"Im głośniej, tym lepiej"

Może się okazać, że album "Neonowa" gitarowej grupy iNNi może być ostatnim nagranym pod tym szyldem. Lider formacji Artur Szuba w rozmowie z Michałem Boroniem jednak uspokaja, że to na pewno nie koniec działalności, lecz zapowiedź zmian.

Artur Szuba (iNNi)
Artur Szuba (iNNi) 

"Neonowa", trzeci album grupy iNNi, został nagrany dzięki finansowemu wsparciu fanów skupionych w serwisie Megatotal.pl. Zawiera 11 utworów utrzymanych w stylistyce melodyjnego rocka z elementami nowej fali rodem z lat 80.

Na początek deklarujecie "Niech nie będzie spokojnie" i faktycznie nie jest. To chyba najlepszy moment płyty, nieco orientalizujący. Skąd u was takie wschodnie wycieczki?

- Bo to wdzięczne klimaty są, takie urokliwie niepokojące (śmiech). To kompozycja naszego klawiszowca Tomka Skrzypca. Jak nam to przyniósł na próbę, to twierdził, że ma taki irlandzki nieco kawałek. Kiedy się wzięliśmy za aranżację zespołową, to odjechaliśmy dużo bardziej na wschód...

Czy fakt, że nagraliście tę płytę dzięki finansowemu wsparciu fanów jakoś wpłynął na waszą muzykę? Czy kierowaliście się tym, żeby tego zaufania nie nadużyć i nagrać coś, co się wcześniej sprawdzało, czy właśnie stwierdziliście, że teraz nie będzie żadnych ograniczeń?

- Nigdy nie było dla nas żadnych ograniczeń. Nigdy też nie robiliśmy muzyki "pod kogoś". To samo się tworzy. Ukłon w stronę naszych inwestorów oczywiście wielki, ale nie mieli wpływu na samą muzykę. Na okładkę i owszem (uśmiech). W ramach konkursu zaproponowaliśmy im kilka grafik, a "megatotalowcy" głosowali na wybrany przez siebie projekt. W rezultacie wszystkie te projekty scalił w całość nasz serdeczny kolega grafik - Jaro Malik.

Mam wrażenie, że szczególnie środkowa część "Neonowej" trochę się zlewa, że brakuje w niej odwagi, elementu zaskoczenia, przełamania, które słychać np. w "Niech nie będzie spokojnie" i finałowym "Uroboros".

- Przyznam się bez bicia, że z różnych przyczyn nagrywanie tych piosenek bardzo się przedłużało. Niestety, nastąpiło swego rodzaju zmęczenie materiału. Nie bez znaczenia jest też fakt, że ja mieszkam w Warszawie, a reszta zespołu w Choszcznie i Szczecinie. Odległość nas dzieląca bywała uciążliwa dla tzw. procesu twórczego...

- Nie wszystko wyszło tak jak bym chciał, ale są też piosenki, z których jestem bardzo zadowolony. Tak czy inaczej, tym wydawnictwem zamykamy pewien okres naszego zespołowego i prywatnego życia. Przed nami duże zmiany, w tym personalne, co z pewnością wpłynie na nowe piosenki. To, czy nadal firmowane będą szyldem iNNi, okaże się już w najbliższych tygodniach.

Opowiedz o powstaniu nagrania "Uroboros", to chyba pierwsza próba zmierzenia się z nieco inną, bardziej rozbudowaną formą?

- Każdą z naszych trzech płyt kończymy w podobny sposób. Pozwalamy sobie na odbiegnięcie od zwyczajowej formy piosenki. Więcej w tych finałowych dźwiękach eksperymentów, zabawy elektroniką, melorecytacji, itp. Bardzo lubię te finały i szczerze mówiąc marzy mi się cała płyta w takiej formie. Kto wie, może taki właśnie będzie następny krążek?

W tym utworze słychać głos twojego syna Maksa. Pamiętam, jak rozmawialiśmy poprzednio, kiedy to Maks miał dopiero przyjść na świat. Jak mu się podobają pierwszy muzyczne przygody? Ma swoje ulubione utwory iNNych?

- O to musiałbyś zapytać samego Maksa (śmiech). Ilekroć włączam jakiś nasz kawałek radośnie krzyczy: O! to tata śpiewa. Maksiak bardzo lubi gitarową muzykę. Im głośniej, tym lepiej. Życie w iNNym świecie z pewnością już zaakceptował - bardzo chętnie chadza z nami na wywiady do stacji radiowych, studia czy hasa na koncertach. Niedługo skończy 4 lata, a już widać, że tak jak jego rodzice jest "rock'n'rollowcem" (śmiech).

Muzycznie zaczęliście nieco odchodzić od tej specyficznej "republikańskości", słychać, że nieobce są wam klimaty szczególnie melodyjnego brytyjskiego rocka z lat 80. wyznaczane przez takie nazwy, jak U2 czy Simple Minds. Dobrze wyłowiłem?

- Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczny za takie stwierdzenie. Republikańską łatkę przypięto mi tak mocno, że co bym nie robił nie mogę się jej pozbyć. A naprawdę bym chciał. Owszem, lubię i cenię Republikę, ale jest cały ogrom muzyki, która mnie wypełnia, która w jakiś sposób się na mnie składa. Tak, masz rację, jest to brytyjski rock lat 80., choć bliżej mi do The Cure niż U2, poza tym nowa fala i niemal cała twórczość ze stajni 4AD.

Obok twojego głosu pojawia się fajny kontrapunkt w postaci wokalnej obecności Igi Miernik, wprowadzającej ciekawe uspokojenie. Planujecie jakoś kontynuować współpracę, czy to jednorazowa akcja? Jak na siebie trafiliście?

- Przyprowadził nam ją nasz perkusista Kaziu Kamiński. Znali się z warsztatów muzyki gospel. Iga ma głosisko większe od niej samej i udziela się w różnych projektach, ale od tej płyty jest już iNNa i mam nadzieję, że zagości u nas na dłużej.

W "Niech nie będzie spokojnie" pojawia się zwrot "Wszystko już było", czy to dlatego sięgnęliście po piosenki "Tylko sny" i "Rytuał" znane wcześniej z grupy Marians?

- Nie, oczywiście nie wszystko już było (śmiech). Cytowany przez ciebie zwrot, dotyczy znudzenia życiem, ale w piosence zagrzewamy do codziennego zmagania z nim, bo warto (uśmiech). Piosenki Mariansów, znalazły się na naszej płycie, bo bywam sentymentalny... Poza tym lubię przynajmniej kilka piosenek, które zdarzyło mi się współtworzyć w początkach swojej około muzycznej działalności. Kiedyś nie mogły być nagrane lub były to wersje niekoniecznie nadające się do szerszej prezentacji. Znając siebie, to na pewno wyciągnę jeszcze jakieś archiwalia.

Kiedyś wspominałeś, że z tym zespołem wystąpiłeś w Uzbekistanie. To chyba najbardziej egzotyczne miejsce, w którym grałeś?

- Wiesz co... tak. Cały wyjazd był niewiarygodny, choć wcale nie z Mariansami, tylko z jego mutacją - Marianny i Noe. Grał tam między innymi Jacek Szymkiewicz (Pogodno). Podróż trwała około tygodnia, a na miejscu byliśmy drugie tyle. Graliśmy w jakiś dziwnych abstrakcyjnych miejscach takich jak aula studencka, Dom Kultury, ale i zakład pracy, w którym na nasz koncert zgonili pracowników fabryki. Na jednym z koncertów poprosili nas żebyśmy zaśpiewali jakieś narodowe rzeczy, nie potrafili zrozumieć, że jesteśmy rockową formacją. Wyłączyliśmy przestery i jakoś to łyknęli. Wszechobecne karaluchy, wizerunki Lenina i obrzydliwe piwo. Ale przygoda była fantastyczna. Zabrali nam w pociągu paszporty, bo jechaliśmy nie tymi liniami, którymi powinniśmy. Łapówę chcieli, jak nic. Gdyby nie moja ówczesna żona, która wyrwała facetowi nasze dokumenty i w ostatniej chwili wskoczyła z nimi do pociągu, to pewnie utknęlibyśmy tam na dłużej. Pamiętam też chłopaka, który proponował nam broń za walkmana...

Spodobał mi się zwrot o twoich tekstach "skupiających się na stanach depresyjno-lękowych jednostki w neonowo-telewizyjno-komputerowo szybkim świecie". To jak jest z wami, ten świat budzi faktycznie takie stany? Jakie masz rozwiązania, by je nieco oswoić?

- Dla takich przewrażliwionych mięczaków jak ja, to świat bywa chwilami naprawdę straszny i trudno się w nim odnaleźć. Ufnie rzucamy się w to co życie nam niesie, by zgubić się gdzieś w tym szalonym pośpiechu. Odnoszę wrażenie, że po jakimś czasie bycia w takim stanie, sami jesteśmy, jak SMS-y, które z lubością wysyłamy. Niestety, nie mam jakiejś zbiorowej recepty na radzenie sobie z depresją. Ja oswajam te stany właśnie pisaniem. Papier to dla mnie taki konfesjonał, a raczej "konfesłował". Każdy z nas musi znaleźć czy też wypracować swój własny sposób. Przeraża mnie też myśl, że mógłbym się poddać, utknąć w fotelu z pilotem w dłoni...

W "@" można odnaleźć echa szaleństwa niezwykle popularnych serwisów społecznościowych, ale sami z nich korzystacie i raczej traktujecie jako kolejną szansę do wykorzystania, pokazania się, a nie dopust boży?

- Pisząc tę piosenkę uważałem, że ludzie zwariowali na tym punkcie, że to trochę chore przenosić aż tak bardzo rzeczywistość do wirtualnego świata. Ludziom mieszają się te dwa światy. Teraz uważam, że jeśli wiemy gdzie jest granica, to wirtualny świat daje niestworzone możliwości. Oczywiście jesteśmy uczestnikami tych wirtualnych przygód, choćby wspomnianego już przez Ciebie portalu Megatotal.pl. Poza tym dzięki sieci poznałem... swoją żonę (śmiech).

Dzięki za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas