Edyta Geppert: Za swoją absolutną niezależność płacę wysoką cenę
Kiedyś usłyszała, że... umie za dużo. Mimo to nigdy nie obniżyła poprzeczki, którą ma wysoko postawioną. Nie zwraca uwagi na panujące aktualnie muzyczne mody czy trendy. Idzie własną ścieżką. I tak od 35 lat.
Edyta Geppert szerszej publiczności pokazała się w 1984 r. - wtedy w swym spektakularnym debiucie na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu zdobyła Grand Prix z utworem "Jaka róża, taki cierń", napisanym specjalnie dla niej przez Jacka Cygana i Włodzimierza Korcza.
Podobnym wyróżnieniem uwieńczone były jeszcze dwa jej występy na opolskim festiwalu: w 1986 roku z piosenką "Och, życie kocham cię nad życie" i w 1995 roku z "Idź swoją drogą".
W 2014 r. przyznano jej w Opolu Grand Prix za całokształt dotychczasowej działalności. Jest jedyną polską piosenkarką, która otrzymała aż czterokrotnie Grand Prix w Opolu.
W ubiegłym roku rozpoczęła pani świętowanie 35-lecia pracy artystycznej. Trasa koncertowa przygotowana z tej okazji potrwa aż do maja. Jakie utwory można usłyszeć na tych jubileuszowych występach?
Edyta Geppert: - Na mój aktualny recital składają się piosenki będące przekrojem całego repertuaru, który zgromadziłam przez 35 lat. Są zatem te, które pomogły mi zdobywać festiwalowe laury w początkowych latach mojej działalności. Są też spopularyzowane przez Polskie Radio oraz te, które może nie są aż tak bardzo znane, jak na to według mnie zasługują, ale które bardzo cenię i lubię.
Jury opolskiego festiwalu w 1984 roku uznało, że to pani otrzyma Nagrodę im. Karola Musioła. Ze spokojem przyjęła pani wtedy ten werdykt. Dlaczego?
- Może dlatego, że nigdy nie traktowałam udziału w festiwalach jak rywalizacji. Była to dla mnie okazja pokazania się szerszej publiczności, a nie kolekcjonowania nagród. Tak naprawdę, szczególnie po latach, niewiele one znaczą. Ważniejsza od oceny jurorów jest dla mnie reakcja publiczności. To ona świadczy o tym, że moja praca jest ważna nie tylko dla mnie.
Edyta Geppert i jej "pilnie strzeżone skarby polskiej kultury"
Wcześniej jednak często mówiono: "Pani Geppert, co pani, to się nie sprzeda".
- To trwa do dziś. Za swoją absolutną niezależność płacę wysoką cenę. Rzadko jestem obecna na radiowych antenach. A mój ostatni półgodzinny recitalik nagrałam dla telewizji tak dawno temu, że już nie pamiętam, kiedy to było. Na dodatek, znalezienie moich płyt na półkach sklepów muzycznych graniczy z cudem.
Od początku była pani w pełni ukształtowaną artystką. Dzisiaj wielu ludzi świetnie śpiewa, ale mam wrażenie, że częściej naśladują, a nie interpretują. Gdzie jest więc źródło pani artystycznej prawdy?
- Może jest nim to, że nigdy nie godziłam się na robienie czegoś, do czego nie byłam w pełni przekonana. To nierzadko powodowało konflikty. Życie pokazało, że postępowałam słusznie.
W "Zamiast" śpiewa pani "ja się nie skarżę na swój los, potulna jestem jak baranek". Jednak mam wrażenie, że Edyta Geppert wcale nie jest taka łagodna. To kobieta z charakterem. Czy mam rację?
- Obawiam się, że tak! A mówiąc serio, na pewno jestem nieustępliwa w kwestiach repertuarowych i w doborze moich współpracowników.
Nie lubi pani koncertów, na których występuje duża liczba artystów. Woli pani własne recitale...
- Bo tylko wtedy mogę wziąć odpowiedzialność za ostateczny rezultat swoich poczynań artystycznych.
Konsekwentnie trzyma się pani swojego wizerunku i repertuaru. Świetnie o tym pani śpiewa w piosence "Za inna" - "Płynie życie, mija czas, a ja ciągle nie w sam raz"!
- To jest wierszyk Grażyny Szałkowskiej. Na pomysł zrobienia z niego piosenki wpadł Piotr. Po małej adaptacji ten tekst jest jak szyty dla mnie na miarę.
Pisali dla pani najlepsi tekściarze w Polsce. Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski, Magdalena Czapińska. Czy nie kusiło pani, żeby też pisać?
- Nie, nigdy. Oczywiście, mogłabym spróbować, ale byłaby to decyzja, motywowana jedynie chęcią posiadania pokaźnego konta w ZAiKS-ie. Mam zbyt wiele szacunku dla słuchaczy i zbyt wielkie wymagania, jeśli chodzi o poziom literacki moich piosenek, żebym brała się za ich pisanie.
Czy na koncertach dostrzega pani "w oczach słuchaczy skrawek nieba"?
- Ten skrawek, tak naprawdę, widzę dopiero po koncertach, kiedy spotykam się bezpośrednio ze swoją publicznością. Często widzę wtedy łzy w oczach ludzi, którzy - bywa - że ze wzruszenia nie mogą wydobyć z siebie głosu.
W "Och, kocham cię życie" są słowa: "Chcę spotkać w tym dniu człowieka co czuje jak ja". Pani takiego spotkała. To mąż Piotr Loretz, który jest też pani menedżerem.
- Wolałabym odwrócić to stwierdzenie. Piotr jest moim menadżerem, scenarzystą prawie wszystkich moich przedsięwzięć artystycznych i reżyserem, z którym na co dzień pracuję. I chciałabym, żeby przede wszystkim to było istotne dla opinii publicznej.
Jaka jest państwa recepta na udane małżeństwo, biorąc pod uwagę, że spędzacie państwo cały czas ze sobą...
- Na szczęście nie cały. Garderobę mam zawsze własną, tylko dla siebie...
Piosenka "Szukaj mnie" z filmu "Kogel-mogel" to hit wesel. Czy zdarzyło się, że proszono panią o zaśpiewanie jej na takiej uroczystości? Przyjęłaby pani taką propozycję?
- Zawsze staram się śpiewać w godnych warunkach: w teatrach, filharmoniach, salach koncertowych, czy domach kultury. Gdyby wesele miało się odbyć w takich okolicznościach, to czemu nie?
Ostatnia pani płyta "Nic nie muszę" podobała się słuchaczom, doczekała się platyny.
- To nie jest najnowsza płyta. Ostatnią jest "The Best Of", która zawiera moje najpopularniejsze nagrania znane z anteny radiowej. Niestety, praktycznie jest niedostępna w sklepach. Ciekawa jestem, dlaczego?
Czego mogę życzyć pani na Nowy Rok?
- Żeby w dalszym ciągu dopisywały mi zdrowie i dobry humor.
Rozmawiała Marzena Juraczko.