"Zmierzyć się z samym sobą"
Fińska grupa Apocalyptica zdobyła sławę interpretując nagrania Metalliki, a światem Eicci Toppinena, Paavo Lotjonena i Perttu Kivilakso, wiolonczelistów z klasycznym wykształceniem, rządziły głównie ciężkie metalowe zespoły. W miarę upływu czasu, na ich albumach pojawiało się coraz więcej własnych kompozycji, a na wydanej w 2003 roku czwartej w ich dorobku płycie "Reflections", nie znajdziemy już żadnych coverów. Jest ona dość zróżnicowaną mieszanką, sięgającą od rosyjskiego kompozytora Dmitra Szostakowicza, przez heavy metal aż do... opery. Z okazji wydania tego albumu, Łukasz Wawro rozmawiał z Eiccą Toppinenem o tym, skąd w Finach zamiłowanie do łączenia przeróżnych gatunków muzycznych, jak doszło do współpracy z legendarnym perkusistą grupy Slayer oraz o zamiłowaniu do dźwięków klasycznej wiolonczeli...
Wasz najnowszy album jest jak zwykle połączeniem dwóch muzycznych światów. Ale czytałem, że w Finlandii jest to czymś normalnym. Podobno nawet artyści ludowi starają się w swojej twórczości łączyć przeróżne gatunki muzyczne. Czy to prawda?
W pewnym sensie tak, chociaż wydaje mi się, że problem jest nieco bardziej skomplikowany. Rzeczywiście mamy w Finlandii mnóstwo zespołów łączących w ramach swej twórczości przeróżne style muzyczne. Najprawdopodobniej dzieje się tak dlatego, że Finlandia ma krótką historię. Tradycje muzyki klasycznej są u nas stosunkowo niewielkie, sięgają może stu lat, podczas gdy w Polsce, Niemczech jest to około czterystu lat. Dlatego nie jesteśmy tak uwiązani tradycją i to może być jednym z powodów, że w Finlandii istnieje tak wiele zespołów czerpiących z wielu gatunków muzycznych.
Niemniej wydaje mi się, że Apcalyptica to chyba jedyny zespół na świecie, który w ramach jednego albumu potrafiłby połączyć tak różne muzyczne źródła. Być może ma to związek z unikalnym brzmieniem, jakie wypracowaliśmy.
Szósty utwór na płycie zatytułowany jest "Cohkka". Podobno słowo to oznacza "szczyt góry". Czy to prawda?
Tak, "cohkka" oznacza "szczyt góry". Oznacza wierzchołek najwyższego szczytu danego pasma górskiego. Przy czym chodzi tu o góry w Laponii, które nie mają nic wspólnego z tym, jak wyglądają Alpy. Takie wzgórze stoi na środku zupełnego pustkowia, a wokół nie ma zazwyczaj żywej duszy. To coś w rodzaju tundry. Wyobraź sobie tundrę, pośrodku której wznosi się wzgórze.
Dla mnie "Cohkka" jest odzwierciedleniem momentu, kiedy człowiek dochodzi do punktu, w którym musi się zmierzyć z samym sobą. Chodzi o sytuację, w której musisz przemyśleć swoje życie. Niektórzy robią to, kiedy są już starzy i zbliża się ich śmierć, inni robią to wcześniej. Ja spróbowałem zrobić to wcześniej. Staje mi przed oczami obraz człowieka stojącego samotnie na szczycie. Wokół nie ma nikogo. Tylko on i pustkowie. Chodzi o tego rodzaju uczucia.
Skoro jesteśmy przy tytułach, to chciałby poruszyć jeszcze jedną sprawę. Wasza muzyka jest instrumentalna. Czy w związku z tym przykładacie specjalną wagę do tytułów piosenek, jako że są one jedynymi wskazówkami do interpretacji poszczególnych utworów, czy może uważacie, że tytuły nie są ważne, ponieważ muzyka wyraża wszystko.
Jeżeli nadajemy utworowi jakiś tytuł, to traktujemy go bardzo poważnie i każdy był przez nas wymyślany bardzo długo. Tytuł powinien być jednowyrazowy i musi mieć odpowiednią wagę. Jeżeli tytuł byłby źle dobrany, to mógłby pogrzebać cały utwór, bowiem ktoś mógłby go przez to źle zrozumieć. Niemniej żaden z tytułów nie jest jednoznaczny. Słuchacz ma pewien margines wolności.
Istnieje pewna dowolność interpretacji.
Tak. Nie chcemy niczego tłumaczyć wprost. Wydaje mi się, że muzyka jest czymś abstrakcyjnym i tytuły także traktujemy w ten sposób. Przekazujemy pewne znaczenie, ale nie wskazujemy dokładnie, o co nam chodziło, nie determinujemy go.
Waszą główną inspiracją była fińska natura, co zresztą chyba na tym albumie słychać. Zastanawiam się jednak, co by się stało, gdyby nagrania odbyły się zupełnie innym kraju? Czy wasza muzyka zupełnie by się wtedy zmieniła?
Nie przypuszczam... To znaczy, jeżeli zmienilibyśmy kraj, to pewnie muzyka także by się zmieniła.
Ale ciężko jest ci to sobie wyobrazić?
Dokładnie. Nie potrafię sobie wyobrazić życia gdziekolwiek poza Finlandią. No, chyba że chodzi o północną Szwecję albo Norwegię (śmiech).
W grę wchodzi tylko Skandynawia?
Tak, tylko Skandynawia. Po prostu bardzo mocno czuję, że moje korzenie są tutaj. W tym lesie. Jestem człowiekiem lasu, nie lubię miast. Mieszkam na pustkowiu. W zeszłym roku wybudowałem dom na wsi. Jest on położony stosunkowo niedaleko Helsinek, ale jest to wieś. Prawie nikt poza mną tu nie mieszka.
Wykończyłbyś się na Hawajach?
Chętnie pojechałbym tam na wakacje, ale nie mógłbym tam mieszkać. Być może nawet nachodziłby mnie tam myśli samobójcze (śmiech). Teraz na przykład mam za oknem 25 stopni mrozu i przepiękną zimę. I to jest to, co uwielbiam.
Powróćmy jednak do muzyki. Jak wam się współpracowało z jednym z waszych idoli. Chodzi mi Dave'a Lombardo. Chyba nieźle, skoro jego perkusja pojawiła się aż w pięciu utworach?
Tak, chociaż prawdę mówiąc znaliśmy go już wcześniej. W przeszłości spotkaliśmy się już kilkakrotnie. A ostatnio stwierdziłem: "Słuchajcie chłopaki, już czas, by zadzwonić do Dave'a". Chciałem nieco poeksperymentować i spróbować dołączyć do nagrań tego rodzaju perkusję. Ciekaw byłem, jak to zabrzmi w towarzystwie wiolonczeli. Przesłałem mu nieco podkładów perkusyjnych, stworzonych przeze mnie na komputerze i powiedziałem: "Tak to wygląda według mnie, ale ty masz wolną rękę. Zrób to po swojemu". Wszystkie jego partie bardzo nam się podobały, więc nie było sensu z czegokolwiek rezygnować. Było świetnie. Ale wszystkie te dźwięki nagrał w swoim domu w Kalifornii, ponieważ bardzo ciężko było dopasować grafik naszych zajęć.
Czyli nie spotkaliście się w studiu?
Nie. Nie widzieliśmy się. Przesłałem mu partie wiolonczeli, a on odesłał całość nagrań. Zadzwoniłem do niego w sierpniu, a on oddał mi nagrania już we wrześniu.
Czy w związku z tym macie zamiar zabrać perkusistę w trasę koncertową?
Tak, taki jest plan. Perkusja bardzo dobrze wpasowała się w album i poczuliśmy, że powinna się pojawić także na koncertach. Chociaż na pewno nie będziemy używać perkusji w trakcie całego show. Zdecydowanie nie. W najlepszym razie pojawi się podczas połowy koncertu. Przeważać będą dźwięki wiolonczeli, ale np. pod koniec koncertu, po to, żeby atmosfera jeszcze bardziej się zagęściła, by pojawiło się jeszcze więcej czadu, pojawi się także perkusja.
Lubimy poeksperymentować. Nie chcemy zostać przywiązani tylko do tego, co pojawiło się na pierwszym albumie. Nie chcielibyśmy przez całe życie grać utworów Metalliki na cztery wiolonczele. Zespół ewoluuje w kierunku, który nam się podoba. Lubimy swoją muzykę. Jeżeli chcemy nagrać fortepian, to robimy to. Każdy inny zespół tak robi, więc dlaczego w naszym przypadku miałoby być inaczej? Najbardziej ortodoksyjni fani krzyczą: "Co to za gó**o. Skąd tu tyle perkusji? To nie jest Apocalyptica!". Oczywiście, że ciągle jesteśmy Apcalyptiką, bo Apocalyptica to my i nasza twórczość.
Zdecydowaliście się także zagrać sporo dźwięków klasycznej, nie przetworzonej, wiolonczeli. Tęskniliście za tym brzmieniem?
Tak, brakowało nam tych dźwięków. Powiedzieliśmy: "Hej, zaraz, przecież jesteśmy zespołem grającym na wiolonczelach". Tymczasem na naszych płytach prawie w ogóle nie ma brzmienia wiolonczeli. Wyjątkiem jest utwór "Coma", który pojawił się na płycie "Cult". Ale był on nagrywany w kościele i brzmiał nieco dziwnie, nigdy nie udało nam się w studiu nagrać czystego, pięknego brzmienia wiolonczeli. Zawsze był to dźwięk przetworzony. Tym razem chcieliśmy to zmienić. Na "Reflections" niemal wszystkie solówki zagraliśmy bez jakichkolwiek efektów. Dzięki temu dźwięk jest wyjątkowo ciepły i sprawia nam to ogromną radość. Dlatego też zdecydowaliśmy się nagrać takie utwory, jak "Conclusion" i "Epilogue". Chcieliśmy pokazać, jak pięknie można grać na przy pomocy tego instrumentu. Nie tylko mocno, ale także pięknie i spokojnie.
A ciężko było zacząć nagrywanie nowej płyty, po tym jak z zespołu odszedł Max [Lilija - przyp. red.]?
Tak naprawdę to było bardzo łatwo.
Wcześniej było aż tak źle?
Tak, było już kiepsko. Podczas trasy promocyjnej "Cult" nie czułem się w zespole najlepiej, bo część z nas zapomniała, jaki powinien być nasz główny cel. Dla mnie najważniejsza jest muzyka, a sukces mam w nosie. Oczywiście kariera jest przyjemna, ale nie powinna być celem samym w sobie. A wydaje mi się, że głównym celem Maxa było osiągnięcie sukcesu. Wolał życie poza sceną, a nie granie show. Poza tym tak naprawdę nie tworzył muzyki. Ja musiałem komponować większość utworów. Bardzo mu się podobało siedzenie przy suto zastawionym stole, ale nie przyszło mu do głowy, skąd na tym stole bierze się jedzenie. Powiedziałem, że jeżeli sprawy dalej będą tak wyglądać, to opuszczam zespół. Widziałem jednocześnie, że beze mnie nie dadzą sobie rady. Później pomyślałem sobie, że jeżeli ktoś powinien opuścić zespół, to na pewno w pierwszej kolejności nie ja, bo od początku komponuję większość utworów.
Przez kilka miesięcy dyskutowaliśmy nad tą sprawą, chcieliśmy też omówić to z Maxem, ale nie mieliśmy takiej możliwości. Byliśmy bardzo ostrożni, tak jakbyśmy budowali zespół od początku. Szukaliśmy nowych sposobów komunikacji pomiędzy sobą.
Będzie więc teraz trzech jeźdźców apokalipsy, czy też szukacie kogoś na miejsce Maxa?
Pozostaniemy w trójkę, ale podczas koncertów będziemy występować w czwórkę. Anthony, który opuścił zespół w 1999 roku, będzie dołączał do nas na trasy koncertowe, ale nie będzie członkiem zespołu. Bardzo mu to pasuje, bo gra także w orkiestrze. Teraz będzie mógł spróbować czegoś nowego, przy czym nie będąc członkiem zespołu uda mu się połączyć jedno i drugie zajęcie.
Ale masz jakieś wieści na temat tego, co teraz dzieje się z Maxem, czy zupełni cię to nie obchodzi?
Nie byłem z nim w kontakcie ani razu, ale wiem, że udziela się w kilku projektach z innymi zespołami. Wiem też, że gra w zespole Opery Narodowej. Tak więc wydaje mi się, że całkiem nieźle mu się wiedzie. Słyszałem, że dobrze mu z tym.
Album zatytułowaliście "Reflections" [refleksje, przemyślenia - przyp. red.]. Ciekaw jestem w związku z tym, jakie są twoje refleksje związane z minionym rokiem. Mieliście dużo problemów związanych z zespołem, dużo pracy nad nowym materiałem?
Rok 2002 był bardzo różnorodny. Bardzo dużo problemów, nieciekawych wspomnień, walki, najpierw walki z samym sobą, później wiele zmagań z sytuacją w zespole. Ale z drugiej strony w zeszłym roku urodził się mój drugi syn. Poza tym wybudowałem sobie dom, co także było niezłym wyzwaniem. Było też mnóstwo szczęśliwych momentów. Zresztą te radosne momenty potrafisz docenić tylko wtedy, jeżeli wcześniej przeszedłeś w życiu także ciężkie chwile.
Album odzwierciedla jedną i drugą stronę życia. Ale w tej chwili jesteśmy jako zespół bardzo szczęśliwi. Jesteśmy przyjaciółmi, potrafimy rozmawiać o swoich problemach wprost. Jest dobrze.
Utwór "No Education" jest dostępny do ściągnięcia za pośrednictwem Internetu. Przypuszczam, że przede wszystkim jest to prezent dla fanów, którzy pewnie nie mogli się już doczekać nowego materiału. Ale czy nie jest jednocześnie tak, że także wy chcielibyście już usłyszeć pierwsze opinie na temat nowych utworów?
Dokładnie tak jest. Jest to prezent dla fanów, ale jednocześnie niezła promocja i okazja do poznania pierwszych opinii. Piractwo internetowe jest ogromnym problemem, ale chcielibyśmy także pokazać, że może posłużyć do czegoś dobrego. Świetnie jest poznawać opinie fanów, ale niektóre nie są przychylne. Przeglądałem wczoraj forum internetowe i jeden z fanów był mocno wkurzony tym, co usłyszał. Napisał, że jesteśmy "piep***nymi dupkami, idziemy na komercję, jesteśmy do kitu" itd.
Na tego typu argumenty chyba nie warto zwracać uwagi?
Pewnie nie. Po prostu nie był najlepiej wychowany (śmiech). Oczywiście zależy nam na sprzężeniu zwrotnym. Kiedy album jest nagrany, a my jesteśmy bardzo z niego zadowoleni, to chcielibyśmy także poznać opinie fanów.
A czy są jakieś plany, by tak jak w przypadku "Path", nagrać za jakiś czas któryś z utworów z wokalami?
Tak, są takie plany.
A czy mógłbyś w związku z tym powiedzieć coś więcej?
Wolałbym nie, ponieważ nie lubię mówić o czymś, dopóki to się nie stanie. Mogą się pojawić plotki i tak dalej, a potem plany mogą się nie powieść i pojawi się niedosyt. Wiem z doświadczenia, że poszczególne projekty mogą się nie udać z wielu niezależnych od nas powodów. Tak więc dopóki nie będę miał w ręku nagranej płyty, wolę o tym nie mówić. Wydaje mi się, że taki singel pojawi się w okolicach marca.
Wiem, że skomponowałeś muzykę do sztuki teatralnej, a konkretnie do "Zbrodni i Kary" Dostojewskiego. Fragment nagrania możemy usłyszeć w "Epilogue". A czy istnieją szanse, że cały ten materiał zostanie wydany na płycie?
Miałem wiele planów z tym związanym, ale z powodu braku czasu nic z tego nie wyszło. W tej chwili jestem zaangażowany w kolejną współpracę z Teatrem Narodowym, przy okazji kolejnej sztuki Dostojewskiego. Całość powinna być gotowa na jesieni 2003 roku. Jestem przekonany, że te kompozycje zostaną wydane na płycie. Poza tym jako zespół jesteśmy zaangażowani w kolejny projekt, który pojawi się w styczniu 2004 r. Wydaje mi się, że taka praca poza Apocalypticą jest bardzo ważna, bo pozwala nam nabrać dystansu, a poza tym pozwala nam się rozwijać. Wydaje mi się bowiem, że każdy album Apocalyptiki powinien ze sobą nieść pewien rozwój.
Tak się właśnie zastanawiam, czym jeszcze jesteście w stanie nas zaskoczyć?
Nie mam pojęcia. Nigdy tego nie planujemy. Koncentrujemy się na komponowaniu materiału, najważniejsza jest jakość kompozycji. A dopiero potem zastanawiam się nad aranżacją. Zresztą póki co skupiamy się głównie na trasie koncertowej.
A czy zdajecie sobie sprawę, że tworzycie być może nowy styl muzyczny?
Ludzie często pytają nas, jaki rodzaj muzyki gramy. A my odpowiadamy, że nie wiemy. Gramy po prostu Apocalyptikę. To nasza muzyka, nie wiemy, jak inaczej można by to nazwać. Zwłaszcza w przypadku "Reflections". Nie jest to album heavymetalowy.
Ja nawet nie zamierzam go nazywać w jakikolwiek sposób.
I bardzo dobrze. Ale ludzie bardzo często chcą wiedzieć, z jakim gatunkiem muzycznym mają do czynienia, jak nazwać tę kombinację dźwięków. A to po prostu Apocalyptica. Być może to po prostu album rockowy. Chyba to określenie jest najbliższe.
A czy myślałeś kiedykolwiek o pisaniu muzyki filmowej? Wydaje mi się, że Apocalyptica, która potrafi być zarówno bardzo energetyczna, jak i pełna melancholii i smutku, mogłaby nagrać całkiem niezły soundtrack.
Mam tego rodzaju planu. Chciałbym kiedyś nagrać jakąś ścieżkę dźwiękową do filmu, teraz jednak nie za bardzo mam na to czas. Chociaż faktem jest, że często wykorzystuje się naszą muzykę w filmach lub programach. Poza tym utwór "Somewhere Around Nothing" będzie można usłyszeć wkrótce w jednym z fińskich filmów. To będzie dla nas coś nowego, ale myślę, że kiedyś jeszcze skieruję się w tę stronę. Wydaje mi się, że niejedna z naszych kompozycji świetnie zabrzmiałaby w zestawieniu z obrazem filmowym.
26 lutego zagracie po raz kolejny w Polsce. Wygląda na to, że bardzo lubicie polską publiczność.
Tak bardzo, bardzo ją lubimy. Dlatego jest mi okropnie przykro, że tym razem zagramy w waszym kraju tylko jeden koncert. Dzieje się tak dlatego, że staramy się obecnie dużo mniej koncertować. Kiedyś graliśmy bardzo długie tournee i rezultaty nie były najlepsze. Wiesz, mam rodzinę, teraz mam już dwójkę dzieci i nie chcę opuszczać domu na tak długo jak kiedyś. Ale planujemy powtórnie pojawić się w Polsce latem. Nie znam jeszcze szczegółów letniej trasy, ale zdecydowanie pojawimy się w waszym kraju po raz kolejny. Pojedziemy w trasę po Rosji, Ukrainie, Polsce i być może Litwie.
Dziękuję za rozmowę.