Reklama

"Otwieranie bram"

Właściwie każda okazja jest dobra, by porozmawiać z Peterem, liderem formacji Vader, która więcej robi dla promocji polskiej kultury w świecie, niż legion urzędników odpowiedzialnego za to ministerstwa. Tym razem jednak Jarosław Szubrycht nie wypytywał o zagraniczne sukcesy Vadera, ale rzeczy bardziej nam bliskie, czyli najnowsze wydawnictwo zespołu, mini-album „Reign Forever World”, niedawno zakończoną trasę koncertową po Polsce i kondycję polskiej sceny metalowej.

Jak należy traktować „Reign Forever World”?

Ze względu na bardzo napięty harmonogram koncertowy, nowy album wydamy najwcześniej latem 2002 roku. Wobec tego „Reign Forever World” to swojego rodzaju łącznik pomiędzy dużymi albumami, który ma sprawić, że ludzie nie zapomną o Vader. (śmiech) Poza tym przyzwyczailiśmy już fanów do takiej formy, że pomiędzy dużymi płytami przygotowujemy wydawnictwa o nieco innym charakterze. Raz jest to płyta koncertowa, raz album z coverami, a tym razem mini-album z trzema premierowymi utworami, stworzonymi już po wydaniu „Litany” i kilkoma dodatkowymi nagraniami. Dla mnie ważne jest to, że cena „Reign Forever World” jest niższa niż dużego albumu.

Reklama

Pewnym zaskoczeniem może być utwór tytułowy, który jest odejściem od bezkompromisowości i grindcore’owej prostoty „Litany”. Pojawiły się zwolnienia, bardziej rozbudowane aranżacje – czy takiej muzyki możemy spodziewać się po Vader w przyszłości?

Rozwój naszej muzyki przebiega w naturalny sposób, nic nie planujemy, więc trudno dziś przewidzieć, jak będzie brzmiał następny album. „Reign Forever World” niekoniecznie musi zwiastować trwałe zmiany w stylu grupy. Na pewno jednak nie zamierzamy nagrywać powtórki z „Litany”, bo to nie miałoby sensu. Mam nadzieję, że następnym razem będziemy mieli więcej czasu na pracę nad nowym materiałem, a to z kolei pozwoli nam stworzyć utwory o bardziej złożonej konstrukcji. Warto także odnotować fakt, że teksty do trzech nowych utworów, które znalazły się na „Reign Forever World”, napisał Łukasz Szurmiński, młody człowiek, z którym mieliśmy okazję pracować po raz pierwszy i który na pewno wycisnął swoje piętno na tym materiale. Inaczej wygląda świat postrzegany oczami dwudziestolatka, inaczej widzi go człowiek o dziesięć lat starszy. Może dlatego nowe utwory trochę przypominają wcześniejsze produkcje Vader i sposób, w jaki postrzegaliśmy świat kilka lat temu.

Czy to znaczy, że Paweł Frelik, autor większość tekstów zawartych na „Litany”, już nic dla was nie napisze?

Nie powiedziałem, że skończyliśmy współpracę z Pawłem, ale to człowiek bardzo zapracowany i nie zawsze ma czas, by napisać dla nas coś nowego. Zdecydowaliśmy się więc na pewne novum, czyli teksty Łukasza, które są inne od tego, co pisze Paweł, ale wciąż pasują do charakteru Vader.

Drugi gitarzysta Vadera, Mauser, reaktywował niedawno swoją macierzystą formację Dies Irae. Nie obawiasz się, że obowiązki z nią związane, nie odciągną go trochę od spraw Vadera?

Nie obawiam się tego, podobnie jak nie obawiam się kojarzenia Dies Irae z Vaderem, chociaż jest ono nieuniknione, choćby przez fakt, że u Mausera na perkusji gra również Docent. Dies Irae wykonuje również muzykę deathmetalową, równie agresywną i pełną emocji, a przecież całkiem inną niż Vader. Inaczej jest zagrana, inny jest wokal, inne solówki – nie można powiedzieć, że jest to granie w stylu Vadera, bo byłoby to krzywdzące dla wszystkich ludzi, którzy pracowali nad płytą Dies Irae. Płytą, którą uważam za bardzo dobrą. Zdaję sobie natomiast sprawę z tego, że problemem dla Dies Irae będzie zorganizowanie jakichkolwiek koncertów. Nie mówię nawet o tym, że Mauser i Doc grają w Vader, ale przecież wszyscy członkowie tego zespołu mają na głowie jeszcze inne grupy i związane z nimi plany, tym bardziej, że są to zespoły, które również reprezentują polską scenę na arenie międzynarodowej.

Promocję „Reign Forever World” rozpoczęliście od trasy po Polsce. Mam nadzieję, że to początek nowej tradycji i Vader będzie równie często obecny na polskich scenach, jak na Zachodzie?

Niezmiernie cieszę się, że wreszcie zaczynamy od własnego podwórka. Sam wiesz, jak ciężko zrobić jest cokolwiek w tym kraju i mam nadzieję, że coś się poprawi, że nastąpiło jakieś odmrożenie. Cieszę się tym bardziej, że dotyczy to nie tylko nas, ale również innych zespołów. Organizowane są festiwale, trasy koncertowe – to naprawdę dobrze wróży. Podziemie metalowe zawsze istniało dzięki współpracy, wzajemnej pomocy, a nie dzięki konkurowaniu ze sobą. Oczywiście, jeszcze nie jest najlepiej, bo wciąż istnieje pomiędzy zespołami dziwne, zupełnie niepotrzebne współzawodnictwo, ale nadzieja w tym, że ktoś jednak coś próbuje robić.

Jaka jest twoja opinia o grupach Decapitated i Traumie, które towarzyszyły wam w ostatnich wojażach po Polsce?

Decapitated to młody zespół, który jednak zdążyłem dobrze poznać, bo tak się złożyło, że byłem producentem ich pierwszej płyty. Bardzo się cieszę z ich sukcesów, które są niewątpliwe. Przez czytelników brytyjskiego miesięcznika „Terrorizer” zostali uznani za najciekawszą młodą twarz ubiegłego roku, a to naprawdę wiele znaczy. Największym problemem dla nich jest teraz zresztą to, że na niektóre rzeczy są nawet zbyt młodzi, jak choćby na to, by uzyskać pozwolenie na wyjazd do Stanów Zjednoczonych na trasę koncertową. Ale z biegiem czasu te problemy się skończą i mam nadzieję, że wtedy ich kariera potoczy się gładko. Natomiast Trauma jest mi znana od lat, bo to weterani naszej sceny. Ten zespół od dawna zasługuje na profesjonalną promocję, w tym trasy koncertowe i bardzo się cieszę, że znów jest o nich głośno. Tym bardziej, że ich ostatnia płyta jest bardzo dobra.

Czy podpisanie kontraktu z wytwórnią Metal Blade, który dzisiaj można ocenić z perspektywy ponad rocznej współpracy, było dobrym posunięciem?

Tak, tym bardziej, że długo do tego dojrzewaliśmy. Nie podpisaliśmy kontraktu w jednej chwili, nie podjęliśmy tej decyzji pochopnie. Znamy Michaela, szefa europejskiego oddziału Metal Blade, już od naszej pierwszej europejskiej trasy u boku Bolt Thrower. Od jakiegoś czasu ponawiał on propozycje, ale dopóki nasza współpraca z poprzednim wydawcą, System Shock, przebiegała bez problemów, nie musieliśmy korzystać z jego oferty. W końcu jednak podpisaliśmy kontrakt, z którego jestem bardzo zadowolony.

Przed trasą koncertową jeździliście po Polsce, spotykając się z fanami w sklepach muzycznych, odpowiadając na ich pytania, podpisując płyty. Okazało się, że dla niektórych osób była to okazja do zamanifestowania wrogości w stosunku do zespołu. Komu przeszkadza Vader?

29 stycznia, podczas spotkania z fanami w sklepie muzycznym w centrum Warszawy, ktoś zadzwonił i powiedział, że w budynku jest bomba. Procedura w takich wypadkach jest powszechnie znana – wszyscy muszą opuścić budynek, a na miejscu pojawia się specjalny oddział, który przeszukuje całe pomieszczenie. Skutek był taki, że spora część ludzi musiała czekać kilkadziesiąt minut na zewnątrz, na mrozie, a my z nimi. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że mogliśmy sobie z tymi ludźmi porozmawiać. Jaki mam do tego stosunek? A jaki można mieć stosunek do głupoty... Boję się, że takie zabawy, świadczące o braku jakiejkolwiek wyobraźni, skończą się kiedyś tragicznie. Kto mógł to zrobić? Istnieją ludzie związani z naszą sceną, którzy są w stosunku do nas bardzo złośliwi i objawiają to poza naszymi plecami. Ale mógł to być również ktoś, komu Vader kojarzy się z wrogością do przodującego w naszym kraju wyznania katolickiego. Zdarzyło się to już w przeszłości. Kiedyś przed naszym koncertem w Gnieźnie jakaś babcia dzwoniła do organizatorów, że podłoży bombę, albo rzuci granat, byle nie dopuścić do pojawienia się takiego czorta w świętym mieście. Tego typu „przyjaciół” mamy bardzo wielu.

Na pewno słyszałeś o procesie Slayera, który oskarżony jest o to, że zainspirował morderców tekstami utworów „Post Mortem” i Dead Skin Mask”. Co o tym sądzisz?

Głupota ludzka nie zna granic. Jeżeli ktoś pragnie znaleźć dziurę w całym, to na pewno ją znajdzie. W tym wypadku jednak nie ma nawet czego komentować, bo sprawa jest zupełnie jasna – komuś zależy na pieniądzach lub na rozgłosie i próbuje łapać się wszelakich, nawet najbardziej niecnych sposobów, by dojść do celu. Interpretacja utworów grających tego typu muzykę, w tym również Slayera i Vadera, może być bardzo różnoraka, co czyni ją również bardzo niebezpieczną w oczach ludzi o ograniczonych horyzontach. Takich ludzi jest niemało i to oni stwarzają tego typu problemy. Ostatnio zresztą wszelkiego rodzaju procesy stały się bardzo modne, co nie ominęło również zespołu Vader. Dziwię się, że takie rzeczy zdarzają się na scenie metalowej i mam nadzieję, że ktoś z tym wreszcie kiedyś skończy. To jest po prostu wstyd, żeby w taki sposób załatwiać pewne sprawy.

Jeszcze rok, najdalej dwa lata temu, mogliście najwyżej pomarzyć o obecności w niektórych programach telewizyjnych czy radiowych, na stronach niektórych magazynów. Dzisiaj wszyscy witają was z otwartymi ramionami, jako ambasadorów polskiej muzyki za granicą. Musieliście odnieść sukces na Zachodzie, by zasłużyć na szacunek u siebie?

Sam nie wiem, co mam o tym sądzić. Martwiłoby mnie, gdyby powodem tych zaproszeń były tylko nasze wyjazdy, właśnie to, że jesteśmy – jak to ładnie nazwałeś – ambasadorami polskiej muzyki, ale z drugiej strony cieszę się, że chcą z nami rozmawiać ludzie, którzy jeszcze do niedawna nie zauważali naszego istnienia. Czasem tylko w osłupienie wprawiają mnie zadawane przez nich pytania, z których widać, jak mało wiedzą o zespole działającym na ich podwórku od tak wielu lat. Generalnie jednak cieszę się, że są odważni na tyle, by nie bać się wskazującego palca księdza proboszcza i decydują się nas wpuścić do studia. Mam nadzieję, że otwieramy pewne bramy, przez które później przejdą również inni.

Dziękuję za wywiad.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: trasy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy