"Camey nigdy nie ingerował w moją muzykę"

Największym błędem, jaki możecie popełnić, oceniając twórczość Teki, jest bazowanie tylko i wyłącznie na singlach, które słyszycie w radiu czy w TV. Komercja i płytki cukierkowaty pop to tylko jedna z wielu postaci, jakie przybiera muzyka bohatera tego wywiadu, o czym najlepiej przekonacie się, słuchając jego nowego krążka "Talent". A przed odsłuchem nie zaszkodzi sprawdzić, co sam zainteresowany ma do powiedzenia na jego temat...

Teka
Teka 

Z Teką rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").

Na początku naszej rozmowy chciałbym cię zapytać, jak ci się żyje w naszym kraju? Po przesłuchaniu kawałka "Jedyne, co chcesz", musiałem o to zapytać - jest tam tyle pocisków na Polskę, że aż nie mogłem się zdecydować na wybranie jednego reprezentatywnego cytatu, który mógłbym przytoczyć w tym pytaniu...

Żyje mi się dobrze. Ogólnie jestem dość dużym optymistą i sam nie spodziewałem się po sobie takiego utworu. Niestety, nawet najwięksi optymiści miewają czasem kryzys i właśnie w takim momencie ten utwór powstał. Między innymi dlatego w chwili obecnej praktycznie nie oglądam telewizji, bo patrząc w ekran i widząc naszą wspaniałą władzę z prezydentem idiotą na czele, to o taki kryzys nie trudno. Ogólnie utwór nie jest skierowany w Polskę, a właśnie we władze nią sterujące, ponieważ to, co się dzieje w tej chwili w kraju, jest w większej części ich winą. Wiesz, jestem patriotą i widząc to wszystko, robi mi się cholernie przykro, że cały świat się z nas śmieje, a my, Polacy, nie potrafimy z tym nic zrobić, wierząc bezgranicznie tym kretynom u władzy, że coś wreszcie zrobią konkretnego dla kraju.

Rozumiem. Pierwsze pytanie nie było przypadkowe - przygotowując się do tej rozmowy, przeczytałem trochę wywiadów z tobą i zwróciłem uwagę na jedną bardzo ważną rzecz... Dlaczego nikt nigdy nie pyta cię o twoje teksty? Nie wkurza cię trochę fakt, że kiedy już chcesz przekazać ludziom coś ważnego, ci zwracają uwagę jedynie na formę, na gatunek twojej muzyki, a nie na treść w niej zawartą?

Jeśli chodzi o środowisko typowo hiphopowe, to tak naprawdę czego bym nie zrobił czy nie nagrał, i tak dla nich będę zawsze najgorszy i ogólnie zły. Przykleili mi łatkę zwaną "komercja" i OK, ja się tego nie będę wypierał. Ja po prostu robię to, co lubię i kocham. Nie zależy mi na opinii małolatów, którzy swoją edukację zaczęli na etapie 50 Centa i siedzą całe dnie przed internetem szukając sensacji, bo - nie oszukujmy się - tak wygląda w tej chwili większość polskich hiphopowców. Nie boję się krytyki, ale niech to będzie konstruktywne, a nie wyssane z palca bluzgi itp. Dostaję wiele maili od ludzi, którym materiał się bardzo podoba, zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej, więc ktoś jednak zwraca uwagę również na teksty.

Skoro już mówimy o treści twoich utworów, przyznam, że nieco zaintrygował mnie kawałek "Nigdy się nie dowiesz", w którym pokusiłeś się o dosyć życiowy storytelling, będący - jak sam mówisz - prawdziwą historią. Możesz mi powiedzieć coś więcej na temat tego kawałka? Wcześniej twoje opowieści były mieszanką autentyczności i fikcji - co przeważa w tym przypadku?

Jest to - z tego, co pamiętam - pierwszy numer, który powstał na tę płytę. Ogólnie w przypadku moich poprzednich storytellingów - tak jak powiedziałeś - mieszałem fikcję z autentycznością, jednak w przypadku "Nigdy się nie dowiesz" historie przedstawione w utworze są w 100% autentyczne i dotyczą osób, z którymi w tamtym okresie miałem styczność. Z tego, co się orientuję, to w dniu dzisiejszym obie te osoby wiodą spokojne i szczęśliwe życie rodzinne, z czego się bardzo cieszę i życzę im jak najlepiej! Wydaje mi się, że z historiami opowiedzianymi w kawałku może się utożsamiać wiele osób i mam też nadzieję, że wielu otworzy on oczy na to, co dzieje się z ich bliskimi. Niestety, w dzisiejszych czasach wielu ludzi w skuteczny sposób ukrywa swoje problemy, nie szukając ich rozwiązania ani pomocy, a takie tłamszenie ich w sobie bardzo często prowadzi do tragedii.

To teraz powiedz - często rzucasz wszystko i robisz sobie nagły, niespodziewany urlop, jak w kawałku "Odpocznij", czy to bardziej taki utwór ku pokrzepieniu serc (śmiech)? Wiem, że lubisz podróżować - co na mapie świata jest następne do odwiedzenia?

Heh, z tym utworem to jest akurat śmieszna historia, ponieważ w chwili obecnej wiele osób twierdzi, że nawijam w nim do siebie i że jest to utwór, który jest przestrogą dla mnie samego. Od jakiegoś czasu zapędziłem się niestety w ogromny wir pracy i rzeczywiście czasami zaczyna mi wysiadać zdrowie, już nie mówiąc o tym, że nie mam kompletnie na nic czasu. Przez to tak naprawdę większość miejsc jest dla mnie w chwili obecnej niedostępna do odwiedzenia. W moim życiu pojawiły się pewne perspektywy i szanse, które niestety bez ciężkiej pracy bardzo szybko staną się nieosiągalne, na co nie mogę pozwolić. Mam jednak nadzieję, że już niebawem uda mi się trochę odpocząć.


Dobrze, to teraz dla odmiany porozmawiajmy chwilę o twoim wydawcy i o sytuacji panującej na polskim rynku. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że płyty hip hop i r'n'b, niezależnie od nakładu pracy i finansów włożonych w promocję, rzadko kiedy sprzedają się w nakładzie większym niż 500 sztuk - co jest zresztą potwierdzonym faktem. Myślisz, że z twoją nową płytą będzie inaczej? Tak szczerze...

Tak szczerze, to na dzień dzisiejszy mam już sprzedane 2000 sztuk płyty, kolejne 1000 jest na sklepowych półkach. Ile z tego tysiąca się sprzedało, będę wiedział później. Wydaje mi się, że jak na te czasy to bardzo dobry wynik i jestem z niego bardzo zadowolony.

Asia Ash jakiś czas temu mówiła mi, że Camey praktycznie wycofał się rapu i r'n'b i że już nic w tym klimacie nie wyda. Od tego czasu minęło parę miesięcy i... pojawiła się twoja płyta. Jak to się stało, że Camey nie wydał Honeys i Trzeciego Wymiaru, a wydał twoją płytę?

Nie wiem, czy wiesz, ale płyta Honeys nie ukazała się właśnie przez Aśkę, która w momencie, gdy materiał był praktycznie ukończony, a singel czekał w kolejce do pojawienia się na playliście radia Eska (na czym wszystkim bardzo zależało), poinformowała nas, że ma nowy zespół i odchodzi z Honeys. Na płycie było bardzo dużo jej wokali, a wszyscy byliśmy już zmęczeni pracą nad krążkiem i nie mieliśmy energii na poszukiwanie nowej wokalistki, wgrywanie od początku partii śpiewanych przez Aśkę itd. Szkoda, bo ta płyta była naprawdę dobra, ale widocznie tak musiało być. Jeśli chodzi o Trzeci Wymiar, to z tego, co się orientuję, Camey nie miał pomysłu na promocję zespołu, podobnie było z Pihem czy Borixonem. Ci artyści tak naprawdę w obecnej chwili najlepiej wyjdą na tym, samemu wydając swoje płyty, bez wsparcia wytwórni, biurokracji itp. Jeśli chodzi o moją płytę, to mogłem ją wydać sam, nie miałbym z tym problemów, aczkolwiek nie miałem czasu bawić się w zakładanie firmy, całą tę papierkową robotę itd. Z Camey'em mam podpisaną dobrą umowę, która obejmuje jeszcze jeden materiał, doskonale się rozumiemy i dobrze się nam razem pracuje. Poza tym tak naprawdę promocją i różnymi kwestiami wydawniczymi zajmuję się w Camey Records właśnie ja, więc mam wszystko pod kontrolą.

Jeżeli dobrze policzyłem, z Camey'em jesteś związany już prawie 8 lat - warto dodać, że wszystkie twoje płyty pojawiły się właśnie w tym przedziale czasowym. Zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałaby dzisiaj twoja muzyka, gdyby nie wpływ Camey'a? Jego ingerencja w muzykę "swoich" artystów to żadna tajemnica - mieliście kiedykolwiek jakieś spięcia na tym polu?

Nigdy nie było spięć na tym polu. Tak naprawdę Camey nigdy nie ingerował w moją muzykę. Czasem coś sugerował, ale nie było to na zasadzie: masz zrobić to i to albo nie wydajemy. Nigdy nie nagrałem czegoś, co było wbrew moim przekonaniom czy na siłę. Wszystko, co znalazło się na moich płytach wydawanych w okresie 2001-2008, było odzwierciedleniem moich muzycznych fascynacji z danego okresu. Camey nauczył mnie wielu rzeczy, jeśli chodzi o produkcję muzyczną, kompozycję czy harmonię, za co jestem mu bardzo wdzięczny. I myślę, że gdyby nie on, to nie byłbym w chwili obecnej na poziomie, który reprezentuję.

Tak jak wspomniałem, minęło już trochę czasu, odkąd zacząłeś robić muzykę i współpracować z Camey'em. Nawijasz: "Od zawsze chciałem być tym, kim teraz jestem" - to znaczy kim? Jak określiłbyś dzisiaj sam siebie, swój status, swoją pozycję na scenie? Do czego tak naprawdę dążyłeś przez te wszystkie lata?

W tej chwili jestem po prostu szczęśliwym człowiekiem. Muzyka poza hobby stała się sposobem na życie, dzięki któremu jestem w stanie utrzymać rodzinę i żyć na pewnym poziomie. Wydaję płyty, pracuję z niezwykle ciekawymi ludźmi, to, co robię, podoba się wielu osobom, na których opinii mi zależy. Ogólnie spełniam się zarówno artystycznie, jak i życiowo, a chyba każdy w pewnym stopniu dąży do czegoś takiego.


Przy płycie "Chcę, więc potrafię" postawiłeś głównie na polskich gości, a dokładniej na polskich raperów. W przypadku nowego krążka sytuacja wygląda już inaczej - przeważają goście zza granicy, którzy, może za wyjątkiem Sentino, wiele wspólnego z rapem nie mają. Francja, Maroko, Niemcy, Mali... Czego nauczyła cię ta wielonarodowa współpraca? No i czym różnił się sam proces twórczy w stosunku do poprzedniej płyty?

Tak naprawdę większość zagranicznych gości ma większy związek z rapem niż niejeden polski "raper". Są to przede wszystkim ludzie z niesamowitą energią i zapałem do pracy, niesamowicie inspirujący i kochający to, co robią. Myślę, że jakby zebrać czołówkę polskich wykonawców i zamknąć w jednym pomieszczeniu, to jedyne, co mogłoby się tam wydarzyć, to albo jakiś mega melanż zakończony użalaniem się nad tym, co się dzieje dookoła i nad kondycją polskiego rapu, albo po prostu jedno wielkie użalanie się nad tym, jak to jest tragicznie i źle, no i ewentualnie jakaś bijatyka (śmiech). Zamknij wszystkich zagranicznych gości z mojej płyty w takim pomieszczeniu, to gwarantuję ci, że jak ich wypuścisz, wszyscy będą weseli i zajarani tym, że mogli sobie razem posiedzieć, podzielić się spostrzeżeniami, nauczyć się czegoś od siebie czy stworzyć razem jakiś utwór (nawet nie mając instrumentów). Teraz wydaje mi się, że widać, czemu zdecydowałem się na pracę właśnie z nimi. Jeśli chodzi o sam proces twórczy, to wyglądał on podobnie (no, może poza czasem wykonania, który w tym przypadku był o wiele krótszy niż u Polaków). Część rzeczy ogarniałem mailowo, część udało nam się zarejestrować w studio podczas wizyty wcześniej wymienionych artystów w Polsce.

Oprócz wielonarodowych featów mamy na tej płycie także sporo... Polek! Natalia Lesz, Agata Załuska, Lena, no i trzy dziewczyny z Honeys - z wyraźną dominacją Marielle w kilku trakach. Powiedz mi, dziewczyny same pisały refreny czy jednak potrzebny był jakiś mały ghostwriting z twojej strony (śmiech)?

Poza utworem "Jedyne, co chcesz", do którego tekst refrenu napisała Marielle, wszystkie refreny i śpiewane partie polskich wokalistek pisałem ja.

No to pięknie (śmiech). Emil Blef powiedział mi jakiś czas temu, że rzadko przekonują go żeńskie wokale, bo ma wrażenie, że kobiety nie interpretują swoich tekstów - twierdzi wręcz, że płeć piękna wlewa uczucie w pisany przez siebie tekst, po czym jakby nie starcza go już na wokal w studio. Skoro większość refrenów na "Talent" pisałeś sam i masz już spore doświadczenie w pracy z wokalistkami, nie mógłbym cię nie zapytać, czy zauważyłeś jakąś prawidłowość w tym, co mówi Blef?

Nie wydaje mi się, żeby tak było, jeśli masz do czynienia z profesjonalistkami. Oczywiście, jeśli pracujesz ze słabymi wokalistkami, to całkowicie się z tym zgodzę. Słaba wokalistka nie skupia się na wykonaniu, tylko na tym, żeby dobrze, czysto zaśpiewać, co i tak z reguły się nie udaje (śmiech).

To teraz powiedz mi, na ile pewnie czujesz się ze swoim rapem? Bo ja rozumiem opcję gościa w każdym kawałku - to bardzo fajne urozmaicenie - ale tak się zastanawiam, czy twoja płyta obroniłaby się, gdybyś zrealizował ją bez tych wszystkich gości, bez śpiewanych refrenów... Co o tym myślisz?

Czuję się bardzo pewnie. Uważam, że to, co robię, jest dobre i nikt nie jest w stanie zmienić mojego przekonania. Nie wiem, jakby wyglądała moja płyta, gdybym zrealizował ją w 100% sam, i czy obroniłaby się. Przypuszczam, że się nie przekonam, ponieważ nie lubię takich produkcji. Od zawsze podkreślałem, że lubię, kiedy na solówkach jest dużo gości, bo takiej płyty słucha się ciekawiej, przynajmniej dla mnie. Zresztą zauważ, że nie wygląda to tak, że nagrywam jedną zwrotkę, a resztę robią goście. Na ogół są minimum dwie moje zwrotki plus gość.

Nie wiem, czy wiesz, ale bit do kawałka "Talent", wyprodukowany przez Emera, brzmi niemal identycznie jak bit Shuko do "No Place Else" Mimsa - i bynajmniej nie chodzi mi tu tylko i wyłącznie o sampel. Stąd moje pytanie - czy zdarzyło ci się kiedyś zrobić bit, który musiałeś wywalić do kosza, bo brzmiał podobnie do czyjegoś?

Tu mnie zaskoczyłeś, bo nie znałem tego utworu Mimsa do dziś i widzę, że będziemy mieli mały proces o plagiat, bo podkład Emera powstał kilka lat wcześniej (śmiech). A tak serio, to między innymi dlatego, robiąc bity, nie korzystam praktycznie z sampli, a wszystko, co robię, jest zawsze moją kompozycją. Dzięki temu są dużo mniejsze szanse, że zrobię coś, co przypomina produkcję, która już powstała. Ogólnie nie zdarzyło mi się jeszcze z tego powodu wyrzucić bitu do kosza.


Powiedz mi, do jakiej grupy docelowej ma trafić "Talent" - jak wygląda twój wymarzony odbiorca? Pytam, bo po przesłuchaniu twojego krążka rzuciły mi się w uszy dwie skrajności - obok cukierkowatych love songów, w stylu singlowego "Pocałuj mnie" z tekstem o piciu Reddsa na plaży, umieszczasz typowo rapowe, wręcz ofensywne kawałki, jak "Kadencja" czy "Zmiataj". Po co taki zabieg - nie bałeś się trochę o spójność materiału, o reakcje ludzi?

Myślę, że materiał mimo tak różnych stylistycznie utworów, jest spójny, a kawałki bardziej rapowe w ciekawy sposób przeplatają się z tymi cukierkowymi, w których piję Reddsa (śmiech), urozmaicając całość. Nie mam jakiejś wymarzonej grupy odbiorców. Robię muzykę dla ludzi, którzy chcą jej słuchać. Dostaję maile zarówno od 15-latków, jak i od 30- czy 40-latków z pozytywnymi opiniami o płycie. Ogólnie najśmieszniejsze jest to, że osoby, którym teoretycznie te bardziej rapowe utwory nie powinny się podobać, są nimi zajarane (śmiech). Nie bałem się reakcji ludzi, płyta jest ogólnie - co mnie bardzo zaskoczyło - odbierana bardzo dobrze i nawet osoby, które do tej pory na maksa mnie hejtowały, odzywały się z informacją, że nie spodziewali się po mnie tak dobrego materiału.

Początkowo myślałem, że wspomniany przed chwilą bonus track z Donatanem "Zmiataj", to jeden z wielu kawałków skierowanych do ogółu hejterów, nie do konkretnych osób... I po części tak jest. Pojawia się tam jednak sporo konkretów, jak np. "I jeszcze jedna drobna kwestia / widziałem w wywiadzie, że niby jest jak? / że nie chcesz wspólnego mieć nic z opcją legal / ale u Camey'a w śmietniku leżą twoje dwa dema". Do kogo te wszystkie przytyki? W pierwszym momencie przypomniał mi się twój minikonflikt z Kalim i Ciechem, ale to raczej chybiony strzał. Możesz to wyjaśnić?

Nie mam konfliktu z Kalim i Ciechem, jakiś czas temu były jakieś niedomówienia, ale chyba zostały wyjaśnione - z tego, co pamiętam. W każdym razie nie jest to utwór skierowany do nich. Jeśli chodzi o osobę, do której skierowane są te wersy, to nie będę zdradzał, o kim mówię. Wiem, że ta osoba dowiedziała się o tym, że to do niej, i dziwię się, że nic jeszcze nie nagrała na mnie - nie wiem, może się czegoś obawia (śmiech).

No dobrze, to pytanie na koniec - takie z przymrużeniem oka. Jeszcze przed odsłuchem płyty sprawdziłem prezentację multimedialną zawartą na CD. Traklista, dwa klipy promujące krążek - OK. Ale filmik z robienia tatuażu? Po co (śmiech)?

(śmiech) Czekałem, kiedy ktoś o to zapyta. Ten tatuaż jest ściśle związany z całym materiałem, dlatego właśnie chciałem pokazać słuchaczom proces jego tworzenia. Poza tym sztuka tatuażu jest czymś, co kilka lat temu bardzo mnie zainteresowało i - nie będę ukrywał - uzależniło. W tej chwili mam wytatuowane oba ramiona, przedramię, łydkę i plecy - i wiem, że to jeszcze nie koniec (śmiech).

Cóż, pozostaje mi podziękować ci za poświęcony mi czas... Chciałbyś coś przekazać czytelnikom? Może powiedz, co planuje Teka w 2009 roku?

Rok 2009 będzie - mam nadzieję - przełomowym, jeśli chodzi o Tekę producenta. W chwili obecnej bardzo mocno działamy razem z Donatanem jako grupa producencka Rafpak. Mamy wytyczone cele, do których wytrwale dążymy, odnosząc powoli sukcesy. Nie mogę chwilowo zdradzać szczegółów, ale już niebawem wiele osób będzie w dość dużym szoku, widząc to, co udało nam się zrealizować. O wszystkim dowiecie się na pewno z moich stron internetowych. Wielkie dzięki za wywiad. Pozdrawiam wszystkich czytelników.

Magazyn Hip Hop
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas