"Długo czekał na zaproszenie do Polski"

Nieważne, czy jesteś fanem De La Soul, Eryki Badu czy 50 Centa. Pewne jest to, że twój ulubiony artysta samplował nieśmiertelne klasyki Roy'a Ayersa. Roy, blisko 70-letni ojciec chrzestny acid jazzu, kompozytor soulowy i funkowy to chyba najczęściej samplowany muzyk na świecie. Mimo słusznego wieku energii na scenie może pozazdrościć mu niejeden młody artysta. Potwierdził to podczas pierwszego występu w Polsce - w ramach festiwalu Boogie Brain w Szczecinie. Z Roy'em Ayersem rozmawiał Konrad Czarnecki.

Roy Ayers
Roy Ayers 

To twój pierwszy raz w Polsce...

Tak, to moja pierwsza wizyta w Polsce. Nigdy wcześniej tu nie byłem. Cieszę się, że mam okazję tu występować. To prawda, że na wasz kraj mówi się Polka?

Polska.

Polska!

Z "s" w środku.

Aaaa, nie wiedziałem tego! Polska, Polska! Dziękuję! Wiem, że Miles Davis tu grał i Polacy bardzo go pokochali. Jeśli ludzie pokochali Milesa, to mam nadzieję, że pokochają także mnie. Cieszę się, że tu jestem! Dziwię się tylko, że tak długo trwało, zanim zostałem tu zaproszony! Czemu tak długo czekaliście, żeby zaprosić mnie do Polski? (śmiech) Cieszę się, że tu jestem!

Jakie było najpiękniejsze miejsce, w którym grałeś?

Jest wiele takich miejsc: Japonia, Anglia, Francja, Niemcy. Dokądkolwiek pojadę, ludzie na całym świecie naprawdę mnie szanują i pochodzą z uznaniem do mojej muzyki, nawet w USA. Wspierają mnie, doceniają moją kreatywność, sprawiają, że czuję się szanowany.

Nazywają cię ojcem acid jazzu...

Faktycznie, ludzie tak mówią, ale wolę być uważany za osobę, która dostarcza ludziom dobrej muzyki. Niech ludzie mnie nazywają, jak chcą, ważne, by lubili moją muzykę. W końcu to dla nich gram. Gram też dla siebie, ale przede wszystkim dla ludzi, dla ich uznania. Jestem szczęśliwy, gdy ludzie zachwycają się moją muzyką.

Jesteś z Zachodniego Wybrzeża, z Los Angeles. Jak brzmiało to miasto w latach 40., gdy byłeś dzieckiem?

Brzmiało bardzo smutno. Muzycy z Zachodniego Wybrzeża byli zapatrzeni we wspaniałych artystów ze Wschodniego Wybrzeża - w gigantów takich jak Miles Davis czy Charlie Parker. Wszyscy muzycy z Los Angeles, z Zachodniego Wybrzeża ubóstwiali Milesa Davisa i artystów ery cool jazzu, produkcje Johna Coltrane'a! To byli wtedy nasi idole. Wspaniali muzycy, którzy przez lata grali na Wschodnim Wybrzeżu. Zawsze bardzo szanowałem Milesa Davisa, Johna Coltrane'a i Charliego Parkera.

Masz ten szacunek także do tych artystów, którzy teraz tworzą na Zachodnim Wybrzeżu?

Tak, ciągle mam ten szacunek! Jestem z Los Angeles, podobnie jak Dexter Gardner, Eric Dolphy, Chic Muhammed. Wielu wspaniałych muzyków stamtąd pochodzi! Teraz wielu artystów hiphopowych jest na scenie kalifornijskiej.

Kogo z nich najbardziej cenisz?

Snoopa! Lubię też to, co robi Dr. Dre. Scena w Kalifornii tętni życiem! Wielu artystów hiphopowych korzysta z sampli z moich piosenek. Jeśli to jest odpowiednio wynagrodzone finansowo, jak to zrobili A Tribe Called Quest, Brand Nubian czy Snoop, to jest to w porządku. Jestem szczęśliwy, że mogę powiedzieć, że jestem samplowany częściej niż ktokolwiek na scenie.

Właśnie, a kto twoim zdaniem najlepiej samplował twoje utwory? Czyje kawałki najbardziej lubisz?

Podoba mi się wersja "Everobody Loves the Sunshine" zrobiona przez Mary J. Blige, lubię też wersję tej piosenki zrobioną przez 50 Centa. Jest wielu artystów, którzy inspirowali się moimi numerami, jak chociażby Edo G w "Bulldogs". Cieszę się, że ci artyści samplują z moich piosenek. To dla mnie głęboki i cudowny komplement.

Inspirujesz wielu artystów. A kto inspiruje ciebie?

Inspiruje mnie wielu artystów: Miles Davis, Lennon Hampton - on inspiruje mnie od dziecka, to od niego nauczyłem się pierwszych wibrafonowych sztuczek. Inspiruje mnie kreatywność i osobowość wielu śpiewających kobiet, chociażby Erykah Badu. Podoba mi się to, co robi Kanye West. Do moich inspiracji należą także jazzowi artyści - ci, którzy zostali przesunięci na margines, zaniedbani. Myślę, że to wstyd, że nie wykorzystuje się ich potencjału, ich kreatywności.


Skoro już wspomniałeś o wibrafonowych sztuczkach. Na 5. urodziny dostałeś pałeczki do wibrafonu, ale zacząłeś grać dopiero w wieku 17 lat. Dlaczego tak późno?

Wcześniej nie miałem wibrafonu. Instrument był drogi. Rodzice kupili mi go w prezencie na 17. urodziny.

Czyli wcześniej miałeś tylko pałeczki do wibrafonu?

Nie, nie. Wcześniej grałem na pianinie - boogie-woogie, latino, te klimaty. Nigdy wcześniej nie miałem wibrafonu, a gdy rodzice dali mi go na 17. urodziny, oszalałem! Grałem przez 24 godziny na dobę, nie mogłem przestać! To denerwowało moich rodziców, ale miałem obsesję na punkcie wibrafonu! Gram do dziś, z tym że dziś nie denerwuję moich rodziców, tylko moją żonę (śmiech)! Jeśli będziesz w moim domu, to zobaczysz, że przez 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu można usłyszeć: "Przestań grać na tym cholernym wibrafonie! Nie mogę spać!" (śmiech) W dzieciństwie cały czas grałem na wibrafonie, więc w końcu tata wysłał mnie do garażu (śmiech).

Jak ci się współpracowało z Fela Kutim?

Uuu, wspaniale! To było cudowne - byłem w Nigerii, mój prawnik powiedział, że powinienem coś zrobić razem z Fela Kutim. Tak naprawdę poznanie Fela Kuti było jak poznanie brata. Wspaniale było pojechać do Nigerii! Już wcześniej wiele uczyłem się o Afryce, poznawałem moje afrykańskie dziedzictwo! Wiedziałem, że Fela Kuti jest wspaniałym muzykiem - zresztą nie tylko muzykiem, bo jest przecież także wspaniałym kompozytorem, pisarzem, tancerzem, nauczycielem, politykiem i śpiewakiem. Cudownie było go poznać! On jest 2 lata ode mnie starszy. Kiedyś spojrzał na mnie, na mój nos, bo on po nosie potrafi poznać, z jakiego jest się plemienia, i powiedział: "Ty jesteś Aruba", a ja: "Tak?" (śmiech). Bez wątpienia, znaleźliśmy wspólny język. Szkoda, że już odszedł. Uważam, że współpraca z nim to było dla mnie wspaniałe muzyczne doświadczenie.

A jak wyglądała twoja współpraca z Guru? Nagrywaliście razem Jazzmatazz...

Bardzo dobrze się z nim współpracowało. Nagrywaliśmy w składzie: Guru, ja i Daniel Byrd. Jedynym problemem było to, że Guru za mało czasu przeznaczył na solówki - na ten jazzowy aspekt Jazzmatazz. Mało było improwizacji. Powiedziałem mu o tym. Nasza współpraca przy Jazzmatazz zakończyła się na pierwszej części tego projektu. Kolejne robił Guru do spółki z Danielem Byrdem. Lubię pracować z Guru, tworzenie Jazzmatazz było ciekawym doświadczeniem, ale trochę mało czasu było na improwizację, na pokazanie swoich umiejętności. Powinniśmy byli mieć więcej czasu na solo. Guru ma dobre pomysły, jest inteligentny, bystry, mądry, zna się na muzyce, jest bardzo wszechstronnym muzykiem.

Jesteś na scenie już ponad 40 lat. Jak oceniasz to, jak rozwinęła się muzyka od czasu, gdy jesteś na scenie?

Dłużej niż 40 lat, prawie 50!

Więc jak się zmieniła muzyka przez te 50 lat?

Zmieniła się zasadniczo. Co jest interesujące, a czego ludzie często nie wiedzą, to to, że wytwórnie płytowe sprawiły, że przestało nagrywać wielu artystów, którzy wcześniej nagrywali. Biznes nagraniowy się zmienia - składa się na to wiele czynników. Zmiany na rynku nagrań są katastrofą dla wielu muzyków. Ciężko wejść na scenę młodym artystom, młodym kreatywnym projektom. Dziś muzycy sami promują swoją muzykę za pomocą internetu. Rynek muzyczny się zmienia, firmy płytowe się zmieniają. Dziś muzycy muszą pracować na własną rękę. Dla wielu to trudne, ale jest to warte zachodu. Ja wystartowałem z moją własną małą wytwórnią płytową w 1984 roku, a dziś mam dwie wytwórnie - Unomalavi Records i AFCD Records, a w przyszłym roku ruszam z kolejną wytwórnią płytową. To będzie muzyka na serio! Szukajcie mojej nowej muzyki w przyszłym roku - Roy Ayers Special Delivery!

Magazyn Hip Hop
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas