Dominika Płonka: Nieco przeraża mnie koncept zarabiania wyłącznie z muzyki [WYWIAD]
"Jestem Dominika i w branży muzycznej znalazłam się trochę z przypadku" - w ten sposób zawsze rozpoczyna rozmowę z mediami Dominika Płonka. Artystka urzeka swoją skromnością, lecz mierząc się z potencjałem może lada moment trafić na czołówki list przebojów. Nie ma fanów, ma znajomych. Każdy, kto obcuje z jej twórczością, czuje jej towarzystwo. Skoro przeszliśmy już na "ty", to porozmawialiśmy z nią o muzyce i wszystkim wokół niej.
Dominika Płonka wzbogaciła swoją postacią polską scenę alternatywną. Głównie trzyma się współczesnego R&B, lecz eksperymentuje z muzyką, wplatając w to klubowe i elektroniczne brzmienia. Na co dzień pracuje w korporacji, wieczory poświęca twórczości. Publicznie wsparły ją już takie postacie, jak Dziarma, Rosalie. (z którą wydała swój najnowszy numer) czy 1988.
Konrad Klimkiewicz, Interia: Za tobą dość świeża, lecz warta odnotowania sprawa - występ podczas finału Męskiego Grania (wywiad przeprowadzono pod koniec sierpnia - przyp. red.). Pogoda uniemożliwiła rozegranie finałowego koncertu, jednak wcześniej pojawiły się tłumy. Jak się czujesz po po zagraniu przed tak szeroką publicznością?
Dominika Płonka: - Co prawda oczywiste jest to, że byli to po primo fani Męskiego Grania. Po występach zarówno w Krakowie na "Scenie Ż", jak i na finale w Żywcu zrozumiałam, jak silny brand towarzyszy temu festiwalowi. Przez ilość ludzi i napięcie towarzyszące naszemu występowi spowodowane głównie niepewną pogodą, czułam na początku zupełnie inny stres, niż zawsze. Po wejściu na scenę zobaczyłam ten tłum i lekko zakręciło mi się w głowie, ale "zacisnęłam zęby" - co widać po nagraniu - wyglądałam na co najmniej mocno skupioną (śmiech) i wydaje mi się, że w miarę dałam radę.
Drugi utwór, czyli "Kieszenie" grało mi się już wspaniale, na dużo większym luzie. Po każdym koncercie mam w zasadzie takie same przemyślenia - zawsze je sobie zapisuje w pamiętniczku wieczorem w hotelu. Są tam moje większe i mniejsze osiągnięcia. W ogóle będąc na scenie mam poczucie, że to jest totalnie to, co najbardziej lubię robić. Czy jest to kop ku mainstreamowi? Z mojej perspektywy bardziej nazwałabym to "pstryczkiem" (śmiech). Oczywiście jestem za to bardzo wdzięczna organizatorom, bo zarówno krakowskie, jak i finałowe MG to najmilej wspominane przeze mnie koncerty w tym sezonie.
Zwykle staram się nie słodzić moim rozmówcom, lecz muszę przyznać, że brakowało mi na polskiej scenie alternatywnej takiej postaci, jak ty. Widać, że starasz się odrestaurować R&B i to w świeżym wydaniu. Odczuwasz w ogóle taką misję, by pokazać słuchaczom ten gatunek w nowej odsłonie?
- Bardzo mi miło! Chyba aż tak głęboko się nad tym nie zastanawiałam. Może właśnie dzięki temu wyszło z tego coś świeżego. Tak naprawdę zaczęliśmy puszczać z Dawidem (brat Dominiki - przyp.red.) nasze kawałki na streamingi zanim w ogóle się zastanowiliśmy, czy to się nadaje (śmiech). Jest mi bardzo miło kiedy słyszę takie opinie. Wydaje mi się, że czuć ten nowy powiew za sprawą ich bezpośredniości. Większość moich tekstów to urywki z mojego pamiętnika, bardzo wprost spisane myśli.
W polskich tekstach mamy tendencję do ubierania wszystkiego w głęboką lirykę, co też jest piękne na swój sposób. Ja bym tak chyba nawet nie potrafiła. W piosence "TAK MI PRZYKRO (że mi przeszło)" piszę "(...) jak biegnę i myślę o tobie to zwalniam, śmiesznie że nawet fizycznie", bo rzeczywiście biegłam po parku i na myśl o tej nieudanej relacji zaczęłam zwalniać tempo. Wyciągnęłam telefon i to zapisałam. I tak powstaje każda piosenka. Co do samego R&B, nie jestem pewna czy przy nim zostanę. Chciałabym żeby moją muzykę definiowała zarówno ta kompletna szczerość, jak i bezpośredniość w tekstach. Myślę, że to się będzie broniło.
W jednym z wywiadów mówiłaś, że twoja przygoda z polskim rapem zaczęła od utworów Lowpassu i z miejsca stałaś się ich fanką. Potem udało Ci się nagrać m.in. świetny kawałek "czas demona" z Marcelim Boberem. Czy to był twój taki milowy krok w początkach kariery?
- Myślę że milowym krokiem było poznanie chłopaków jeszcze pod koniec 2021 r. Miroff zaprosił mnie wtedy do studia Def Jamu żeby spróbować porobić razem numery. Akurat Marceli i Miłosz (Miły ATZ) też byli wtedy w studio. W ten sposób zaczęłam się przecinać z nimi muzycznie, dograłam się początkowo do chórków Miłego w utworze "7 razy", a później wypuściłam "NA JAW", gdzie za produkcję są odpowiedzialni Miroff i Wuja HZG. Na końcu był właśnie "czas demona" z Marcelim.
Myślałaś, żeby iść w kierunku takich rapowych bądź nazwijmy to "pół rapowych" kawałków? Nie tylko w formie gościnnych zwrotek czy chórków, ale właśnie chodzi mi o całe, własne utwory.
- Tak, myślę że wydana przede mnie ostatnio "MAGMA" jest pierwszym krokiem w stronę takich utworów. Może nie skupiam się jakoś bardzo na tym, by właśnie obierać taki kierunek, tylko wychodzi to naturalnie. Zresztą, słucham też często takiej muzyki. Jeżeli już mielibyśmy mówić o całych utworach rapowych, to chciałabym żeby single trzymały się blisko brytyjskiej sceny, czyli czegoś w rodzaju ostatniej epki "ENNY". Do tego na pewno brakuje mi jeszcze skillów i tekstów. Zawsze, kiedy tworzę numery z raperami, współczuję im, że muszą tyle napisać (śmiech). Na pewno nie zapomnę przy tym o popowych/R&B brzmieniach, które też są blisko mojego serducha.
Miły ATZ kiedyś mi wspominał, że w przyszłości pojawią się jeszcze rzeczy od Lowpassu. Myślisz, że mogłabyś się dograć do ich projektu?
- Oczywiście! Po koncercie na Męskim Graniu w Krakowie padło od Pawła (Wuji HZG) hasło, że jestem "piątym zaginionym Lowpassem". Oczywiście nie chcę się im wcinać w projekt, ale bardzo chętnie się dogram. Czuję z chłopakami super energię i nasz występ na MG tylko mnie w tym utwierdził. Uważam że to idealnie wyważony projekt. Bity Mirona połączone z żywym basem Pawła, a do tego szybka nawijka Miłego z filozoficznymi wersami Marcela. Idealne połączenie. Teraz, znając już chłopców, podchodzę do tego jeszcze inaczej, trochę jak siostra projektu, ale przy premierze byłam serio totalną fangirl.
Twoje "DD EP to "tylko trzy utwory", jak sama napisałaś na swoim instagramowym profilu (śmiech). Fakt faktem, czekamy na twoje pełne wydawnictwo. Kiedy będziemy mogli trzymać w dłoniach płytę Dominiki Płonki?
- Jeżeli chodzi o materiał na LP - praktycznie nic jeszcze nie mam. Pracowanie na pełny etat plus granie w weekendy dało mi w okresie letnim bardzo mało przestrzeni na tworzenie. Czuję, że jesień będzie momentem, kiedy wszystko trochę zwolni, usiądę w studiu i będę miała więcej czasu na to, co naprawdę chcę robić. Przynajmniej tak sobie teraz wmawiam, żeby za bardzo się za to nie biczować. Mam dużo pomysłów, więc myślę, że to serio kwestia kilku miesięcy pracy. Liczę, że kolejnego wydania można się będzie spodziewać w przyszłym roku, ale nie daję sobie deadline'ów, bo wiem, że "DD EP" przekroczyło je kilkakrotnie. Na pewno można się spodziewać regularności singlowej i kilku fajnych featów.
Universal pisze o tobie: "Gdyby nie jej brat, nigdy nie zaczęłaby tworzyć muzyki. Dzisiaj jest jednym z najbardziej obiecujących głosów polskie sceny alternatywnego R&B". Jak wygląda twoja relacja z bratem i ile tak naprawdę jemu zawdzięczasz?
- Zawdzięczam mu fakt, że w ogóle sięgnęłam po taki środek wyrazu artystycznego. Wcześniej trochę rysowałam, trochę recytowałam, próbowałam gry na instrumentach, ale szybko się do tego zraziłam i odstawiłam je w kąt. Na szczęście z tego kąta zabrał je Dawid, ucząc się najpierw gry na pianinie i gitarze, a potem produkcji. Dzięki temu miałam naprawdę duży przywilej posiadania świetnego producenta za drzwiami.
Jestem przekonana, że gdyby nie on, to na serio nigdy nic bym nie nagrała. Nie śpiewałam ani w kościelnych chórach, ani na szkolnych apelach, a do tego nie myślałam ani o żadnym talent show, ani tym bardziej o karierze wokalistki. Dziś zawdzięczam mu także to, że zapisałam się finalnie na zajęcia z wokalu, żeby zadbać o higienę głosu.
Może to i do bólu przewidywalne pytanie, ale bardzo mnie ciekawi to, skąd czerpiesz inspiracje do swojej twórczości. Czy ograniczasz się wyłącznie do autopsji?
- Tak jak wcześniej gdzieś w moich odpowiedziach się delikatnie przewinęło - 99% wychodzi z mojego pamiętnika. Prowadzę go od dzieciaka, więc kwestia spisywania emocji na papier jest dla mnie czymś naturalnym. Na pewno jest to jakiś miks spływu moich myśli oraz inspiracji muzyką, której słucham. Przykładem może być ostatnia sytuacja, kiedy to tuż po północy puściłam sobie nowy utwór Dojy Cat "Attention". Dawno nic mnie tak nie ruszyło. Singel wywołał we mnie tyle emocji, że rzuciłam się w wir pisania i wyszedł z tego prawie cały utwór na raz, co rzadko mi się zdarza.
Masz jakieś swoje rytuały przed pisaniem tekstów?
- Standardowo u mnie wygląda to tak, że zapisuję to, co przyjdzie mi do głowy - w formie krótkich obserwacji. Czasami robię to w notatniku w telefonie, czasami w pamiętniku. To się stopniowo zbiera i w odpowiednim czasie w studio sklejam z tego utwory. Myślę, że to dlatego mam w tych tekstach mało pustych słów i mało "wypełniaczy". Raczej cierpię na to, że czasami chcę za dużo powiedzieć w jednej piosence, a prościej brzmiałoby lepiej (śmiech).
Nie jesteś jeszcze wokalistką na pełny etat. W jaki sposób udaje ci się łączyć pracę z niewątpliwie wymagającą ogromu czasu pracą? Sypiasz czasami?
- To ostatnie pytanie przyprawia mnie o łzy (śmiech). Nie ukrywam, że ostatnie tygodnie, w zasadzie ten czas od wydania EP, był dla mnie potwornie intensywny. Cieszy mnie to, że dużo się dzieje, bo na pewno jest to "time of my life", ale kładę też duży focus na dbanie o siebie, a pracując na pełny etat i robiąc muzykę, braknie mi czasu na basen, bieganie i przede wszystkim odpowiednią ilość snu.
Nie chcę się na nic nastawiać, bo szczerze mówiąc, nieco przeraża mnie koncept zarabiania wyłącznie z muzyki. Dlaczego? Bo nie chcę nigdy myśleć o numerze w kontekście tego, czy się "sprzeda", czy nie. Z drugiej strony bardziej niż kiedykolwiek rozumiem, że niektórzy artyści nie wytrzymują robienia muzyki w czasie wolnym, pracując przy tym na etat. W końcu decydują się na stricte komercyjne ruchy. Mam nadzieję, że to przerodzi się w pracę jako wokalistka, ale na moich zasadach i bez wyrzutów sumienia, że zrobiłam coś, z czego nie jestem dumna.
Chwilę temu wydałaś kawałek "MAGMA" z Rosalie i Chloe Martini. Ta pierwsza uznawana jest za jedną z wiodących postaci w polskim R&B. Czy planujecie jakąś większą współpracę? Może jakiś wspólny krążek, co?
- Na pewno bardzo chciałabym podjąć jeszcze współpracę z Rosalie i Chloe. Wydaje mi się, że wszystkie mamy teraz mocny focus na nasze projekty solowe, ale kto wie, może uda nam się niedługo przeciąć. Nigdy nie mów nigdy (śmiech).
Zatrzymam się jeszcze przez moment przy gościnnych zwrotkach. Masz jeszcze w szufladzie jakieś niedopisane featuringi?
- Mam, mam. Wydaje mi się, że są bardzo skrajne gatunkowo. Nie mogę jeszcze niestety na ten moment nic zdradzać, bo nic nie jest jeszcze stuprocentowo pewne, ale myślę, że dużo można wywnioskować po tym, co wrzucam na moje sociale, także po więcej informacji na ten temat zapraszam tam!
Czy potrafisz zdefiniować swoją twórczość i zakwalifikować ją do jednego gatunku? Często artyści mają określony cel muzyczny i za wszelką cenę do niego dążą. Zastanawia mnie, jak to wygląda w twoim przypadku.
- Nie mam żadnych konkretnych, wielkich celów, za to mam kompletnie niezdefiniowaną soundowo i gatunkowo twórczość. Dlatego też w ogóle nie mam jeszcze konkretów w kontekście LP. Wydaje mi się, że muszę trochę bardziej się dotrzeć z Dawidem producencko, trochę podziałać też z innymi twórcami, a trochę jeszcze poszukać dodatkowych inspiracji. Być może też nigdy nie dojdę do takiej muzycznej spójności, jaką bym wzorem Billie Eilish chciała mieć, lecz to chyba też jest ok. Co do celów - muzyka jest czymś, co trochę spadło na mnie znienacka i nie zdążyłam się nawet nad tym bardziej zastanowić. Chcę zostać przy swoich tekstach i utworach, których sama chętnie słucham - to jest jedyna misja.
Puść wodze fantazji i powiedz mi, z kim chciałabyś nagrać wspólny kawałek. Zero wymogów, ogranicza cię tylko wyobraźnia!
- Mura Masa. Mój i mojego brata ulubiony producent. Mam taką fantazję, że kiedyś znudzi mu się brytyjska scena i stworzy album przykładowo z artystami z Europy Wschodniej i akurat mnie zaprosi (śmiech). Uważam że, to pionier w kwestii produkcji, a jednocześnie prywatnie wydaje się być bardzo dobrym i skromnym człowiekiem. Jestem fanką zarówno punkowych produkcji z albumu RYC, jak i hyperpopowego "demon time". To z tytułu tej płyty powstał pomysł na "czas demona".
Nawiązując do poprzedniego pytania, lubię to, że Mura właśnie nie ogranicza się kompletnie do jednego gatunku, bardzo sprawnie nimi żongluje, a jednocześnie słysząc utwór przez niego wyprodukowany, bezproblemowo rozpoznasz, że to on. Być może to jest klucz i mój cel w muzyce (śmiech). Widzisz, twoje pytania są tak zgrabnie poukładane, że sama się czegoś o sobie uczę. Może i towarzyszące mi przy tej rozmowie myśli zaraz zainspirują mnie do nowej piosenki! (śmiech)
Spotify wyróżniło cię jako twarz playlisty Pokolenia Z. Fachowcy wyróżniają jako jedną z jego głównych cech brak obaw wobec podejmowanego ryzyka. Wiem, że połączenie tych dwóch kropek jest zdecydowanie na wyrost, jednak czy myślałaś nad tym, by postawić wszystko na jedną kartę i całkowicie poświęcić się muzyce?
- Tak, jestem teraz w momencie, w którym dużo o tym myślę, ale chciałabym też to zrobić sprytnie, bo jednak nie chcę skończyć desperacko próbując "wyżyć" z muzyki. Bardziej zastanawiam się nad kilkumiesięczną przerwą poświęconą tworzeniu albumu, a później wrócić do pracy "w zawodzie". Chyba, że nagle będzie jakiś przełom i nie będę musiała już do pracy w agencji wracać. Kompletnie na ten moment się jednak na to nie nastawiam. Bardziej to "manifestuję", co też jest chyba bardzo GEN Z praktyką (śmiech).
Z pewnością wyróżniasz się z pośród wielu wokalistek właśnie taką prawdziwością. Na twoim instagramowym profilu roi się od zabawnych zdjęć. Masz do siebie dużo dystansu, co sprawia, że dla słuchaczy z automatu stajesz się autentyczna. Nie boisz się, że przy rosnącej popularności, ta część ciebie gdzieś naturalnie zniknie?
- Wydaje mi się, że social media na tyle dają nam możliwość wyrażania siebie i wolności w kontakcie z odbiorcą, że bez względu na to, czy tych obserwujących będzie kilka, czy kilkaset tysięcy - cały czas mogę "nadawać" na swój sposób. Poza tym, czerpię dużą przyjemność z tworzenia tych postów, pisania tam i układania stories (trochę gorzej jest z TikTokiem, ale staram się, bo wiem, że to platforma, która daje tak naprawdę największe możliwości). Dostałam kiedyś nawet propozycję pomocy w układaniu jakichś kalendarzy postowania na SoMe w celu zoptymalizowania właśnie tego cennego czasu, ale tej rzeczy nie potrafię oddać komuś. Czuję, że to duży filar mojego identity jako artystki i podbicie tego, że w twórczości jestem właśnie przede wszystkim szczera.