Reklama

"Las to moje jedyne hobby"

Fuck Off And Die" - czy ktoś nie rozumie? Norweski duet ze szwajcarską regularnością nie przepuszcza okazji, aby co roku po raz kolejny przypomnieć nam, że "prawdziwy metal" to nie kobieta na wokalu, kolorowe fatałaszki, wymuskane sesje foto czy brzmieniowy pedantyzm. O wydanej pod koniec września 2007 roku płycie "F.O.A.D", wypadach pod namiot i muzycznej konstytucji Darkthrone opowiedział Bartoszowi Donarskiemu "ten, który wie najlepiej", jak zawsze wygadany perkusista Fenriz, człowiek lasu.

Album "Fuck Off And Die" już dotarł do wiernych fanów Darkthrone. Myślisz, że ta płyta jest w stanie czymś ich zaskoczyć?

Nie, jeśli słuchali naszego dwunastego albumu, "The Cult Is Alive". Nowa płyta wydaje się być bardziej punkowa, ale tak naprawdę jest mniej punkowa, za to bardziej heavymetalowa. W kręgu swoich przyjaciół wciąż odkrywamy nowe zespoły NWOBHM i naturalnym jest, że gramy w stylu, którego cały czas słuchamy. Najprościej mówiąc, gramy to, co w danej chwili nas interesuje.

Od pewnego czasu nie wypuszczacie materiałów promo przed oficjalną premierą płyty. Czy ma to związek z tym, co stało się z "Sardonic Wrath" (2004), który "ukazał się" w sieci bodaj osiem miesięcy przed wydaniem? Od pewnego czasu obserwuję kolegów "ściągaczy", którzy przeżywają w związku z tym trudne chwile. Szczerze mówiąc, nawet mnie to cieszy.

Reklama

Jasne. Trzymamy muzykę - dosłownie - w sejfie. Zamiast (studia) "Strype Audio", używamy godnego zaufania miejsca do masteringu itd. Zarówno "Hate Them", jak i "Sardonic Wrath" pojawiły się na wiele miesięcy przed premierą. "Sardonic Wrath" znalazł się w internecie cztery dni po nagraniach, zanim nawet dostaliśmy nasze własne kopie do odsłuchu! To było szokujące! Uważam, że ludzie, którzy wprowadzają w ten sposób rzeczy do sieci są wyjątkowo żenujący! (śmiech).

No właśnie. Ale oni i tak nazywają siebie "prawdziwymi fanami". Potrafię jeszcze zrozumieć, gdy ktoś ściąga jakieś komercyjne śmieci, jednak w przypadku szczerej podziemnej muzyki, jak wasza, jest to niejako zaprzeczeniem tego, czym jest underground; kolekcjonowaniem płyt, czytaniem książeczek, pieszczeniem płyty, jakby była to najcenniejsza rzecz na świecie.

Wiele starych 7-calówek, demówek i tym podobnych rzeczy, pewnie nigdy nie zostanie wznowiona. Umieszczanie przez ludzi w sieci plików MP3 z nagraniami z lat 80. jest zdrowe i istotne. Dzięki temu ta muzyka wciąż żyje i daje po tyłkach. Wszystko to, o czym mówimy skłania nas do przygotowywania nawet jeszcze lepszych i fajniejszych książeczek.

Jak wieść gminna niesie, "F.O.A.D." jest kontynuacją "The Cult Is Alive". Z drugiej jednak strony mówicie, że jest to materiał bardzo zróżnicowany. Jak to w końcu jest?

Jako że po napisaniu każdego utworu od razu go nagrywamy, nie ma w tym żadnego głównego tematu. Dlatego każdy numer ma własną tożsamość. Myślę, że jest to faktycznie bardzo różnorodny album. Sporo w nim zaangażowania, mocnego grania, ale i ciężkich, dziwacznych rzeczy, tradycyjnych motörheadowskich rytmów i obłąkanych wokali.

Była tym razem jakaś różnica w sferze robienia albumu, porównując z kilkoma poprzednimi materiałami? Metoda pracy jest wciąż ta sama?

Sposób pracy był dokładnie taki sam, jak przy "The Cult Is Alive". Zabieramy się do rzeczy, kiedy tylko jakiś riff wpadnie nam do głowy. Następnie ustalamy termin spotkania w sali prób i zamontowania przenośnego studia "Necrohell II", po czym nagrywamy dwa kawałki. Za trzy miesiące robimy to samo. Nie mamy żadnej próby dźwięku, sprawdzamy tylko, czy wszystko świeci się na zielono. A potem otwieramy browary, uczymy się utworu i zaczynamy nagrywać. Wokale nagrywałem później, wieczorem, zawsze tylko jedno albo dwa podejścia. Nie j**iemy się z tym.

Oceniając po tym, co usłyszałem na EP-ce "New Wave Of Black Heavy Metal", muzyka wciąż ma w sobie ten punkowy / rockowy klimat, ale jest jednocześnie powrotem do prymitywnej przeszłości. Czasami kojarzy się to nawet z "Goatlord". Dla mnie to trochę taki powrót do podstaw brzmieniowej szpetoty i surowości. Zgodziłbyś się z tym?

Inne zespoły często wracają do własnych korzeni i ponoszą klęskę. Dzieje się tak dlatego, że nie zagłębiają się w to wystarczająco mocno. Nadal opatrują to współczesnym brzmieniem, nie mają jaj, żeby mieć w d**ie to, co sądzą inni. My idziemy jeszcze dalej.

Sporą inspiracją była dla nas muzyka z lat 70., poszperaliśmy też trochę w latach 60.. Ja sam jestem pod wpływem The Sonics z 1964 - pierwszej wielkiej punkowej kapeli (frajerzy, zapomnijcie o 1977). Nasza muza jest kwintesencją rock'n'rolla lat 50. Jak widzisz, sięgamy do najgłębszych korzeni!

Sam tytuł mini-albumu - "New Wave Of Black Heavy Metal" - nie jest to czasami taka proklamacja na własną rękę, w stylu "my wiemy najlepiej"? Czy to czasem nie historia uciera takie slogany? Żebyśmy się dobrze zrozumieli, ja mam to gdzieś, ale mój kumple na ten przykład stwierdził coś w stylu: "To mi się nie podoba. Jak ktokolwiek ma czelność mówić coś takiego we własnym imieniu"?

A kto pierwszy powiedział "New Wave Of British Heavy Metal"? Samookreślanie to polityka. W świecie metalu jestem zdecydowanie najbardziej upolityczniony. W tej materii podążam śladami Quorthona z Bathory. A poza tym, ludzie z największym doświadczeniem i największymi kolekcjami płyt wiedzą przecież najlepiej (śmiech).

Ludzie niepewni zaczynają się wkurzać, zaś ci, którzy znają metal przyznają mi rację w geście zrozumienia. Ja tylko wpadłem na tytuł, który nie jest potwornie nudny. Czy byłoby lepiej, gdybym nazwał tę EP-kę "Satan's Crusade" lub coś w tym guście? Ludzie powinni przestać zanudzać mnie na śmierć, tak to widzę.

Czy twój kolega mówił to samo, gdy wyciągnęliśmy na światło dzienne "True Norwegian Black Metal"? Zanim twój ziomek zacznie upominać się o prawa historii, może najpierw powinien ją poznać...

"Fuck Off And Die" jest w tej kwestii jeszcze bardziej dosadny. Przekaz jest raczej jasny. To też jedynie dobrze brzmiący, wyjątkowo "oryginalny" tytuł? A może odzwierciedla ogólną zawartość tej płyty, powiedzmy - "my kontra reszta świata"?

To najbardziej pierwotne wyrażenie metalowej sceny lat 80. A to jest nasz jedyny, prawdziwy dom w świecie metalu. Ja wywodzę się z podziemnej sceny lat 80. Sceny, która była różnorodna i porządna, bez chat roomów, w których swoje małe interesy załatwiają jakieś pędraki.

Na mini-albumie znalazł się, zaśpiewany przez ciebie utwór "Canadian Metal". Czy kanadyjska scena to muzyka, którą cenisz sobie najbardziej? W końcu nie tak często stajesz przed mikrofonem, więc podejrzewam, że jest to dla ciebie coś ważnego.

Jasna sprawa. Wielki metal nie zna granic. To jest, ku***, ogólnoświatowe! Ale to, co było najfajniejsze u niektórych kanadyjskich zespołów thrashowych, polegało na tym, że mieszali style z Europy i Stanów. Jak choćby Sacrifice.

EP-kę podsumowuje przeróbka "Bad Attitude" Testors, amerykańskich punkrockowców z końca lat 70. Powiedz, jak wpadłeś na ten zespół? Zapewne zdajesz sobie sprawę, że większość waszych fanów nie ma zielonego pojęcia, co to Testors. Chyba, że to tylko ja...

Jeśli choćby tylko jedna osoba po przesłuchaniu tego numeru odnajdzie i odkryje The Testors, będzie to znaczyło, że zadanie zostało wykonane. Od zawsze korzystamy z naszej pozycji, aby przypominać inne wspaniałe grupy. Również na okładkach naszych płyt; nasz człowiek ma naszywkę Deathhammer. To mój pomysł na przypominanie w ten sposób nieznanych thrashowych załóg. Joel (Grind) zrobił to samo na albumie Toxic Holocaust. Koleś na okładce ma koszulkę Rigor Mortis.

The Testors poznałem, bo mój kolega, fanatyk muzyki i wokalista w Pirate Love, dał mi kilka ich kawałków. Później Bradley Smith z webzina Nocturnal Cult podesłał mi ich całą dyskografię. Stoi więc za tym już pewna historia. Dalej okazało się, że każdy, kto ich usłyszał (każdy kochający muzykę i posiadający obszerne zbiory płyt), uwielbia ten zespół. Dlatego uważam, że zrobiliśmy coś dobrego.

Czy ktokolwiek wiedział coś o Wall Of Voodoo zanim Celtic Frost ich nie przerobili? Jak widzisz, ludzie nie powinni się ze mną w tym temacie spierać.

Z innych spraw. Jaka jest aktualnie twoja rola w waszej firmie Tyrant Syndicate? Nocturno Culto jest zdecydowanie bardziej widoczną osobą na tym gruncie. Co zatem należy do ciebie? Łowisz talenty?

Łowię talenty? To tylko podwytwórnia! Polega to tylko na wydawaniu płyt. Nic więcej. Podobną, typową podwytwórnią była np. Necrosis, za którą stały chłopaki z Carcass w ramach Earache Records. Na Tyrant nie zarabiam żadnych pieniędzy. To nie mój pomysł, nie moja wytwórnia. To wszystko wymyślił Ted (Nocturno Culto), choć to ja wymyśliłem nazwę dla tej firmy i ściągnąłem dwa pierwsze zespoły, z którymi podpisano kontrakt - Aura Noir i Old.

Ted ma coś nowego na oku?

Nie wiem, to nie moja wytwórnia. Lepiej sprawdź naszą stronę na Myspace, wrzucam tam sporo interesujących grup w sekcji Top Friends. Na tym przykładzie też widać, że wykorzystuję swoją pozycję, by wspierać inne kapele. Zawsze tak robię, a nie opowiadam bzdetów o innych zespołach, choć czasami i tak muszę to robić (śmiech). Wspierajcie Nocturnal z Niemiec - maksymalnie zajebiste piekło w stylu oldskulowego thrashu.

Jakie jest twoje zdanie na temat niedawno wydanego DVD "Misanthrope..." autorstwa Nocturno Culto? Rozumiesz coś z tego?

Oczywiście. To typowy sposób myślenia, bycia, humor i emocje Teda i nas wszystkich. Tak bym to określił.

Na DVD widzimy, jak chodzicie po lasach, siedzicie przy ognisku, odwiedzacie chatki w leśnych ostępach. Czy tak właśnie często spędzacie wolny czas?

Właśnie wczoraj wróciłem z sezonowej wyprawy namiotowej numer 26. Daj znać, jak spotkasz kogoś, kto obozuje w lesie częściej niż ja. Teraz w nocy było już dość zimno. Mokry ręcznik, którym przykryłem picie był rano, o 8.30, sztywny od mrozu (śmiech)!

Z takich wypraw wracam też z tymi wszystkimi zdjęciami (które wykorzystujemy na płytach). Nie potrzebujemy bajeranckich sesji fotograficznych, niczego takiego. Nigdy nie ma nas na okładkach magazynów, bo nie łazimy po studiach fotograficznych i nie mamy gejowskich, plakatowych sesji foto. Mam ubaw z okładek metalowych magazynów, rzadko też biorę któryś do ręki.

Las to moje jedyne hobby. No może lubię jeszcze chodzić na dziwne filmy (z lat 20. do współczesnych) w lokalnym klubie kinomana. Tutaj w Norwegii jestem znany ze swoich zainteresowań dziką przyrodą. Często udzielam na ten temat wywiadów.

Nie wiem do końca, jak to ująć, ale wydaje się, że nie traktujesz świata dookoła ciebie zbyt poważnie. Wygląda na to, że masz zdrowy dystans do otaczającej cię rzeczywistości, podchodzisz do wielu spraw z sardonicznym uśmiechem, niż do bólu na serio, nawet jeśli masz zwykłą robotę i tego typu kwestie. Nie sądzisz, że to jeden z powodów, dzięki któremu Darkthrone wciąż odnosi sukcesy? Bo przecież nie macie ani efektownego wizerunku, nie gracie koncertów, ani nie jesteście też najlepszym zespołem na świecie w sensie umiejętności. Muzyka to wy i vice versa.

Darkthrone to dzieło mojego życia. Ten zespół jest ze mną w każdej sekundzie, muzyka jest ze mną, prawdziwy metal jest ze mną. Od zawsze staram się znaleźć źródło metalu. Tymi ścieżkami podążam coraz głębiej. Moje motto brzmi: Ten, który usłyszał najwięcej muzyki, wygrywa.

Nie jestem jednak totalnym maniakiem. Moja kolekcja płyt powiększa się co roku o jakieś 700 pozycji. Odżywam w leśnym obozowisku z piwem w ręce i słuchając pierwszego Nuclear Assault, w porządku? Czekam aż zapalą się gwiazdy.

Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, mówiłeś, że musiałeś zostawić swoją kobietę samotną w łóżku, żeby udzielić tamtego wywiadu. Mam nadzieję, że tym razem nie był to aż taki kłopot!

(Śmiech) Dobre! Wiesz, udzielając wywiadów zawsze jestem trochę rozłoszczony. Liczę, że to cię za bardzo nie martwi i nie zrujnuje ci weekendu! Mówię to do was wszystkich! Spróbujcie zrozumieć, dlaczego jestem tak wkurzony. Ludzie zawsze chcą się ze mną sprzeczać. Dzięki temu jestem dziś dobrym dyskutantem, choć bardzo nerwowym (śmiech). Wspierajcie prawdziwy metal, jak Demon's Gate i Alpha Centauri!

Dzięki za rozmowę!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: śmiech | muzyka | hobby | metal | L.A.S.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy