"Nie czuliśmy żadnej presji"

Quidam to obecnie zdecydowanie najpopularniejszy polski zespół grający rocka progresywnego. Jego ostatni album "Pod niebem czas", został bardzo dobrze przyjęty przez fanów, zarówno w Polsce, jak i za granicą. W efekcie wokalistka Emilia Derkowska i jej koledzy zagrali niedawno trzy koncerty w Brazylii, w tym jeden przed legendarną holenderską grupą Focus. Wrażeniami z pobytu za Oceanem i planami na przyszły rok, przy okazji festiwalu poświęconego pamięci Tomasza Beksińskiego, który odbył się w połowie grudnia w Katowicach, z Konradem Sikorą podzielił się Zbyszek Florek, klawiszowiec Quidam.

article cover
INTERIA.PL

Zacznijmy od waszej niedawnej wizyty w Brazylii. Jak wspominacie ten wyjazd?

No cóż mogę powiedzieć? Oczywiście było wspaniale. Zagraliśmy w Brazylii w sumie trzy koncerty. Pierwszy z nich odbył się na festiwalu w Rio de Janeiro, a dwa odbyły się w mniejszych miastach, w dość niedalekiej, przynajmniej jak na tamtejsze warunki, odległości od Rio. Festiwal w Rio trwał w sumie trzy dni, a my graliśmy drugiego dnia festiwalu, jako ostatni zespół, czyli główna gwiazda tego dnia.

Na jednym z koncertów zagraliście przed legendarną holenderską formacją Focus. Czy odczuwaliście z tego powodu jakąś większą tremę?

Przed Focusem zagraliśmy w miejscowości Macae. To był jedyny występ, gdzie nie byliśmy tzw. headlinerem. Nie czuliśmy jednak żadnej presji grając przed taką legendą. Tak się zdarzyło, że mieliśmy okazję poznać się już kilka dni wcześniej. Spędziliśmy ze sobą trochę czasu i okazało się, że są to bardzo mili ludzie. Dlatego nie czuliśmy żadnego stresu z tego powodu i grało nam się naprawdę dobrze.

Podobno nawet dość mocno się zżyliście? Słyszałem jakieś doniesienia o lekcjach jodłowania...

Tak, zawsze przy tego typu spotkaniach dochodzi do różnego rodzaju niespodziewanych wydarzeń. Bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język i - jak powiedziałem wcześniej - grało nam się przed nimi bardzo dobrze.

Muzyka Quidam jest w Brazylii dość popularna. Czy to dla was zaskoczenie? Przecież mimo wszystko wasze teksty w większości wykonywane są w języku polskim.

Szczerze mówiąc byliśmy bardzo zaskoczeni faktem, że tak wiele osób zna naszą twórczość i co ciekawe, bardzo dobrze znają tam naszą pierwszą płytę. Było to bardzo miłe dla nas, ale dzięki temu łatwiej nam się grało. Nie musieliśmy przełamywać żadnej bariery. Podczas ostatniego koncertu w Cataguazez okazało się, że wyprzedano wszystkie bilety, a drugie tyle ludzi co w sali, czekało na zewnątrz, mając nadzieję na wejście na nasz koncert. Organizator przyznał, że nie spodziewał się takiej frekwencji. To wszystko spowodowało, iż pojawił się plan, abyśmy wybrali się tam raz jeszcze i z pewną dozą nieśmiałości przyznam, że szanse na to są całkiem spore.


Czy wizyta w Brazylii została w jakiś sposób uwieczniona w postaci dźwiękowej i doczekamy się płyty koncertowej?

Nie, niestety nie. Organizator koncertu ma nam podesłać taśmę wideo z zapisem naszego występu. Mamy ją obiecaną, ale wciąż czekamy, bo materiał jest montowany - było to kręcone na kilku kamerach i teraz ma z tego powstać jedna całość. Wciąż czekamy. Jako takiej rejestracji na śladach nie było.

To może Quidam będzie mógł niedługo poszczycić się albumem DVD?

Nie wiem, być może. Najpierw musimy zobaczyć, jak ten materiał będzie wyglądał i dopiero później będziemy się zastanawiać nad jego dalszymi losami.

Kiedy rozmawialiśmy wiosną, przy okazji premiery albumu "Pod niebem czas", mówiłeś, że planujecie na 2002 rok wydanie mini-albumu z różnego rodzaju rarytasami i niepublikowanymi nagraniami. Tak się jednak nie stało. Dlaczego?

Niestety, wydanie tego mini-albumu przesunęło się w czasie m.in. z tego powodu, że zmienił się skład zespołu. Mamy nowego basistę Damiana Sikorskiego i musieliśmy odłożyć to na inny termin. Ten album będzie jednak na pewno wydany.

Od wydania "Pod niebem czas" minęło już ponad pół roku. Jak oceniasz przyjęcie tej płyty przez fanów i dziennikarzy muzycznych. Jesteś zadowolony?

Myślę, że tak. Najczęściej powtarzającą się opinią była taka, że jest to nasz najbardziej dojrzały album. I sami też tak uważamy. Sądzę, iż było to spowodowane tym, że sami nad nim pracowaliśmy od początku do końca. Mieliśmy dużo czasu, aby go dopracować. Zobaczymy, co będzie dalej. Powiesiliśmy sobie teraz poprzeczkę bardzo wysoko, ale mamy nadzieję, że uda się nam ją pokonać.

Czy w takim razie zaczęliście już pracować nad jakimiś nowymi kompozycjami?

Na razie jeszcze nie. Powolutku zaczynamy o tym myśleć. Mamy na razie trochę koncertów do zagrania i kiedy już wywiążemy się z tych zobowiązań, na jakiś czas zawiesimy działalność koncertową i skoncentrujemy się na pracach nad nowym materiałem.


Spotykamy się przy okazji festiwalu poświęconego pamięci Tomasza Beksińskiego. Powiedz, czym jest dla ciebie udział w tej imprezie?

Na pewno jakimś wyróżnieniem. Jest mi miło, że tutaj gramy dlatego, że z działalnością Tomka Beksińskiego miałem do czynienia jeszcze przed powstaniem Quidamu. Mogę śmiało powiedzieć, że wychowałem się na jego audycjach. Naprawdę pamiętam wieczór, kiedy dane mi go było poznać. Byliśmy wtedy po raz pierwszy na wywiadzie u niego w "Trójce". Było to dla mnie coś niesamowitego, byłem wtedy bardzo wzruszony. Nasza współpraca stała się potem bliższa. Tłumaczył nam teksty przy drugiej płycie, na jej anglojęzyczną wersję. Przy jej nagrywaniu siedział z nami ponad tydzień w studiu i mieliśmy okazję naprawdę dobrze się poznać. Mogę też powiedzieć, że widziałem się z nim na tydzień przed jego śmiercią, co tym bardziej potęguje we mnie poczucie straty po jego odejściu.

Czas, jaki upłynął od czasu śmierci Tomasza Beksińskiego, był jednocześnie okresem, w którym tzw. "dobra muzyka" niemal całkowicie została wyeliminowana z ramówek stacji radiowych i telewizyjnych. Teraz mówi się, że powoli znów zaczyna wracać do łask. Zgadzasz się z tym?

Wydaje mi się, że nie ma innej drogi. Ludzie mają już dość papki wtłaczanej im przez media. Wyczuwalny jest przesyt "plastikowymi gwiazdeczkami" i siłą rzeczy nie można już ludzi dalej oszukiwać, bo oni mimo wszystko mają jakiś gust i smak muzyczny, i pewnym momencie sami zaczynają szukać czegoś innego. W ten sposób firmy fonograficzne i media zostały zmuszone, aby też oferować im jakąś alternatywę.

Dzisiaj mamy dowód na to, że na progresywnej scenie w naszym kraju jednak jest jeszcze ktoś oprócz Quidam. Mimo wszystko do momentu, aż Collage wróci na dobre, nadal pozostajecie monopolistami na rynku w tej przegródce...

Rzeczywiście coś się zmienia i bardzo nas to cieszy. Pozycja monopolisty, jak to powiedziałeś, nie zawsze jest korzystna. Skoro nie ma innych zespołów grających taką muzykę, to dla wielu jest to równoznaczne z tym, że nie ma na nią popytu. Trudno jest wtedy załatwić sobie koncerty i normalnie funkcjonować na rynku. My uwielbiamy grać i chyba każdy zespół marzy o tym, aby mógł bez problemu organizować sobie trasę koncertową nie tylko po naszym kraju, ale także i zagranicą, co paradoksalnie teraz jest chyba nawet łatwiejsze. Tak jak powiedziałem, coś zaczyna się zmieniać i mam nadzieję, że będzie lepiej.


Jak oceniasz rok 2002 i jakie nadzieje wiążesz z kolejnym?

Na pewno był to rok bardzo ważny dla naszego zespołu. Udało nam się wydać nowy album, który został bardzo dobrze przyjęty. Zagraliśmy sporo koncertów, w tym te w Brazylii i na pewno zaliczymy rok 2002 do wyjątkowych. Jeśli chodzi o następne miesiące, to mamy nadzieję, że nie zabraknie nam pomysłów, a raczej będziemy musieli się martwić ich nadmiarem. Niech ten rok 2003 nie będzie gorszy od tego, czego także tobie i wszystkim użytkownikom portalu INTERIA.PL życzę.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas