Reklama

"Pieniądze trzymam w banku"


Kiedyś był punkowcem, potem mało znanym DJ-em, by w końcu stać się jedną z największych gwiazd na scenie muzyki elektronicznej. Moby, czyli tak naprawdę Richard Melville Hall, urodził się w 1965 roku w Nowym Jorku. Dwa lata później jego ojciec zginął w wypadku samochodowym, zaś on przeniósł się wraz z matką do Danbury, w stanie Connecticut.

Muzyką zainteresował się poważnie gdy miał 13 lat. W 1980 roku założył punkowy zespół The Banned. Potem grał jeszcze w kilku podobnych formacjach, by w połowie lat 80. zająć się pracą DJ-a. Pierwsze znaczące sukcesy zaczął odnosić na początku lat 90., kiedy to m.in. zagrał trasę koncertową po USA z zespołem The Prodigy.

Reklama

Prawdziwy przełom nastąpił jednak w 1999 roku, gdy ukazała się multiplatynowa płyta "Play", z takimi przebojami, jak "Why Does My Heart Feel So Bad", "Natural Blues" czy "South Side". W 2002 roku do sklepów trafił równie udany album "18", a rok później Moby po raz pierwszy wystąpił w Polsce.

W tym wywiadzie artysta opowiada m.in. o zaskoczeniu niespodziewanym sukcesem płyty "Play", o wydawaniu pieniędzy, powstawaniu jego utworów i o stosunku do rozmów z dziennikarzami.


Płyta "Play" była punktem zwrotnym w twojej karierze. Jak się czułeś, gdy jej nakład przekroczył 10 milionów egzemplarzy?

W maju 1999 roku, kiedy ukazywała się płyta "Play", szczytem naszych marzeń była sprzedaż 250 tysięcy egzemplarzy na całym świecie. Gdy to się udało, byłem bardzo szczęśliwy. Kiedy sprzedaż przekroczyła 300 tysięcy, pomyślałem sobie, że odniosłem niebywały sukces. A to wciąż rosło i rosło - była to najdziwniejsza rzecz, jaka mogła się wydarzyć. Każdy dzień po ukazaniu się płyty "Play" przynosił kolejne niespodzianki...

Album w dużym stopniu wylansowały utwory pojawiające się w reklamach. Czy to był świadomy zabieg marketingowy?

Kiedy ukazała się płyta "Play", tak mało liczyliśmy na jej sukces, że gdy ktoś przychodził prosząc o możliwość użycia tej muzyki w jakimś programie, reklamie czy filmie, tak nam to pochlebiało, że natychmiast się zgadzaliśmy. Czułem się mniej więcej tak jak grubas, który zapisał się to szkoły tańca. Idziesz tam spodziewając się, że będziesz przesiadywał w kącie i nikt nie zwróci na ciebie uwagi, więc gdy ludzie zaczynają prosić cię do tańca, nikomu nie odmawiasz.

Jesteś bardzo zapracowanym muzykiem. Czy masz w ogóle czas na wydawanie zarobionych pieniędzy?

Ja prawie w ogóle nie wydaję pieniędzy. Płyta "Play" odniosła wielki sukces i zarobiłem na niej mnóstwo pieniędzy, ale wcale ich nie wydałem. Dla wielu moich przyjaciół, którzy się wzbogacili, wydawanie pieniędzy stało się jedynym zajęciem - zaczęli podróżować, kupować samochody i różne inne rzeczy. Ja wolę poświęcać swój czas na tworzenie muzyki i spotykanie się z przyjaciółmi, co nie wymaga posiadania fortuny. Tak więc włożyłem te wszystkie pieniądze do banku i niech sobie tam leżą.

Czy myślałeś o tym, aby rozpocząć bliższą współpracę z którymś ze znanych muzyków lub producentów?

Bardzo podoba mi się idea spotkania grupy muzyków, wspólnego grania, wytwarzania pewnego rodzaju "ewoluującej dialektyki". Jednak wolę tworzyć muzykę w samotności. Zdecydowaną większość muzyki przez ostatnie 15 lat stworzyłem siedząc sam w swoim studio.

W jaki sposób powstają twoje utwory?

Kiedy słucham muzyki, którą wcześniej stworzyłem, nigdy nie pamiętam, jak ona powstawała. To dziwny proces. Nie chcę tutaj wyjść na jakiegoś stukniętego wyznawcę new age, ale to jest tak, jakbym w tym czasie niemal przestawał istnieć. Nie pamiętam, jak pisałem daną piosenkę - pamiętam ją od momentu, kiedy jest gotowa, natomiast nie wiem co myślałem, tworząc ją. Wiem, że siedziałem na tym krześle i grałem na klawiszach, ale bardzo rzadko, jeśli w ogóle, jest w to zaangażowana świadomość. Myślę, że jest to jeden z powodów, dla których wolę pracować sam - mogę się wtedy całkiem w tym zatracić.

A pamiętasz jak powstał utwór "We're All Made Of Stars", z twojej ostatniej płyty "18"?

Tak. Usiadłem sobie pewnego niedzielnego wieczora, z zamiarem napisania nowofalowego kawałka w stylu "Girls And Boys" zespołu Blur. Piosenka "We?re All Made Of Stars" została napisana w jakieś pięć minut. Kiedy ją pisałem, nawet nie przypuszczałem, że trafi na płytę. Potem jednak dostrzegłem w niej rodzaj naiwnego uroku, który mi się bardzo spodobał.

Możesz opowiedzieć coś więcej o piosence "Extreme Ways"?

Piosenka "Extreme Ways" jest fikcyjna, ale zawiera elementy autobiograficzne. Mówi o degeneracji i deprawacji, o tym, co sprawia, że ludzie stają się zdegenerowani i zdeprawowani, i jakie mogą być tego konsekwencje.

Twoja muzyka jest bardzo mocno przesycona emocjami. Czy wynika to z twoich osobistych doświadczeń?

Nie wiem, co skłania mnie do tworzenia emocjonalnej i poruszającej muzyki. To, kim jestem jako człowiek i jako muzyk, w dużym stopniu wynika z mojego dziedzictwa genetycznego i wychowania. Nie uważam, że miałem szczególnie ciężkie życie. Sądzę, że większość ludzi ma cięższe życie od mojego. Nawet, jeśli czasem bywałem biedny, nie było to bardzo uciążliwe - zawsze miałem co jeść i gdzie spać. Z pewnością nie mogę narzekać na trudne dzieciństwo.

Jak odnosisz się do udzielania wywiadów? Czy jest to dla ciebie przykry obowiązek?

Kiedy przygotowywałem się do wydania płyty "Animal Rights", pojechałem do Wielkiej Brytanii, aby ją promować. Znalazło się tam tylko dwóch dziennikarzy, którzy chcieli ze mną rozmawiać: jeden z nich był z oddziału czasopisma "Big Issue" z Birmingham, a drugi ze studenckiej gazetki z Nottingham. Wiem jak to jest, kiedy nagrywa się płyty, którymi nikt nie jest zainteresowany, które spotykają się z apatią ze strony mediów. Teraz jestem w takim momencie życia, kiedy ludzie najwyraźniej są zainteresowani rozmawianiem ze mną. Nie mogę z tego powodu narzekać. Z przyjemnością udzielę tylu wywiadów, o ile mnie poproszą.

Czy mógłbyś robić w życiu coś innego niż tworzenie muzyki?

Tworzenie muzyki jest moją jedyną pracą. Nie bardzo potrafię robić coś innego. Nie twierdzę, że w robieniu muzyki jestem szczególnie dobry, ale z pewnością okropnie mi wychodzi robienie wielu innych rzeczy. Gdybym był hydraulikiem albo stolarzem, byłbym najmniej pożądanym przedstawicielem tych zawodów na świecie - to byłaby katastrofa. Jedyną dziedziną, poza muzyką, w której chciałbym zrobić karierę, jest architektura. Jest ona jednak tak skomplikowana, że z pewnością nigdy mi się to nie uda. Musiałbym studiować ją przez długi czas, poza tym wymaga to zdolności matematycznych, których nie posiadam.

Jakie są twoje plany życiowe?

W moich najbliższych planach jest tworzenie muzyki i granie koncertów. Kiedyś bardzo chciałbym mieć dom, obok którego przepływałby jakiś strumyk i gdzie byłoby dużo psów. Czasami wyobrażam sobie, że budzę się rano, idę popływać, potem biegam z psami, jem obiad z przyjaciółmi i zasypiam obok kobiety, którą kocham. Jeśli to się nigdy nie stanie, nie będę rwał włosów z głowy. Ale byłoby miło.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy