Reklama

Blackfield: Kiedyś projekt, teraz zespół

Blackfield tworzą Steven Wilson, lider grupy Porcupine Tree i izrealski wykonawca Aviv Geffen. Do współpracy tych muzyków doszło w 2000 roku, kiedy Geffen zwrócił uwagę na macierzysty zespół Wilsona. Zaprosił Porcupine Tree na kilka koncertów do Izraela, pojechał też do Londynu, by porozmawiać osobiście z Wilsonem.

Szybko nawiązali współpracę i niemal od ręki powstał utwór "Blackfield". W 2001 roku muzycy spotkali się ponownie, tym razem w studiu w Tel Awiwie, z zamiarem nagrania EP-ki. Rezultaty sesji przeszły oczekiwania autorów, a także ludzi z wytwórni Helion. Dlatego postanowili pisać materiał, aż zebrała się z tego debiutancka płyta zespołu Blackfield.

Reklama

Album ukazał się w 2003 roku w Izraelu, gdzie błyskawicznie zdobył status Złotej Płyty. W połowie 2004 roku "Blackfield" miał światową premierę, a od końca sierpnia tego roku dostępny jest także w Polsce. Z tej okazji Michał Boroń rozmawiał ze Stevenem Wilsonem o tym, jak doszło do powstania Blackfield, o muzyce dla otwartych umysłów i zbyt długich płytach.


Czy Blackfield to tylko studyjny projekt dwóch uznanych artystów, czy regularny zespół, który jeździ w trasy i daje koncerty? Na płycie partie prawie wszystkich instrumentów nagrałeś razem z Avivem Geffenem.

To z pewnością zaczęło się jako projekt studyjny, ale teraz działamy jako zespół z prawdziwego zdarzenia. Pierwszy koncert daliśmy 15 lipca w Tel Awiwie, graliśmy także w Londynie, a w listopadzie planujemy trasę po Europie. Wszystko wskazuje na to, że obejmie ona także Polskę [11 listopada Blackfield wystąpi w klubie "Rotunda" w Krakowie, a dzień później w "Kuźni" w Bydgoszczy - przyp. red.].

Co będziecie grać, oczywiście poza numerami Blackfield? Podobno na podwójnym winylu, wydanym w limitowanym nakładzie 1000 egzemplarzy, znalazł się cover "Fell So Low", blackfieldowa wersja utworu Porcupine Tree i "Perfect World", których nie ma na wersji CD.

Faktycznie, jak na razie mamy skromny dorobek. Ostatnio w Tel Awiwie zagraliśmy 45-minutowy koncert, który opierał się na materiale z płyty "Blackfield". Myślę jednak, że podczas trasy będziemy grali normalne, półtoragodzinne koncerty. Jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądał ich scenariusz, bo nie mamy więcej piosenek (śmiech).

Ale prawdopodobnie Aviv zagra coś ze swojego solowego dorobku, ja wykonam utwory z repertuaru Porcupine Tree, a potem zagramy, około godziny, materiał Blackfield. Te koncerty to będzie rodzaj kombinacji twórczości Aviva, mojej oraz muzyki, którą stworzyliśmy wspólnie.

A kto wspomaga was na scenie?

Trójka muzyków z Izraela, klawiszowiec, perkusista i basista. A ja z Avivem gramy na gitarach i śpiewamy [na pierwszym koncercie liderom towarzyszyli Daniel Salomon (klawisze), Seffy Efrati (bas) i Chris Maitland (perkusja) - przyp. red.].

W nagraniach pomogło wam dwóch perkusistów: Gavin Harrison i Chris Maitland, czyli obecny i były muzyk Porcupine Tree, twojego macierzystego zespołu. Czy nie chciałeś wydać tych piosenek jako kolejny album Porcupine Tree, z gościnnym udziałem Aviva?

Faktycznie, tak było. A dlaczego? Ponieważ większość z nich została napisana z Avivem lub przez niego. Całe sedno mojej współpracy z Avivem polega na tym, że chciałem dokonać połączenia mojego brytyjskiego podejścia do muzyki z izraelskim podejściem Aviva. A kiedy piszę muzykę na potrzeby Porcupine Tree, to tworzę ją sam, bez pomocy muzyków z zespołu.

Z kolei w Blackfield jest zupełnie inne podejście, bo tutaj tworzymy trzyminutowe piosenki popowe, utrzymane w klimacie klasycznych utworów z lat 70. To zupełne przeciwieństwo pracy w Porcupine Tree.

Aviv w wywiadach mówił, że nie lubi progresywnego rocka. Jak myślisz, dlaczego więc zaprosił ciebie do współpracy i razem z nim stworzyłeś Blackfield? Opowiedz o początkach zespołu.

Aviv jest wielkim fanem Porcupine Tree, ale nigdy też nie myślał o PT jako zespole progrockowym. To akurat dobrze się składa, bo ja też nigdy nie myślałem, że gramy progresywnego rocka (śmiech). Dla mnie Porcupine Tree jest ambitnym zespołem rockowym. Oczywiście w muzyce tej grupy jest wiele elementów muzyki progrockowej, ale także wiele elementów z innych rodzajów muzyki.

Aviv z kolei wychował się na klasycznej muzyce z lat 60., jak The Beatles, The Beach Boys, Crosby, Stills, Nash & Young, Electric Light Orchestra... A moje inspiracje zawsze były dużo bardziej szerokie niż tylko prog-rock. Myślę, że Aviva inspirowałe te elementy muzyki Porcupine Tree, które odpowiadały jego gustowi muzycznemu, czyli choćby produkcja utrzymana w stylu lat 70., brzmienie gitar i tym podobne...

Czy to wpływ Aviva, że płyta złożona z 10 utworów trwa raptem niewiele ponad pół godziny? Geffen mówił, że nie znosi 45-minutowych gitarowych solówek.

Dokładnie, chodziło nam o klasyczne trzyminutowe piosenki popowe. Cała idea płyty Blackfield polegała właśnie na tym, żeby nagrać maksymalnie 10 utworów, które by trwały niespełna 40 minut.

Obaj zgadzaliśmy się, że chcemy nawiązać do lat 60 i 70., kiedy płyty trwały po pół godziny. Dlatego chcieliśmy nagrać album, który - po skończeniu odtwarzania - będzie się chciało od razu posłuchać kolejny raz. Musieliśmy się pilnować, by zagrać krótko, starać się unikać solówek...

Dla mnie to była dobra szkoła dyscypliny, bo przy płytach Porcupine Tree pracuję inaczej. Dlatego jestem bardzo dumny z płyty Blackfield. Takich klasycznych albumów z lat 60. i 70., jak choćby "Revolver" Beatlesów, ludzie wciąż chcą słuchać.

Słyszałem, że piosenki "Scars" i "Cloudy Now" zostały wcześniej nagrane w języku hebrajskim przez Aviva i w Izraelu były wielkimi przebojami. Ten drugi utwór podobno stał się hymnem izraelskiej młodzieży. Jak myślisz, dlaczego?

Dlaczego stała się hymnem, czy dlaczego nagraliśmy te utwory jako Blackfield?

Dlaczego stała się hymnem.

Myślę, że o tym lepiej i ze wszystkimi szczegółami opowiedziałby ci Aviv. "Cloudy Now" to jeden ze starszych utworów, napisany gdzieś koło 1992-93 roku. Ciężko mi się wypowiadać na jej temat, dotyczy ona sytuacji politycznej w Izraelu. Aviv najlepiej wie o sytuacji młodzieży w swoim kraju, o związanej z tymi okolicznościami politycznymi jej bezradności.

Mogę mówić o tym, dlaczego nagraliśmy ją po angielsku. Uważam, że właśnie ta bezradność młodego pokolenia jest sprawą dużo bardziej uniwersalną, dotyczy nie tylko ludzi w Izraelu. Myślę, że wiele osób myśli o sobie jako części "popieprzonej generacji". Żyjemy w czasach, kiedy coś poszło nie tak, jak miało być. Myślę, że "Cloudy Now" to uniwersalna piosenka.

Zależało mi na tym by nagrać ją ponownie, może nawet bardziej niż Avivowi, dla którego jest to już stary utwór. On wolał się skoncentrować się na nowych piosenkach. Bardzo się cieszę z tego, że nagraliśmy ją na nowo, po angielsku.

Aviv śpiewa w "Pain" i "The Hole In Me". Czy to dlatego, że akurat te dwie piosenki napisał całkiem sam?

Tak, to jeden z głównych powodów. Większość tekstów na albumie jest mojego autorstwa, a Aviv chciał zaśpiewać w tych utworach, do których sam napisał słowa. Wtedy lepiej się wie, w jaki sposób wyrazić uczucia zawarte w tych utworach. Jestem przekonany, że Aviv zaśpiewał "Pain" i "The Hole In Me" najlepiej.

Album otwiera kompozycja "Open Mind", z tekstem "Here's a song from an open mind". Czy płyta jest tylko dla ludzi z otwartymi umysłami? Wcześniej wspominałeś o nurcie "myślącej muzyki" w rodzaju Radiohead, Sigur Ros, Paatos.

Myślę, że muzyka powinna być właśnie dla ludzi z otwartymi umysłami. Dla mnie muzyka ciągle jest najlepszą formą sztuki, bo jest jedyną, która pozwala odbiorcy wykorzystać swoje osobiste doświadczenia.

A np. w filmie wszystko jest "podane na tacy" - obraz i słowa. Pokazane jest, co masz odczuwać, co widzisz, co słyszysz... Podobnie jest w przypadku powieści - wszystko jest wyjaśnione na stronach książki.

W muzyce trzeba mieć "otwarty umysł", by pozwolić muzyce "przefiltrować" się przez twoją osobowość, by móc powiązać ją z twoimi osobistymi doświadczeniami.

Po przesłuchaniu płyty, moim pierwszym wrażeniem było to, że nie słychać na niej zbyt wielu wpływów muzyki izraelskiej czy żydowskiej. Choć po zapowiedziach, że Blackfield jest "spotkaniem dwóch różnych kultur", można było się tego spodziewać.

Ciężko powiedzieć... Być może, ale Aviv zawsze był pod dużym wpływem brytyjskiej muzyki, Johna Lennona, Briana Wilsona. Wpływy żydowskie czy izraelskie są widoczne bardziej w tekstach; dotyczą sytuacji w Izraelu. Myślę, że to właśnie o słowa dotykające problemów życia w Izraelu chodziło w tych zapowiedziach.

Steve, skąd ty masz czas na wszystko, kiedy ty sypiasz? Przecież jesteś znaczącym członkiem Porcupine Tree, No-Man, Blackfield, Bass Communion, I.E.M., a także produkujesz, miksujesz i piszesz utwory dla innych artystów, jak - wymieniając choćby tylko kilka ostatnich - Marillion (kawał dobrej roboty!) czy Opeth, pojawiasz się również na gościnnych występach (Paatos, O.S.I.)...

(głębokie westchnięcie). O Boże... Bardzo dobre pytanie. To staje się coraz trudniejsze. W tym samym czasie, kiedy będziemy koncertować z Blackfield, zamierzam ukończyć prace nad nową płytą Porcupine Tree. Dlatego ciężko będzie znaleźć czas na inne pomysły, jak choćby produkcja albumów innych wykonawców.

Sukces ostatniej płyty Porcupine Tree sprawił, że ten zespół pochłania mi coraz więcej czasu. Nie wiem więc, kiedy będę spał(śmiech).

Jakie masz plany koncertowe? Przyjedziesz do Polski?

Na pewno! W Polsce zawsze byliśmy dobrze przyjmowani. Trasa Porcupine Tree rozpocznie się na początku 2005 roku. A Blackfield będzie koncertował w listopadzie, grudniu 2004 roku..

To do zobaczenia w Polsce!

(fot. oficjalna strona zespołu).

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Blackfield
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy