"Nigdy nie chcieliśmy pójść zbyt daleko"
Trudno byłoby zignorować ogromny wpływ, jaki muzyka szwedzkiego Dark Tranquillity wywarła na obecne oblicze melodyjnego death metalu. To właśnie ten zespół - wraz z kilkoma innymi, jak In Flames, Arch Enemy czy Soilwork - idąc w ślady niezapomnianego At The Gates, dał światu muzykę, z jednej strony agresywną, z drugiej niebywale melodyjną. Warto podkreślić również to, że w przeciwieństwie do wielu gatunkowych konkurentów i naśladowców, szóstka z Goeteborga nigdy nie zapomniała o tym, co znaczy i jak należy grać metal. Choć ich kolejne albumy naznaczone są muzycznym postępem, to nadal pozostają w kręgu zainteresowań starych fanów zespołu. To sztuka rzadka i godna pochwały. Nie inaczej jest na ich nowym, siódmym albumie "Character", który - po odnowieniu kontraktu - 25 lutego 2005 roku, ponownie wyda niemiecka Century Media Records. Z tej okazji z Bartoszem Donarskim rozmawiał gitarzysta grupy, a zarazem jeden z najbardziej rozchwytywanych obecnie twórców okładek - Niklas Sundin.
Sporo czasu przyszło nam czekać na wasz nowy album. Pomijając DVD, płytę koncertową i niedawno wydaną Ep-kę, to prawie trzy lata od chwili ukazania się "Damage Done". Z "Character" jesteście już chyba dobrze oswojeni?
Tak naprawdę znamy już ten album od dobrego roku. Nagrywaliśmy go w lutym. Jesteśmy nadal zaskoczeni tym, że wciąż uważamy tę muzykę za wybitną i oryginalną. Wciąż brzmi świeżo i ekscytująco. Z reguły, gdy nagrywasz płytę, w kółko słuchasz tych samych utworów i jesteś nimi w pewnym sensie znużony. Z "Character" jest inaczej. Wszystko do siebie pasuje i nawet po tak długim czasie jesteśmy z niego dumni. Myślę, że to dobry znak.
"Character" jest płytą różnicowaną, ale i bardziej agresywną, niekiedy wręcz piorunująco szybką. Musieliście się chyba nieźle natrudzić, aby stworzyć tak wielopłaszczyznowy materiał?
Naszym zamiarem było podążanie w kierunku, który obraliśmy na "Damage Done". Chcieliśmy jednak podciągnąć się w każdym aspekcie, zmaksymalizować nasze wysiłki, przenieść to, co zrobiliśmy na "Damage Done" na wyższy poziom. Nowy album jest zdecydowanie cięższy, szybszy, bardziej agresywny i emocjonujący. Ponadto o wiele bardziej techniczny. Wciąż uważamy, że "Damage Done" to dobra płyta, ale chyba wyszła nam trochę zbyt komercyjnie i chwytliwie. Po kilku przesłuchaniach znasz praktycznie wszystko to, co się na niej dzieje. Robiąc "Character" staraliśmy się stworzyć album, który podobały się jako całość, a nie zbiór poszczególnych utworów. Ta płyta stanowi jedność. Jedność wypełnioną różnymi smaczkami, detalami, podkładami. Musi upłynąć sporo czasu zanim otworzy się przed tobą pełnia tego, co tym razem napisaliśmy.
Może i tak, choć z drugiej strony, "Character" słucha się bardzo przyjemnie. To nie jest płyta przekombinowana.
No tak. W końcu nie jest to wyłącznie podążanie za postępem. To nie jest muzyka tylko dla ekspertów i muzyków, który byliby w stanie ją ocenić.
Które z elementów waszej twórczości są dla was najważniejsze? Coś, co zawsze będzie obecne w waszej muzyce, z czym nigdy nie chcielibyście się rozstać.
Myślę, że najważniejszą rzeczą jest to, abyśmy czuli w albumie pewne kreatywne wibracje. Abyśmy czuli, że robimy coś wyjątkowego, coś, co nie jest powtarzaniem samych siebie. Prościej mówiąc, to ma być interesujące zarówno dla fanów, jak i dla nas. Zawsze należy szukać odpowiedniej różnorodności, różnych brzmieniowych nastrojów, sposobów grania: szybkich, wolnych, agresywnych, delikatnych... Po prostu trzeba wykorzystywać różne elementy, aby album brzmiał bardziej interesująco.
Dark Tranquillity to jeden z tych zespołów, który w odniesieniu do innych grup ze Szwecji czy Skandynawii - grających w podobnym stylu - wciąż podoba się fanom znającym was nie od wczoraj. Dark Tranquillity to wciąż Dark Tranquillity, a to się ceni.
Jasne. Dla nas zawsze ważną sprawą było utrzymanie - nazwijmy to - tożsamości Dark Tranquillity, swoistego charakteru tego zespołu. Oczywiście wszystko polega na odpowiedniej równowadze. Z jednej strony lubimy eksperymentować, wychodzić z czymś nowym, a z drugiej cały czas staramy się zachować to, z czego jesteśmy od tylu znani. Nigdy nie chcieliśmy pójść zbyt daleko, bo to nie na tym polega. Sztuka polega na wypośrodkowaniu naszych ambicji z chęcią bycia wciąż tą samą grupą.
Z tego co wyczytałem, "Character" jest płytą bardzo osobistą.
Zdecydowanie. Biorąc pod uwagę to, o czym opowiada ten album, można na nim znaleźć wiele podobieństw do tego, co napisaliśmy na "Projector". To płyta niezwykle osobista, bardzo introspektywna, w której analizujemy samych siebie, poszukujemy prawdy o tym, kim jesteśmy. To nie jest album koncepcyjny. Mimo to, głównym tematem jest ukazanie różnych zachowań, odmiennych twarzy tego samego charakteru, jednej osoby, czy jak wolisz, jednego umysłu. Praktycznie każdy z tych utworów obrazuje pewien szczególny sposób zachowania jednej osoby lub też większości ludzi. To jest właśnie pomysł tej płyty. Stąd też jej tytuł.
Gdy jesteśmy już przy tekstach, warto również wspomnieć o wokalach. Głos Mikaela Stanne z albumu na album staje się bardziej wyrazisty i zdecydowany. Zgodzisz się z tym?
Pewnie, że się z tym zgodzę. Ten album jest bardziej ekstremalny, bardziej agresywny i tym tropem musiały pójść także wokale. Uważam, że głos Mikaela na tej płycie ma wiele wspólnego z tym, co zrobiliśmy na "The Mind?s I". Te wokale są dość szorstkie, surowe, wściekłe. Myślę, że doskonale pasują do tej muzyki.
Nie tak dawno wydaliście także EP-kę "Lost To Apathy". Czy czasem nie byliście wcześniej u jakiejś wróżki, która przepowiedziała wam, że ten materiał tak wspaniale zaatakuje szwedzką listę przebojów?
(Śmiech) O tak, oczywiście! A poważniej, to zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że dość długo przyjdzie nam czekać na wydanie dużego albumu. Stało się tak ze względu na negocjacje z wydawcą, bo jak pewnie wiesz, przedłużyliśmy nasz kontrakt z Century Media. Zdecydowaliśmy się na wydanie tej EP-ki, po to, aby choć cześć nowej muzyki mogła dotrzeć do rąk fanów. Najprościej mówiąc, wynikało to z naszej niepohamowanej chęci pokazania ludziom nowych utworów.
No, ale chyba nie spodziewaliście się, że ten mini-album zawędruje tak daleko? Musiało się to wiązać z pewnym zaskoczeniem.
Zgadza się. Przecież to jest nadal metal z wrzeszczącymi wokalami. Zresztą, jeszcze innym powodem wydania tej EP-ki było zwrócenie na siebie uwagi mediów, uzyskanie dodatkowej promocji. Oczywiście jest to bardzo zaskakujące, że ten materiał rzeczywiście bardzo dobrze się sprzedaje. Niemniej, i tak uważam, że zawdzięczamy to głownie oddanym fanom Dark Tranquillity, bo nie wydaje mi się, żeby aż tak bardzo interesowało to ludzi z zewnątrz. To w końcu tylko EP-ka.
W planach macie również wznowienie waszych pierwszy albumów. Skąd ten pomysł?
Głównym powodem tego przedsięwzięcia jest to, że nasze pierwsze album są już od dłuższego czasu raczej trudne do kupienia, tak w Stanach, jak i Europie. Dostajemy sporo listów od ludzi, którzy chcieliby nabyć nasze wczesne płyty, jak choćby "The Gallery" czy "The Mind?s I", ale zwyczajnie nie mogą ich znaleźć. W tej sytuacji pozostaje im jedynie ściągać te albumy z bardzo daleka, co ponosi za sobą dodatkowe koszty. Wznawiając te płyty chcemy dać ludziom możliwość zapoznania się z naszą starszą muzyką, której nie znają, gdyż nie mają źródła, z którego mogliby je dostać.
Oczywiście, my, jako zespół, chcemy, aby nasza muzyka była dostępna. Chcemy, żeby ludzie, który lubią nasz zespół mogli w końcu znaleźć i kupić te albumy. Kwestią było też dogadanie się w tej sprawie pomiędzy Century Media i Osmose - naszym poprzednim wydawcą. Te reedycje powinny ukazać się na wiosnę, ale myślę, że nie będzie w tym jakiejś specjalnej pompy.
Nagrywaliście znów w studiu "Fredman" z Fredrikiem Nordströmem. Trochę to już nudne.
Prawda jest taka, że nasze albumy produkujemy sami. Zadanie Fredrika polega gównie na ustawieniu podstawowego brzmienia i umiejscowieniu mikrofonów tam, gdzie należy. Pomaga nam również podczas miksów, po to, aby wszystko zabrzmiało, jak najlepiej. W zasadzie nie potrzebujemy innego producenta. Zespół składa się z sześciu osób i gdy wchodzimy do studia mamy już wszystko przedyskutowane. Jesteśmy też w stu procentach przygotowani do nagrań. W zasadzie jedynymi rzeczami, które potrzebujesz są: dobre miejsce o odpowiedniej akustyce, dobrej jakości mikrofony i profesjonalny sprzęt. I właśnie to wszystko można znaleźć w studiu "Fredman".
W 2005 zobaczymy was pewnie na trasach, promujących nową płytę. Z tego, co pamiętam, kilka rzeczy zostało już potwierdzonych.
W lutym jedziemy na europejską trasę z Kreator, a po niej uderzamy na Stany w towarzystwie Hypocrisy i Soilwork. Liczymy również, że w przyszłym roku zawitamy ponownie do Polski. Graliśmy u was tylko dwa razy, ale nasz apetyt jest znacznie większy (śmiech).
Nasz również. Dziękuję za rozmowę.