"Liczy się tylko ciągły rozwój"
Holenderski zespół Strange Attractor zadebiutował w 2006 roku płytą "Everything Is Closer". Klimatyczne granie w stylu downtempo i nu jazz kontynuuje na drugim albumie "Mettle", który do sklepów trafił w połowie października 2008 roku.
Trio tworzą: Niels Van Hoorn, prawdziwa legenda sceny niezależnej, człowiek-orkiestra (saksofony, flety); Richard van Kruysdijk, założyciel Sonar Lodge, kultowej już grupy nu-jazz/trip-noir i współwłaściciel labela Music For Speakers; oraz Marie-Claudine Vanvlemen (wokal, klawisze, fortepian), wokalistka z Sonar Lodge, o ciepłym, pełnym głosie. Marie-Claudine Vanvlemen w połowie jest Holenderką, w połowie zaś jej korzenie sięgają Burundii.
Na temat "Mettle" z Richardem van Kruysdijkiem rozmawiał Irek Krzemiński.
Jak czują się muzycy z tak znakomitym dorobkiem w całkowicie nowym projekcie? Niels Van Hoorn jest długoletnim członkiem kultowej psychodelicznej formacji Legendary Pink Dots i cenionym muzykiem sesyjnym, podczas gdy Ty masz swój własny znany zespół Sonar Lodge z Marie-Claudine; byłeś także członkiem oryginalnego i niezwykłego zespołu Phallus Dei, do tego nagrałeś kilka świetnych albumów w stylu ambient. Jak to więc jest, zaczynać coś całkiem nowego pod nową nazwą, jakby ponownie debiutować?
Dla mnie jako muzyka, liczy się tylko ciągły rozwój. Tak było w całym moim życiu. Mniej ważne było, jak się tę muzykę nazwie i pod jakim szyldem będę ją tworzył. To jest stałe poszukiwanie nowych możliwości, nowych brzmień.
Z drugiej strony, tworzenie albumu jest zawsze intensywnym procesem, tak że w jakiś sposób odczuwam każdą nową płytę jak nowy debiut!
Twój pierwszy album ze Strange Attractor "Everything Is Closer" był wybuchową mieszanką jazzu, chilloutu, psychedelii. I tak jest również na "Mettle", ale muzyka jest spokojniejsza, bardziej wygładzona, idzie w kierunku eleganckiej, ultramelodyjnej stylistyki jazzowej. Jest też silniej oparta na tradycyjnych instrumentach, bez nadmiernego udziału elektroniki. Brzmi jak spokojna podróż w przestrzeni, bardzo filmowo. Powiedz mi więcej o produkcji tego albumu, o ludziach, z którymi go tworzyliście i o Twoich pomysłach w tym czasie.
Moja współpraca z Nielsem rozpoczęła się w ten sposób, że jako Sonar Lodge robiłem remiks jednego z jego solowych utworów. To nagranie, "Rorschach", które otwierało pierwszy album Strange Attractora, było początkiem naszej stałej współpracy. Obaj poczuliśmy wtedy to "iskrzenie" i chcieliśmy sprawdzić, co jeszcze moglibyśmy razem stworzyć.
Kiedy ukazał się pierwszy album, ok. połowy 2006 roku, Strange Attractor ewoluował od projektu studyjnego do "prawdziwego zespołu". Zdecydowaliśmy, że musimy przekształcić nasze nagrania studyjne w interesujące i zajmujące koncerty. Pomiędzy naszym pierwszym a drugim albumem zrobiliśmy trzy duże europejskie trasy i sądzę, że to miało duży wpływ na nasze nowe brzmienie.
Kilka nowych utworów właściwie powstało w pokoju prób, a rozwinęliśmy je na koncertach. Obecność pięknego jazzowego głosu Marie-Claudine - naszej głównej wokalistki, także jest ważna. Tak więc nowy album jest bardziej spójny brzmieniowo, bardziej odpowiada temu, co robimy na żywo.
Ludziom bardzo się ten album podoba i z pewnością nie unikniemy wielu porównań w recenzjach. Jakie były Wasze muzyczne i pozamuzyczne wpływy w czasie pracy nad "Mettle"?
Muzycznie czujemy związek z takimi artystami: The Cinematic Orchestra, Portishead, Flanger, David Sylvian, Massive Attack, Anja Garbarek, Jon Hassell, Air, Nina Simone, Tortoise, Jhelisa, Beck, David Bowie, Brian Eno, Attica Blues, Tuxedomoon, Bohren and der Club of Gore, Triosk, Moloko, Robert Wyatt, Soft Machine, Jaga Jazzist, Captain Beefheart, Mark Hollis, Talk Talk...
Jak wpadłeś na pomysł zgromadzenia tak wielu słynnych, a zarazem różnych muzyków na swoim albumie. David J z Bauhausu, Winston Tong z Tuxedomoon, Graham Lewis z Wire, Peter Christopherson z Throbbing Gristle, Psychic TV, Coil, Richard Sinclair z Caravan i Hatfield & The North. Przecież to cała historia nowej niezależnej muzyki! Wszyscy stworzyliście brzmienie tak nowoczesne i intrygujące, a równocześnie kojące i piękne...
Jesteśmy jako zespół Strange Attractor bardzo otwarci. I to jest piękne, bo wszystko rozwija się w naturalny sposób, każdą nową ideę dokładnie analizujemy.
Już na naszym pierwszym albumie pracowaliśmy z legendarnym wokalistą Edwardem Kaspelem (Legendary Pink Dots), Marie-Claudine i Richardem Sinclairem. Wszyscy ludzie, których zaprosiliśmy, są wspaniałymi muzykami o konkretnych poglądach, imponującym i autentycznym dorobku. Nie obawiają się nowych wyzwań. To nas z nimi łączy i dzięki temu są dla nas tak cenni.
Gdy nowe utwory nabierają kształtu, w pewnym momencie myślimy "ten kawałek byłby najlepszy z głosem jak...". Wtedy po prostu kontaktujemy się z tą osobą i pytamy, czy chciałaby dać swój głos i tekst. Dotychczas nikt nam nie odmówił... Oczywiście, wybór wokalistów odzwierciedla nasze muzyczne upodobania. Dla nas to wielki honor, gdy ludzie, którzy kiedyś nas kształtowali, dziś biorą udział w naszym projekcie.
Kiedy planujecie znów odwiedzić Polskę? Myślę że teraz, po Waszym nowym doskonałym albumie, znajdzie się naprawdę dużo osób chętnych, by przyjść i zobaczyć Was na żywo.
Graliśmy już koncerty w Polsce wiele razy i bardzo nam się podobało. Nie możemy się doczekać, kiedy znów się spotkamy - na pewno w 2009!
Dziękuję za rozmowę.