Andrzej Piaseczny: Człowiek mainstreamu
Adam Drygalski
Artysta mainstreamowy lubi, jak jest o nim głośno. Zapowiedź rozmowy z takim artystą powinna przykuwać uwagę już od samego początku. Tworzy muzykę, ale nie zamierza się do niej przyznawać pod własnym nazwiskiem. Nie wyklucza współpracy z Behemothem. W przypadku Andrzeja Piasecznego widziałbym coś takiego. I o to zapytałem. A okazją było wydanie nowej płyty "O mnie, o tobie, o nas", którą - tak jest - usłyszycie w każdej szanującej się, dużej rozgłośni radiowej.
Adam Drygalski: Twój nowy album powstał w kooperacji z Anią Dąbrowską. Ona stworzyła muzykę, ty teksty. Nie myśleliście, żeby wydać płytę w duecie?
Andrzej Piaseczny: - Miewałem już podobne kooperacje, czy to z Robertem Chojnackim, gdzie on napisał muzykę a ja słowa. Albo z Sewerynem Krajewskim. I tu i tam na okładce widniało jedno nazwisko. Oczywiście, wybiegając nieco w przyszłość a może nawet fantazjując, taka wspólna płyta z Anią mogłaby być ciekawym pomysłem, ale "O mnie, o tobie, o nas" traktujemy jednak jako moje solowe wydawnictwo. Gdybyśmy ten album wydali razem brzmiałby zapewne inaczej.
Na przykład, gdyby głos Ani pojawił się na płycie.
- Był nawet taki pomysł we wczesnym stadium pracy, ale świadomie zrezygnowaliśmy z tej koncepcji, właśnie po to, żeby te proporcje były zachowane. Zresztą, Ania współpracuje też z innymi twórcami, ale nie angażuje się w kwestie produkcyjne. Postawiliśmy na taki podział zadań, w którym ostateczny kształt płyty należy do mnie.
Jaki był pomysł na ten album? Zróbmy coś, co się fajnie sprzeda i będzie grane w radiach?
- Od dawna nie myślę takimi kategoriami, ale przewrotnie dlatego, że taki jestem. Jestem mainstreamowy i nie ma potrzeby, abym zgrywał kogoś innego. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jest to płyta dedykowana do puszczania w radiu. Mam w głowie projekty, które być może będą inne, ale nigdy offowe.
Czyli nie będzie wspólnej trasy z Behemoth...
- To byłoby coś! Zwykle ludzie, którzy dobierają się w tego typu tandemy mają jednak bliżej do siebie, że weźmiemy chociażby za przykład współpracę Nergala z Johnem Porterem. My jesteśmy tak odlegli, że samo rozważanie takiej wizji jest ciekawe, więc nie powiem "nie".
Wydałeś też ośmiopłytowy box. Nie będzie ciebie za dużo tej jesieni? Takiego wyskakiwania z lodówki?
- Mówiąc prawdę, nie mam nic przeciwko temu. Powiedziałem ci już przecież, że działam w mainstreamie, więc fajnie by było! Ale wiem też, że takie wyskakiwanie mi nie grozi. Ten box wyszedł w nakładzie tysiąca sztuk, czyli o wiele za małym na zawojowanie świata. Nadarzyła się dobra okazja, czyli 25-lecie mojej pracy. Jedni produkują pamiątki z tej okazji, koszulki, kubki lub na co tam mają ochotę, a my zdecydowaliśmy się na takie podsumowanie.
Zmierzam do tego, że w twoim przypadku nie potrzebujesz wcale wydawania nowych płyt, ani robienia reedycji, żeby być w mainstreamie. Jesteś jurorem w "The Voice of Poland", co gwarantuje rozpoznawalność. Sprzedawanie płyt w milionach egzemplarzy już nie wróci. Liam Gallagher stwierdził, że teraz, aby być na topie wystarczy, że zamiesza herbatę i opublikuje nagranie na Facebooku.
- Bo to jest kwestia pewnej samorealizacji, a nie tylko prostego przełożenia kupić/sprzedać. Póki co, przynosi mi to satysfakcję. Radość. Owszem, pieniądze również, bo to jest moja praca, ale po prostu lubię nagrywać płyty i grać koncerty. Jest to nie tylko sposób zarabiania pieniędzy, ale i sposób na życie.
A masz gdzieś w szafie pudełko z napisem "trudne"? Takie anty The Best Of...?
- Takich utworów jest bardzo mało. Pudełko byłoby na nie za duże. Spokojnie wystarczyłoby pudełeczko. Są rzeczy, które po prostu trzeba wyrzucić i o nich zapomnieć, ale być może kilka ujrzy światło dzienne.
I te piosenki sprezentujesz komuś, o którym nie chcesz teraz mówić?
- To jest zupełnie inny katalog. Rzeczywiście mam pomysł, aby stworzyć muzykę na płytę dla kogoś innego. To przyszło mi do głowy przy okazji "The Voice of Poland". Koncepcja programu zakłada stworzenie piosenki dla "swojego" gracza. I w sumie ten pomysł mi się podoba. Wiem dla kogo piszę, mogę wejść komuś takiemu do głowy. A tu spróbuję stworzyć taką głowę, odkryć kogoś takiego. Nie wiem, czy to się kiedykolwiek uda. Lepsze to, niż mieszanie herbaty na Facebooku.