Andrzej Kruczyński o bezpieczeństwie na festiwalach: Zawsze jest ryzyko
Ekspert ds. imprez masowych oraz terroryzmu oraz były oficer GROM, Andrzej Kruczyński, przyznał w wywiadzie dla Interii, że organizatorzy powinni zwracać zdecydowanie większą uwagę na bezpieczeństwo na koncertach i festiwalach muzycznych. Kruczyński skomentował również decyzję o przyznaniu Przystankowi Woodstock statusu imprezy o podwyższonym ryzyku.
Andrzej Kruczyński to były oficer GROM, uczestnik działań specjalnych i misji zagranicznych, a także wieloletni szef bezpieczeństwa Stadionu Narodowego. Od kilku lat sprawdza się w roli renera, kierownika szkoleń, konsultanta i instruktora. Z nami porozmawiał o bezpieczeństwie na festiwalach i koncertach, w tym także na Przystanku Woodstock.
Daniel Kiełbasa, Interia: Lato to sezon festiwalów i koncertów, przez które przewijają się tysiące ludzi. W związku z tym mnóstwo osób zadaje sobie pytanie, czy tego typu imprezy są bezpieczne?
Andrzej Kruczyński: - Biorąc pod uwagę wydarzenia na świecie, pokusiłbym się o stwierdzanie, że nie powinniśmy się czuć bezpiecznie i komfortowo. Musimy być przygotowani na wszystko i rozważać różne scenariusze, aby mimo to imprezy były bezpieczne. Nie tylko spełniać warunki zapisane w ustawie o imprezach masowych.
- Kluczowa jest także dobra praktyka - obserwujmy jak do tego przygotowują się inni. Patrzmy, co możemy zrobić, aby poziom zabezpieczeń był wysoki. Nie podchodźmy do bezpieczeństwa w sposób minimalistyczny.
Co jest według Pana największą bolączką polskich imprez muzycznych w tym kontekście? Co można poprawić w ich bezpieczeństwie?
- Myślę, że problemem jest nasze podejście. Żyjemy w przekonaniu, że do tej pory nic się nie stało i że ten stan będzie trwał dalej. Trzeba jednak pamiętać, że czasy się zmieniają i ludzie się zmieniają. Terroryści w ostatnim czasie atakują coraz częściej cele miękkie. Na festiwalach i koncertach jest dużo ludzi, są tam osoby w różnym wieku, ale także prasa, media i telewizja. Im większa i ciekawsza gwiazda tym informacja o zamachu pójdzie szerzej w świat. Wiadomo, że terrorystom również zależy na rozgłosie.
- U nas pokutuje również naliczanie służb. Kurczowo trzymamy się ustawy o imprezach masowych. Jeżeli przelicznik jest, że na określoną liczbę osób ma przypadać konkretna liczba ochroniarzy i służb porządkowych, to nie dajemy ani jednej więcej. Tak nie może być.
- Przy imprezach masowych należy ustalić specyfikę obiektu, które miejsca należy zabezpieczyć, jak będzie wyglądała kontrola, czy będą parkingi. To bardzo mozolny proces. Mamy pod tym kątem doświadczenia, w Polsce zrobiliśmy już naprawdę dużo imprez na światowym poziomie, a takie rozwiązania funkcjonują na ważnych imprezach sportowych i markowych festiwalach. Warto jednak, by przeniosły się one w teren - do małych miejscowości, gmin powiatów. Te standardy powinny obowiązywać wszędzie, a nie tylko w Warszawie, Gdańsku, Krakowie i Wrocławiu.
Open'er Festival 2016: Dzień drugi - zdjęcia publiczności
Skoro poruszyliśmy temat ustawy o imprezach masowych. Myśli pan, że ten dokument, kilkakrotnie nowelizowany wciąż jest aktualny. Co może należałoby w nim zmienić?
- Po iluś tam latach taka ustawa powinna być zmieniana. Powinna być modyfikowana, zwłaszcza wydarzenia na Zachodzie pokazują, że musimy się przygotować na rzeczy, które mają miejsce już u naszych sąsiadów. Myślę, że modyfikacja jest jak najbardziej wskazana.
- Ciągle musimy wracać też do dobrej praktyki. Patrzeć na innych, jak sobie radzą, jak zabezpieczają imprezy masowe. Mam świadomość, że to kosztuje, bo to musi kosztować. Tego nie da się zrobić bez poniesienia kosztów. Jednak nie zawsze będziemy prosić policję, aby sprawdziła dany obiekt pod kątem pirotechnicznym, bo ona nie ma takich obowiązków. Jeżeli na miejscu są VIP-y i osoby ważne, to policja to zrobi, bo to jest w ich interesie, ale jak się nikt taki nie pojawi, to policja może powiedzieć, "proszę zrobić we własnym zakresie, proszę zaprosić firmę, które się w tym specjalizuje".
- To jest tak zwane współdziałanie ze służbami. Nie może być tak, że gdy coś się stanie, to dopiero wzywamy policję. Musimy działać momentalnie, wszystko powinno być wcześniej ustalone. Ważne jest to, aby służby które obsługują daną imprezę, były obeznane z obiektem. One mają znać to miejsce jak własną kieszeń.
Na Zachodzie organizatorzy rozpoczęli swoisty "wyścig zbrojeń". Na koncertach pojawiają się psy tropiące, czujniki metalu lub bramki, a także drony. Przy okazji wprowadzenia kolejnych zabezpieczeń pojawiają się jednak komentarze, że to i tak nie ochroni nas przed zamachami i trzeba zachować w tym wszystkim zachować rozsądek.
Nie możemy popadać w skrajności. Przy imprezie, która gromadzi kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy, niewykonalne jest, aby każda osoba przechodziła przez bramki do metalu lub była sprawdzana pod kątem pirotechnicznym. Musielibyśmy zacząć wpuszczanie na teren wydarzenia kilkanaście godzin wcześniej.
- Nie może być jednak tak, że na imprezę wchodzimy bez teoretycznego i praktycznego sprawdzenia. Musimy mieć świadomość zagrożeń. Przyjmować kontrole je za dobrą monetę, zdawać sobie sprawę, że taka procedura jest konieczna. Sam uczestnik powinien być przygotowany na imprezę. Zapoznać się planem, przyjść odpowiednio wcześnie, sprawdzić, gdzie znajdują się konkretne punkty oraz alternatywne wyjścia z obiektu.
A jak pan ocenia przyznanie statusu imprezy podwyższonego ryzyka Przystankowi Woodstock?
- To jest ewidentna złośliwość. Równie dobrze każda impreza, na której pojawia się kilkadziesiąt albo kilkaset tysięcy osób powinna z automatu otrzymać taki status. Co to oznacza? To odpowiednio więcej służb, zwłaszcza służb porządkowych. W tej chwili żadna agencja nie jest w stanie wystawić kilku tysięcy osób do ochrony. Trzeba ludzi ściągać z całej Polski lub regionu, aby taką imprezę zabezpieczyć. A wtedy tworzy się dziura. Pamiętajmy, że ci zamachowcy analizują i wiedzą, że na Woodstock ściągnięto służby porządkowe z kilku województw i może stworzyć to lukę.
- Jurek Owsiak ma za sobą ogromne doświadczenie. To jest impreza cykliczna, a imprezy cykliczne charakteryzują się tym, że pracują przy nich sprawdzone osoby, które od lat zajmują się bezpieczeństwem i wiedzą, o co w tym chodzi i jak perfekcyjnie zaplanować takie wydarzenie. Także przy Woodstocku pracują osoby, które wiedzą, co mają robić. To ogromne wyznawanie, ale grubą przesadą jest określenie jej statusu imprezy o podwyższonym ryzyku.