"Czysty strumień energii"

No i stało się. Dokonali wydawałoby się niemożliwego: najnowsze wydawnictwo Behemoth - DVD "Evangelia Heretika", pobiło wszelkie możliwe rekordy popularności. Ale z drugiej strony, czy kogoś to dziwi? Stojący za tą ekipą upór, wytrwałość i rozsądek, spowodował, iż są już obecnie nie tyle "dużym polskim zespołem", co jedną z najsilniejszych marek w światowym metalu.

Behemoth
BehemothOficjalna strona zespołu

O tym jak zespół oraz jego lider - Nergal - jest zdeterminowany, niech świadczy chociażby fakt, iż mimo nieprzewidzianych i przykrych okoliczności, maszyna o nazwie Behemoth nie zwalnia. Na pytania o nowe DVD, oraz przede wszystkim o okoliczności w jakich muzycy wykuwali swój sukces, odpowiadali wokalista i gitarzysta Behemoth - Nergal, oraz basista Orion. Z muzykami rozmawiał Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker".

Na początek gratulacje: za DVD macie platynę już po czterech dniach. Przyznajcie się, spodziewaliście się takiego sukcesu?

Nergal: - Chyba nie do końca. Oczywiście liczyliśmy na to, że fani szczerze pokochają ten materiał, bo jest to zdecydowanie najlepsze, najbardziej dopieszczone, najbogatsze DVD w historii zespołu. Poświęciliśmy mu mnóstwo czasu i energii, i gdzieś głęboko w sercu liczyliśmy, że spotka się z szerokim odzewem. Mówimy jednak o rynku muzycznym, który jest chimeryczny i nieprzewidywalny. Nie masz gwarancji jak twoja praca przełoży się na sprzedaż i popularność produktu. W tym wypadku okazało się, że ludzie niczym pospolite ruszenie pobiegli do sklepów i kupili ten materiał w ciemno (śmiech). Po kilku dniach od premiery doczekaliśmy się platyny!

- Wynik na pewno cieszy, jeszcze bardziej cieszą recenzje i opinie fanów. Tak przy okazji, nie usłyszałem o "Evangelia Heretika" jednego złego słowa. To z jednej strony podejrzane, ale z drugiej, nie może nie cieszyć. Graal jak zwykle wykonał tytaniczną pracę jeśli chodzi o grafikę. Jestem wielkim fanem dwóch ostatnich okładek Behemoth (śmiech). W booklecie znalazlo się mnóstwo wyjątkowych zdjęć, których autorem są nasi przyjaciele, między innymi Agnieszka Krysiuk i Malta (!). Tak, tak. Niewielu zapewne wie, że Arek w wolnych chwilach zajmuje się fotografią. Wszystkie zdjęcia "off stage" są jego autorstwa. Mystic jak zwykle stanął na wysokości zadania, płyta trafiła na półki sklepowe nawet dzień przed premierą. Nie mogło się nie udać. Jesteśmy cholernie dumni z tego projektu.

A nie boicie się, że wasze DVD pokazuje za dużo? Zamiast imprezowania: ciężka praca. Zamiast zakrapianych imprez: witaminy i zmęczenie... Młodzież która myślała o założeniu własnego zespołu, może zrezygnować po zobaczeniu jak to wszystko naprawdę wygląda (śmiech)...

Nergal: - Niech rezygnują. Heavy metal to nie łatwy chleb. Tutaj nie ma miejsca na miękką grę. Ewentualny sukces, jeśli przychodzi, to przychodzi najczęściej bardzo późno albo wcale. Poprzedza go zawsze bardzo ciężka praca, pełna wyrzeczeń, walki, szarpania nerwów etc. etc. Dlaczego mamy to ukrywać? Nam nie było łatwo, ale jesteśmy dumni ze wszystkiego co osiągnęliśmy, za wszystkim stoi ciężka wieloletnia galernicza praca. Ale jak wiesz, im więcej wysiłku włożysz w projekt, tym więcej satysfakcji ci on przyniesie. Taaak, dużo pracujemy, pod tym względem jesteśmy prawdziwymi tytanami (śmiech).

Wiele osób zazdrości wam sukcesu, chciałoby być częścią tego co robicie, żyć jak wy. Dlaczego jednak jest tak niewiele zespołów którym się to udaje? Gdzie waszym zdaniem tkwi haczyk?

Nergal: - Szanse mają te zespoły, które stawiają wszystko na jedną karte i nie biorą jeńców. Nie ma, że boli. Nie patrząc zbyt daleko bo na nasze podwórko, Vader a teraz Decapitated są przykładem właśnie takiej bezkompromisowej postawy. Oczywiście muzyka jest tu kluczem, więc musi być dobra, dobrze zagrana ale przede wszystkim totalnie szczera i autentyczna. Fani nie są naiwni, wywęszą szwindel na odległość. Jeśli cos jest nieszczere - nie przeżyje długo. Podsumowując: determinacja, szczerość i pasja. Trzy słowa klucze. Tak niewiele, a jednocześnie tak wiele.

Nie wydaje wam się, że trochę ukatrupiliście mit o 24 godzinnej imprezie, dragach, dziewczynach i innych szaleństwach?

Nergal: - A kto powiedział, że pokazaliśmy wszystko na co nas stać? (śmiech). Wiesz, "Crush. Fukk. Create" było materiałem bezkompromisowym jeśli chodzi o rozrywkowy aspekt naszej działalności. Było tam dużo spontanu, prawie zero cenzury i pruderii (śmiech). Tym razem chcieliśmy zachować większą harmonię między treścią merytoryczną, muzyką, wywiadami, a całym szaleństwem, które temu towarzyszy. Jest bardziej wyważone. Co tylko wyszło na korzyść efektu finalnego. Materiały różnią się od siebie, ale to dobrze. Bo "Evangelia Heretika" pokazuje zespół dojrzały, mądrzejszy, choć wciąż szalony i bezkompromisowy. Kontynuacją tej drogi będzie kolejne wydawnictwo nad którym pracujemy już od kilku lat. Oficjalna biografia Behemoth, której autorem będzie Łukasz Dunaj powinna ukazać się dokładnie na XX-lecie zespołu, czyli w okolicach października 2011. Kilkaset stron, mnóstwo zdjęć, anegdot, historii śmiesznych, strasznych a czasem żenujących, na które nigdy nie było miejsca w wywiadach. Czytałem fragmenty i już się boję (śmiech).

Nie ma sensu dyskutowanie o tym jaka jest obecna pozycja Behemoth: to jest po prostu zrozumiałe i oczywiste... Często młode zespoły mówią "nie mamy szczęścia" albo "nikt nam nie chce pomagać"... Szczerze: ile Behemoth zawdzięcza szczęściu i pomocy osób "z zewnątrz", a ile własnej ciężkiej pracy, wierze i samozaparciu?

Nergal: - Jeśli młode zespoły zaczynają od narzekania, że nie mają szczęścia, to wiem, że nigdy do niczego nie dojdą. Pamiętam rozmowę z szefem Century Media, którą odbyłem wiele lat temu. Powiedział mi rzecz, która jest oczywista, ale z której najwyraźniej wielu muzyków nie zdaje sobie sprawy. Stwierdził, że to zespoły same, swoją pracą i determinacją wykonują lwią część pracy. Wytwórnia działa tutaj jedynie na zasadzie katalizatora, instytucji która pomaga, pcha do przodu, a nie jest jakimś cudotwórcą. Poza tym jest chyba coś takiego, co zespoły mają w sobie. Często na wczesnym etapie widać, że na pewno do czegoś dojdą. Inne natomiast mogą grać 20 lat i będą stały w miejscu. Jest to jakiś irracjonalny czynnik, którego nie jestem w stanie wytłumaczyć, ale mogę podać przykłady. Weźmy taki Watain, The Devil's Blood czy ostatnio szwedzki Ghost. Po pierwszym zetknięciu z ich działalnością wiedziałem, że te zespoły poradzą sobie znakomicie, że znajdą swoja nisze, będą odnosiły sukcesy i będą funkcjonowały długie lata. Z drugiej strony weźmy taki God Dethroned. Idealny przykład wstecznictwa. Od lat nagrywa tą samą nudną płytę, a jeśli już dochodzi do trasy w roli headlinera, to mogą liczyć na góra 40 osób na koncertach. Teoretycznie wszystko tam się zgadza, dobrzy muzycy, płyty brzmiące na przyzwoitym poziomie. Ale brak tej tak zwanej iskry bożej i dupa. Stagnacja i nuda.

Był kiedyś moment zwątpienia, że może jednak nie warto, że się nie uda?

Nergal: - Chyba nie. Zawsze czułem, że coś dużego się wydarzy. W sumie tych tak zwanych momentów zwrotnych było ostatnio naprawdę wiele. Jeśli miałem dość i myślałem o rozwiązaniu zespołu to raczej z innych powodów. Zdarzało się, że wątpiłem w ludzi z którymi grałem, albo czułem się wypalony i brakowało mi chęci. Brakowało entuzjazmu i sprzężenia zwrotnego między mną a resztą składu. Ale zawsze były to momenty przejściowe. Zespół jest jak małżeństwo. Nie ma idealnych relacji międzyludzkich. Czasem po prostu jest gorzej i trzeba to wziąć na klatę i umieć sobie radzić z takimi problemami. Dziś jesteśmy jak stara, zżyta ze sobą rodzina. Mamy określone funkcje w zespole, jasno wyznaczone cele. Służymy tej samej sprawie i od lat płonie w nas ten sam płomień. To bardzo komfortowa sytuacja.


Zaczynaliście jako grupa stricte blackmetalowa, pod koniec lat 90. skłaniając się ku technicznemu death/blackmetalowemu graniu... Twoim zdaniem taka zmiana stylu była konieczna dla osiągnięcia sukcesu?

Nergal: - Nie wiem. Nie zastanawiam się nad tym. Wszystko co działo się w zespole działo się w sposób bardzo naturalny. Nigdy nie zmuszaliśmy się do czegokolwiek. Owszem, były momenty kiedy mocno eksperymentowaliśmy, ale zależało nam na zagraniu bardziej technicznie, szybciej, ciężej etc. etc. Ale koniec końców Behemoth zawsze zabrzmiał jak Behemoth. Wszelkie granice wolności przekroczyliśmy na "Evangelion". Jest to najbardziej wyzwolona z naszych wszystkich płyt. W tym kierunku prawdopodobnie pójdziemy w przyszłości. Będziemy grali dokładnie to, co w danym momencie będzie wychodziło spod naszych palców. Żadnego koniunkturalizmu. Żadnego przewidywania i planowania. Czysty strumień energii i artyzm. Nic więcej nas nie interesuje.

Odnalazłem niedawno kastę z wywiadem z Quorthonem, jaki przeprowadziłem paręnaście lat temu... Ciężko było jej wysłuchać, ale co utkwiło mi dość mocno w głowie, to jego słowa, że "nie musi być "true", bo nie musi smażyć hamburgerów żeby się utrzymać"... Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Czy faktycznie w przypadku ekstremalnych metalowych maniaków którzy czczą idee podziemia, zmienia się tok myślenia i postrzegania muzyki, kiedy okazuje się, że można zamienić ją - a więc to co się kocha - w pracę, która zapewnia wam środki na utrzymanie się?

Orion: - Ludzie są szczęśliwymi posiadaczami często niedocenianej umiejętności myślenia. Na szczęście się rozwijają, dojrzewają, zmieniają im się perspektywy i kąty spojrzenia na wszystko po kolei. Trudno o to, żeby w identyczny sposób patrzył na swoje potrzeby i aspiracje życiowe nastolatek mieszkający z rodzicami i dorosły człowiek mający własne dzieci i kogokolwiek jeszcze na utrzymaniu. Świata i życia uczymy się tak długo, jak tu jesteśmy i przechodzimy ciągłą ewolucję...

- Nie mówię, że jestem zwolennikiem bycia chorągiewką i myślenia tak, jak wiatr zawieje. Wręcz przeciwnie, doceniam mądrość życiową, planowość i konsekwencję w działaniu. W przypadku muzyki i możliwości życia jako muzyk tak zwany "profesjonalny" - trudno mi wyobrazić sobie pełniejszą realizację młodzieńczych ambicji. I to właśnie jest ta konsekwencja i hołdowanie własnym założeniom. To nie tak, że "w którymś momencie okazuje się, że można z tego żyć". To długa, niełatwa droga i ciężka praca. Najpierw długo nic i zaciskanie zębów, a potem raz można z tego żyć, raz nie można. Myślicie, że gdybym tego nie kochał i nie chciał robić bardzo mocno, to nie walnąłbym tego wszystkiego w diabły już dawno sto razy? Jest pośród ludzi ekstremalnych i maniaków wielu takich, którzy mimo dojścia gdzieś wysoko z tym, czym się zajmują, nie zmienili się w kretynów. Są dojrzałymi osobami, poruszającymi się w odrobinę innej rzeczywistości niż ta kiedyś. I odwrotnie, ci którzy byli idiotami na początku, zwykle idiotami pozostali, bez względu na swoje mniej lub bardziej ekstremalne, atrakcyjne poglądy. Takie podziały na tych bardziej wiernych temu, co powiedzieli parę lat temu i mniej wiernych temu właśnie mówiąc delikatnie zdominowały niektóre dyskusje, spychając na dalszy plan cokolwiek wartościowego.

- Wracając do cytatu z wywiadu o którym wspomniałeś na początku - Quorthon miał różne momenty w życiu i mówił różne rzeczy, czasem bardzo skrajne i wykluczające się nawzajem. Dziś nie do końca o to chodzi, kiedy o nim mówimy. Pamiętamy go i niemalże czcimy - za Bathory. Pozwólmy ludziom być ludźmi i myśleć indywidualnie i po swojemu, a jeśli chcemy na coś spojrzeć krytycznie - to niech to będzie ich twórczość, przynajmniej w przypadku kiedy mówimy o muzykach.

Rzecz która rzuciła mi się jeszcze w oczy przy nowym DVD to wasze... imiona i nazwiska. Kiedyś było Nergal, Inferno etc. - i koniec. Teraz jest Adam "Nergal" Darski, Zbigniew "Inferno" Promiński i tak dalej... Skąd ta zmiana?

Nergal: - Gdzie tak jest napisane? Chyba mamy inne kopie tego materiału (śmiech). Ja w składzie widzę Nergala, Inferno, Oriona i Setha. Nie bój się, z wiekiem nie normalniejemy, nie zmieniamy loga, imion artystycznych i NIE rezygnujemy z make-up'u. Behemoth to twór konceptualny i każdy jego element jest dogłębnie przemyślany i stanowi integralną część całości. Jeśli zmienimy któryś z tych elementów, możemy naruszyć konstrukcję, a tego nikt z nas nie chce. Pozostajemy wierni swojej własnej wizji.

Dwie najmocniejsze marki polskiego metalu to bez wątpienia nadal Behemoth i Vader... Nie sądzicie, że mógłby się sprawdzić pomysł wspólnej trasy koncertowej?

Nergal: - Myślę, że tak - ale pytanie, czy nasze zespoły tego potrzebują? Vader radzi sobie sam doskonale, my jak robimy tour po Polsce też nie bierzemy jeńców. Myślisz, że bylibyśmy w stanie podwoić wyniki frekwencji gdybyśmy połączyli siły? Nie sądzę. Fanów metalu w kraju jest zamknięta liczba, i w gruncie rzeczy ci sami ludzie przychodzą żeby zobaczyć Behemoth i Vader. Osobiście z chęcią wziąłbym udział w takiej trasie, a jeszcze bardziej widziałbym zestaw Kat, Behemoth oraz Vader. To byłoby wydarzenie.

Mam błogosławieństwo Nergala w sprawie pytań dziwnych i drażliwych (śmiech), ale pójdę w drugą niż ta przewidywalna stronę... Pytanie do reszty ekipy: jakieś zainteresowanie niewiastami które działają w polskim nazwijmy to "show-biznesie" (o ile jest coś takiego), czy raczej niekoniecznie? Wiem jak wygląda życie w trasie, więc o schemat typu "kapcie / telewizor / żona / kot" was nie podejrzewam... (śmiech).

Orion: - Już słyszałem takie pomysły. Tak, tak, ktoś mnie widział z Jolą Rutowicz (śmiech). A mówiąc poważniej, to jest w polskim "show-biznesie" kilka pań "niczego sobie", chociaż nigdy się jakoś mocno nimi nie interesowałem. Zupełnie naturalnie współistnieją sobie dwie rzeczywistości: ta nadmuchana, zjadliwa, sztuczna, trochę obłudna i ta druga, bardziej prawdziwa, spokojniejsza, bardziej domowa. Osobę, która mi towarzyszy wolę mieć bliżej tych drugich skojarzeń, chociaż cenię ambicję i dążenie do swoich celów. Różnie bywało, teraz jest spokojniej. Schemat "kapcie, telewizor..." może nie do końca, ale dobrze po szaleństwie się czasem trochę przewietrzyć i na chwilę zatrzymać. A co do rzeczywistości trasowej - "co jedzie na trasę, zostaje na trasie" - i nikomu jeszcze nie wyszło na dobre niedotrzymanie tajemnicy tej złotej zasady.

Nergal: kiedy pojawiłeś się w kolorowych pismach, środowisko fanów metalu w Polsce zareagowało oburzeniem. Od jakiegoś czasu jednak, da się zauważyć zmianę frontu: ludzie traktują cię jako "naszego człowieka tam", polscy fani metalu są z ciebie dumni. Jak myślisz, skąd ta nagła zmiana?

Nergal: - Nie wiem. Pytanie dla socjologów. Może zdali sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie udawałem kogoś kim nie jestem i nawet, jeśli już pojawiam się w mediach popularnych to zachowuję twarz i jestem sobą.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas