"Tajemnice za plecami"
Wydana w listopadzie 2003 roku płyta "Nieprzyzwoite piosenki" duetu Anita Lipnicka i John Porter, okazała się wielkim sukcesem. Album otrzymał tytuł Złotej płyty (w sumie ponad 100 tysięcy sprzedanych egzemplarzy), a utwór "Bones Of Love" nie schodził z list przebojów. W maju 2005 roku duet rozpoczął nagrywanie następcy debiutu. Lipnicka i Porter przenieśli się do studia w słoweńskiej Ljubljanie. Tam powstawał materiał na płytę "Inside story", której premierę wyznaczono na 17 września 2005 r. Promujący ją utwór "Hold On" muzycy zaprezentowali podczas występów w ramach akcji "Koncertowe Lato", prowadzonej w letnich kurortach przez RMF FM. Po jednym z koncertów Agnieszka Łopatowska rozmawiała z Anitą Lipnicką i Johnem Porterem o nowej płycie, o wyścigu w polskim show-biznesie, o dojrzewaniu muzycznym i uczuciowym oraz o tym, czy John odważyłby się zaśpiewać po polsku.
Podczas koncertów Anity Lipnickiej i Johna Portera feromony buzują nie tylko na scenie, ale też wokół niej. Publiczność doskonale zna już "Nieprzyzwoite piosenki", a fani dostali właśnie od was bardzo dobrą wiadomość, że we wrześniu ukaże się wasza nowa płyta. Możecie coś więcej o niej powiedzieć?
John Porter: Więcej? Inaczej: będzie nowa płyta :-)
Anita Lipnicka: Zawsze trudno się rozmawia o muzyce, bo to jest abstrakcja, a o abstrakcji się trudno mówi.
J. P.: Tak?
A. L.: Przynajmniej dla mnie jest to dziwne - podsumowywać swoją pracę... Ale możemy powiedzieć tylko tyle, że jesteśmy bardzo zadowoleni z tej płyty. Powstała w Słowenii, w bardzo egzotycznym miejscu. Produkcją zajął się Chris Eckman, człowiek związany z The Walkabouts. W nagraniach brała udział międzynarodowa ekipa.
J. P.: Ludzie m.in. ze Słowenii, Anglii, z Norwegii. Producentem jest Amerykanin.
Anita Lipnicka: Cała plejada "dziwaków" (śmiech).
J. P.: To bardzo konkretna płyta, co - mam nadzieję - pokazuje, że nie jesteśmy duetem w tym sensie, że "la, la, la"...
A. L.: ..."kocham cię" i tak dalej...
J. P.: Komercyjnie. Tylko, że jesteśmy na takiej muzycznej drodze, na której jak zawsze człowiek szuka - czasami na lewo, czasami na prawo. A my szukamy wspólnie.
Podczas Koncertowego Lata w Ustroniu Morskim usłyszeliśmy nowy utwór - "Hold on". Już widać, że publiczność będzie kochała tę płytę. Ale zauważyliśmy zmianę: w waszej muzyce nie panują już wyłącznie miłość czy głębokie uczucia, ale uczucie zagubienia też się już pojawiło...
J. P.: Bardzo dobrze powiedziałaś. Nasza najnowsza płyta nazywa się "Inside story", to taka gra słów. "Inside story" to słowa pochodzące z dziennikarstwa - gorący temat, historie, tajemnice za plecami. A z drugiej strony - w sensie historii wewnętrznych.
Płyta składa się z opowieści o różnych sytuacjach i uczuciach w naszym wspólnym życiu. Ta płyta jest dla nas bardziej osobista niż poprzednia. Jest bardziej "nieprzyzwoita" w tym sensie, że nic nie ukrywamy. Anita ma różne, bardzo zaskakujące dla mnie teksty...
Wszystkie są autorskie?
A. L.: Tak, oczywiście :-) Generalnie ta płyta, w moim odczuciu, różni się od poprzedniej tym, że o wiele mniej jest na niej romantyzmu, ckliwości i zapatrzenia w siebie. Już jesteśmy na innym etapie, jesteśmy ze sobą trzy lata i nie skupiamy się wyłącznie na sobie nawzajem...
J. P.: ... myślimy o ciepłych kapciach... (śmiech).
A. L.: Każdy z nas ma swoje fascynacje i połączyliśmy je w tej płycie. Jest ona bardziej muzyczna, bardziej eksperymentalna. Jest parę rzeczy, które samych nas zaskoczyły pod względem muzycznym. Duża w tym zasługa producenta Chrisa Eckmana, który w jakiś sposób nas przeciągnął w jeszcze inną stronę, której się nie spodziewaliśmy.
J. P.: To jest producent, który nie dyryguje od samego początku. Kiedy zobaczy, gdzie idziemy, wyczuwa ten moment i pcha nas dalej w tę stronę. Wiadomo, że jeśli masz piosenkę na początku, ona się zmieni podczas nagrania. To są bardzo ciekawe transformacje.
Czyli to bardzo dojrzała płyta bardzo dojrzałego związku.
J. P.: Uuuu..... uważam, że tak.
A. L.: Mamy nadzieję...
J. P.: To jest płyta bardzo konkretna, nie jest taka... miękka. Nie mówię w tym sensie, że od razu powinniśmy się zamieniać w Sex Pistols, ale tu jest konkretne stwierdzenie, gdzie jesteśmy w danej chwili, w danym momencie naszego życia. Dla mnie to jest bardzo ciekawe.
Na przykład piosenki Anity, opowieści o różnych uczuciach... Jestem bardzo zdziwiony bardzo fajnym sposobem ich przedstawienia.
Co Was najbardziej inspiruje, co daje "kopa" do pisania, tworzenia?
A. L.: John, co Cię inspiruje?
J. P.: Inspiruje mnie samo życie. Nie ukrywam, że sporo przeżyłem, w moim wieku to nic dziwnego...
A. L.: 18 lat skończył w tym roku... (śmiech)
J. P.: No właśnie (śmiech)
A. L.: Przesadzasz z tym wiekiem...
J. P.: :-) Zawsze powtarzam: jeżeli szukamy czegoś, najpierw trzeba szukać samego siebie. Szukanie poza samym sobą jest błędne, dopóki sam nie wiesz, gdzie jesteś i jakie masz podejście do tego, co masz. Piosenka jest tłumaczeniem swoich doświadczeń.
To jest empiryczne, ale z drugiej strony też a priori. Nieprzypadkowo cała koncepcja tej płyty jest czarno-biała.
A. L.: Wszystko będzie w czerni i bieli. Widzimy ją: okładkę, teledysk. Będziemy go kręcić już niedługo, na początku sierpnia, z Anną Maliszewską. Mamy nadzieję, że będzie fajny.
Czy "Hold on" będzie "sztandarową" piosenką tego albumu?
J. P.: To będzie rozgrzewka.
A. L.: Na razie tak. To będzie pierwszy singel. Płyta jest trudniejsza niż poprzednia, więc chcemy dozować stopniowo napięcie. "Hold on" będzie takim "dzień dobry" z naszej strony.
J. P.: A później dowalimy (śmiech).
Płyta jest w całości anglojęzyczna. Anita Lipnicka już śpiewa po angielsku, a kiedy John Porter będzie śpiewał po polsku?
A. L.: Prędzej po chińsku (śmiech).
J. P.: John już spróbował. To jest za trudny język dla mnie. Poddałem się.
Trudno mi w to uwierzyć, rozmawiając teraz z tobą.
A. L.: Naprawdę. Wiesz, jak się męczył...
J. P.: Muzyka, którą śpiewamy, nie nadaje się do języka polskiego. Przykro mi tak twierdzić, ale tak jest. Są pewne gatunki muzyki - francuska, czy Kazik Staszewski, które mają swoje klimaty i ten jest język dla nich idealny, czy człowiek to rozumie, czy nie. Na pewno Anita by potrafiła coś tam śpiewać po polsku...
A. L.: ...coś tam bym potrafiła... (śmiech).
J. P.: Ale to by zmieniło cały klimat.
A. L.: Ja sobie jeszcze pośpiewam po polsku...
J. P.: Jednocześnie nie mogę kokietować w języku, w którym mój głos nie brzmi tak, jak po angielsku. Trudno.
A. L.: Jeszcze był inny powód tego naszego wyboru - bardzo prozaiczny - zdecydowaliśmy postawić wszystko na jedną kartę - ta płyta będzie w całości przeznaczona na rynek międzynarodowy. Mamy nadzieję, że ukaże się też gdzie indziej. To są oczywiście wielkie plany, o których nie będziemy na razie mówić, dopóki się nic nie wydarzy.
Oboje z Johnem wygraliśmy już pewien wyścig pod nazwą: "trafić na pierwsze miejsce list przebojów". O coś innego nam już chodzi, czegoś innego szukamy. Niech Brodki i inne młode osoby biorą sobie udział w tym wyścigu, a my sobie idziemy swoją drogą. Robimy to, na co nas stać w danej chwili, w danym momencie w życiu.
Wspomniałaś o Monice Brodce, która zaczęła robić błyskawiczną karierę. Teraz wszystko idzie znacznie szybszym tempem, wyścig przyspieszył. Czy to nie jest tak, że osoby, które bardzo szybko zostały wylansowane na gwiazdy, mogą tego potem żałować?
J. P.: To bardzo trudne pytanie, choć trafiające w sedno. My, przez warunki, w jakich żyliśmy, mieliśmy czas rozwijać własne talenty. Talenty - może to brzmi nieskromnie, ale chodzi o to, że rozwijaliśmy się naturalnie. Czy dla ludzi, którzy startują w czymś takim, jak "Idol", to wszystko nie idzie za szybko, że nie mogą się rozwijać? Ktoś musi mieć wyjątkowy talent, żeby utrzymać to tempo.
A. L.: ...żeby się utrzymać w tym wszystkim.
J. P.: Życzę im powodzenia, chociaż jestem przeciwny całej koncepcji typu "Idol" itd. Uważam, że to nie jest droga - stać się osobowością, kimś, mieć swoje pięć minut. Tu chodzi o muzykę, a nie o to, czy stanę się kimś sławnym.
A. L.: Też zauważyłam zupełnie inne priorytety od tych, które miało jeszcze moje pokolenie. Ja robiłam muzykę, śpiewałam i pisałam piosenki, bo miałam taką pasję, chciałam to robić bez względu na to, czy ktoś mnie słuchał, czy nie.
Pamiętam swoje pierwsze występy, kiedy stałam tyłem do publiczności, bo tak się wstydziłam. Ale to było dla mnie wszystko, to był cały świat. Natomiast teraz widzę tendencję u ludzi młodych, żeby stać się sławnym za wszelką cenę. Nieważne, co robię, czy śpiewam, czy jestem aktorem, czy pokazuję gdzieś goły tyłek...
Być sławnym to główne dążenie, a potem ludzie nie wiedzą, co z tą sławą zrobić. Wychodzą z "Big Brothera" czy "Idola" i co dalej? U nas łańcuch zdarzeń był zupełnie odwrotny.
J. P.: Teraz nie ma takich naturalnych procesów. Mimo wszystko uważam, że trzeba je utrzymywać w życiu, które jest coraz bardziej szalone. Trzeba trzymać własne tempo.
Niedawno podczas koncertu Varius Manx rozmawiałam z Adamem Galasem, menedżerem Perfectu, człowiekiem, który bardzo dobrze wie, w jaki sposób robi się muzykę w Polsce. Porównując Anitę z Moniką Kuszyńską zwracał uwagę na to, że Anita bardzo dojrzała muzycznie, że widzi duży...
A. L.: ...progres.
J. P.: Tak, tak...
A. L.: Mam właśnie taką nadzieję, że idę sobie jakąś drogą i się rozwijam. To jest dla mnie najważniejsze wyzwanie w życiu. Bardzo łatwo jest ulec jakimś naciskom z zewnątrz, dziwnym namowom "rób to, a nie to, bo tak jesteś lepiej postrzegana" itd.
Chcę się trzymać swojej intuicji i siebie samej. Stąd też moje - czasami być może zaskakujące - wybory, jak odejście z Variusów, czy potem nagłe zerwanie z przeszłością i moją karierą solową, połączenie sił z Johnem. Robię to, co w danej chwili uważam za autentyczne. Czułabym się nieautentycznie śpiewając stare piosenki.
J. P.: Szukasz cały czas.
A. L.: Szukam i będę dalej szukać.
J. P.: Mam żal do wielu polskich artystów mojego pokolenia, którzy przestali szukać. Odcinają tylko kupony. Gdzie są ci ludzie, gdzie są solowe płyty? Czy oni mają coś do powiedzenia, czy oni się boją, czy są już spaleni? Jest mi przykro.
Na Zachodzie "im starsze, tym lepsze wino". Uważam, że jestem ewenementem tak naprawdę, bo szukam cały czas. Mogę grać tak, a mogę inaczej. Szukam, bo żyję.
Poszukuję czegoś, co dostosuje się do mojego sposobu myślenia czy uczuć w danej chwili. Trochę jest tego za mało. I dlatego bardzo szanuję Anitę - bez jakiejś tam wazeliny - pod tym względem, że miała wszystko, a jednocześnie powiedziała: "dobrze, szukam". I szuka. I jest super.
Co możecie więc poradzić młodym artystom, którzy chcą zacząć swoją muzyczną drogę?
J. P.: Dawać samego siebie w tym, co się robi.
A. L.: Wyczuć swoje tempo, robić wszystko w swoim czasie i na swój własny sposób. Nie ulegać wpływom.
J. P.: Wszyscy najlepsi artyści robią po prostu to, co kochają.
A. L.: I tak tylko najlepsi przetrwają...
J. P.: Jeśli spróbujesz dostosować się, to przegrasz prędzej czy później.
Chyba właśnie za to publiczność kocha was najbardziej. Dziękuję za rozmowę.