Bo Ningen: Zabierzemy was w głąb umysłu (wywiad)
Japończycy uwielbiają eksperymentować i przekraczać ramy gatunkowe. Grupa Bo Ningen kroczy ścieżką wyznaczoną przez zespoły z lat 60., ale równie chętnie z niej zbacza, by prezentować własną wizję muzyki psychodelicznej. Z Yuri, Taigen i resztą zespołu Bartosz Rumieńczyk rozmawiał o inspiracjach, narkotykach i kulturze japońskiej.
Na British Summer Time zagraliście tego samego dnia co Black Sabbath.
Yuri: Uwielbiamy ich muzykę, za niezmienność i prostotę.
Taigen: Pierwszy raz wiedzieliśmy ich na żywo i mimo że nie było z nimi perkusisty, a sama reaktywacja nie była aż tak dobra, jak byśmy się spodziewali, to ich występ przerósł nasze oczekiwania. Każdy zespół, który opiera swą muzykę na riffach, powinien zobaczyć Black Sabbath.
Uważacie, że psychodelia to najbardziej nowoczesny gatunek. Jak gatunek, który ma ponad 60 lat, może być nowoczesny?
Yuri: Używamy terminu psychodelia w innym znaczeniu, niż to, przypisywane zjawiskom z lat 60. Dla nas psychodelia to nie kwestia gatunku, żyjemy w czasach, w których nie ma już gatunków. Chcemy tworzyć coś nowego, oczywiście odnosimy się do dokonań poprzednich pokoleń, ale staramy się wykreować nową formę psychodelii.
A co was pchnęło w tę stronę?
Taigen: Tak jak wspomniał Yuri, interesujemy się muzykę psychodeliczną i całym ruchem z lat 60. i z jednej strony możemy mówić o braku gatunków, a z drugiej - muzyka psychodeliczna nie ma żadnych ograniczeń, nikt nie może powiedzieć co wolno zrobić, a czego nie. W rocku, metalu czy nawet muzyce dyskotekowej jest wiele ograniczeń, trzeba grać w konkretny sposób, by był to, powiedzmy metal. A psychodelia, przynajmniej dla nas, nie ma żadnych ograniczeń, nie ma w niej niczego, czego nie można zrobić. Pociąga nas w niej absolutna wolność. Możemy przełamywać ramy gatunkowe i w ten sposób docierać do większej ilość ludzi.
Jak komponuje się muzykę psychodeliczną?
Taigen: Improwizujemy. Czasami ktoś przynosi coś do studia, ale z reguły odbywamy jam sessions. Na początku improwizujemy, nagrywamy wszystko, potem wybieramy fragmenty, które najbardziej nam odpowiadają, a następnie pracujemy nad nimi. Nasza muzyka jest więc komponowana, ale swe początki ma w improwizacji.
Co was inspiruje - literatura, religia, filozofia, chemia?
Taigen i Yuri: Chemia (śmiech).
W końcu mówimy o muzyce psychodelicznej.
Taigen: No właśnie, często jesteśmy fałszywie odbierani.
Yuri: Ludzie, którzy nas widzieli na żywo uważają, że ciągle musimy być na haju. To taki stereotyp.
Ponoć nie da się zrozumieć psychodelii bez dostrojenia się...
Yuri: Dziś to już staromodne podejście.
Taigen: Nie zawieramy wątków religijnych w naszej twórczości, przynajmniej jak dotąd nam się to nie zdarzyło. Jeśli chodzi o inne gałęzie - to już kwestia indywidualna, każdy przychodzi do studia ze swoją wiedzą i swoim doświadczeniem.
Dokąd chcecie zabrać swojego słuchacza?
Taigen: To już zależy od słuchacza. Każdy ma inne wspomnienia, inne doświadczenia. Śpiewamy po japońsku, więc nie każdy może nas zrozumieć - jedni skupiają się na melodiach, inni na emocjach, jeszcze inni na dźwiękach - a to kwestia indywidualna. Mogę mieć tylko nadzieję, że zabieramy słuchaczy w przyjemną podróż, w głąb umysłu, we wspomnienia lub tam, gdzie jeszcze nigdzie nie byli. Na naszych koncertach panuje pełna dowolność, więc jeśli gramy dla 200 osób, to chcę zabrać ludzi w 200 różnych miejsc. To znaczy chcę - wiesz, tak naprawdę możesz się wybrać gdzie tylko chcesz, a ja mogę ci tylko w tym pomóc.
Muzyka eksperymentalna, psychodeliczna, ekstremalna czy noise'owa jest bardzo pociągająca dla Japończyków. Ma to coś wspólnego z waszym charakterem narodowym?
Taigen: Możliwe, robiłem kiedyś audycje o muzyce noise w Japonii i odkryłem, że mamy dużo informacji na ten temat, może nawet za dużo. Tworzą one swego rodzaju hałas, a z faktycznym hałasem też mamy do czynienia. Cóż, w Japonii ciężko jest wyrażać siebie swobodnie na co dzień. Ciężko pracujemy i nie możemy pokazać kim tak naprawdę jesteśmy. Japońskie społeczeństwo jest dość restrykcyjne, więc kiedy w końcu wybuchasz - to może to przybierać ekstremalne formy. Codziennie musimy przyswajać mnóstwo bodźców, mnóstwo rzeczy do nas dociera, a nie mamy czasu i przestrzeni, by dać coś z siebie.
Czy ma to jakiś związek z minimalizmem kultury japońskiej?
Taigen: Zdecydowanie tak. Podobnie jest w kulturach skandynawskich. Noise jest równie mocny w Finlandii, czy Szwecji.
Do tej układanki pasuje mi norweski black metal.
Taigen: Dokładnie! Wiesz jeśli charakter narodowy jest, powiedzmy, nieśmiały, skryty i nie pozwala na swobodne wyrażanie siebie na co dzień - to, to co robisz na scenie, czy w swojej pracowni, może przybierać skrajne formy. To też wpływa na różnice między naszym noisem, a noisem amerykańskim czy angielskim. Właśnie z uwagi na kraj, na charakter, na środowisko. I pewnie dlatego nasz noise częściej jest cyfrowy, niż tworzony na tradycyjnych instrumentach.
Jedziecie teraz w trasę z Kasabian - dużą gwiazdą, czego się spodziewacie?
Taigen: Mniej więcej wiemy, jakiej publiczności możemy się spodziewać w Anglii, a w Ameryce - nie mam pojęcia. Co prawda graliśmy już w Stanach, graliśmy też na Coachelli, ale to nie był duży koncert. Kasabian to bardzo mili ludzie, ale nie wiemy jakiej publiczności możemy się spodziewać.
Yuri: Na pewno będzie to dobra okazja dotarcia do innej publiczności.
Taigen: A czego my możemy spodziewać się w Polsce?
Przynajmniej tu, w Katowicach, publiczność jest bardzo otwarta i poszukująca. Poza tym mam wrażenie, że na tegorocznym OFF-ie jest mocna reprezentacja muzyki psychodelicznej, także na waszym miejscu byłbym dobrej myśli.
Taigen: To dobrze. Na festiwalach zazwyczaj gramy krótkie sety, około półgodziny - dziś mamy do dyspozycji godzinę i piętnaście minut, czyli więcej Bo Ningen, więcej organicznego grania.
Moje przewidywania się sprawdziły. Japończycy zostali doskonale przyjęci i nic dziwnego, bo zagrali doskonały koncert. Wypada tylko sparafrazować wokalistę - pamiętajcie o nich, nazywają się Bo Ningen!