Reklama

"Stawiamy na różnorodność"


Techniczny, brutalny death metal nie jest z pewnością znakiem rozpoznawczym szwedzkiego brzmienia, określanego z jednej strony melodyjnością In Flames, Soilwork czy Dark Tranquillity, a z drugiej klasycznymi dźwiękami weteranów z Entombed, Grave, Dismember lub Unleashed.

Choć szwedzkiej grupie Spawn Of Possession niekiedy zdecydowanie bliżej stylistycznie do Tampy niż Sztokholmu, to nie trudno zauważyć, że deathmetalowy kwintet z miejscowości Kalmar wybitnie celuje w brzmieniową różnorodność, łącząc w swej muzyce wysokie umiejętności techniczne, rozbudowane aranżacje i mroczną atmosferę. Po raz drugi można się o tym przekonać na wydanym w pod koniec maja, następcy debiutanckiego albumu "Cabinet". Płyta "Noctambulant" to widoczny znak, że na szwedzkiej scenie metalowej wciąż wiele się dzieje.

Reklama

- Łączenie ze sobą wszystkich tych elementów nie jest zadaniem łatwym, choć pracowanie nad tym sprawia nam sporo frajdy - mówi Bartoszowi Donarskiemu, znany niegdyś z Visceral Bleeding, perkusista Dennis Röndum.

Od wydania płyty "Cabinet" minęły już trzy lata. Ostatnio sporo podróżowaliście, zagraliście wiele tras i koncertów. Jak podejrzewam miało to swój wpływ na kształt nowej muzyki. Zgodzisz się, że granie na żywo to właściwie najlepsza metoda zbierania doświadczeń, które później ucieleśniają muzykę?

Myślę, że mógłbym się z tym zgodzić, choć przypuszczam, że dzieje się tak bardziej na poziomie podświadomości. Kiedy wraca się z trasy z tymi wszystkimi świetnymi zespołami, ma się po prostu w głowie mnóstwo nowych pomysłów. Ale trudno powiedzieć, gdzie tak naprawdę jest ich źródło. To te wszystkie drobne rzeczy, które podchwytujemy tu i tam i zaczynamy przekształcać w muzykę.

Która z tras, jakie odbyliście w ostatnich latach najbardziej zapadła wam w pamięć? Z kim się zaprzyjaźniliście?

Oj, stary, to strasznie trudne pytanie. Wszystkie zespoły, z którymi graliśmy traktowały nas naprawdę świetnie i podchodziły do nas z dużym szacunkiem. W trasie zawsze staramy się zaprzyjaźnić z całą resztą i dobrze się wspólnie bawić.

Dla mnie osobiście najbardziej pamiętny był chyba odjazdowy festiwal No Mercy w 2004 roku. Graliśmy wówczas w kilku dużych klubach z takimi grupami, jak Cannibal Corpse, Hypocrisy czy Kataklysm. Każdej nocy coś się działo. Rewelacyjnie bawiliśmy się z wszystkimi pozostałymi zespołami, piliśmy browary i wygłupialiśmy się ile wlezie. To jedna z tych tras, po zakończeniu której nie chce się nawet wracać do domu.

"Noctambulant" to materiał bardzo złożony, różnorodny i zagrany z dużą świeżością. Czegóż można chcieć więcej?

Myślę, że po prostu na bazie tego, co zrobiliśmy na "Cabinet" stworzyliśmy coś lepszego. Poszliśmy o kilka kroków dalej. Nie to, żebyśmy chcieli powtarzać samych siebie czy zrobić nową wersję "Cabinet". Ale, gdy napisaliśmy muzykę na "Noctambulant" doskonale wiedzieliśmy, że jesteśmy na właściwej drodze w odniesieniu do poprzedniej płyty. Wiedzieliśmy, że możemy uzyskać nieco lepsze brzmienie. Dlatego tym razem postawiliśmy na bardziej tłustą, mroczniejszą produkcję. Pięknie to wszystko zadziałało, co słychać doskonale na nowym albumie.

Spawn Of Possession to jeden z tych zespołów, który potrafi płynnie przechodzić i łączyć krańcową brutalność, agresję i ciężar z techniką i mroczną atmosferą. A to jest w ekstremalnym death metalu raczej rzadkością.

Racja, zawsze staramy się eksperymentować z różnymi pomysłami i wpływami. To jeden z najbardziej wymagających, ale jednocześnie najfajniejszych aspektów dotyczących Spawn. Łączenie ze sobą wszystkich tych elementów nie jest zadaniem łatwym, choć pracowanie nad tym sprawia nam sporo frajdy.

Stawiamy na różnorodność. Uważam też, że tym razem jeszcze większą wagę przywiązaliśmy do samego klimatu tej muzyki. Wiele ze sobą rozmawialiśmy na temat wydobycia z niej właściwej atmosfery, tak aby słuchacz mógł od czasu do czasu przestać zwracać uwagę na szczegóły i w spokoju delektować się płytą.

Nie sądzisz, że wasza muzyka jest adresowana głownie do zagorzałych fanów death metalu, którzy dobrze wiedzą, czego szukają, niż do przypadkowych odbiorców muzyki metalowej?

Właściwie to wydaje mi się, że mamy dość szeroką rzeszę fanów, którzy wywodzą się z różnych gatunków metalu. Choć oczywiście nasi podstawowi zwolennicy to głównie ludzie, którzy tak jak my grają w zespołach, oraz ci, którzy interesują się technicznym metalem. Tak czy inaczej, zawsze w pierwszej kolejności piszemy muzykę dla siebie. I jeśli innym się to również podoba, to można się tylko cieszyć.

"Noctambulant" wydaje się miejscami bardzo rozbudowany, epicki. To chyba nowa rzecz w waszej muzyce?

Jak teraz tego słucham, to faktycznie muszę się z tobą zgodzić. Ale nie jestem pewny, czy właśnie takie były nasze zamiary. Daje się tu jednak doskonale wyczuć, że muzyka coś opisuje, jest bardzo płynna. A to w połączeniu z tekstami sprawia, że album jest bardziej epicki.

Wasza muzyka nie ma właściwie nic wspólnego z tym, co zwykło się określać typowym, szwedzkim death metalem. Ani z jego melodyjną odmianą, ani ze starym stylem. To chyba musi was cieszyć?

Tak, jesteśmy zadowoleni, że gramy w taki właśnie sposób. Może stoimy trochę z boku naszej krajowej sceny, ale to nas w najmniejszym stopniu nie martwi. Uważam jednak, że przez lata Szwecja dała światu ekstremalnej muzyki trochę naprawdę dobrych albumów. Bardzo szanuję to, co robią inne zespoły, bez względu na to, skąd pochodzą, choć my sami nigdy nie rozważaliśmy tego, aby brzmieć odmiennie czy coś w tym stylu. Robimy po prostu swoje i tak, a nie inaczej to wszystko wychodzi.

Znów nagrywaliście w studiu "Pama". Cóż jest tam tak szczególnego?

To po prostu bardzo dobre i nowoczesne studio, w którym lubimy pracować. Wiedzieliśmy, że ostateczny wynik będzie świetny, i dlatego znów tam uderzyliśmy. Studio położone jest też dość blisko naszych domów, a to spore udogodnienie. Ale najważniejszą sprawą jest to, że wspaniale pracuje nam się z producentem Mankanem Sedenbergiem. Zrobił już z nim "Cabinet" i był bardzo zainteresowany wyprodukowaniem kolejnej naszej płyty. Po prostu doskonale rozumie nasze brzmienie, wyciska z nas coraz więcej, na co sami byśmy się pewnie nie zdobyli.

Ze spraw biznesowych. Jesteście teraz w holenderskiej Neurotic Records. Czy z amerykańską Unique Leader coś poszło nie tak?

Nie, po prostu dostaliśmy od Neurotic Records lepszą ofertę. Z Unique zawsze dobrze nam się współpracowało. Stwierdziliśmy jednak, że już czas na kolejny krok, skorzystanie z innych propozycji.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzyka | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy