"Nie będziemy kozłem ofiarnym"

Brytyjska grupa Bolt Thrower to prawdziwi weterani death metalu. Zadebiutowali w 1988 roku albumem "In Battle There Is No Law", aby później nagrać takie płyty jak "Realm Of Chaos" czy "The IVth Crusade", dziś należące do klasyki gatunku. Jako jedni z nielicznych mimo wielu trudności nigdy nie zrezygnowali z grania tej muzyki, nigdy nie zmienili stylu idąc za przelotną modą, nigdy nie poszli na kompromis. O wojennym rzemiośle i wolnym death metalu z Gavinem Wardem, gitarzystą Bolt Thrower, rozmawiał Jarosław Szubrycht.

article cover
INTERIA.PL

Czym "Honour - Valour - Pride" różni się od poprzednich wydawnictw Bolt Thrower?

Cóż, nie ma tych różnic zbyt wiele. To po prostu siódma płyta Bolt Thrower, przeznaczona dla fanów naszego zespołu. Staraliśmy się utrzymać linię z "Mercenary", ale jednocześnie uzyskać znacznie lepsze, potężniejsze brzmienie i udało się. Oryginalności na siłę szukać nie musieliśmy. Uważamy, że nazwa Bolt Thrower działa niczym znak firmowy i to należący do solidnej firmy. Kupując płytę opatrzoną naszym logo nie oczekujesz eksperymentów, ale dobrze wiesz, czego można się spodziewać. Od lat gramy death metal na swój własny sposób i tylko z płyty na płytę staramy się go udoskonalać, chcemy grać coraz lepiej na instrumentach i lepiej brzmieć. Zresztą tak naprawdę nie przywiązujemy zbyt wielkiej uwagi do płyt. Koncerty są najważniejsze...

Tak czy owak produkcja "Honour - Valour - Pride" to naprawdę poważna sprawa! Gdzie nagrywaliście tę płytę?

Dzięki za miłe słowa. Prawdę mówiąc nasz najnowszy album powstawał w kilku miejscach. Przenosiliśmy się ze studia do studia, gdy tylko dochodziliśmy do wniosku, że gdzie indziej zabrzmimy lepiej. Sami zajęliśmy się tym razem produkcją, chociaż korzystaliśmy z rad Andy'ego Faulkner, który nagrywał z nami "Mercenary". Sesja nagraniowa, razem z miksami, zajęła nam prawie pięć miesięcy, więc jak widzisz, trochę się natrudziliśmy, by uzyskać tak wspaniały efekt.

"Honour - Valour - Pride" to album wyjątkowy ze względu na spore zmiany personalne. Po pierwsze, śpiewa z wami Dave Ingram, którego podprowadziliście z Benediction, a po drugie do zespołu wrócił Martin Kearns, perkusista marnotrawny. Jesteś zadowolony z obecnego składu?

Chociaż Karl nagrał wszystkie partie wokalne na "Mercenary", Dave zagrał wszystkie koncerty promujące tę płytę, więc zdążył dobrze wczuć się w rolę wokalisty Bolt Thrower. Mimo to pierwsze dni sesji nagraniowej "Honour - Valour - Pride" nie były łatwe i Dave musiał nieco zmienić swój styl śpiewania, dostosować go do naszej muzyki. Ostateczny efekt naszej wspólnej pracy bardzo mi się podoba. Natomiast sprawa Martina wygląda z dzisiejszej perspektywy dość zabawnie. Wyrzuciliśmy go z zespołu tuż po podpisaniu kontraktu z Metal Blade. Przechodził wtedy trudny okres w swoim życiu, wszystko olewał, znikał na całe dni, nie pokazywał się na próbach. Doszliśmy do wniosku, że nie potrzebny nam taki perkusista. Zaprosiliśmy więc do współpracy Alexa Thomasa, który choć bardzo dobrze poradził sobie podczas sesji nagraniowej "Mercenary", na koncertach się nie sprawdzał. Musieliśmy się z nim rozstać, więc zapytaliśmy Martina, czy przypadkiem nie przemyślał kilku spraw i nie ma ochoty na powrót do Bolt Thrower. Zgodził się natychmiast. Dzisiaj gra znacznie lepiej niż wcześniej i nie sprawia żadnych problemów.


Wizerunek Bolt Thrower zawsze kojarzony był z wojną. W świetle tego, co dzieje się na świecie w ostatnim czasie, nie wydaje się to najbardziej fortunnym pomysłem na image, nie sądzisz?

Na szczęście nikt się nas na razie nie czepia. A cała ta wojna jest popieprzona, jak większość wojen! Cały ten nasz image, opierający się na połączeniu science fiction z wojną, na tekstach opiewających cnoty wojowników sprzed lat, ma dużo więcej znaczeń niż mogłoby się wydawać i sprowadzanie go do pochwały wojny i przemocy jest pomyłką. Tylko głupiec mógłby nas oskarżyć o militaryzm, zresztą gdyby to miało się zdarzyć, na pewno zdarzyłoby się nam wcześniej...

No tak, ale czasy się zmieniły.

Nic się nie zmieniło! Od niepamiętnych czasów toczą się na świecie dziesiątki wojen i jedyna różnica polega na tym, że dzisiaj możesz je wszystkie zobaczyć na ekranie swojego telewizora. Nie wyobrażam sobie, byśmy z tego powodu mieli zostać kozłem ofiarnym.

Podczas gdy większość deathmetalowych grup traci czas i energię na udział w dziwnej konkurencji o nazwie Kto zagra szybciej, wy trzymacie się uparcie raz obranej drogi. I death metal w wykonaniu Bolt Thrower, choć piekielnie ciężki, jest raczej wolny...

Nie gramy tej muzyki od wczoraj. Kiedy zaczynaliśmy z Bolt Thrower, słuchaliśmy dużo Slayera, Discharge i Voivod, i podobnie jak inne młode zespoły, próbowaliśmy grać najszybciej jak to tylko możliwe. Potem odkryliśmy muzykę Candlemass i zrozumieliśmy, że kiedy grasz szybko, robisz to kosztem ciężaru. A nigdy nie mieliśmy wątpliwości, że esencją tej muzyki jest ciężar! Mimo to czasem zdarza nam się grać szybko, chociażby na koncertach, gdy fani domagają się starszego materiału...

"Honour - Valour - Pride" - skąd pomysł na ten podniosły tytuł?

To linijka tekstu tytułowego utworu z płyty "... For Victory". Już wtedy wiedzieliśmy, że kiedyś nazwiemy tak płytę. Bardzo często nawiązujemy w tekstach z kolejnych albumów do tego, o czym śpiewaliśmy wcześniej. To taka gra, którą prowadzimy z naszymi fanami.


Czy zamierzacie uczcić w jakiś sposób 15. rocznicę powstania Bolt Thrower? Może płytą koncertową lub DVD?

Nie, nic takiego nie mamy w planach. Gdybyśmy jednak nagrali jakiś koncert i uznali go za godny wydania, dołączalibyśmy go po prostu do płyty studyjnej. Żądanie od fanów za album koncertowy takich samych pieniędzy, jak za premierowy materiał, to po prostu złodziejstwo.

"Honour -Valour - Pride" to wasza druga płyta w barwach Metal Blade. Opłacało się zmienić barwy klubowe i opuścić Earache?

Kiedy odchodziliśmy z Earache, sytuacja w wytwórni była coraz gorsza. Co prawda dostawaliśmy duże pieniądze na nagranie płyty, ale promocja była gówniana, a zainteresowanie pracowników firmy tym, co się dzieje z ich zespołami, zerowe. Odeszlibyśmy z Earache, nawet gdyby nikt inny nie chciał wydawać naszych płyt. Zresztą nie my jedni - Napalm Death, Cathedral, Godflesh... - wszyscy uciekają. Wiele zespołów przez lata nie dostawało za swoją ciężką pracę złamanego grosza, więc teraz wytoczono Earache kilka spraw. A szefostwo wytwórni najprawdopodobniej szykuje się do podpisania kontraktu z kolejnymi gwiazdami sceny dance... Trafiliśmy więc do wytwórni Metal Blade, która ma dystrybucję na całym świecie, dobrą promocję, i w której zespoły takie jak nasz są szanowane.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas