"Pełna kontrola"
Gitarzysta Bruce Franklin, niegdyś filar legendarnej grupy Trouble, wykonującej wczesną mutację czegoś, co dzisiaj nazwalibyśmy stoner rockiem, powrócił na muzyczny rynek z zespołem Supershine. Do współpracy zaprosił tym razem Douga Pinnicka, wokalistę i basistę formacji King’s X i swojego starego kumpla, perkusistę Jeffa Olsena. Debiutancki album nowej rockowej supergupy, zatytułowany „Supershine” nie przynosi żadnych niespodzianek. Ot, po prostu solidne, rockowe granie. Tylko albo aż... Z Brucem Franklinem rozmawiał Jarosław Szubrycht.
Kiedy narodził się pomysł utworzenia Supershine?
Wydaje mi się, że był to 1996 rok. Nie miałem wtedy jeszcze pomysłu na nazwę, nie wiedziałem nawet, co dokładnie chcę grać, ale zacząłem już komponować muzykę. Powoli krystalizował się styl Supershine i chyba w 1997 roku udało mi się pozyskać Douga do tego projektu. Wtedy już wiedzieliśmy, czym będzie ten zespół.
Czy Doug był jedynym wokalistą, którego brałeś pod uwagę?
Miałem nadzieję, że Doug się zgodzi! Od razu pomyślałem, że właśnie on nadaje się do tego najlepiej i nikogo innego nie brałem na serio pod uwagę. Jestem bardzo szczęśliwy, że się zgodził, bo naprawdę nie wyobrażam sobie, kto inny mógłby śpiewać w Supershine.
Czy formując Supershine chciałeś w jakiś sposób spłacić dług wobec swoich bluesowych korzeni?
Tak, Supershine miało być odbiciem muzyki, której sam z chęcią słucham od lat, w tym w dużej mierze bluesa. Nie sądzę jednak, bym odszedł bardzo daleko od tego, co grałem w Trouble. Wciąż jestem wierny bardzo ciężkiej muzyce rockowej, tkwiącej korzeniami w latach 70. Wydaje mi się, że przede wszystkim charakterystyczny głos Douga nadaje odmiennego charakteru muzyce Supershine. Również pod względem powstawania muzyki Supershine nie różni się tak bardzo od Trouble. W Supershine jestem autorem całości materiału, ale i w Trouble komponowałem głównie ja, do mnie też należała większość tekstów. Mimo to, Trouble to był zespół w pełnym tego słowa znaczeniu. Spotykaliśmy się regularnie, graliśmy próby, no i oczywiście graliśmy całkiem sporo koncertów. Tymczasem cały materiał Supershine powstał u mnie w domu. Zaprogramowałem bębny, do tego dograłem gitarę i takie taśmy wysłałem Dougowi. Po kilku tygodniach dostałem je z powrotem, z dogranymi partiami basu i wokalem – utwory na płytę mieliśmy gotowe.
Dlaczego zdecydowałeś się sam wyprodukować album Supershine?
Przede wszystkim dlatego, że chciałem mieć nad tym materiałem pełną kontrolę. Poza tym, gdybyśmy mieli wynająć producenta, którego chciałbym mieć, kosztowałoby nas to dużo więcej pieniędzy, niż mieliśmy. Natomiast za tę forsę, którą dysponowaliśmy, nie znalazłbym nikogo interesującego. (śmiech) Dlatego zdecydowaliśmy się tym zająć razem z Dougiem. Cieszyła nas wolność, mogliśmy robić wszystko, co nam się podobało, bez jakichkolwiek konsekwencji. Rzadko muzycy mają podobny komfort podczas sesji nagraniowej.
W nagraniu płyty brało jednak udział również kilku innych muzyków. Czy to oznacza, że Supershine ma szansę przerodzić się z ubocznego projektu w normalnie funkcjonujący zespół?
Chciałem, żeby Jeff Olsen, z którym grałem w Trouble, został stałym perkusistą Supershine i wszystko wskazywało na to, że tak się stanie. Niestety, podczas sesji nagraniowej okazało się, że ma inne obowiązki i nawet nie może skończyć tego, co zaczął. Dlatego partie perkusji dokończyć musiał Jerry Gaskill z King’s X. Wszystko dobrze się skończyło, ale prawdę mówiąc wciąż chciałbym, żeby w przypadku ewentualnych koncertów Supershine za perkusją usiadł Jeff...
A będą jakieś koncerty Supershine?
Wszyscy mnie o to pytają, chociaż nie potrafię udzielić konkretnej odpowiedzi. Wszystko zależy od planów Douga, który ma bardzo napięty harmonogram. W tej chwili wciąż przebywa na trasie koncertowej z King’s X, a gdy tylko ją skończy, zamierza zająć się swoją solową płytą. Potem być może uda nam się zagrać jakąś naprawdę skromniutką trasę, najwyżej dwa lub trzy tygodnie.
Dlaczego zdecydowaliście się podpisać kontrakt z Metal Blade? Czy wytwórnia, która specjalizuje się wydawaniu ekstremalnego metalu będzie wiedziała co należy zrobić z takim zespołem jak Supershine?
Prawda jest taka, że po nagraniu demo, jakieś dwa lata temu, rozesłałem je do wielu wytwórni. Miałem nadzieję, że jakaś większa firma okaże nami zainteresowanie, ale tak się nie stało. Prawdopodobnie dlatego, że przedstawiłem Supershine jako projekt uboczny. Nikt tak naprawdę nie chce wydawać projektów, bo panuje opinia, że muzycy nie traktują ich całkiem serio. Duże firmy nie zainwestują góry pieniędzy w projekt, bo wiedzą, że muzycy nie zawsze mogą mu poświęcić cały swój czas. Natomiast ludzi z Metal Blade znałem bardzo dobrze, jeszcze z czasów Trouble i wiedziałem, czego mogę po nich oczekiwać. Zaproponowali uczciwe warunki, więc podpisałem kontrakt.
Może duże wytwórnie nie były zainteresowane Supershine, bo uwierzyły, że muzyka rockowa dawno umarła?
To możliwe, szczególnie w Ameryce! Muzyka, którą gramy nie cieszy się tutaj zbyt wielką popularnością. Dzieciaki szaleją teraz za ostrym, nowoczesnym graniem w stylu Korn i Limp Bizkit, albo za alternatywnymi, łagodnymi piosenkami w stylu Matchbox 20. Solidnego, prawdziwego hard rocka opartego na gitarowych riffach dzisiaj prawie już nikt nie gra.
Czy słowa „Nie pozwól, by ktoś inny śpiewał twoją pieśń, chyba że będzie śpiewał razem z tobą” można potraktować jako motto przyświecające działalności Supershine?
Doug jest autorem tych słów i nie mogę być w 100 procentach pewny, czy wiem o co mu chodziło, chociaż myślę, że tak... To rzeczywiście niezły tekst, podobnie jak pozostałe fragmenty zamieszczone w książeczce naszej płyty. Warto je uważnie przeczytać – dla mnie mają bardzo duże znaczenie.
Dlaczego więc nie zamieściliście we wkładce całych tekstów, tylko krótkie z nich wycinki?
Właściwie bez powodu. Doug jest autorem większości tekstów i nigdy nie wspominał o przedrukowaniu ich we wkładce, więc ja również nie nalegałem. Może powinniśmy to zrobić?
Czy Supershine to projekt jednorazowy, czy też możemy spodziewać się w przyszłości kolejnych płyt nagranych pod tym szyldem?
Wszystko wskazuje na to, że będą następne płyty, bo podpisaliśmy kontrakt na cztery wydawnictwa. Poza tym reakcja mediów na „Supershine” jest tak dobra, że z optymizmem patrzę w przyszłość. Jeżeli sprzedaż będzie równie dobra, to wypada tylko zacierać ręce.
Słyszałem plotkę, że zamierzacie wskrzesić Trouble. Ile w niej prawdy?
Jest taka możliwość, chociaż na razie nic nie robimy w tym kierunku. Pozostaję w stałym kontakcie z wszystkimi członkami Trouble, rozmawiamy na ten temat i czekamy na odpowiedni moment. Wszyscy chcą wiedzieć, czy wrócimy, a ja niezmiennie odpowiadam – trochę cierpliwości, trzymajcie rękę na pulsie...
Dziękuję za wywiad.