Reklama

"Chcemy tańczyć"


Wielka Brytania o grupie Clearlake, pochodzącej z nadmorskiej mieściny Hove, usłyszała w 2000 roku, kiedy ukazał się przełomowy dla niej singel "Winterlight". Pilotował on debiutancki album "Lido", który podobnie jak singel, spotkał się z pozytywną reakcją mediów. Zaowocowało to między innymi wspólną trasą koncertową z Travis czy Radiohead. Członkowie Clearlake nie zachłysnęli się jednak pochwałami i w 2003 roku wydali płytę "Cedars", która w każdym elemencie była o niebo lepsza od debiutu. A rozpoczynająca ją piosenka "Almost The Same" przejęła od "Winterlight" miano najlepszego utworu Clearlake. Kompozytorski postęp, jaki wykazują członkowie zespołu, pozwala wiązać duże nadzieje z kolejnym albumem, który będzie nosił tytuł "Amber". Jego premierę wyznaczono wstępnie na połowę 2005 roku i najprawdopodobniej będzie to najważniejsza płyta w dorobku Clearlake. Zespół ma bowiem dużą szansę dołączyć do ekstraklasy brytyjskich zespołów gitarowych.

Reklama

O możliwościach Clearlake mogli przekonać się również polscy fani. Grupa w marcu 2005 r. przyjechała do nas na dwa koncerty. Oprócz utworów z dwóch pierwszych płyt, Clearlake zaprezentowali również nowe kompozycje. Na rozmowę przed krakowskim koncertem formacji Artur Wróblewski namówił Davida Woodwarda, basistę Clearlake. Muzyk przybliżył historię zespołu, powiedział kilka słów o nowej płycie i z niespodziewanym entuzjazmem przyjął informację o premierowym materiale kultowej grupy Van Der Graaf Generator.

Kto zaproponował wam występy w Polsce?

Koncerty zaproponowało nam British Arts Council. Skontaktowali się z naszą wytwórnią Domino Records i zapytali, czy jakiś zespół nie miałby ochoty zagrać w waszym kraju. Bez zastanowienia postanowiliśmy skorzystać z okazji!

Jak podoba wam się Polska?

Przylecieliśmy do Warszawy wieczorem i było wtedy dosyć mgliście. Ale dla nas nowe miasto jest zawsze nowym wyzwaniem i przygodą. Spotkało nas bardzo ciepłe przyjęcie i jeszcze cieplejsza opieka! Zagraliśmy tam koncert. A później pociągiem pojechaliśmy do Krakowa. Krajobraz był bardzo malowniczy.

Kraków wydał się nam bardzo fajnym miejscem. Niestety, musieliśmy wracać już następnego dnia i nie mogliśmy poznać wszystkich jego zalet.

Powiedz kilka słów o początkach waszej muzycznej kariery.

Zaczynaliśmy jakieś dziesięć lat temu. Wtedy nazywaliśmy się Not Bit Of Wood. Przez skład przewinęło się wiele osób. Nazwa Clearlake pojawiła się w momencie, gdy podpisaliśmy kontrakt z Domino Records. To oni zainteresowali się naszą płytą.

"Winterligt" był dla was przełomowym utworem. Jaka jest twoja opinia o tym singlu?

Przede wszystkim to był duży odskok od tego, co prezentowaliśmy wcześniej. "Winterlight" to utwór o wiele bardziej eksperymentalny i ostrzejszy od rzeczy, które robiliśmy wcześniej. Pierwotnie ten numer pojawił się na naszych demówkach, gdy jeszcze nie nazywaliśmy się Clearlake.

Na naszej debiutanckiej płycie "Lido" postanowiliśmy go nagrać jeszcze raz. Wydaliśmy "Winterlight" jako nasz pierwszy singel i spotkał się on z dużym uznaniem krytyków muzycznych. Zaprezentowało go nawet BBC Radio 1, jedna z największych rozgłośni w Wielkiej Brytanii. Dzięki tej piosence trafiliśmy również do telewizji.

Zatem jako singel był on rzeczywiście dla nas przełomowy i dużo dla nas "zrobił". Wciąż uważamy, że jest to świetna piosenka. Dosyć specyficzna jak na singel - jest to przecież walc.

Co uważacie za swoje największe osiągnięcie?

Przede wszystkim występ w telewizyjnym programie "Later With Jools Holland" [jeden z najpopularniejszych brytyjskich programów muzycznych - przyp. red.]. Za osiągnięcie uważamy także fakt, że mieliśmy możliwość podróżować i grać koncerty w wielu miejscach. Ostatnio spędziliśmy sześć tygodni koncertując w Stanach Zjednoczonych.

Granie w zespole to ciężka praca, ale z drugiej strony przynosi wiele satysfakcji. Chcielibyśmy sprzedać tyle płyt, by zarobić wystarczająco dużo pieniędzy i móc porzucić naszą codzienną pracę.

Być może tak się stanie po wydaniu waszej nowej płyty. Powiedz mi kilka słów na jej temat.

Nową płytę, zatytułowaną "Amber", nagraliśmy w sześciu studiach. We Francji i w Anglii, między innymi w dwóch studiach w Londynie. Pracowaliśmy między innymi w studiach "Real World" Petera Gabriela oraz studiu Ray'a Daviesa z The Kinks.

Z kolei studio we Francji nazywało się "Black Box" i znajdowało się na terenie wiejskiej posiadłości. Wokół było mnóstwo kurczaków, psów i kotów. Poza tym był tam stół do tenisa (śmiech).

Wolimy pracować właśnie w ten sposób - małymi kroczkami. Rejestrujemy coś i później zostawiamy to. Nie chcemy nagrywać wszystkiego naraz i następnie być rozczarowanym efektem. Być może dlatego nagrywamy "Amber" już od około roku i wciąż jeszcze nie jest skończony (śmiech).

Nowy album wydaje mi się najlepszy spośród dotychczas nagranych. Jest bardziej podrasowany. Utwory na nim nadają się do tańca - to dlatego, że sami chcemy tańczyć. Reakcja krytyki i moda nie mają na nas najmniejszego wpływu. Poza tym dziennikarze zazwyczaj oceniają naszą muzykę pozytywnie. Oznacza to, że musimy dobrze wykonywać naszą pracę (śmiech).

A co, poza pozytywnymi recenzjami w gazetach muzycznych, lubisz najbardziej w momencie premiery płyty?

Zawsze mamy lekką jazdę, gdy słyszymy nasze nowe piosenki w radio. Poza tym uwielbiamy grać trasy koncertowe. Tak, najlepsze jest prezentowanie piosenek ludziom.

Jak porównałbyś "Amber" z waszymi poprzednimi płytami, poza tym, że uważacie go za swoje najlepsze dzieło?

Przede wszystkim produkcja będzie dużo lepsza, niż na poprzednich dwóch płytach. Jak już powiedziałem, płyta jest bardziej podkręcona, taneczna. Ale wciąż będzie utrzymana w klimacie "wesoła muzyka, smutna piosenka". Wydaje mi się, że fani nauczą się kochać "Amber" i pielęgnować go jak nasze poprzednie płyty. To są zagubione, osierocone dzieci, które potrzebują domu do rozwalenia (śmiech)!

Którzy wykonawcy mają największy wpływ na waszą muzykę. Kto was najbardziej inspiruje?

Długo by wymieniać. Na pewno Queens Of The Stone Age, Neil Young, Loretta Lynn, Nancy Sinatra, PJ Harvey, Trail Of Dead, Cardiacs. Słuchamy też starego bluesa. Również muzyki tanecznej. Elvisa Presley'a, Kate Bush, Moody Blues i trochę punkowych rzeczy, na przykład The Damned i The Stooges. Lubię też rock progresywny, na przykład Van Der Graaf Generator.

W maju wydają podwójny album z premierowymi utworami.

Coś ty! Myślałem, że już nigdy nie zbiorą się w tym składzie. To najlepsza informacja, jaką usłyszałem od dłuższego czasu!

Jaką widzisz przyszłość dla Clearlake po wydaniu "Amber"?

Na pewno chcemy znów wyruszyć w trasę koncertową. I wydać kolejny album, który ma rzucić słuchaczowi wyzwanie, nauczyć czegoś i zarazem dać rozrywkę i przyjemność.

Dziękuję za wywiad.

Ja również. Do zobaczenia następnym razem w Polsce lub gdziekolwkiek na świecie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wielka Brytania | piosenka | koncerty | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama