Reklama

"Żadnych awantur nie ma"

Zespół Kazik Na Żywo przez wiele osób kojarzony jest przede wszystkim z postacią frontmana i wokalisty, Kazika Staszewskiego. On sam woli podobno, by traktować KNŻ jak regularną grupę, w której jest on tylko jednym z kilku członków. Kazik Na Żywo nagrał do tej pory trzy albumy studyjne, a jesienią 2002 roku pojawiła się pierwsza płyta koncertowa, o wszystko mówiącym tytule "Występ". Nagrana została w warszawskim klubie "Stodoła" i zawiera aż 26 utworów. W nagraniach wzięli udział: Kazik Staszewski, Adam "Burza" Burzyński, Michał "Kwiatek" Kwiatkowski, Olaf Deriglasoff i Tomasz Goehs. Z tej okazji z Michałem Kwiatkowskim, basistą zespołu, rozmawiał Wojciech Kozielski.

Czy koncertowa płyta Kazika Na Żywo, "Występ", miała być w założeniu płytą punkową?

Nie, nie rozmawialiśmy o czymś takim, jak nowa estetyka na tej płycie. Nie był to zapis jakiegoś naszego niezwykłego koncertu, tylko raczej jednego z wielu. Natomiast punkowość tej płyty może być związana z tym, że Olaf jest bardziej punkowym niż metalowym gitarzystą i stąd takie bardziej punkowe wrażenie.

Może nie tylko dlatego, gdyż na "Występie" znaleźć można również cover Dead Kennedys, który graliście już wcześniej, oraz przeróbkę kawałka z repertuaru zespołu Deadlock.

Reklama

Ten Deadlock to była dla nas absolutna niespodzianka. Kazik, już w czasie koncertu, wyszeptał mi do ucha, jaki mam grać bas, kolegom powiedział, jakie są akordy i pierwszy raz w życiu zagraliśmy Deadlock. Ja tej piosenki wcześniej nie słyszałem, albo nie pamiętam, bym ją słyszał, Olaf ją znał, Burza chyba nie. I znów: Kazik jest człowiekiem o punkowych korzeniach. I tyle. Nie było takich rozmów, że nagrywamy płytę punkową.

A jaki wpływ na brzmienie Kazika Na Żywo miało dojście Olafa Deriglasoffa do stałego składu?

Duży. Gitara Litzy była osadzona w jego muzycznej, metalowej przeszłości, co dawało kapeli bardziej dynamicznego kopa, ale też pozbawiało ją lekkości. A Olaf jest, jak już mówiłem, z pochodzenia punkowcem. Na pewno jego dojście ma duży wpływ na to, że zespół brzmi tak a nie inaczej.

Czy grając ten koncert wiedzieliście, że wyjdzie on na płycie, czy też była to decyzja podjęta później?

Wszystko było przygotowane, aby nagrać to tak, żeby można było potem wydać płytę. Natomiast nic nie było jeszcze wtedy przypieczętowane, bo wiadomo, że musieliśmy najpierw tego koncertu posłuchać, zastanowić się, co z tym dalej zrobić i dopiero potem ewentualnie zgodzić się na wydanie materiału. A w ogóle jeszcze wcześniej mowa była o tym, że koncert ma się ukazać wyłącznie jako płyta DVD. Nie braliśmy pod uwagę wydania koncertówki. Pierwotny pomysł zmienił się dlatego, że okazało się, iż montaż materiału filmowego, nagrywanego pół-amatorsko, wymaga jednak czasu. Dlatego postanowiliśmy wydać najpierw płytę, a potem puścić to jeszcze raz w formie obrazkowo-dźwiękowej.

Płyta dłuższy czas znajdowała się na liście najlepiej sprzedających się albumów w Polsce. A czy wy sami jesteście z tego albumu zadowoleni? Nie drażni was choćby to, że brakuje tu czegoś nowego?

Ja jestem z tej płyty zadowolony, z tego, w jaki sposób została zrealizowana, z tego, jak brzmi. Jest to, moim zdaniem, dosyć wierna rejestracja koncertów w takiej postaci, w jakiej je gramy. Natomiast faktem jest, że należałem do tej frakcji w zespole, która nalegała, by nagrać na tej płycie także coś nowego. Kazik uznał jednak, może i słusznie, że jeśli ma to być taki "koncert jeden z wielu", to nie ma co wydziwiać i na siłę pisać jakiś nowych piosenek. I w tym jest też jakaś racja.

Powiedz, co nowego w zespole? Czy będą jakieś nowe piosenki, czy będzie nowa płyta studyjna i jeżeli tak, to czy możesz uchylić nam rąbka tajemnicy na ten temat?

Na pewno nie będzie nowej płyty koncertowej. Pewnie, że chcemy, aby powstała nowa płyta studyjna i nigdy nie było mowy, że mogłoby jej nie być. Natomiast od wewnątrz wygląda to tak, że do niedawna byliśmy zajęci tą płytą koncertową, a potem Kult pojechał w tradycyjną październikową trasę. Dlatego do pracy nad nowym albumem zabierzemy się nie wcześniej niż w grudniu - w związku z tym można mieć nadzieję, że nowa płyta ukaże się w przyszłym roku. Ale to są bardzo luźne plany. Mówię to od siebie, a nie w imieniu zespołu.

Czy w trakcie pisania piosenek nie dochodzi teraz w przypadku Kazika Na Żywo do konfliktów osobowości? Wszyscy muzycy mają już jakąś swoją osobowość i czy nie zdarza się, że buzuje ona tak bardzo, że pojawiają się problemy dotyczące dogadania się?

Nie. Osobowości były zawsze. Litza też jest bardzo ciekawą i silną osobowością muzyczną. Ale nigdy nie dochodziło do spięć na tej zasadzie, że każdy chciał przepchnąć jak najwięcej swoich pomysłów. Znamy się na tyle dobrze jako muzycy i mamy do siebie tyle zaufania, że gdy np. ja przynoszę piosenkę, a Burza mi mówi, że ona nie jest dobra, to ufam mu i nie pcham tego na siłę. I myślę, że tak jest w przypadku każdego z nas, dlatego żadnych awantur nie ma.

Odejście Litzy było jedynym dużym zawirowaniem w składzie zespołu, który poza tym jest już w miarę stabilny. W jaki sposób dogadujecie się ze sobą, jakie macie na to recepty?

Gwoli ścisłości, wcześniej w zespole nastąpiła jeszcze jedna zmiana - po pierwszej płycie odszedł Kuba Jabłoński, a jego miejsce zajął Tomek Goehs. A jaki mamy przepis? Takim najzdrowszym i najsensowniejszym jest to, że nie należymy do kapel, które jak już grają razem, to wszyscy muzycy muszą się bardzo blisko przyjaźnić, jeździć razem na wakacje i spędzać razem każdą wolną chwilę. Spotykamy się właściwie tylko wtedy, kiedy gramy i jest wtedy bardzo przyjaźnie i wesoło. Natomiast żadnych frustracji pozamuzycznych nie wrzucamy do tego muzycznego kociołka i to jest bardzo zdrowe.

Wciąż jesteście zespołem niezależnym. Cały czas nagrywacie dla S.P. Records i nigdy nie związaliście się z jednym z dużych koncernów fonograficznych. Czy ten stan rzeczy odpowiada wam?

Myślę, że tak, chociaż ostatnio były jakieś zawirowania ze strony S.P.Records, które, na szczęście, mamy już za sobą. Odpowiada nam to natomiast ze względów oczywistych, np. możemy sobie pozwolić na to, żeby być zespołem, który - jeśli nie ma weny - przez trzy lata nie wydaje płyty. Gdybyśmy wydawali w wytwórni bardziej wymagającej, wywierano by pewnie na nas jakieś naciski, aby płytę wydać. Z drugiej strony, jeżeli kiedyś się zdarzy, że będziemy chcieli wydać dwie płyty w ciągu roku, to też nam nikt w tym nie będzie przeszkadzał. Mamy luksusową świadomość, że jak już zaczynamy coś robić, firma jest do naszej dyspozycji. Nie musimy biegać za kimś, żeby posłuchał naszego demo i ewentualnie wydał nam album.

Kazik i jego poszczególne projekty są nielicznymi, które oparły się postępującej od pewnego czasu recesji. Nakłady płyt spadają w zastraszającym tempie, piraci wcale nie schowali głowy w piasek i dalej w najlepsze wykonują swoją robotę. Czy widzisz receptę na to, żeby zażegnać kryzys na rynku fonograficznym?

Wydaje mi się, że kryzys na rynku fonograficznym jest odbiciem kryzysu w ogóle, bo to przecież nie jest tak, że ludzie nie kupują płyt, a masowo kupują książki, bo książek też nie kupują, mniej też kupują jedzenia, piją tańsze alkohole, bo po prostu panuje ogólnokrajowa recesja. To jedna rzecz. Druga, która się na to nakłada w przypadku muzyki rockowej, to obecny rozkwit muzyki klubowej. Większe emocji budzą w tej chwili przyjazdy brytyjskich DJ-ów, niż rockowych zespołów, tym bardziej, że ci DJ-e są dla niewielkich klubów bardziej atrakcyjni finansowo niż zespół, ponieważ przy mniejszych kosztach grają przez całą noc za jedną czwartą tego, co bierze kapela. Skutek jest jednak taki, że tego grania na żywo - czy to zespołów rockowych, czy jazzowych - jest mniej, niż było kiedyś. Natomiast nie jestem jakimś strasznym pesymistą i wydaje mi się, że jeżeli ten ogólny kryzys się skończy, odbije się to pozytywnie także na rynku fonograficznym. Po drugie, na zasadzie sinusoidy, przyjdzie taki moment, że ludzie znowu zapragną słuchać muzyki na żywo. Odkryją ją na nowo, trochę już zmęczeni tym, czego słuchają teraz i znowu będzie lepiej - dla nas. A potem znowu będzie gorzej i tak do końca świata.

W tej chwili nastąpiła ogromna moda na programy-konkursy typu "Droga do gwiazd", czy "Idol". Czy oglądasz czasami coś takiego?

Niedawno włączyłem telewizor i obejrzałem powtórkę jakiegoś "Idola", jeszcze chyba z pierwszej edycji, i było to niesmaczne. Nie ze względu na te osoby, które szukają sobie jakiejś tam drogi do spełnienia dzięki udziałowi w tym programie, bo to jest ich prawo i wolny wybór i jeśli chcą sobie coś zaśpiewać, niech to robią. Natomiast żenujące i niesmaczne jest zachowanie tzw. komisji weryfikacyjnej, która w stosunku do tych ludzi osiąga po prostu szczyty chamstwa i pozerstwa, i feruje wyroki, mając, że tak powiem, nikłe pojęcie o tym, co ocenia. Takie odniosłem wrażenie. Ci ludzie posługują się takimi wyświechtanymi dziennikarskimi formułkami, za którymi niewiele się kryje, byle coś powiedzieć, bo są w telewizji. Żenujące.

Wielu ludzi myśli, że jest to szansa na wybicie się. Ty jako muzyk, który odniósł już pewien sukces, jaką radę dałbyś tym młodym ludziom, którzy chcą robić coś związanego z muzyką?

Przede wszystkim niech nie myślą o odniesieniu sukcesu. To jest błędne podejście, jeżeli ktoś już w momencie rozpoczęcia grania myśli o tym, jak to później zdyskontuje. Po pierwsze, gwarancji tego zdyskontowania nie ma nikt. Po drugie, udaje się to nielicznym, nie dlatego, że są akurat najzdolniejsi, tylko dlatego, że przy tym wszystkim jakoś im się przyfarciło. To, że moje życie potoczyło się tak,a nie inaczej, uważam za zwykłe szczęście, a nie zasłużoną nagrodę. I tyle. Gdy dawno temu zaczynałem grać w jakichś szkolnych kapelkach, nawet do głowy mi nie przyszło, że kiedyś będę z tej muzyki żył. To były inne czasy, komunizm itd., więc kategoria sukcesu miała trochę inny wydźwięk, ale wydaje mi się, że miałem zdrowe podejście. I zresztą teraz, jak patrzę na moich kolegów, to widzę, że większość z nich zaczęła grać dla samego grania, a ten, nazwijmy to sukces, przyszedł jakby przypadkiem.

Oba projekty Kazika, tzn. Kult i Kazik Na Żywo, są robione przez ludzi, którzy wyrośli w latach 80. i jako jedynym udało im się przetrwać lata 90. Mało tego, ten wasz przekaz jest świeży dla ludzi w nowym XXI wieku. Czy uważasz, że jest to waszym sukcesem i jak myślisz, dlaczego nastolatki dalej chcą was słuchać?

Jeśli chodzi o nośność tego przekazu, jest to w ogromnej mierze sukces Kazika jako autora tekstów, który ma zdolność zrozumienia i wczucia się w sytuacje, które są mu teoretycznie obce. Przykładem jest słynna piosenka "100 milionów", gdzie udało mu się oddać sytuację bezrobotnego robotnika, którym Kazik nigdy nie był. To, że obydwa te zespoły dalej przemawiają do kolejnych roczników, to sukces Kazika. Poza tym Kazik ma wyczucie do ludzi, z którymi gra i potrafi ich sobie mądrze dobrać. I ten dobór - taki a nie inny - ma wpływ na to, jak to funkcjonuje.

Ostatnio w "Gazecie Wyborczej" pojawiła się seria artykułów pod hasłem "Generacja nic", w których w jakiś sposób próbowano antagonizować ludzi, którzy dorastali w latach 80., z ludźmi, którym przyszło żyć w latach 90. Czy uważasz, że coś takiego istnieje i czy ma sens tworzenie takich podziałów generacyjnych, trochę na potrzeby gazetowe?

Zgadzam się, że jest to trochę sztuczne, bo nie sądzę, żeby istniała taka niesamowita przepaść pokoleniowa. Moim zdaniem podpada to trochę pod syndrom polegający na tym, że jeśli wydarza się coś ważnego w historii - czy jest to "Solidarność", czy rok 1989, czy w dużo większej i bardziej dramatycznej skali Powstanie Warszawskie - to są też ludzie, którzy biorą w tym wydarzeniu udział.. I ci ludzie, chcąc nie chcąc, przez następne pokolenia są postrzegani jak właśnie ci, którzy przeżyli coś wielkiego. Natomiast następnemu pokoleniu tego przeżycia brakuje, i wydaje im się, że takie przeżycie to bardzo istotna rzecz, konieczna, by się potem w życiu odnaleźć. A potem okazuje się, że w tym czasie, kiedy oglądali się na przeszłe pokolenie i wydawało im się, że są czegoś pozbawieni, sami też przeżyli coś, co niby miało ich ukształtować, a nawet tego nie zauważyli. Podejrzewam, że obecna recesja będzie później opisywana w podręcznikach jako niemalże krach III Rzeczpospolitej, natomiast nikt z tych młodych ludzi w owej dyskusji jej nie zauważa. Takie oglądanie się za siebie jest trochę niepotrzebne. Z jednej strony nie widzę sensowności takiej dyskusji, a z drugiej trochę mi tych ludzi szkoda, bo wydaje im się, że stracili coś ważnego, nie wiedząc, że wielkie zawirowania historyczne i tak się dzieją ponad głowami większości współczesnych.

Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia: Arek Szymański / SP Records

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: koncert | kryzys | muzycy | burza | na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy