"W dobrej wierze"
Pochodząca ze Szczytna grupa określa swoją twórczość terminem "soul metal". Początki Huntera sięgają 1986 roku, ale na studyjny debiut zespołu przyszło czekać aż do 1995 roku. W tym czasie muzycy zdążyli wyrobić sobie pewną markę na metalowej scenie, koncertując u boku rodzimych gwiazd metalu, jak Acid Drinkers, czy Kat. W 1995 roku lider Huntera Paweł "Drak" Gregorczyk (jako "Paulo") dołączył do "Kwasożłopów", czasowo zastępując na stanowisku gitarzysty Litzę.
W sumie Hunter ma na koncie cztery płyty, w tym koncertową "Live" (2000). 30 maja ukazał się ostatni album kwintetu, zatytułowany tajemniczo "T.E.L.I.". Paweł Kunz spotkał się z Pawłem "Drakiem" Gregorczykiem (wokal, gitara) i Konradem "Saimonem" Karchutem (bas) by porozmawiać o nowych nagraniach, tematyce towarzyszących im tekstów, a także koncertach w ramach kolejnej odsłony organizowanego przez nich HunterFestu. Muzycy Huntera zapowiedzieli, że w tym roku raczej nie zagrają na Przystanku Woodstock, chyba, że ponownie wygrają nagrodę publiczności Złotego Bączka.
Opowiedzcie trochę o waszej historii, bo przecież za rok będziecie obchodzić 20-lecie istnienia, a na koncie macie raptem cztery płyty. Trudno uznać to za imponujący wynik.. Czy to wina polskiego rynku muzycznego?
Drak: Po części rynku, po części tego, że nigdy nie mieliśmy wydawcy, zawsze robiliśmy wszystko sami. Nie stać nas było na to, żeby opłacić sobie studiu itd. Zazwyczaj odbywało się to dużym wysiłkiem i później z reguły jeszcze długo oddawaliśmy pieniążki. To był główny powód, a nie, że nie chcieliśmy, czy że nie mogliśmy - bo mogliśmy.
Macie swoje grono fanów, i to oddanych (nagroda Złotego Bączka na Przystanku Woodstock i entuzjastyczne przyjęcie przed 300 tysiącami osób), ale mimo wszystko jakoś ciężko wam się przebić do szerszej publiczności. Jak myślicie, w czym tkwi problem takiego stanu rzeczy?
Saimon: Może jesteśmy po prostu zbyt szczerzy w tym co robimy i może niektórym ludziom się to nie podoba? Nie wiem, ciężko nam powiedzieć..
Drak: Muzyka też nie jest taka łatwa, lekka w odbiorze. Po prostu to, co leci w masowych środkach przekazu to jest zupełnie inna muzyka. Nigdy nie graliśmy pod publiczkę, w takim sensie, że nagrywaliśmy utwory popowe, czy pop-metalowe. Zawsze graliśmy swoje. Tych tematów, których poruszamy w utworach, nie sposób inaczej zrobić. Musi to mieć jakąś konkretną ilustrację muzyczną i niestety są takie tematy, że tylko taka ilustracja najbardziej pasuje. Jak już mówiłem, nie są to łatwe tematy, dlatego słowa czasami mają bardzo duży ciężar. Nie każdy jest w stanie to zaakceptować i myślę, że większość ludzi woli słuchać takiej muzyki, którą może słuchać nogami, czyli nie zastanawiając się specjalnie nad tym, co to jest, tylko, żeby były to łatwe i przyswajalne dźwięki. A jeżeli są to właśnie takie tematy bolesne to łatwiej unikać, niż stawić czoło tym problemom, dotykających ciebie, mnie, Saimona, wszystkich nas..
A nie boicie się niezrozumienia, że ludzie was będą odbierać tylko przez muzykę, a nie przez teksty?
D.: Bardziej się chyba boimy tego, żeby ktoś nie zrozumiał źle, opacznie naszych intencji, które są czyste. Zresztą na okładce jest łaciński tekst "w dobrej wierze". Mimo tego, że poruszamy się po tematach bardzo niebezpiecznych, bo z jednej strony możemy być posądzeni o satanizmy, a z drugiej możemy być np. wyklęci przez LPR, albo inne tego typu organizacje. A tak naprawdę to jesteśmy zwykłymi ludźmi, którzy chcą żyć w normalnym świecie, normalnie wychowywać rodziny, a całą swoją frustrację wyładowywać na koncertach. I to wszystko. Nie mamy jakiś wielkich oczekiwań od życia.
S: Nie boimy się, a martwimy się, kiedy ktoś rozumie to właśnie w inny sposób.
D: Bo oznacza to wtedy, że nikt nie wnika w to, co mówimy, bo gdyby ktoś to zanalizował, to miałby wszystko czarno na białym. Staramy się tak formułować nasze wypowiedzi, żeby zmusić ludzi do myślenia. Żeby ta świadomość, szczególnie u nas w kraju, tego gdzie żyjemy, co robimy, kogo wybieramy, była większa. Ta płyta porusza właśnie te tematy, czasem w sposób szyderczy, ale w dobrej wierze, jak już powiedziałem.
Również tematy wiary, które są bliskie każdemu z nas. Bez wiary życie traci sens, a często ta wiara jest opacznie rozumiana. Często jest wykorzystywana z najniższych pobudek do różnych ludzkich celów. Wierzymy w to, że część naszych fanów - jeżeli się np. otrze o politykę - wyciągnie z tego wnioski i postawi na uczciwość. Że jeżeli ktoś ich wybierze, to znaczy, że trzeba dbać o tych ludzi, a nie tylko napełniać swój wielki wór.
Mówicie o tekstach. Sami określacie swoją twórczość mianem "soul metal". Czym dla was jest ten termin?
S: Muzyka duszy. To co gramy, to gramy czysto z serca, tak jak czujemy, szczerze, uczciwie.
Tytuł płyty to "T.E.L.I.", czyli "Terribilis Est Locus Iste" (O jakimże lękiem napawa mnie to miejsce). Druga część tej sentencji z biblijnej księgi Rodzaju to "Hic Domus Dei Est et Porta Coeli" czyli "jest ono Domem Bożym i bramą niebios". Skąd ta symbolika w waszych tekstach?
D: Wynika z życia, z tego, co wokół nas naprawdę się dzieje. Myślę, że stoimy na takiej krawędzi. Następuje jakiś przełom. To już dzieje się od dłuższego czasu, ale teraz jest to jeszcze bardziej widoczne. Z jednej strony terroryzm, religie walczące ze sobą, globalizm postępujący w galopującym tempie.. Gdzieś się zaczynamy zatracać. Coraz większej ilości ludzi wydaje się, że stają się Bogami, a tak naprawdę są bogami - przez małe "b". Trzeba o tym śpiewać.
S: Operując symbolami poruszamy pewne tematy. Wśród tych symboli jest oko, czyli Bóg, i zielone tło dolara, czyli coś, co nie powinno być nigdy łączone.
D: Co jest Bogiem? Kiedyś był Bóg, przyroda, Słońce, później okazało się, że złoto jest Bogiem. W tej chwili jest nim ropa i niestety petrodolar jest tutaj, na miejscu Boga. To są pojęcia, które teraz się bardzo ze sobą powiązały, przeplatają się, a nawet wręcz zastępują. A tak nie powinno być, bo do czego to doprowadzi? Że ropa będzie naszym bogiem? Nie chcemy takiego boga!
No właśnie, w tekstach dość ostro krytykujecie rzeczywistość. Czy nie boicie się tego, że dla ludzi, którzy odbierają was przez wasze teksty, staniecie się metalowym odpowiednikiem Kazika Staszewskiego, który jest dyżurnym komentatorem tego, co dzieje się w kraju i na świecie?
S.: My się utożsamiamy z tym co mówi Kazik, tak że akurat to nas nie martwi.
D.: To samo dotyczy punkowych kapel - Dezertera i tak dalej.. Każdy to robi po swojemu, ale tak naprawdę chodzi nam o jedno - o tą świadomość, żeby ludzie zaczęli myśleć. Nie tylko patrzeć, ale także widzieć. Nie tylko słyszeć, ale także słuchać. Dostrzegać to, co się wokół nas dzieje. Staramy się odsuwać od siebie wszystkie bolesne tematy, jak najdalej, bo i tak nic nie poradzimy. A właśnie, że nie! Poradzimy, tylko musimy się za to wziąć. Trzeba zrobić ten pierwszy krok, trzeba przede wszystkim zacząć o tym mówić. I nie bać się tego.
My robimy to jak najlepiej potrafimy przez muzykę i teksty. Być może ludzie, którzy będą u władzy, mają większe szanse na to by coś zmienić. To oni będą decydowali o pewnych rzeczach.
Ta płyta to jest właśnie atak w takich hipokrytów, dla których władza to jest wielkie koryto. Zmieniają się tylko konsumenci.
Wracając jeszcze do muzyki. Za czasów "Requiem" dorobiliście się określenia polska Metallica. Uważacie, że ono jeszcze do was pasuje?
D.: Jeżeli chodzi o muzykę, to już dawno przestało być to aktualne. A jeśli chodzi o sprawy pozamuzyczne - to weźmy np. ten film "Some Kind Of Monter", który pokazuje, że to są zwykli ludzie, i wiele zespołów może się z nimi porównywać, mimo tej przepaści w zerach na koncie. Ale to drugorzędna sprawa. Owszem, ma ona znaczenie, ale wciąż jesteśmy ludźmi. Są pewne rzeczy, których się nie ustrzeżemy.
S.: Każdy ma swoje zady i walety (śmiech).
A gdyby doszukiwać się takich porównań, to "Requiem" byłby waszym "Kill'em All", a "T.E.L.I.", chyba "St.Anger"?
D.: Chyba nie. Jakkolwiek "Requiem" miało dużo wspólnego z Metalliką, a teraz? Może ewentualnie troszeczkę "And Justice For All" w połączeniu z "czarną"? Może trochę z "Master Of Puppets".. Ale później "MedeiS" to już była zdecydowanie inna muzyka.
Skąd u was skrzypce i inne nietypowe instrumenty jak djembe, które was wyróżniają z metalowego łomotu?
S.: Co do skrzypiec to z Pruszkowa (śmiech). Przyplątał się do studia taki jeden mały łysy i gruby (śmiech)..
D.: ..zaczął grać i już został. A teraz w żaden sposób nie można się go pozbyć. Nigdy nie mieliśmy farta do wydawców, do czegoś takiego jak nagrywanie płyty co roku. Wiele zespołów istniejących krócej od nas ma na koncie dwa-trzy razy więcej płyt niż my. Natomiast jeżeli chodzi o ludzi, o muzyków, to zawsze mieliśmy duże szczęście, bo trafiali się ludzie, którzy majątek bogatą osobowość muzyczną, i w ogóle jako ludzie. Bo to nie jest tylko zespół muzyków.
W innym przypadku byśmy się w życiu nie utrzymali razem przez prawie 20 lat bez przerwy. My nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, cały czas byliśmy, graliśmy w piwnicy. To się opiera na przyjaźni. Pewnie, że mieliśmy różne trudne momenty, ale trudno się dziwić, bo w końcu to cały czas piwnica, podziemie. W momencie gdy pojawiają się rodziny, to priorytety się zmieniają i zaczyna się walka bardzo ostra o przeżycie.
Teraz pytanie trochę z innej beczki - czy znany jest już skład zespołów, które zagrają tym roku na HunterFeście?
S.: Sporo jest już potwierdzonych zespołów, ale jeszcze cały czas trwają negocjacje, rozmowy.
D.: Generalnie jest tak, że mnóstwo zespołów chce zagrać. My postawiliśmy sobie takie kryterium, że chcemy zaprosić takie grupy, które dla nas coś znaczą, dla których fani zechcą przyjechać z drugiego końca Polski, bo to oznacza, że mają coś tak ważnego do przekazania przez muzykę i teksty. Tak, że mamy problem raczej z nadmiarem.
Mimo tego skromnego dorobku płytowego, cieszycie się sporym uznaniem wśród fanów, czego dobrym przykładem są takie zjawiska jak Hunterberg na Przystanku Woodstock, czy Loża Szyderców, wasz fanklub. Jak do tego pochodzicie?
S. i D.: Bardzo nas to cieszy. O to chodziło, żeby zjednoczyć tych ludzi.
D.: Bo tak naprawdę to my też jesteśmy fanami Huntera i być może największymi. A przynajmniej jednymi z największych. Tak że to nie jest tak, że jest zespół i fani. Jesteśmy jednym wielkim podziemnym kręgiem, który cieszy się byciem ze sobą, słuchaniem muzyki. To, że my stoimy po drugiej strony sceny absolutnie nie znaczy, że my jesteśmy lepsi.
Płytę promuje utwór "Między piekłem a niebem"? A w którym miejscu jest Hunter?
S. i D.: Gdzieś chyba pośrodku.
D.: Generalnie każdy z nas szuka tego złotego środka. Raczej staramy się unikać wpadania w skrajności, bo jest to bardzo proste i szybko można właśnie w nie popaść. A nie zawsze jest to dobre. Moim zdaniem trzeba się trzymać tego środka.
Interesujecie się bieżącą polityką? Czy po prostu włączacie telewizor, radio i staracie się skomentować coś, co was wzburzyło, zaciekawiło, zaintrygowało?
S.: Polityka interesuje się nami. My byśmy nie chcieli.
D.: Jesteśmy antypolityczni. Ta płyta jest właśnie antypolityczna. My się tym po prostu brzydzimy. Wszystko tak naprawdę zależy od pieniędzy, a pieniądze i władza to tak naprawdę to samo. Jeżeli polityka zaczyna nam wchodzić do lodówek, na konta (o ile kogoś w ogóle stać na jego założenie), i do głów, to musimy się jakoś do tego ustosunkować, bo to jest już bezpośrednia ingerencja w nasze życie. My byśmy chętnie śpiewali o miłości, ale jak nie można, to się śpiewa o braku miłości.
Gdybyście mieli w kilku zdaniach zapromować swoim fanom, zarówno tym, którzy słuchają was od samego początku, jak i tym nowym, muzykę, która znalazła się na "T.E.L.I.", to jakbyście to zrobili?
D.: Myślę, że to jest muzyka dla was, że znajdziecie się na tej płycie, że niekoniecznie może się wam to spodobać, ale wszystko to w dobrej wierze. Myślę, że warto spróbować.
Jeszcze pytanie, co z waszym udziałem na Przystanku Woodstock w tym roku?
S.: Zagramy, lub nie zagramy. Jeśli nie teraz, to może kiedy indziej. Na pewno zawsze będziemy mile wspominać to, co się działo wcześniej, z nadzieją, że jeszcze nieraz tam zagramy.
D.: Problem jest taki, że już graliśmy tam cztery razy, w tym trzy pod rząd. W zasadzie ostatniego razu nie powinniśmy już wystąpić, bo są jakieś takie niepisane zasady, że zespół nie może grać zbyt często, bo raz, że trzeba dać szansę innym, a po drugie - takie są zasady. Ale zostały one już złamane, bo dostaliśmy Złotego Bączka i dlatego wystąpiliśmy.
Jesteśmy z tego strasznie szczęśliwi, bo to jest, według nas, największe wyróżnienie w kraju, bo to ludzie wybierają, a nie branża, czy wytwórnie płytowe. Nie ma jakiś wyścigów, konkursów i przepychanek. Po prostu ludzie zadecydowali i tyle. Dlatego w tej sytuacji na pewno nie możemy liczyć na to, że zagramy, choć oczywiście byśmy chcieli, bo to jest nasz festiwal. W tym sensie, że się z nim całkowicie utożsamiamy i czujemy się zespołem "woodstockowym". Chyba, że znów wygramy Bączka. To byłoby precedens.
No właśnie - w finale plebiscytu zostały oprócz was jeszcze tylko cztery zespoły - Armia, Dezerter, Farben Lehre i Hey.
S.: Ale i aż cztery.
D.: To są bardzo poważne zespoły i tak naprawdę się nie nastawiamy, bo się jeszcze za bardzo nastawimy. Gdybyśmy wygrali, to byłby naprawdę precedens. Na pewno byłoby nam miło.
S.: (do Draka) A komu byś dał Złotego Bączka?
No właśnie, komu by Hunter przyznał Bączka?
S.: Jurkowi Owsiakowi.
D.: Ciężka sprawa, bo każdy z tych zespołów jest mi naprawdę bliski. I Armia, która jest legendarna, i Dezerter, którego słuchałem pasjami, jak byłem mały, i Hey, którego również bardzo lubię. Farben Lehre też jest fajnym zespołem, choć z tego grona chyba najmniej go słuchałem i ciężko mi się wypowiadać. Nie to, że nie lubię. Tamte zespoły są dużo starsze i na nich się właściwie wychowywałem, dlatego nie chciałbym nikogo urazić. Po prostu nie wiem, każdemu z nich Bączek się należy.
Czy myślicie, że za sprawą tej nowej płyty grono fanów Huntera mocno się powiększy?
S.: Na pewno. W to nie wątpimy. A jak mocno to się okaże. Mamy nadzieję, że bardzo.
D.: Prognozy są niezłe, bo okazało się, że przed premierą sklepy nie wytrzymały i zaczęły sprzedawać. Pojawiły się pierwsze głosy i wszystko jest OK. Nawet są już braki w sklepach. Wiesz to jest godzina naprawdę niezłego dołu, ale z drugiej strony ten dół ma taki plus, że człowiek musi coś zrobić, trafia go szlag. To jest w tym wszystkim pozytywne, że ona napędza bardzo pozytywnie. Daje kopa. Taka konfrontacja z smutną i przygnębiającą, groteskową czasami rzeczywistością jest tak potężna, że człowiek chce coś zmienić. I właśnie o to chodzi.
Jakie zmiany na nowej płycie są w stosunku do tego, co graliście wcześniej?
D.: Myślę, że jest dużo cięższa. Przede wszystkim bardziej spójna. Jest dłuższa o jedną trzecią, czyli jak "MedeiS" miała 40 minut, to "T.E.L.I." ma godzinę. Można sobie odmierzać czas słuchając tej płyty (śmiech). Mi się to osobiście bardzo podoba, bo lubię takie historie: "O, mam godzinę, to sobie wrzucę T.E.L.I.". Choć to akurat mało istotne.
Jest dużo bardziej gitarowa, bardziej koncertowa, bliższa koncertom. Wiadomo, że tu jest bardziej poukładane, niż w przypadku koncertu, na którym jest dużo więcej chaosu i nieprzewidzialności. "MedeiS" była taka produkcyjna, a tu jest więcej zadzioru, czasem jest dużo brudu, a czasem bardzo pięknie, tak jak to odpowiada koncepcji płyty, tekstom. Cały czas jest atak, zmuszanie do zastanowienia.
Czasami teksty mają podwójne, potrójne, poczwórne nawet dna. Jak w "Przy wódce" - może być "przywódcę", albo "przy wódce", zależy jak to zinterpretujesz. Zabawa słowem, ale przemyślana. Słowa są ciężkie, ale staraliśmy się to tak wyważyć, żeby nie przesadzić, ale żeby dało się łatwo ponieść emocjom. Czasami jedno słowo powiedziane nie wprost daje więcej do myślenia, niż takie przywalenia. A czasami jest odwrotnie i trzeba wtedy przywalić.
Pytanie odnośnie tych gierek słownych, którego nie zdążyliśmy zadać na naszym czacie. Dlaczego "T.E.L.I", a nie "Meiso" [czyli "Osiem" czytane wspak, tak jak "MedeiS" to "Siedem" od tyłu]?
D.: Bo jesteśmy przekorni. To byłoby zbyt oczywiste. Tak jak kiedyś był "Łoś", to teraz jest "Łosiem". Ma to kolejne dno, bo jest "Łosiem" jako "być łosiem", albo "łosiem", czyli takie dziwne "osiem".
Zresztą na płycie jest utwór "Osiem", o którym jeden z naszych fanów powiedział, że to pandemonium, i jest też "Łosiem", piosenka o człowieku, który dał się ponieść emocjom.
Te wszystkie reality show, to jest takie pranie mózgu, że to już jest temat dla nas. Jest tam taka gorycz, że ludzie się dają na to nabierać i wydaje im się, że nagle się staną wielkimi gwiazdami, a chodzi o to, by ich maksymalnie wykorzystać. A później taka osoba zostaje odsunięta. I to jest właśnie taki "łoś". Moim zdaniem w tych programach króluje ogromny cynizm.
Dziękuję bardzo za rozmowę.