Reklama

"Francuzi nie lubią angielskiego"

Jak się okazuje, indie rock to nie tylko domena Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Coraz śmielej w tym towarzystwie poczyna sobie znana dotychczas z Serge'a Gainsbourga, Jeana Michela Jarre'a i nurtu "french touch" (Air, Daft Punk, Telepopmusik) Francja. Po Phoenix ten kraj wydał na świat kolejny interesujący zespół, swobodnie poruszający się po terytorium niezależnej muzyki gitarowej. Mowa o grupie Kim Novak, z którą z okazji premiery debiutanckiej płyty "Luck and Accident" rozmawiał Artur Wróblewski.

Jak to już bywa w przypadku Francuzów, ich angielski nie jest - delikatnie mówiąc - celujący. Stąd gitarzysta o intrygującej ksywie Hairday tłumaczył pytania wokaliście Jérémiemu (śpiewającemu na płycie płyną angielszczyzną!), by następnie skompilować "wypowiedź zespołu". Przeczytajcie zresztą sami jakie dało to efekty.

Zanim zaczniemy rozmawiać o waszej debiutanckiej płycie, pomówmy o wydarzeniu prawie historycznym. Radiohead wydali album "In Rainbows" w bardzo rewolucyjny sposób. Płytę można ściągnąć z ich oficjalnej strony za cenę, którą wyznacza się samemu...

Reklama

Podziwiamy odwagę Radiohead i uważamy ich pomysł za świetny. Ale tego typu premiery są możliwe w przypadku wielkich i znanych zespołów. Niestety, takie "małe" i mało znane zespoły jak my, nie mogą sobie pozwolić na tego typu biznes... Radiohead są bogatymi ludźmi, nie potrzebują już pieniędzy, ani wsparcia wytwórni. Z nami jest inaczej. Potrzebujemy pieniędzy na przykład na sesje nagraniowe. W ogóle na życie (śmiech). I potrzebujemy promocji, którą może nam zapewnić wytwórnia. A której Radiohead, jako największy zespół na świecie, już nie potrzebuje. Zresztą takich zespołów jest więcej. Mają swoją publiczność i nie potrzebują pomocy wytwórni płytowych.

Z drugiej strony internet to także atut mało znanych zespołów. Zanim otrzymałem wasz album od polskiego dystrybutora "Luck and Accident", znalazłem was przypadkowo na My Space...

Tak, ale niestety przez My Space nie możemy sprzedawać naszej płyty. Ani ściągać pojedynczych utworów...

No tak... Pozostańmy jeszcze przez moment przy Radiohead. Ile zapłacilibyście za "In Rainbows"?

(śmiech) Spróbowalibyśmy Radiohead za darmo! Jeżeli płyta nam się spodoba, to kupimy ją później w sklepie (śmiech).

Oj, nieładnie... (śmiech)

(śmiech) Oni są bogaci!

Dobra, przejdźmy zatem do waszej muzyki. Amerykanie mają Interpol, Brytyjczycy Editors, a Francuzi Kim Novak. Zgadzacie się?

Nie (śmiech)! Uważamy, że nasza muzyka nie jest podobna do utworów Interpol. Jeśli chodzi o Nowy Jork, to zdecydowanie bliżej nam do The Velvet Underground. Albo Davida Bowiego, choć on w Nowym Jorku tylko mieszka (śmiech). A Editors nam się po prostu nie podobają.

Czyli czerpiecie bardziej z tradycji niż ze współczesności?

Zdecydowanie tak. Poza tym uwielbiamy francuskich wykonawców. Tych starszych, jak na przykład Serge Gainsbourg, jak i nowych. Znasz taki zespół Phoenix?

Tak.

Uważamy, że oni i Air to najlepsi obecnie francuscy wykonawcy. A wracając do Interpol, to bardzo podoba nam się ich pierwsza płyta "Turn On The Bright Lights". Natomiast Editors... Nie lubimy tego zespołu. I na pewno nie można stawiać nas w jednym szeregu z nimi.

Ale chyba czujecie się częścią gitarowej sceny indie?

W pewnym sensie tak. Jeżeli już mielibyśmy wymienić jakiś współczesny zespół, który jest dla nas wzorem, to byliby to Arcade Fire.

Jeżeli już wymieniliście Kanadyjczyków... Pracowaliście z Markusem Dravsem, która na koncie między innymi produkcję płyt Arcade Fire...

Niestety, nie wyglądało to tak różowo jak możesz przeczytać w press release... Szczerze mówiąc nie mieliśmy okazji poznać osobiście Markusa, który tylko otrzymywał mailem nasze utwory i komentarze. A "Luck and Accident" wyprodukował Frank Chevallier, który wykonał kawał dobrej roboty.

Masz rację. Gdybym miał debiutujący zespół i usłyszał waszą płytę, byłbym bardzo zazdrosny o tak dobre piosenki (śmiech).

Mówisz poważnie?

Tak. Nie będę was za bardzo chwalił (śmiech), ale "Luck and Accident" to jeden z lepszych debiutów 2007 roku. Gratuluję.

Przetłumaczę to Jérémiemu (po chwili w tle słychać okrzyk radości). Chyba słyszałeś reakcję (śmiech). Cóż mogę powiedzieć? Jest nam bardzo miło słyszeć te słowa. I to jeszcze od kogoś z Polski... Jesteśmy bardzo dumni z tej płyty i jeszcze bardziej szczęśliwi, że ktoś czuje podobnie. Powiem ci, że we Francji nasza sytuacja jest dosyć specyficzna, ponieważ ciężko jest tu debiutować z anglojęzycznym albumem. I w ogóle alternatywna muzyka gitarowa u nas nie ma się najlepiej...

To czego w takim razie słuchają Francuzi?

Francuskich piosenek (śmiech). Chanson. U nas jest wielka i mocna tradycja nagrywania piosenek po francusku. A zespoły śpiewające po angielsku są oskarżane o plagiat i odgapianie od wykonawców brytyjskich i amerykańskich. Nawet, jeśli brzmią kompletnie inaczej. A my od zawsze słuchaliśmy właśnie takiej muzyki, a nie francuskich piosenek.

Mam zatem rozumieć, że "Luck and Accident" będziecie chcieli promować w Wielkiej Brytanii?

Bardzo byśmy tego chcieli.

Mam nadzieję, że przy okazji traficie też do Polski. Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lubień | Phoenix | Indie | Radiohead | francuzi | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy