"Emocje determinują nasz przekaz"
Pod koniec maja 2006 roku do sklepów trafił studyjny album "Lights" zespołu Archive. Formacja ma specyficzny status - jest bardzo popularna we Francji, Belgii, Hiszpani i także Polsce, ale na Wyspach Brytyjskich ? skąd pochodzą jej liderzy, Danny Griffiths i Darius Keeler ? jest wciąż anonimowa. Dodajmy, że tuż przed nagraniem "Lights" w Archive pojawił się nowy wokalista, Amerykanin Pollard Berrier, który zgłosił się do zespołu... sam. Właśnie o frontmanie, nowej płycie i specyfice brytyjskiego rynku Paweł Amarowicz rozmawiał z Dannym i Pollardem.
Pollard Berrier jest waszym nowym wokalistą. Co możesz o nim powiedzieć?
Danny Griffiths: Jak sam widzisz, gość jest w porządku (śmiech). No, może jedyna jego wada to fakt, że jest Amerykaninem (śmiech).
Jak byście porównali wasz nowy album "Lights" z poprzednimi dziełami Archive?
Danny Griffiths: Hmm, nie wiem, czy jakoś specjalnie się różni od poprzednich. Na pewno jest inny, w końcu jesteśmy zupełnie nowym zespołem ? dołączyli do nas Pollard i Dave [Penney ? przyp. red.]. I to mnie bardzo cieszy, to dla nas wielka szansa...
Dave dołączył do nas w 2004 r. i swój pierwszy koncert zaliczył właśnie w Polsce, w Warszawie. A Pollard doszedł jesienią ubiegłego roku. Zatem wszystko jest jeszcze dla nas bardzo świeże i nowe, co na pewno przekłada się na muzykę...
A co do tekstów, to może trochę bardziej poruszamy sprawy społeczne, personalne.
W jednym z telewizyjnych wywiadów stwierdziliście, że "Lights" wyraża wasze emocje. Jakie to emocje?
Pollard Berrier: To przecież jasne, że nie możesz tworzyć i pisać, czy tworzyć muzyki, bez emocjonalnego nastawienia do tego, co robisz. Emocje, uczucia, to sprawy, które dla takiego zespołu jak Archive są najważniejsze. To determinuje nasz przekaz i to, co chcemy w naszej muzyce zawrzeć.
"System" to tytuł pierwszego singla, do którego nakręciliście klip...
Pollard Berrier: Musieliśmy się bardzo szybko z nim uwinąć. Bardzo ważna była dla nas w tym teledysku strona wizualna, ruch... Chcieliśmy osiągnąć hipnotyczny nastrój i udało nam się to.
Najważniejsze, by muzyka korespondowała z tym, co się widzi. Podoba nam się i chyba to wszystko, co chcemy na ten temat powiedzieć.
Czy zagracie w tym roku regularne koncerty w Polsce?
Danny Griffiths: Jasne, że tak. Na 99 procent zagramy tej jesieni w Warszawie i Krakowie, a może i gdzieś jeszcze.
Zmieńmy temat. Dlaczego Archive są bardzo popularni we Francji, Belgii, Hiszpanii i nawet Polsce, a zespół nie może przełamać się na rynku brytyjskim?
Danny Griffiths: Fakt, na Wyspach jesteśmy mało znani (śmiech), a nawet nieznani. Ostatni koncert w Londynie zagraliśmy 4 lata temu. Ale może to dlatego, że nie mamy kontraktu z wydawcą na Anglię.
Myślę, że gdyby ludzie nas poznali, na pewno byśmy się im spodobali... Mam nadzieję, że niedługo znów zagramy w Anglii.
Co zatem myślicie o brytyjskiej scenie i renesansie gitarowego grania?
Danny Griffiths: Mechanizm jest zawsze taki sam. Masz kilka ciekawych zespołów, które robią coś, co staje się modne, a potem mnóstwo beznadziejnych grup próbuje je naśladować. I to mamy teraz w Anglii. Dobre jest w tym to, że pop trochę ustąpił miejsca zespołom rockowym.
A gdzie wy znajdziecie swoje miejsce? Jak przyszłość czeka Archive?
Danny Griffiths: Chcemy odkryć nowe lądy... Planujemy koncerty we Włoszech... Chcemy też zrobić mocną trasę po Niemczech, Wielkiej Brytanii i może Stanach Zjednoczonych. No i chcemy wydawać nowe albumy, szczególnie teraz, gdy zespół jest odświeżony i bardzo twórczy.
Dziękuję za wywiad.