któregoś dnia trawnik i niemal pokopał mnie prąd, co jest niebywałe, zważywszy, że jestem osobą na co dzień pracującą z najrozmaitszymi urządzeniami.
Brytyjska scena rockowa przeżywa swój największy rozkwit od czasów brit popu. Jak wygląda sytuacja na scenie elektronicznej?
Moim zdaniem w tej dziedzinie dzieje się mnóstwo nowych, fantastycznych rzeczy. Absolutnie genialny jest Mylo, artysta, który wspierał nas w czasie ostatniego tournee po Wielkiej Brytanii. Poza tym jest masa, młodych wykonawców, którzy grają muzykę elektronicznej w najróżniejszych odcieniach. Teraz, kiedy my staruszkowie, zaczynamy być zmęczeni nieustannym koncertowanie, pojawia się młoda gwardią, która może zająć nasze miejsce (śmiech).
Nadal, kiedy wchodzę do sklepu z płytami, jestem podekscytowana propozycjami z półki z muzyką taneczną i elektroniczną. Nawet twórczość zespołów rockowych, takich jak na przykład Franz Ferdinand, ma silną wibrację taneczną. Grają oni w klubach, co jest niezwykle odświeżające dla gatunków elektronicznych. Wszystko układa się w pewien cykl, który właśnie zatacza swój krąg.
Obserwujemy powrót elementów acid house'owych, czyli tego, od czego wszystko się zaczęło, wzbogaconych gitarami w stylu indie oraz punkową motoryką. Całość daje bardzo brytyjskie, ekscytujące, nieco funkowe brzmienie.
Koniec końców, muzyka taneczna nigdy nie zginie, ponieważ ludzie uwielbiają tańczyć. To po prostu leży w ludzkiej naturze.
Dziękuję za rozmowę.
Na podstawie materiałów Sony/BMG.