"Ogień zmieniający się w dym"
Kanadyjska wokalistka Nelly Furtado za sprawą trzeciego albumu "Loose", wydanego w połowie 2006 roku, wdarła się do ekstraklasy popowej. Płyta zawojowała listy przebojów, w czym dużą rolę odegrał singel "Maneater". Wśród współpracowników Nelly znaleźli się wówczas m.in. ceniony producent i raper Timbaland, Lester Mendez (znany z przeboju "La Tortura" Shakiry), kolumbijski przystojniak Juanes (to on śpiewa "La Camisa Negra") oraz Chris Martin z grupy Coldplay. Z okazji wydania albumu, Nelly Furtado opowiada o poszczególnych piosenkach z płyty "Loose" i towarzyszących im eksperymentach muzycznych.
Powiedz najpierw, jak powstawał album "Loose"?
Zalążki tej płyty powstały już trzy - cztery lata temu. Chciałam pokazać coś luźniejszego, bardziej w stylu R&B, miejskiego, zmysłowego. To był przełomowy czas w moim życiu, chciałam zrobić coś dla zabawy i o tym właśnie jest ten album.
Półtora roku temu zaczęłam eksperymentować. Wiele osób mówiło mi, że powinnam spróbować rapu, hip hopu, bo jestem w tym taka dobra. Współpracowałam w przeszłości z artystami, którzy lubili takie brzmienia, ale nigdy faktycznie nie umieściłam nic takiego na swoich albumach.
Dlatego przy tej płycie postanowiłam spróbować czegoś nowego. Zaczęłam prace w studio z jednym tylko technikiem i płytą pełną bitów. Mogłam bez skrępowania próbować swoich sił w rapie. Spędzałam czas z moimi przyjaciółmi raperami, pisaliśmy rymy. Jest to coś, co powinnam była robić, kiedy miałam 14 lat. Wtedy faktycznie chciałam zostać piosenkarką rapową, ale porzuciłam to po około roku i zaczęłam tworzyć i śpiewać profesjonalnie.
Dla mnie był to początek albumu "Loose". Po prostu wejście do studia, odpuszczenie ambicji. Dwa lata temu zaczęłam także uczęszczać na lekcje aktorstwa. Nauczyło mnie to, jak przestać się spinać i żyć chwilą, uwalniać własne uczucia.
Zwyczajnie dojrzałam do tego brzmienia, które nie jest mi całkowicie obce. Pierwsze piosenki, jakie napisałam, były utrzymane w stylu R&B. A kiedy miałam 12, 13, 14 lat, słuchałam wszystkiego - od Salt?n?Pepa do TLC, Boyz II Men, Mary J. Blidge, raperów, takich jak LL Cool J, Ice T. Było to w dużej mierze falowanie właśnie w kierunku takiej wyluzowanej życiowo muzyki.
W przypadku pierwszego albumu, byłam w pewien sposób liryczna, próbując odgadnąć, kim jestem i co robię na tym świecie, a potem obwieścić to światu. Na "Folklore" byłam bardziej refleksyjna, w pewnym sensie bardziej spoglądałam wstecz, czyniąc ten album bardzo emocjonalnym. Natomiast na "Loose" wiem, kim jestem. Jestem dojrzałą, 27-letnią kobietą. Jestem pewna siebie, chcę się dobrze bawić i chcę, aby ludzie zobaczyli tę część mnie.
Płytę rozpoczyna utwór "Afraid".
W "Afraid" najważniejszy jest chór. To dzieci w wieku od 7 do 11 lat ze szkoły niedaleko studia, w którym pracowaliśmy w Miami. Śpiew na końcu jest naprawdę niesamowity, a wszystko wydaje się dziać jakby poza muzyką. Myślę, że jest w tym fajna jakość.
Jest tam dużo elementów transowych, jak na przykład organy elektroniczne. Ten element można zauważyć tylko wtedy, gdy nie się wie, na czym się stoi, ale wie się, że chce się powiedzieć coś ważnego. Jest bardzo młodzieńcza, ma w sobie rodzaj naiwnej wrażliwości.
O czym jest "Maneater", piosenka, która się stała już wielkim przebojem?
"Maneater" nie jest w rzeczywistości utworem o polityce ani o równouprawnieniu. Przede wszystkim "Maneater" jest rytmicznym, głośnym i agresywnym zwierzakiem. Prawie tak, jakby ten kawałek stał się zwierzęciem. Żyje swoim własnym życiem. Pojawił się znikąd.
Wtedy wdziałam się z Timbalandem po raz pierwszy od czterech dni. Usiedliśmy razem z gitarzystą, klawiszowcem i programistą, ja z mikrofonem i szukaliśmy właściwego beatu. Zaczęliśmy nagrywać, a energia, jaką czułam w tamtym miejscu, była niepodobna do czegokolwiek, co kiedykolwiek czułam.
Głos ustawiony był na poziomie 10+ i nagle z głośnika zaczął wydobywać się dym, czuliśmy swąd i wtedy z głośnika buchnął ogień. Przeraziliśmy się i odłożyliśmy ten kawałek na dwa tygodnie. A kiedy zajęliśmy się nim, uświadomiliśmy sobie, że to świetna piosenka.
Na "Maneater" można patrzeć jak na klasycznego pożeracza ludzi. W pewnym sensie mówię zarówno w pierwszej, jak i w trzeciej osobie. Ale kiedy się nad tym zastanawiam, myślę, że opowiada ona o czymś więcej - o świecie, w którym żyjemy i jakimi jesteśmy konsumentami. Zawsze chcemy więcej i więcej. W tym kawałku jest wiele odniesień do lat 80. To kawałek w stylu Angeliny Jolie , typowej pożeraczki facetów, ikony dla kobiet. Wydaje mi się kimś, kto mógłby być pożeraczką facetów, ale tak naprawdę jest typem kobiety asertywnej, która wie, czego chce i do tego dąży, wielowymiarowej.
W "Promiscuous" towarzyszy ci Timbaland.
Ten utwór jest naprawdę fajny. Kobieta i mężczyzna w tej piosence nawet się nie dotykają, jedynie mówią o byciu razem i o otaczającej ich rzeczywistości. Wydaje mi się, że każdy ma takie momenty, kiedy czuje się seksownie, trochę ryzykownie, chce odrobinę poflirtować. Ma ochotę na odrobinę zabawy z miłości, związku.
Następny utwór to "Glow".
Niemiecki dziennikarz opisał "Glow" jako utwór hedonistyczny, ponieważ słychać tam wiele wokali, które wypełniają cały obszar. Są bardzo zmysłowe. Ta piosenka jest jak dźwiękowy cukierek.
A dla mnie "Glow" ten zakręcony wymiar, prawie jak rozbijanie dyni, ale całkowicie w stylu R&B. To naprawdę przyjemne.
W "No Hay Igual" śpiewasz po hiszpańsku.
Jest to mój wkład w to, co słyszę - w brzmieniu reggae, w smaku słów, w podejściu, seksualności. To po prostu ja - osoba wyzywająca. Słowa napisałam po hiszpańsku. Nie wiedziałam nawet, że mogę pisać po hiszpańsku. Tekst jest całkiem prosty.
Mam nadzieję, że nie obraziłam żadnych studentów hiszpańskiego, ale jak do tej pory podobają się moim hiszpańskim przyjaciołom. To fajny klubowy kawałek i mówi o tym, że nie ma nikogo innego, tylko ty dla mnie.
W "Te Busque" pojawił się znany kolumbijski wokalista Juanes.
Jest to piękny utwór o znajdowaniu ocalenia w innej osobie, odnalezieniu brakującej cząstki ciebie, którą wypełnia bratnia dusza. Albo może ktoś kimś, kto leczy twoje rany.
Na pomysł ten wpadłam wraz z Juanesem. On napisał tę przepiękną melodię, a potem usiedliśmy razem i zaczęliśmy pracować nad słowami. Był bardzo zaangażowany, chętny do współpracy. Kto wie, może wydamy wspólnie cały album.
Podobno twoim ulubionym utworem z albumu "Loose" jest "Say It Right"?
To utwór, z którego muzycznie jestem najbardziej dumna. Nagrywaliśmy go bardzo późno w nocy, o 4 rano. Timbaland, ja oraz Danja, inna producentka, z którą pracowałam oprócz Tima, oglądaliśmy na wielkim ekranie w studio "The Wall" Pink Floydów.
Wydaje mi się, że wpłynęło to na naszą podświadomość, bo późno w nocy zaczęliśmy nagrywać, chociaż Tim mówił: "Jesteś zmęczona, idź do domu". Odpowiedziałam: "Nie jestem, daj mi mikrofon".
Razem nagraliśmy ten kawałek, razem go zmontowaliśmy. I nie jestem pewna, o czym on jest. To jedyny utwór, jaki napisałam i nie wiem, o czym jest. Ale jest upiorny i tajemniczy, i nie mam pojęcia, skąd się wziął. Jednak uwielbiam jego brzmienie. Posiada te przeszywające wibracje, prawie jak w "Thrillerze" Michaela Jacksona. Posiada coś dobrego z lat 80.
A "In God's Hands"?
Jest to piękny moment melancholii na albumie "Loose". Mówi o miłości, w jaki sposób pojawia się w naszym życiu, może jako jakaś siła, a potem wymyka ci się z rąk, jak piasek przesypujący się w rękach na plaży. W tej piosence mój odpowiednik mówi, że wylatuje przez okno, przez tylne drzwi i leci do nieba z powrotem w ręce Boga.
Płytę zamyka "All Good Things (Come To An End)", który napisałaś z pomocą Timbalanda i Chrisa Martina z grupy Coldplay.
To naprawdę fajna piosenka o życiu. Tekst mówi o tym, dlaczego wszystkie rzeczy muszą się kończyć, jak ogień zmieniający się w dym, kochankowie stający się przyjaciółmi, więc jest bardzo tajemniczy, prawie jak piosenka obozowa. Sposób, w jaki ją napisaliśmy sprawia, że jest dla mnie niemal namacalna.
Dziękuję za rozmowę.
(Na podstawie materiałów promocyjnych Universal Music Polska)