"Jeden krok naprzód, tysiące wstecz"
Choć premierę czwartego albumu Stillborn zaplanowano na 1 września, nie ma co liczyć, by "Los Asesinos del Sur" wybrzmiał na którejś z gal inaugurujących rok szkolny 2011.
Muzycy Stillborn, znani też w pewnych kręgach jako "Mordercy z Mielca", są tu jak "dzieci z doświadczeniem starca", krnąbrni, a zarazem wyrafinowani, wściekli, a jednocześnie zdyscyplinowani. Jak świadomy regres przekuć w postęp w rozmowie z Bartoszem Donarskim wyjaśniali ataman Tolovy (bas / wokal) i Killer (gitara / wokal).
Lada chwila na rynek trafi wasz nowy album. Patrząc pod kątem muzycznym, płyta wydaje się bardzo starannie przemyślana. Trzy lata jakie minęły od poprzedniego albumu zdają się to potwierdzać. Czy proces powstawania "Los Asesinos del Sur" miał nieco inny kształt?
Ataman Tolovy: - Nie pracowaliśmy nad nią trzy lata, nie mieliśmy tyle czasu ani chęci. Co prawda trzy numery zrobiliśmy jeszcze z Ikarozem w składzie, ale później skoncentrowaliśmy się na Genius Ultor, choć może było to wcześniej, nie pamiętam. Wiem w każdym razie, że co innego zajmowało nam czas i dopiero w drugiej połowie 2010 zabraliśmy się za pracę nad muzyką wypełniającą nowy album. Sam proces był bardzo podobny do poprzednich, August napier*****, myśmy naparzali, a Killer cieszył się jak dziecko, ogłaszając to wszem i wobec za pomocą wrzasków, charkotów, konwulsji, i wiedzieliśmy, że to jest dobre.
Przy całej wściekłości, jaka bije z tego albumu, udało się wam uzyskać całkiem potężny klimat, który daje o sobie znać zwłaszcza w cięższych partiach. Czy pod względem różnorodności nie jest to także spory krok do przodu?
Ataman Tolovy: - To jest moim zdaniem zajebisty krok do tyłu, a cytując własny tekst "jeden krok naprzód, tysiące wstecz". Oddaliśmy własne emocje, własny klimat i własne rozumienie gatunku, w którym przyszło nam się dusić.
Grając tak ekstremalnie jak wy łatwo o wywołanie w słuchaczu efektu znużenia. Wam udaje się tego uniknąć. W czym waszym zdaniem tkwi recepta na ciekawe granie w ekstremalnym wydaniu?
Ataman Tolovy: - Jeżeli ktoś nie żyje taką muzyką i tak będzie znużony. Najlepiej niech się położy spać i prześpi całe życie. Na tej płycie, bardziej niż na wcześniejszych, poszczególne utwory żyją własnym życiem. Mają niejako swoje miejsce w szeregu, a odpowiednie ich ułożenie, które zawdzięczamy intuicji wodza naczelnego, robi swoją robotę. To niejako prowadzi słuchacza, przenosi go z jednego spektrum uczuć do innego w taki sposób, że stwarza to wrażenie większej różnorodności niż jest w rzeczywistości.
Czy w takim razie patrząc z perspektywy czasu można mówić o jakimś kierunku rozwoju muzyki Stillborn? Pytam, bo w waszej muzyce najważniejsze są zawsze emocje, mimo to trudno uwierzyć, żeby to wszystko powstawało "na żywioł". Jak więc jest?
Ataman Tolovy: - Teraz wyjdzie, że tworzymy mit, chociaż i tak cały czas go tworzymy. Materiał powstał na żywioł. Rozwój muzyczny Stillborn skierowany jest wstecz, tak żeby odnaleźć zagubione niegdyś pierwiastki oraz wykorzystać pomysły czy muzyczne idee, których nie można było zrealizować albo nie miał ich kto zrealizować wcześniej. To tak, jakby stać się dzieckiem z doświadczeniem starca.
Nagrywaliście ponownie w tym samym studiu. Wygenerowane tam brzmienie jest co najmniej obskurne. Wyszło bardzo wulgarnie, ale chyba o to chodziło?
Ataman Tolovy: - A jak myślisz? Natomiast pragnę zwrócić uwagę, że "Esta Rebelión Es Eterna" (2008) nie nagrywaliśmy w tym studio. I to był błąd.
Już dawno miałem zadać wam to pytanie. O co właściwie chodzi z tymi hiszpańskimi tytułami płyt? Przypadek, który z czasem zmienił się w regułę?
Killer: - To jest tak, że "jeżeliby nam ktoś na przykład, rozumiesz, porwał naszą furę i by go złapali, to nam muszą oddać samolot, rozumiesz i to jest właśnie tradycja - że nam muszą oddać!". Hiszpański natomiast to pełen kur****** język Śmierci i dlatego przypadek ten zmienił się w regułę.
Poza angielskimi tekstami, na płycie pojawia się też numer w języku polskim ("Kot Wolanda"). Czy nie jest to czasem pierwszy tego rodzaju zabieg w waszej historii? Swoją drogą, lubicie twórczość Bułhakowa?
Ataman Tolovy: - Stałem w kolejce do lekarza (tzn. paliłem śluga, bo strasznie nudno w kolejkach), wyciągnąłem telefon, zadzwoniłem do Killera i powiedziałem: Ten numer robimy po polsku, po angielsku to se go można w dupę wsadzić. A on już o tym pomyślał równolegle. Wolę pisać po polsku, angielski jest dla prostaków. Co do twórczości Bułhakowa, wstyd się przyznać, ale nie znam twórczości Bułhakowa. Znam tylko "Mistrza i Małgorzatę", czytaną wielokrotnie w różnych okresach życia. Co ciekawe, powstała ona na zamówienie wujka Josifa Wisarionowicza.
Na płycie widnieją reprodukcje obrazów Kamila Kulki. Jak doszło do tej współpracy?
Ataman Tolovy: - Moja nadobna małżonka wysłała mi kiedyś link do jego portfolio, w ten sam dzień byłem już umówiony na spotkanie.
Album sygnowany jest logiem Ataman Productions. Skąd ten pomysł?
Ataman Tolovy: - Nie mamy chęci dać się starzeć temu materiałowi. Plany wydawnicze wszyscy mają pozajmowane, płodny ten metal jest okrutnie. Jeden kolega wodził nas za nos trzy miesiące, płyta mogła się zatem ukazać w maju czy czerwcu. Ale pierwszy września to też wspaniały dzień.
Szykujecie jakąś powakacyjną ofensywę? Gdzie będzie można was zobaczyć?
Ataman Tolovy: - Nie wiem. Jeśli zagramy, to kilka koncertów w kraju, więcej nie ma po co.
O ile się nie mylę, już za kilka miesięcy Stillborn obchodzić będzie 15. urodziny. Nie sądzicie, że strasznie szybko to zleciało. A może pokusicie się o coś specjalnego na tę okazję?
Killer: - Za jakieś pół roku z hakiem ten magiczny czas nastąpi. Mam nadzieję, że uda się wydać coś ładnego na winylu i taśmie. Na razie jednak żadne konkrety nie są jeszcze ustalone, a jedna czwarta z nas może się przekręcić (i nie mam tu siebie na myśli) i trzeba będzie tworzyć nowe mity oraz pisać legendy.
Widziałem was w biegu na Brutal Assault. Coś szczególnie utkwiło wam w pamięci z tej imprezy?
Ataman Tolovy: - Khie, khie, buhahaha.
Killer: - Śląski bimber i Absu, które mimo chu***** pory rozj****! Proscriptor rządzi!
Dzięki za rozmowę.