"Uśmiech na pogrzebie"

Dzięki takim albumom jak "Wolfheart" czy "Irreligious" formacja Moonspell cieszy się w naszym kraju niesłabnącą popularnością. Blackmetalowa agresja połączona z ulotnym pięknem gotyku i poetyckimi, ale dość mrocznymi tekstami - oto krótka charakterystyka wyjątkowego stylu Moonspell. Znużeni eksperymentami, których imię brzmi "The Butterfly Effect", darkmetalowcy z Portugalii przygotowali nowy album, zatytułowany "Darkness And Hope". To powrót Moonspell do melodyjnego, mrocznego grania, które zachwyca nie tyle oryginalnością brzmień, czy aranżacji, co niepowtarzalną atmosferą, znaną z pierwszych wydawnictw grupy. Fernando Ribeiro, wokalista Moonspell, opowiedział Jarosławowi Szubrychtowi o nierozerwalnym związku mroku i nadziei, uwielbieniu dla Ozzy'ego Osbourne'a i stosunkach panujących na portugalskiej scenie metalowej.

article cover
INTERIA.PL

Czy na dnie ciemności zawsze czai się nadzieja?

Wierzę, że tak. Nadzieja w ciemności to ten głupi uśmieszek, który niczym iskra błąka się na naszych ustach na pogrzebach. To jest ten mały szczegół, który pomaga ci przetrwać największy ból i gniew. Wiele można się nauczyć od ciemności, wiele od nadziei i tak naprawdę oba pojęcia są sobie bardziej bliskie, niż mogłoby się nam wydawać. Zawsze na dnie pesymizmu wyczuwam optymizm, życie w śmierci i nadzieję w mroku.

Jak na "Darkness And Hope" przedstawiają się proporcje pomiędzy mrokiem i nadzieją? Staraliście się znaleźć pomiędzy nimi równowagę?

Nie szukałem równowagi, bo mrok i nadzieja to dla mnie dwa wymiary jednego stanu, jednego uczucia. W naszej nowej muzyce chyba więcej jest ciemnych brzmień, mrocznej atmosfery, ale choć nadzieja i światło zakradają się tam na krótko, spełniają bardzo wyjątkową rolę. Od wieków podstawą muzyki Moonspell jest mrok, pasja, szczypta gniewu, szczypta bólu... i kiedy do tego wszystkiego dochodzi światło, kiedy w te ciemne zakamarki wkrada się miłość, wtedy staje się coś naprawdę niesamowitego. Można to porównać do nurkowania na bardzo dużą głębokość i uczucia, które towarzyszy wynurzeniu, zaczerpnięciu pierwszego oddechu.

Kiedy na płycie pojawiają się utwory o takich tytułach, jak "Heartshaped Abyss", nietrudno się domyślić, że Fernando wciąż śpiewa piosenki o miłości. Temat skrupulatnie omijany przez większość zespołów metalowych...

Myślę, że większość metalowców boi się tego... Zgadzam się z teorią, że każdy gatunek muzyki ma swoją tematykę, ale wydaje mi się, że jest ona szersza, niż powszechnie się sądzi. W Moonspell śpiewam o rzeczach, które są dla każdego z nas najważniejsze - o śmierci, ale i o miłości. Zresztą nawet deathmetalowe teksty o torturach i powermetalowe historie o smokach wywodzą się z najbardziej klasycznych, życiowych źródeł. Kiedy piszę o rzeczach fundamentalnych czuję się lepiej, bo jestem wiarygodny, bo piszę o czymś, co naprawdę mnie zajmuje. Dlatego te z pozoru najbardziej wyświechtane tematy, którymi przepełniona jest literatura klasyczna, dają mi największe pole do popisu. Kiedy ktoś zarzuci mi, że śpiewam tylko o miłości, w pewnym sensie będzie miał rację, bo to najważniejsza rzecz w moim życiu, najważniejszy pokarm dla mojej wyobraźni. Po co szukać innych, wydumanych tematów? Po co śpiewać teksty, w które nie wierzę?


Wspomniałeś, że inspirujesz się literaturą klasyczną. Tymczasem twórczość Williama S. Borroughsa, twojego ulubionego pisarza, trudno zaliczyć do kanonu lektur szkolnych, nie sądzisz?

Borroughs jest rzeczywiście jednym z moich ulubionych autorów, niemal obsesją, ale nie miał większego wpływu na charakter tekstów z "Darkness And Hope". Apokaliptyczny świat Borroughsa znalazł swoje odbicie na "The Butterfly Effect", więc tym razem postanowiłem pójść w inną stronę. Na "Darkness And Hope" znajdziecie więcej wpływów klasycznej poezji, więcej fikcji, wykreowałem też kilka postaci, które dołączyły do moonspellowskiej galerii niezwykłych stworzeń...

Jakie postaci powołałeś do życia tym razem?

Teksty na "Darkness And Hope" pisałem przez ostatnie trzy lata. Po dość bolesnym procesie twórczym, w wyniku którego powstały bardzo filozoficzne teksty na płyty "Sin/Pecado" i "The Butterfly Effect", pomyślałem sobie, że czas na coś lżejszego, na moment wytchnienia. Na poprzednich płytach wykreowałem wiele istnień, takich jak choćby Vampiria, Mephisto, Angelizer czy Magdalene - teraz doszedłem do wniosku, że nadszedł czas, by znaleźć im towarzystwo. Zagłębiając się w świat "Darkness And Hope" spotkacie się oko w oko z takimi istotami jak Nocturna, Devilred czy Firewalker. Nasi fani mogą się wcielać w bohaterów tekstów Moonspell, mogą się z nimi identyfikować i to chyba również świadczy o bogactwie tego, co mamy do zaoferowania. Sam poznałem mnóstwo dziewcząt z całego świata, które wierzyły, że mogą zostać Vampirią, które całkowicie zmieniały swoje życie, by tego dokonać. To dla nas wielki komplement i największa nagroda.

Czy te wszystkie mniej lub bardziej sympatyczne stwory nie są w jakimś sensie twoim drugim ja, odbiciem tęsknot i uczuć na co dzień skrywanych?

Być może. (śmiech) Wiesz, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Kiedy piszesz teksty, nawet całkowicie oderwane od rzeczywistości, zawsze pozostaje w nich cząstka ciebie. A jako, że większość istot z tekstów Moonspell to kobiety, można chyba powiedzieć, że są do pewnego stopnia odbiciem kobiecej części mojej osobowości. Wydaje mi się jednak, że bohaterowie tekstów Moonspell to bardziej ożywione idee, pewne pomysły, które oblekłem w skórę i kości. Kiedyś na przykład doszedłem do wniosku, że wszystko - ludzie, miejsca - nabiera nocą wyjątkowego charakteru i stworzyłem Nocturnę, która tę myśl utożsamia. To wszystko moje dzieci. Niektóre bardzo zbuntowane, niektóre chore na duszy... ale kocham je po równo.


Mam wrażenie, że pisanie prostych tekstów o miłości czy śmierci, jest w gruncie rzeczy trudniejszym zadaniem niż przelewanie na papier złożonych teorii filozoficznych?

Każdy nowy tekst to dla mnie wyzwanie. Niektórzy ludzie traktują je zbyt lekceważąco, uważają, że to po prostu paplanina, która musi towarzyszyć muzyce. Część zespołów też tak myśli i w rezultacie ich teksty to ślizganie się po powierzchni, pozbawione nawet próby zejścia głębiej. Dla mnie jednak teksty są równie ważne jak muzyka Moonspell i ich pisanie jest nie mniej trudne od każdego innego procesu twórczego. Praca nad tekstami filozoficznymi to prawdziwa męka, bo za pomocą poetyckich środków, trzeba nieraz przedstawić idee bardzo złożone, rezygnując z towarzyszącego im w oryginale naukowego żargonu. Mimo to, zgadzam się z tobą, że im prościej, tym trudniej. Kiedy piszę tekst operując kilkoma najprostszymi, fundamentalnymi pojęciami, muszę bardzo uważać, by nie przekroczyć bardzo cieniutkiej granicy pomiędzy wyrafinowaniem a śmiesznością.

Chciałbym, żebyś opowiedział mi o kompozycji, która zamyka album, zatytułowanej - wybacz mój portugalski - "Os Sonhores De Guerra".

(śmiech) Możesz mówić po angielsku - "The War Lords" - tak będzie łatwiej... Kompozycja ta pochodzi z repertuaru portugalskiej grupy MadreDeus. Od lat marzyłem by nagrać ten utwór. Po pierwsze dlatego, że w naszym wykonaniu jest on hołdem dla tego, co za pomocą muzyki MadreDeus robi dla portugalskiej duszy, a po drugie dlatego, że ponownie chcieliśmy zaznaczyć nasze terytorium, podkreślić, gdzie nasze korzenie. Nagranie ?Os Senhorres De Guerra? było dla nas dużym wyzwaniem, ale myślę, że odnieśliśmy sukces i jest to jeden z najmocniejszych punktów tej płyty. Przy okazji zachęcam do przesłuchania oryginału w wykonaniu MadreDeus, bo bez tego trudno wam będzie docenić naszą wersję.

Prawdę mówiąc to, że nagraliście numer MadreDeus, wcale mnie nie zaskoczyło. Prawdziwą niespodzianką jest dla mnie "Mr Crowley" z repertuaru Ozzy'ego Osbourne'a, który znalazł się na amerykańskiej wersji płyty.

Nigdy nie wykonywaliśmy tego utworu w Polsce, ale tak naprawdę znalazł się w naszym koncertowym repertuarze już w 1996 roku. Uwielbiam Ozzy'ego Osbourne'a, zarówno z Black Sabbath, jak i solo, a "Mr Crowley" jest dla mnie wyjątkową kompozycją. Po pierwsze dlatego, że to jeden z najbardziej plastycznych, wywołujących wizualne skojarzenia, utworów w historii muzyki heavymetalowej. Po drugie dlatego, że to Ozzy Osbourne, a więc wyjątkowa interpretacja, a po trzecie dlatego, że to utwór o Crowley'u, jednym z moich autorytetów, w dodatku posiadający naprawdę piękny tekst. Nie myśl tylko, że próbowałem udawać Osbourne'a. W naszym wykonaniu "Mr Crowley" brzmi niemal jak kompozycja Moonspell. Co prawda utwór ten trafi tylko na amerykańską edycję naszej najnowszej płyty, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że europejscy fani i tak go zdobędą, choćby za pośrednictwem Internetu.


W utworze "Than The Serpents In My Arms" wystąpił z wami gościnnie niejaki Adolfo Luxúria Canibal. Cóż to za człowiek?

Adolfo Luxúria Canibal jest liderem kultowej portugalskiej grupy Mao Morta, której nazwę można tłumaczyć jako Martwa Ręka. Wszyscy w Moonspell jesteśmy wielkimi fanami ich twórczości, często gramy razem koncerty. Kiedyś nawet zaprosili mnie do wspólnego wykonania utworu "Lisbon", który szczególnie uwielbiam i który moim zdaniem doskonale oddaje atmosferę tego miasta.

Kiedy do tekstu "Than The Serpents In My Arms" postanowiłem dołączyć oryginalny fragment wiersza Mario Cesariny, który jest czymś w rodzaju złowróżbnej kołysanki, od razu pomyślałem o Adolfo i jego charakterystycznym głosie gawędziarza sprzed wieków. Mogłem to przeczytać sam, ale w jego interpretacji brzmi to naprawdę wyjątkowo i niemal filmowo.

Nowa płyta powstała w studiu Finnvox, w Helsinkach. Przemyśleliście tę decyzję?

Oczywiście, że tak. Bardzo jesteśmy dumni z brzmienia tej płyty. Brzmimy jak prawdziwy, bardzo dobrze zgrany zespół. Hiili spisał się naprawdę świetnie, w dodatku zachowując oryginalny charakter muzyki Moonspell.

Jednak w porównaniu z eksperymentalnym, odważnym albumem "The Butterfly Effect", wasza nowa płyta nie tylko zawiera bezpieczne rozwiązania muzyczne, ale również brzmi zachowawczo. Czyżby ukłon w stronę fanów, którzy nie zrozumieli poprzedniej płyty?

Nie mogę się z tobą zgodzić, że "Darkness And Hope" jest materiałem, który brzmi zachowawczo. Znajdziesz tu wiele nowych rozwiązań, kilka wręcz szokujących, jeśli chodzi o muzykę Moonspell. Z drugiej strony, masz rację mówiąc, że "Sin/Pecado", ale przede wszystkim "The Butterfly Effect" były bardziej eksperymentalne. Chcieliśmy po prostu poszerzyć granice stylu, który wyznaczyliśmy na "Irreligious", pokazać, że przekraczanie granic w sztuce nie leży poza naszym zasięgiem. Eksperyment się udał i nie musimy już niczego udowadniać. Dlatego "Darkness And Hope" jest znowu płytą z która nasi fani mogą się utożsamić, również ci, którzy nie nadążyli za nami w czasach "The Butterfly Effect". Z drugiej jednak strony nie mamy gwarancji, że nadążą i teraz, tego artysta nigdy nie może być pewien. Gramy po prostu to, co podpowiada nam dusza. A tak się złożyło, że podczas pracy nad "Darkness And Hope" nasze dusze potrzebowały prostych opowieści i więcej melodii. Natomiast "The Butterfly Effect" to portret Apokalipsy, ludzkiego upadku - stąd wpływy industrialne, ostre, surowe brzmienie, eksperymentalne teksty. Co ciekawe, reakcja ludzi na "Darkness And Hope" jest co najmniej dziwaczna. Okazało się, że jeśli pójdziemy dalej drogą eksperymentów, zostalibyśmy wyklęci za zdradę własnych korzeni, natomiast nagrywając materiał melodyjny i mroczny, skazaliśmy się na zarzuty o koniunkturalizm. Cóż, przyszedł na naszych fanów czas, by się zdeklarować - albo zostajecie z nami, albo znajdźcie sobie inne zespoły. Ja już jestem zmęczony ciągłymi zarzutami i wymaganiami, które się przed nami stawia. Gramy muzykę, która nam się podoba, uważam, że nagraliśmy świetną płytę... i nie mam pojęcia, co dalej. Po prostu cierpliwie czekamy na reakcję ze strony fanów.


Czy szukanie nowego, dążenie do oryginalności nie są naturalnym dążeniem każdego artysty?

Owszem, ale można eksperymentować również z rzeczami prostymi. W pewnym sensie również "Darkness And Hope" jest dla nas eksperymentem, bo chcieliśmy dowiedzieć się, czy wciąż potrafimy opowiadać historie, ilustrowane mroczną, ale piękną muzyką. Od czasu nagrania "Under The Moonspell" jesteśmy zespołem, który może grać stosunkowo przystępną, łatwą do zdefiniowania muzykę, ale potrafi być odważny, kiedy trzeba. Kiedy porównasz do siebie takie zespoły jak Moonspell, Katatonia, Tiamat czy Anathema, zrozumiesz, że to są grupy, które nie boją się postawić wszystkiego na jedną kartę. Cała reszta gra bezpieczną muzykę, w dodatku nieudolnie kopiując to, co my już dawno zrobiliśmy.

Kiedy znowu zobaczymy was w Polsce?

Bardzo żałuję, że nie dotarliśmy do Polski po wydaniu "The Butterfly Effect". Chcemy grać u was jak najwięcej, bo w Polsce byliśmy zawsze traktowani naprawdę wyjątkowo. Dlatego tym razem postawiłem naszemu menedżerowi warunek, że w rozpisce trasy promującej "Darkness And Hope" Polska po prostu musi się znaleźć. Postarałem się również o to, byśmy mogli udzielić wywiadów do jak największej ilości polskich mediów. Nie mogę się już doczekać ponownego spotkania z polskimi fanami, bo od naszej poprzedniej wizyty, w 1998 roku, minęło już sporo czasu.

Jest jeszcze dodatkowy powód, dla którego przypomnieliście sobie o Polakach.

To prawda. Całą oprawę graficzną "Darkness And Hope" zawdzięczamy polskiemu artyście, którego nazwisko brzmi Wojtek Blasiak. Skontaktował się z nami za pośrednictwem poczty elektronicznej, przysłał swoje prace i od razu podbił nasze serca. Wojtek jest fanem Moonspell i doskonale potrafił wyczuć, o co tym razem nam chodziło - spod jego ręki wyszło dosłownie wszystko, od symbolu, który widnieje na okładce, po najmniejsze drobiazgi. Wasz rodak sprawił, że jestem bardzo dumny z oprawy graficznej nowej płyty Moonspell.


Po nagraniu "The Butterfly Effect" udaliście się po raz pierwszy na trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych. Jak Amerykanie przyjęli waszą, tak przecież europejską, muzykę?

Nawet nie wyobrażasz sobie, jak oni są głodni takich dźwięków. Tuż przed wyjazdem snuliśmy w zespole najczarniejsze wizje, baliśmy się, że nikogo tam nasza muzyka nie obchodzi. Tymczasem po koncertach gromadził się wokół nas nie tylko tłumek ludzi z naszymi płytami do podpisania, ale również ludzie, którzy mieli na plecach wytatuowane nasze okładki... To świadczy o wielkim szacunku dla naszej pracy.

Osiągnęliście sukces w większości krajów europejskich, od niedawna coraz lepiej powodzi wam się w Stanach. A jak to wygląda w Portugalii? Wszyscy bez wyjątku was miłują, czy spotkaliście się z przykładami zawiści?

Kiedy zaczęliśmy odnosić pierwsze poważne sukcesy na arenie międzynarodowej, na 20 portugalskich zespołów co najmniej 18 opowiadało o nas bzdury za naszymi plecami. My nigdy nie mieliśmy czasu ani ochoty na angażowanie się w te przepychanki, ale czasem odczuwaliśmy ich skutki. Na szczęście portugalscy fani są nam w pełni oddani i na nich nigdy się nie zawiedliśmy. Oni wiedzą, co zrobiliśmy dla portugalskiej muzyki i obrazu naszego narodu poza granicami kraju, więc będą nasz wspierać aż do końca.

Zespoły? Znam wiele utalentowanych grup, ale by mogły zaistnieć na szerszą skalę, ich postawa musi się zmienić. Do tej pory tylko Heavenwood poszli w nasze ślady i czuliśmy ich oddech na plecach, ale od jakiegoś czasu nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Udało się nam, nikomu innemu i moim zdaniem świadczy to nie tylko o jakości naszej muzyki, ale również o ogromie pracy, który musieliśmy wykonać, by wszystko to stało się możliwe. Inni w tym czasie tracili energie na kłótnie i podkładanie sobie świń.

Czy sukces, który stał się waszym udziałem, kosztował was przyjaźń z grupą Decayed?

Wciąż czuję się przyjacielem Decayed, ale martwi mnie fakt, że JA, ich gitarzysta, lubi robić z siebie głupka w wywiadach. Nie wiem, może wywiady tak bardzo go podniecają, że nie wie, co mówi? Z muzykami Decayed znamy się od wieków, ich muzykę bardzo cenię, a JM to mój kuzyn... Niestety, zawsze kiedy czytam wywiad, czuję się zażenowany - opowiadają straszne bzdury, oczerniają wszystkich wokół. Ale kiedy spotykamy się i rozmawiamy w cztery oczy, nie ma możliwości, bym usłyszał od nich nieprzychylną opinię na swój temat, czy na temat Moonspell. Decayed to dobry przykład portugalskiej sceny - utalentowany zespół, który swój talent rozmienia na drobne przez dziecinne zachowanie. Martwi mnie, że JA popisuje się w wywiadach, ale nie potrafię na to nic poradzić.


Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas