"Nie muszę już niczego kontrolować"
Swoją wielką przygodę z muzyką Sheryl Crow zaczynała od śpiewania w chórkach m.in. u Michaela Jacksona. Jednak jej talent muzyczny w połączeniu z urodą bardzo szybko doprowadziły do tego, że dostała szansę nagrania debiutanckiego albumu "Tuesday Night Music Club", z którego pochodzi m.in. słynny przebój "All I Wanna Do". Niedawno na sklepowych półkach pojawiła się czwarta już w karierze studyjna płyta wokalistki, zatytułowana "C'mon C'mon", a w jej nagraniu pomagali jej m.in. Lenny Kravitz i Don Henley. Przy okazji premiery albumu o pracach nad nim, artystycznych wzlotach i upadkach oraz Igrzyskach Olimpijskich z Sheryl Crow rozmawiał Grzegorz Jasiński.
Czy uważasz, że twój nowy album jest najlepszy w twojej dotychczasowej karierze?
To najlepsza płyta, na jaką mnie stać w tym momencie. Muszę patrzeć na to w ten sposób. Nie wiem, czy jest to najlepszy z dotychczasowych albumów. Dowiem się tego być może za dziesięć lat.
Każda twoja kolejna płyta wydaje się być bardziej osobista od poprzedniej. Ta nowa jest moim zdaniem najbardziej osobista ze wszystkich. Czy zgadzasz się z tym?
Myślę, że to z powodu tego, co musiałam przejść, aby ta płyta mogła powstać. Odsłaniam się na niej dość mocno. Myślę, że ta płyta jest bardziej finezyjna od poprzedniej. Tamta była bardziej introspekcyjna, ta jest ciut wyrachowana, ale jednocześnie w tekstach odsłaniam własne wnętrze.
Co masz na myśli mówiąc, że ta płyta jest bardziej finezyjna?
Ta płyta zaczęła powstawać niedługo po moim koncercie w Central Parku. To był duży rockowy show, wystąpili tam między innymi Eric Clapton, Stevie Nicks, Keith Richards i Chrissie Hynde. Potem zrobiłam sobie kilkumiesięczną przerwę, po której zaczęłam pracować na tą płytą. Od początku miałam postanowienie, że będzie to prawdziwa, klasyczna płyta rockowa. Chciałam, aby te piosenki dobrze grało się na koncertach i aby nawiązywały do muzyki wykonawców, na których się wychowałam, takich jak Steve Miller, The Allman Brothers, Fleetwood Mac czy Heart. Ich muzykę grano wtedy w radiu - były to melodyjne piosenki, a jednocześnie miały w sobie rockowy pazur. Zaczęłam pracować na tą płytą i w pewnym momencie poczułam się tym wszystkim zmęczona, nie miałam ochoty tego kontynuować. Pomogłam więc Stevie przy nagraniu jej płyty, zagrałyśmy wspólnie parę koncertów, po czym wróciłam do pracy nad swoją płytą, ale nie szło mi to najlepiej. W końcu zorientowałam się, że zaczęłam to traktować jak normalną pracę - nie chciałam, aby tak było. Tak więc znów zrobiłam sobie przerwę i kiedy od nowa zabrałam się za tę płytę, sprawiało mi to prawdziwą przyjemność. Znów mogłam się tym bawić. Jednocześnie zdałam sobie sprawę z tego, że nawet jeżeli nie wróciłabym więcej do tego, moje życie nie ucierpiałoby na tym. Z takim nastawieniem zaczęłam nagrywać tę płytę. Powstała ona w naturalny sposób i myślę, że ma w sobie jakiegoś ducha.
Na twoją twórczość miało wpływ wielu znaczących artystów - czy czujesz, że dziś to ty jesteś taką inspiracją dla innych?
Byłoby wspaniale, nie miałabym nic przeciwko temu. Ale moja muzyka czerpie tak wiele z twórczości ludzi, których podziwiam, że nie jestem pewna czy można tu mówić o jakiejś oryginalności.
Jaki wpływ na zawartość tej płyty miał wasz wspólny koncert w Central Parku?
W przypadku tej płyty udział różnych gości oznaczał dla mnie większy komfort. Utrzymuję dobre stosunki z wieloma sławnymi artystami i jestem bardzo wdzięczna losowi za sam fakt, że ich znam i że oni wiedzą, kim ja jestem, ale nigdy nie zapraszałam ich jako gości na moje płyty. W tym przypadku po prostu potrzebowałam ludzi wokół mnie, chciałam stworzyć taką wspólnotę ludzi, na których mi zależy. Stąd właśnie wzięła się ich obecność na tej płycie. Z każdą z tych osób pozostaję w zażyłych stosunkach.
Zarówno w życiu jak i w karierze miewałaś upadki i wzloty. Czy uważasz, że można być znaczącym artystą, cały czas będąc szczęśliwym?
Wtedy po prostu pisałoby się same wesołe piosenki. (śmiech) Uważam, że życie całkowicie kształtuje twoją sztukę. Doświadczenia życiowe wskazują ci, co chcesz stworzyć i co chcesz powiedzieć. Jeżeli o mnie chodzi, będąc w najgłębszym dołku, kiedy wszystko wkoło się wali, nie jestem w stanie niczego stworzyć. Moje najlepsze utwory nie powstają dlatego, że jestem nieszczęśliwa. Natomiast kiedy mam już za sobą zły okres, mogę spojrzeć wstecz i ocenić, co było przyczyną mojego nieszczęścia. Dopiero wtedy mogę o tym pisać. Zdecydowanie uważam, że ciemne strony życia przyczyniają się do artystycznego rozwoju.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że pisząc osobiste teksty czujesz, jakbyś się obnażała. Czy tak samo było tym razem?
Myślę, że dotyczy to wszystkich sytuacji, w których wystawiasz się na osąd publiczny. Jeśli o mnie chodzi, w momencie pisania piosenki nie dociera do mnie myśl, kto będzie jej słuchał. Nie myślę: "OK, napiszę to w ten sposób, bo to podoba się czternastolatkom". To jest bardzo osobiste, piszę z myślą o sobie. Dopiero gdy płyta się ukazuje, zdaję sobie sprawę, że ludzie będą mnie wypytywać, o co chodzi w tekstach. To faktycznie przypomina zdejmowanie ubrania, bo ludzie poznają twoje tajemnice.
Czy szczerze odpowiadasz na tego typu pytania?
Staram się unikać analizowania swoich tekstów przed dziennikarzami, bo w ten sposób pozbawiałabym słuchaczy możliwości ich interpretacji. Nie jest moją rolą podawanie ludziom wszystkiego na talerzu. Piszę teksty, które każdy powinien rozumieć na swój sposób.
Wspominałaś, że jedną z piosenek napisałaś w ciągu piętnastu minut - czy na tej płycie też są takie piosenki?
Piosenka "C'mon C'mon" powstała bardzo szybko. Podobnie "Safe And Sound".
Czy masz poczucie, że kontrolujesz swoją karierę?
Mam poczucie, że nie muszę już niczego kontrolować - ani mojego życia, ani muzyki ani kariery. To daje mi dużo spokoju. Przez długi czas uważałam, że muszę czuwać nad wszystkim, ale tak bardzo się to rozrosło, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Teraz udzielam wywiadów, z przyjemnością rozmawiam o nowej płycie, niecierpliwie czekam na koncerty. Nie przejmuję się niczym zanadto i dzięki temu daje mi to więcej radości.
A czy przynajmniej denerwujesz się w dniu ukazania płyty, czekasz na telefony od ludzi, którzy Ci powiedzą, że płyta sprzedaje się jak świeże bułeczki?
Nie, nie przejmuję się tym aż tak. Nie śledzę wyników sprzedaży, bo to powodowałoby presję, na którą nie miałabym żadnego wpływu.
Być może nie musisz tego już robić?
Nigdy tego nie robiłam. Nie pozwalałam aby ktoś przychodził i mówił mi: "Sprzedałaś 70 tysięcy w ciągu tygodnia". Tym zajmuje się kto inny.
A jaki wpływ masz na wybór singla promującego płytę?
Jeżeli powiedziałabym, że chcę, aby na singlu ukazała się piosenka "Steve McQueen", a ludzie z wytwórni powiedzieliby: "nie", musieliby mi dokładnie wytłumaczyć, dlaczego nie chcą, aby "Steve McQueen" był pierwszym singlem. Ale i wówczas mogłabym stwierdzić: "Steve McQueen i koniec dyskusji" - i musieliby to wydać i prawdopodobnie pracowaliby bardzo ciężko nad promocją. Na szczęście wszyscy zgodziliśmy się co do tego, że utwór "Soak Up The Sun" będzie najlepszą wizytówką tego albumu.
Czy to prawda, że w jednym z wywiadów powiedziałaś, że niektóre z twoich piosenek są zbyt często grane w radiu i chciałabyś, aby pojawiały się rzadziej?
Ależ skąd! Niech grają je 24 godziny na dobę! (śmiech) Jestem jak najbardziej za tym. Być może wspomniałam kiedyś o tym w odniesieniu do sytuacji, w której stajesz się tak popularny, że ludzie mają cię już dość i przez to zmienia się klimat wokół ciebie. Kiedy wspinasz się na szczyt, wielu ludzi ci kibicuje, ale gdy już tam dotrzesz, stajesz się obiektem krytyki, ludzie zaczynają cię mieć dość i ich lojalność się kończy. Ale tak to już jest w tym biznesie...
Mam wrażenie, że podczas koncertu w Central Parku udało ci się nawiązać świetny kontakt z publicznością...
Tak, to prawda. Myślę, że sporo czasu potrzeba, aby zbudować tego typu zaufanie i poczucie bezpieczeństwa w kontakcie z publicznością. W tej chwili ludzie wiedzą czego mogą ode mnie oczekiwać - na przykład, że nigdy nie zagram takiego samego koncertu dwukrotnie, że nie mam gotowych formułek, które wypowiadam między piosenkami, że czasami występ jest bardziej radosny, kiedy indziej bardziej osobisty. Dzięki temu wytwarza się taka swoista strefa bezpieczeństwa, związana z tym, kim jestem. Jestem głęboko przekonana, że wiem, co najlepiej wychodzi mi na scenie. Umiem wydobyć z muzyki, to co najlepsze, zachowanie podczas koncertów jest przedłużeniem mojego codziennego życia. Potrzeba trochę czasu, aby dojść do punktu, w którym stajesz się całkowicie szczery, czujesz się bezpiecznie i komfortowo.
Czy zauważasz jakąś różnicę pomiędzy publicznością w Ameryce i w Europie?
Nie widzę większej różnicy. Być może w Ameryce w ostatnich latach sytuacja nieco się zmieniła. Znaczna część wydawanej tu muzyki jest podporządkowana image'owi, popularny jest też mocny rock wykonywany przez złych chłopców. Większość młodych ludzi dorasta mając zapewnione wszystko, czego im potrzeba, mogą się więc zastanawiać nad tym, kim są, czego oczekują od życia. Tak więc publiczność w różnych miejscach może się nieco różnić. Mam wrażenie, że Europejczycy są większymi koneserami muzyki - cenią muzykalność, umiejętność grania na żywo. Amerykanie wolą telewizję. Dlatego lubię grać w Europie, bo tam nie chodzi tylko o to by zwiększyć sprzedaż płyty, publiczność cię słucha.
Większość ludzi przychodzących na twoje koncerty zna angielski, są jednak tacy, którzy nie rozumieją o czym śpiewasz. Nie przeszkadza ci to?
Myślę, że jest to dowód na to, jaką siłę ma sobie muzyka. Możesz zawrzeć w niej tyle emocji, że ludzie, nawet nie rozumiejąc o czym śpiewasz, będą autentycznie poruszeni jej duchem. Właśnie dlatego muzyka jest uniwersalnym językiem.
Podobno nie lubisz kręcić teledysków...
Teledysk do piosenki "Soak Up The Sun" kręciłam z dużą przyjemnością. Ale zazwyczaj jest przy tym mnóstwo pracy, szczególnie jeśli jesteś osobą, która nie przepada za staniem przed kamerą. Dużo zależy też od reżysera.
A co z teledyskami kręconymi podczas koncertów?
To lubię. To jest wspaniałe i nie mam z tym żadnych problemów. Na przykład koncert w Central Parku to był odjazd.
Masz w swoim dorobku m.in. piosenkę do filmu o Jamesie Bondzie "Tomorrow Never Dies" - jak ważne jest to dla ciebie?
Nie wiem, czy było to ważne wówczas, gdy to nagrywałam, czy może generalnie... Stoi za tym duża tradycja, jest ta cała spuścizna wspaniałych piosenek. Również z muzycznego punktu widzenia fajnie było zrobić coś zupełnie innego od tego, co robiłam wcześniej. To rodzaj ćwiczenia, okazja do poszerzenia horyzontów. Sprawiło mi to dużo radości.
Możesz powiedzieć coś więcej na temat okoliczności powstania tej piosenki?
Pisanie piosenki do filmu o Jamesie Bondzie jest dość zabawne, bo nie dostajesz wcześniej do przeczytania scenariusza, ani nie pokazują ci żadnych ujęć. Mówią ci jedynie o czym będzie film i podają tytuł piosenki. Znasz oczywiście całą tę tradycję, wiesz że powinno to być trochę dramatyczne, trochę zmysłowe, ale poza tym zdany jesteś tylko na siebie.
Czy wciąż czekasz na piosenkę swojego życia? A może jest ona na którejś z twoich dotychczasowych płyt?
Nie, sądzę że dzieło mojego życia jest wciąż przede mną.
Czujesz, że jesteś coraz bliżej jego stworzenia?
Mam taką nadzieję. Uważam że jestem w stanie nagrać najbardziej szczerą płytę z dotychczasowych. Ta ostatnia jest już bardzo blisko, ale myślę że prostota jest tym, co czyni piosenki takie jak "Yesterday" czy "Landslide" ponadczasowymi.
Czy na twojej ostatniej płycie jest więcej country niż na wcześniejszych?
Może trochę. To jest taki miks rhythm'n'bluesa, rocka i country.
Uważasz że muzyka coutry jest dobrze odbierana w Europie?
Trudno powiedzieć...
Czy Europejczycy w ogóle są w stanie zrozumieć country?
Tak, z pewnością. Są tam artyści, którzy bardzo dobrze sobie radzą na tym polu. Elementy country można znaleźć w muzyce The Rolling Stones czy nawet Eltona Johna. Rock and roll wywodzi się z rhythm'n'bluesa i z country.
Opowiedz coś o piosenkach z ostatniej płyty. Na początek może singlowy "Steve McQueen" - lubisz jego filmy?
Tak, ale przede wszystkim on reprezentuje amerykańskiego ducha wolności, kojarzy się trochę z rebelią, trochę z tajemnicą. Jest typem bohatera. Ta piosenka mówi właśnie o tych rzeczach, a nie tylko o nim samym. On po prostu uosabia duchową wolność, której poszukuje większość Amerykanów.
Mam wrażenie, że utwór "Safe And Sound" dotyczy przeszłości, a "C'mon C'mon" przyszłości twoich związków. Zgadzasz się z taką interpretacją?
Nie myślałam o tym w taki sposób. Piosenka "Safe And Sound" mogłaby dotyczyć równie dobrze przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To próba wytłumaczenia komuś, jak powinno wyglądać życie. Ma dodawać odwagi, być deską ratunku, gdy wszystko wkoło się wali. Natomiast "C'mon C'mon" faktycznie opowiada o związkach.
I dlatego jest to tytułowa piosenka tej płyty?
Tak.
Czy ta piosenka jest optymistyczna?
Myślę, że jest optymistyczna, choć jednocześnie jest trochę przewrotna. Śpiewam: "Choć i znowu złam mi serce", jest to więc trochę ironiczny tekst, takie zaproszenie złożone w negatywny sposób.
Co sądzisz na temat potęgi muzycznych stacji telewizyjnych, które miały wpływ na rozwój m.in. twojej kariery?
Myślę, że teraz te stacje są jeszcze potężniejsze. Czy ja wiem? W Stanach Zjednoczonych ukazuje się mnóstwo magazynów muzycznych, są rozrywkowe stacje telewizyjne, codzienne gazety mają kolumny dotyczące rozrywki. Wszyscy nastawieni są na kreowanie gwiazd. Teledyski z pewnością lansują wizerunek wykreowany czy to przez samego artystę czy przez wytwórnię płytową lub menedżera. Istnieje tendencja, aby eksponować kobiecą seksualność lub męską frustrację i złość. Myślę że wszystkie nasze społeczno-polityczne dylematy mają swoje odzwierciedlenie w MTV. Właściwie oglądając MTV możesz dokonać analizy tego, co dzieje się w kulturze młodzieżowej.
Interesujesz się modą - czy myślałaś kiedyś, aby wykorzystać te zainteresowania w którymś z teledysków?
Aż tak bardzo nie interesuję się modą. Nigdy nie przywiązywałam przesadnej wagi do image'u, można nawet powiedzieć, że byłam jego przeciwniczką, bo uważałam, że jest to pójście na kompromis dla kogoś, kto chce być postrzegany głównie jako muzyk. Ale nie da się tego uniknąć teraz, gdy tak ogromną siłę mają obrazki pokazywane w zdominowanej przez image telewizji. Dziś ludzie nie tylko słuchają muzyki, oni ją również oglądają.
Angażujesz się w różne pozamuzyczne przedsięwzięcia, jak na przykład kampania przeciwko rakowi. Jak ważne jest to dla ciebie i co chcesz w ten sposób ludziom przekazać?
Podchodzę do tego bardzo egoistycznie - robię to dla własnego dobrego samopoczucia. Są cztery projekty, w które się angażuję. Mam wrażenie, że gdyby było ich więcej, nie byłabym w tym efektywna. Z organizacjami, z którym współpracuję łączą mnie osobiste więzy. Pomagam w walce ze stwardnieniem rozsianym, bo dwoje moich przyjaciół zmarło na tę chorobę. Podobnie jest w przypadku raka piersi. Jeżeli chodzi o politykę robię tylko to, do czego czuję się zobowiązana. Naprawdę nie chodzi mi o zainteresowanie tym prasy czy postawienie się w lepszym świetle.
Jak wspominasz olimpiadę?
Było strasznie zimno. Poza tym najbardziej utkwiła mi w pamięci ceremonia wręczenia medali, gdy na podium stanęły trzy Niemki. Myślę, że nie było nikogo - z Niemiec, Ameryki, Francji czy skądkolwiek - kto nie czułby się dumny. To właśnie to poczucie dumy jest najbardziej zaraźliwe w przypadku igrzysk olimpijskich.
Interesujesz się sportem?
Tak.
Jak odbierasz fakt, że w tym okresie igrzyska odbywają się właśnie w Ameryce?
To interesujące. Miasta takie jak Salt Lake City, Park City czy Deer Valley bardzo się rozbudowały przy tej okazji. Organizatorzy z pewnością spodziewali się najazdu kibiców, ale żyjemy w naprawdę nieprzewidywalnych czasach - ludzie niechętnie podróżują, gospodarka nie radzi sobie najlepiej. Poza tym istniała obawa, że igrzyska staną się kolejnych celem ataku terrorystycznego, więc nie było aż tylu ludzi, ilu się spodziewano. Ale z pewnością bycie tam mogło dać poczucie uczestnictwa w czymś, co tworzy historię, biorąc pod uwagę liczbę krajów, które były tam reprezentowane. Naprawdę się cieszę, że tam pojechałam.
Mieszkasz w Nowym Jorku - jak twoim zdaniem to miasto zmieniło się z punktu widzenia artystów po 11 września?
Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, czy mieszka się w Nowym Jorku czy gdzieś indziej. Myślę, że wielu artystów poczuło się w obowiązku stworzenia czegoś odnoszącego się do kwestii społecznych, wielu z nich próbuje dostrzec w tym jakiś sens. Nie wiem, ilu artystów tak naprawdę o tym mówi. Z pewnością zmieniło się przesłanie, jakie ja chciałam zawrzeć na moim nowym albumie.
Ludzie często zastanawiają się, o czym marzy ktoś, kto jest piękny, sławny i bogaty...
O pokoju na świecie? (śmiech) Trudno powiedzieć... Myślę, że ludzie sławni i bogaci mają takie same pragnienia, jak wszyscy inni. Ja osobiście jestem bardzo związana z moją rodziną, więc też chciałabym kiedyś założyć własną rodzinę. Zawsze mam dylemat, ile energii, wysiłku i czasu włożyć w pracę, a ile w życie osobiste. Tak więc zmagam się z tymi samymi problemami, tyle że na nieco innym poziomie niż zwykli ludzie. Jest mnóstwo rzeczy, o których marzę - myślę, że każdy chciałby być szczęśliwy i cieszyć się tym, co robi.
Dla wielu artystek punktem zwrotnym w karierze jest urodzenie dziecka - ma to duży wpływ na pisanie przez nie piosenek. Czy myślisz, że w twoim przypadku mogłoby być podobnie?
Z pewnością po urodzeniu dziecka zmieniają się priorytety. To właśnie ono staje się najważniejsze, a kariera schodzi na dalszy plan. Zmienia się też podejście do pisania tekstów. Podobnie było po 11. września - zaczęłam się martwić rzeczami, o których śpiewam na nowej płycie. Jestem pewna, że gdybym miała dziecko, byłabym jeszcze bardziej uczulona na te sprawy. Być może mówiłabym o nich głośniej, a może wręcz przeciwnie - trudno mi w tej chwili to ocenić.
Dziękuję za rozmowę.