Reklama

"Zacisnąć zęby"

Minęły już czasy, kiedy amerykański zespół King's X uważany był za czołowego przedstawiciela rockowej awangardy. Kiedyś byli pupilkami prasy i dużych wytwórni płytowych, ale ich wydany w 2001 roku album "Manic Moonlight" nie mógł liczyć na równie entuzjastyczne recenzje, jak "Out Of The Silent Planet", ani sprzedaż porównywalną z "Faith Hope Love". A jednak zespół wciąż gra swoje i to na niezmiennie wysokim poziomie. Jedyna w swoim rodzaju krzyżówka hard rocka i bluesa to wciąż znak rozpoznawczy King's X. Wokalistę i basistę Douga Pinnicka ze stanu głębokiej depresji bezskutecznie próbował wydobyć Jarosław Szubrycht.

King's X istnieje już niemal 20 lat. Czy mieliście w tym czasie jakieś chwile zwątpienia, dni w których chcieliście to wszystko rzucić?

Nie zawsze jest różowo, to normalne... Ten zespół jest jednak jak rodzina, a rodziny nie opuszcza się tylko dlatego, że coś się między wami nie układa. Trzeba po prostu zacisnąć zęby i iść do przodu. Jesteśmy razem na dobre i na złe. Poza tym nie ma co ukrywać, że King's X to nasza praca. Musimy z czegoś żyć, musimy płacić rachunki i zespół gwarantuje nam w pewnym sensie stabilizację. Przez niego jesteśmy uzależnieni od siebie nawzajem.

Reklama

Ile czasu zajęło wam skomponowanie i nagranie "Manic Moonlight"?

Dwa miesiące ciężkiej pracy i album był gotowy. Zdaję sobie sprawę, że to niedużo, ale w takich żyjemy czasach, że większość zespołów nagrywa płyty w kilka tygodni. Nauczyliśmy się tego od producenta Brendana O'Briena, z którym kiedyś współpracowaliśmy. On nigdy nie zgodziłby się na dłuższą sesję, bo wychodzi z założenia, że jeśli kapela nie jest w stanie nagrać płyty w miesiąc, to znaczy, że tak naprawdę nie powinna jej nagrywać. Może mówi tak dlatego, bo ma ostatnio sporo zamówień i chce się z nimi jak najszybciej uporać? (śmiech) Prawda jest taka, że nowoczesna technologia pozwala zaoszczędzić wiele czasu, zrobić w kilka minut rzeczy, na które dawniej potrzebowałeś całego dnia.

Skoro już wspomniałeś Brendana, chciałbym wiedzieć, dlaczego zrezygnowaliście ze współpracy z nim?

Doszliśmy do wniosku, że najlepiej płytę King's X wyprodukuje Ty [Tybor, gitarzysta grupy], bo nikt lepiej od niego nie zna charakteru naszej muzyki. Ostatnio Ty tutaj rządzi, wszystko załatwia, pilnuje, byśmy przykładali się do pisania nowego materiału i do jego nagrania, zawsze ma ostatnie słowo. Jest jak Wielki Brat, jeśli wiesz o czym mówię... Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że Ty czuwa nad brzmieniem albumu, chociaż często korzysta z naszych rad.

Po romansie z gigantem, jakim była wytwórnia Atlantic, podpisaliście kontrakt z niewielką w sumie firmą Metal Blade. Jakie dostrzegasz pomiędzy nimi różnice?

Różnice? Nie ma żadnych... Atlantic nas olał, bo nie sprzedawaliśmy wystarczająco dużej ilości płyt. Musieliśmy więc poszukać innego wydawcy i trafił się kontrakt z Metal Blade. Ktoś musi nasze płyty wydawać.

Każdy z was ma jakiś projekt na boku. Czy to oznacza, że granie w King's X was ogranicza?

Nie, nic z tych rzeczy. Projekty to fajna i nieskomplikowana zabawa. Skoro ktoś chce to wydawać? Jeśli mamy możliwość stworzenia i nagrania większej ilości muzyki, to czemu takiej okazji nie wykorzystać? Właśnie pracuję nad wspólną płytą z Jeffem Amentem, basistą Pearl Jam. Myślę, że zaskoczymy wszystkich, bo będzie to muzyka oparta w głównej mierze na partiach fortepianu. Prawdopodobnie nagram też płytę z Michalem Wiltonem, gitarzystą Queensryche i Dimebagiem Darrellem z Pantery. Niestety, nie mieliśmy jeszcze okazji omówić szczegółów współpracy i trudno mi w tej chwili powiedzieć, jaką będziemy grali muzykę... A pod koniec tego roku zamierzam nagrać drugi album Supershine. Szykuje się sporo roboty.

King's X znany był jako jeden z pierwszych zespołów z kręgu mocnego rocka, który niósł ze sobą wyraźne chrześcijańskie przesłanie. Teksty, które znalazły się na "Manic Moonlight", zdają się mówić, że wiele się pod tym względem zmieniło?

Nie wierzę już w Boga. W nic już nie wierzę. Nie wierzę w Boga, rząd, ludzi. Nie ufam nikomu. Nigdy nie spotkało mnie z rąk ludzi nic dobrego, wszyscy dbają wyłącznie o samych siebie, więc dlaczego ja mam być inny? W Stanach Zjednoczonych, kraju, który uważa się za ostoję wolności i sprawiedliwości, ludzie traktowani są jak śmieci, dzieciaki przynoszą broń do szkoły, wszystko staje na głowie. Zresztą nigdy nie uważaliśmy King's X za zespół chrześcijański, nigdy nie prosiliśmy nikogo, by nas tak nazywał. Wymyślił to jakiś dziennikarz i wszyscy zaczęli za nim powtarzać. To, że napisaliśmy kilka tekstów o Bogu, nic jeszcze nie oznacza. King Diamond śpiewa o Szatanie, ale wcale nie czyni to z niego wyznawcy diabła, choć niektórzy najwyraźniej tak sądzą. Pewnie ci sami, którzy w King?s X upatrują piewców chrześcijaństwa...

Coś mi się wydaje, że fragment tekstu z utworu tytułowego - Nieśmiały w korzystaniu ze zmian / Dobry w poddawaniu się - mógłby dotyczyć twojej osoby...

To prawda, taki właśnie jestem. Nawet jeśli czasem zdobywam się na odwagę, by korzystać z nadarzających się okazji, po pierwszej porażce poddaję się, czuję się upokorzony. Wiem, że ludzie nam zazdroszczą, myślą, że jesteśmy szczęśliwi, bo gramy w zespole, sprzedajemy płyty i piszą o nas w gazetach. To miłe i zdaję sobie sprawę, że otrzymałem w życiu więcej, niż dostanie większość ludzi na tym świecie, ale nie na tym polega prawdziwe szczęście! Szczęście to mieć kogoś, kogo się kocha i mieć spokojne serce... Marzę o szczęściu, ale zespół mi go nie da.

Z kolei utwór "Vegetable" [Roślina] opowiada o kimś, kto zdaje sobie sprawę ze swoich ułomności, ale nie ma zamiaru się zmienić.

Każdy kiedyś dochodzi w życiu do momentu, w którym zdaje sobie sprawę, że więcej zmienić się nie da, że musi się zaakceptować właśnie takiego, że dalsza walka nie ma sensu. Czy zresztą cokolwiek ma sens?

Sprawiasz wrażenie człowieka niezbyt zadowolonego z życia?

Nie o to chodzi. Nie żałuję ani jednej rzeczy, którą w życiu zrobiłem, ani jednej nuty, która zagrałem, bo to wszystko doprowadziło mnie do miejsca, w którym dzisiaj jestem. To ja - Doug Pinnick - i już dawno się z tym pogodziłem.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy