"Córka jest ważniejsza niż muzyka"
Jej niezwykła kariera trwa od połowy lat 80., ale dopiero w 2000 r. ukazał się podwójny album z największymi przebojami Whitney Houston. Nic dziwnego, że jest to podwójny album, zawierający aż 36 utworów, spośród których większość stała się przebojami. Z tej okazji amerykańska wokalistka opowiedziała nam m.in. o tym, jak łączy pracę z macierzyństwem, o radzeniu sobie z kłopotami i o odejściu od śpiewania utworów o miłości.
P: Twój ostatni album z premierowymi utworami – “My Love Is Your Love” - to bardzo zróżnicowana kolekcja piosenek nagranych we współpracy z całą grupą znakomitych artystów. Opowiedz nam, kto oprócz ciebie pojawił się na tej płycie?
WH: Missy Elliot, Rodney Jerkins, który ma najwyżej 22 lata, Wyclef Jean z zespołu the Fugees. Nagrałam też duet z Faith Evans i Kelly Price. Wydaje mi się, że nie można było zebrać lepszej ekipy. W tej chwili są to chyba najwybitniejsze postaci przemysłu muzycznego. Niesamowicie utalentowane. I o to mi właśnie chodziło. Zaproponowałam im współpracę przy tamtej płycie i wszyscy od razu się zgodzili. Bardzo się ucieszyłam. Okazało się, że oni też odnoszą się do naszej współpracy z entuzjazmem, i to sprawiło mi jeszcze większą radość.
P: Podjęłaś współpracę z bardzo różnymi producentami i wykonawcami. Czy masz wrażenie, że każdy z nich wniósł coś od siebie?
WH: Babyface i ja mamy za sobą parę lat znajomości, więc jesteśmy niemal jak rodzina. Nasza współpraca też jest trochę ‘rodzinna’ – w czasie nagrań dużo pracujemy, ale jednocześnie ciągle śmiejemy się i rozmawiamy, potem znowu się śmiejemy i znowu rozmawiamy – tak że w końcu wychodzi z tego 4 do 5 godzin efektywnej pracy – chyba dlatego, że tak dużo się śmiejemy. Ale Babyface jest świetny i rozumiemy się w pół słowa, dlatego udaje nam się pracować szybko, ale dobrze. Obydwoje jesteśmy profesjonalistami i to do tego stopnia, że w pewnym momencie potrafimy sobie powiedzieć: “OK, pięć godzin śpiewania wystarczy”. Próbuję nie nadwyrężać swojego głosu – on też mnie do tego nie zmusza. Co do Missy Elliot, którą niedawno poznałam i z którą zdążyłam się zaprzyjaźnić, to prawdziwy wulkan humoru, a poza tym utalentowana młoda kobieta, która dokładnie wie, czego chce, i dokładnie wie, co robi. Ujęło mnie zachowanie tych młodych ludzi – a zanaczam, że w tej chwili uważa się mnie za weterana w show-biznesie. Na przykład Missy mówiła do mnie po prostu: “Whitney, słuchaj, chcę, żebyś zrobiła to czy tamto, chcę żebyś zwróciła uwagę na ten czy tamten fragment”. W ogóle nie była zakłopotana. Bo takie zahamowania trzeba odłożyć na bok – niezależnie do tego, czy wynikają z charakteru, czy z okoliczności – żeby uzyskać naprawdę dobre rezultaty. Tak jak ja to robię.
P: Czy uważasz, że twoje umiejętności, profesjonalizm i odpowiednie przygotowanie, pomogły ci lepiej porozumieć się z producentami?
WH: Pochodzę z religijnego środowiska związanego z muzyką gospel – a w chórze kościelnym musisz być gotowy na wszystko. Na przykład pewnego dnia wchodzisz do kościoła, a tu organy nie działają, albo ogrzewanie wysiadło, zespół przechodzi akurat trudny okres, ludzie mają lepsze i gorsze dni – jednym słowem trzeba być gotowym do występu w każdych warunkach, nawet bez akompaniamentu. A to znaczy, że trzeba znać tonacje i harmonie i w każdej chwili być gotowym zaśpiewać czyjąś partię. To doświadczenie przygotowało mnie na niespodzianki, które mogą się zdarzyć w trakcie profesjonalnej kariery. Dlatego teraz łatwo przechodzę do porządku dziennego nad różnymi sprawami i zajmuję się wyłącznie śpiewaniem.
P: Album “My Love Is Your Love” był zróżnicowany pod względem stylistycznym: obok klasycznych brzmień w twoim stylu pojawiły się na nim bardziej współczesne utwory. Czy masz jakieś osobiste preferencje?
WH: Uwielbiam “If I Told You That” - to jedna z moich ulubionych piosenek. “I Learned From The Best” też. “Oh Yes” to dobry kawałek. “Until You Come Back” to mój wyciskacz łez. Ale chyba najbardziej lubię “You’ll Never Stand Alone”. Tę piosenkę zaśpiewałam dla mojej córki. Śpiewanie dla niej dużo dla mnie znaczy. Dla mnie jako matki, która ma tę pasję, tę miłość do swoich dzieci. Zawsze mówiłam Christinie “Nieważne ile masz lat. Zawsze będę twoją mamą, a ty zawsze będziesz moim kochaniem” .
P: Jak udaje ci się łączyć pracę i macierzyństwo?
WH: Kiedy jestem z rodziną – jestem z rodziną. A kiedy pracuję, to pracuję. Ale tak naprawdę to zabieram rodzinę do pracy. Natomiast nie przynoszę pracy do domu i to może stwarzać pewne trudności, bo czasem jestem gotowa do pracy, ale mam córkę i muszę z nią zostać. To ona jest moim priorytetem nr 1. Gdyby zaistniała konieczność dokonania wyboru, musiałabym odwołać sprawy zawodowe, żeby poświęcić czas mojej córce, na przykład z powodu rozgrywek szkolnych. Tak trzeba, bo ona jest żywym człowiekiem, a nie płytą, i to znaczy, że ona będzie rosla i rozwijała się, a płyty powstają i odchodzą w zapomnienie. Ona jest dla mnie ważniejsza niż muzyka. Tak mi się wydaje.
P: David Foster powiedział, że pracujesz jak “rasowy koń wyścigowy”, to znaczy wchodzisz do studia i od razu możesz zacząć nagranie. Czy czujesz, kiedy nadchodzi dla ciebie właściwy czas na nagranie?
WH: Tak, dlatego zbudowałam studio dwa kroki od swojego domu. Mam kawałek ziemi – jedenaście i pół akra. Wraz z mężem postanowiliśmy przeznaczyć część terenu na studio i pokoje dla gości. Jeżeli któregoś dnia czuję, że przyszedł czas, mogę tam pójść i po prostu powiedzieć: “Słuchajcie, chcę nagrać tę piosenkę i muszę to zrobić teraz”. W ten sposób cały czas jestem na miejscu, blisko córki, a ona w każdej chwili może przebiec ten kawałek i przyjść zobaczyć się ze mną. Tak jest o wiele łatwiej.
P: Twoje ostatnie utwory były nagrywane w niewiarygodnie krótkim czasie. Jak ci się to udało?
WH: Stało się tak za sprawą właśnie tej dyspozycji wokalnej, tej zdolności, która jest darem od Boga. Bo tu nie chodzi o zwykłą umiejętność, którą mogę się pochwalić na zasadzie “Patrzcie, co umiem, jaka jestem świetna i wspaniała”. Chodzi raczej o pewien stan świadomości, o proces psychiczny i duchowy, bo cokolwiek trafia na płytę, musi wynikać z autentycznego przeżycia. I jeżeli tego elementu brakuje – przerywam nagranie.A jeżeli to “coś” zakoczy, mówię “Teraz jest tak, jak ma być” i spokojnie mogę do tego wrócić następnego dnia. Zdarza się też, że odkładam piosenkę na dobre dwa lata, jeżeli nie mogę się odwołać do wewnętrznych przeżyć, jeżeli nie mam skąd czerpać inspiracji. Jeśli nie mam w sobie bólu i cierpienia, to nie mogę o nim śpiewać. Nie mogę sprawić, żeby słuchacz mi uwierzył. To dla mnie bardzo ważne – śpiewać wiarygodnie.
P: Powiedziałaś, że chcesz odejść od piosenek o miłości w stylu “I Will Always Love You”. Dlaczego?
WH: Żyjemy teraz w zupełnie innej erze muzyki. Hip hop podbił całą Amerykę i przebojem podbija świat. Uwielbiam go, bo daje moim braciom i siostrom bardzo wiele sposobów wyrażenia siebie. Kiedyś zamykaliśmy się w soulu, teraz wyszliśmy na scenę międzynarodową: ludzie identyfikują się z tym stylem, chcą się w tym stylu ubierać, śpiewać, chcą rapować. I to wszyscy, na całym świecie: biali, czarni, Japończycy. W Japonii widziałam dzieci, które wyglądają jak mali japońscy hip-hopowcy. Ten styl zyskał międzynarodowy zasięg, bo jest pełen ekspresji, jest prawdziwy i opowiada o sprawach, które naprawdę zdarzają się w życiu, a nie o zmyślonych historiach.
P: Na Twojej ostatniej płycie znalazło się coś dla dawnych i coś dla nowych fanów Whitney. Czy to oznacza zasadniczą reorientację twojej twórczości?
WH: O tak, wystarczy posłuchać “If I Told You That”, “I Learned From The Best”, “Until You Come Back”, “I Bow Out” czy “You’ll Never Stand Alone”. To są właściwie ballady w starym stylu, ale odświeżone, nowe. Trzeba pamiętać, że pracowali nad nimi David Foster i Babyface. Z obydwoma znam się od dawna, mamy na swoim koncie wiele fantastycznych przebojów. Tak więc nie tylko ja musiałam pracować nad “świeższym” brzmieniem, ale oni także. Bardzo mi pod tym względem zaimponował Babyface, który produkował “I Bow Out” – piosenkę do słów Dione Warwick. Zupełnie nie mógł się wczuć w ten kawałek, a szukał czegoś całkiem nowego. W pewnym momencie – niech go Bóg błogosławi – zadzwonił do Rodneya Jerkinsa i powiedział: “Słuchaj Rodney, potrzebuję twojej pomocy”. To było po prostu niesamowite. Powiedział “Nie czuję tego. Musisz mi pomóc, rzucić na to świeżym okiem”. No i usiedliśmy w studiu wszyscy razem i tak powstała piosenka “I Bow Out”.
P: Jak udaje ci się pogodzić dwie tak odmienne role: wykonawcy i producenta?
WH: To jest ta trudniejsza strona pracy nad albumem, dotycząca sprawowania pewnej kontroli. Bo na tym tak naprawdę polega rola producenta: na kontroli. Trzeba pilnować, żeby czegoś nie było za dużo albo za mało, żeby wszystkie rzeczy znalazły się na swoim miejscu. A to znaczy, że muszę wiedzieć o wszystkim, co się dzieje. Jeżeli coś mi nie odpowiada, odrzucam to. Na przykład przez ręce moje i Clive’a Daviesa (do niedawna szef wytwórni Arista – przyp. Interia.PL) przechodzą miliony piosenek. Wprawdzie zdarza się, że piszę je sama, kiedy mnie coś zainspiruje, ale zasadniczo Bóg dał mi dar interpretacji i przede wszystkim jestem wokalistką. Mogę zaśpiewać każdy tekst z taką samą łatwością, z jaką go czytam. Ale są też ludzie, którzy potrafią świetnie pisać, a nie posiadają daru interpretacji. Trzeba więc stworzyć odpowiednią kombinację. Niektórych ludzi trzeba wyróżnić, mówiąc im: “Masz wielki talent. Ty będziesz robil swoje, ja będę robić swoje – i razem stworzymy coś wielkiego”.
P: Lubisz pracować z innymi, znanymi artystami. Np. piosenkę “Heartbreak Hotel” nagrałaś wspólnie z Faith Evans i Kelly Price. Jak układała się wasza współpraca?
WH: Było mi bardzo miło, bo na moją propozycję współpracy Kelly i Faith odpowiedziały bez wahania “Z przyjemnością”. I mocno się w to zaangażowały. W teledysku występujemy wszystkie trzy – i wyglądamy jak prawdziwy girls-band. Uwielbiam pracę zespołową. To fantastyczne uczucie, kiedy pracujesz z innymi ludźmi i na końcu otrzymujesz znakomity produkt. W tym przypadku – świetne wokale. Kelly Price jest fenomenalna – ma umiejętności, ma charakter. Jest w trasie od dziecka, śpiewała z wieloma największymi artystami – na przykład przez długi czas pracowała z Mariah [Carey]. Natomiast Faith pochodzi z Newark – podobnie jak ja. Obydwie chodziłyśmy do tych samych kościołów. Faith nauczyła się śpiewać dzięki gospel – podobnie jak Kelly i ja. Dlatego tak dobrze nam się pracowało i dlatego osiągnęłyśmy tak znakomite rezultaty.
P: W nagraniu innego duetu brała udział Mariah Carey – chodzi mi filmowy przebój “When You Believe”, z filmu “Książę Egiptu”. Piosenka była nominowana do Oscara w kategorii Oryginalna Ścieżka Dźwiękowa. Ucieszyłaś się z tej nominacji?
WH: To naprawdę wielki zaszczyt. Już wcześniej otrzymałam nominację za piosenkę “I Have Nothing” z filmu “The Bodyguard”. Piosenka “I’ll Always Love You” nie mogła uzyskać nominacji, ponieważ nie powstała specjalnie do filmu. “When You Believe” z “Księcia Egiptu” to piosenka szczególna, trafia do wszystkich: śpiewają ją dzieci, dorośli i młodzież. To jedna z tych piosenek, dla których nie istnieją bariery wieku czy koloru skóry – takie rzeczy nie mają znaczenia. To pieśń nadziei i miłości. Tak naprawdę chodzi w niej o wiarę i o trwanie w wierze nawet wtedy, kiedy nad głową zbierają nam się ciemne chmury. Trzeba wierzyć, że na końcu tej ciemności, kiedy skończy się czas próby i cierpienie, pojawi się światło. Tylko trzeba na to poczekać i naprawdę w to wierzyć – nawet wtedy, kiedy nic nie zapowiada poprawy sytuacji. Najbardziej w tej piosence podoba mi się przekaz, który każdy może odczytać, nie wyrażony dosłownie ale wyraźnie obecny. To jest coś, co wychodzi prosto z serca – Mariah i ja odczuwałyśmy to w ten sam sposób. Świetnie nam się śpiewało. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Włożylyśmy w tę piosenkę mnóstwo szczerego zaangażowania. Świetnie się bawiłyśmy.
P: Co możesz powiedzieć o przeboju “It’s Not Right, But It’s Okay”, który ukazał się teraz także na składance Twoich największych przebojów?
WH: “It’s Not Right, But It’s Okay” to piosenka o związku z mężczyzną z punktu widzenia kobiety. Opowiada o sprawach, które zdarzyły się w tym związku, a przez które przechodzą chyba wszyscy. Ale nie proponuje rozwiązania w stylu “Między nami koniec”. Lepiej powiedzieć “Wiem, że twoje postępowanie nie jest w porządku, ale godzę się z tym, bo i tak ostateczne zwycięstwo będzie należało do mnie”. Na początku nie wiem, czy mogę po prostu puścić pewne niepotrzebne sprawy w niepamięć. Potem nabieram przekonanie, że wszystko będzie w porządku i o tym właśnie jest ta piosenka. Można pozostawać w trwałym związku mimo pewnych problemów, ale o niektórych rzeczach trzeba wtedy zapomnieć, żeby wszystko było ok. Nie chodzi o to, żeby było idealnie, ale przynajmniej w miarę dobrze. To była jedna z tych piosenek, przy których spędziłam bardzo dużo czasu. Ze względu na jej rytm i tekst, na skomplikowane dopasowanie słów do muzyki. Bo jeśli się wsłuchać w tę piosenkę, to wyraźnie słychać, że tekst biegnie trochę niezależnie od muzyki. Więc trzeba być bardzo świadomym muzyki. Dlatego nad tym kawałkiem spędziliśmy z Rodneyem bardzo dużo czasu.
P: Odniosłaś sukces nie tylko jako wokalistka, ale także jako aktorka. Jakie są Twoje plany dotyczące kolejnych filmów?
Wraz z Willem Smithem pracuję od dłuższego czasu nad pewnym projektem, a zajmują się nim nasze firmy. Will skończył swój poprzedni film, więc mógł wrócić do pracy nad scenariuszem do nowej produkcji “Anything For You”.
P: Dziękuję za rozmowę.