Reklama

"Nagrywamy muzykę, którą kochamy"

In Flames do dziś są postrzegani jako pionierzy specyficznej szwedzkiej odmiany death metalu, w której melodyjne gitary mieszają się z ciężkim brzmieniem, ostrym głosem wokalisty i chwytliwymi refrenami. Po sukcesach albumów "The Colony" i "Clayman" członkowie formacji zdecydowali się na drobną zmianę w stylistyce, która spowodowała, że ich muzyka jest jeszcze ostrzejsza i przy tym bardziej melodyjna. Spora w tym zasługa Daniela Bergstranda, który jako producent pracował z muzykami przy ich najnowszym dziele "Reroute To Remain". O tym na czym polegają te zmiany, jakie jest przesłanie albumu i co Björn Gelotte uważa za swoją największą życiową pomyłkę z gitarzystą, a swego czasu także perkusistą In Flames rozmawiał Konrad Sikora.

Rozmawiamy jeszcze przed premierą nowej płyty In Flames. W jaki sposób byś ją opisał, tak, aby wasi fani mieli jakiś ogólny zarys tego, co się na niej znalazło?

To bardzo różnorodna płyta, która w pewnym stopniu odzwierciedla różne okresy w życiu organizmu jakim jest zespół In Flames. Powiedziałbym, ze jest to interesujący album, którego dobrze słucha się od początku do końca. Każda z kompozycji była dokładnie dopracowana i myślę, że to doskonała metalowa płyta.

Nagrywaliśmy ją przez miesiąc, ale prace nad materiałem zajęły nam grubo ponad pół roku.

Reklama

Dlaczego zdecydowaliście się zatrudnić Daniela Bergstranda w roli producenta?

Już dawno chcieliśmy z nim współpracować, ale zawsze jakoś nasze terminarze się nie zgadzały. Tym razem powiedzieliśmy sobie, że załatwimy z nim wszystko odpowiednio wcześnie, bo czas już przejść od słów do czynów. Bardzo szanujemy jego pracę i naprawdę zależało nam na tym, aby nami pokierował w studio.

Jak duży był jego wpływ na muzykę?

Myślę, że na samą muzykę nie miał zbyt dużego wpływu. Wykonał za to niesamowitą robotę jeśli chodzi o aranżację i brzmienie. On nadał tym piosenkom prawdziwego charakteru, pokazał nam co w nich jest najlepsze i to uwypuklił. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej współpracy.

Porównując tę płytę do poprzednich, ta zmiana w brzmieniu jest od razu słyszalna. Teraz uderzacie ścianą dźwięku, na wcześniejszych albumach było ono jednak bardziej selektywne...

Rzeczywiście. Produkcja odegrała w przypadku tego albumu ogromną rolę, jak jeszcze nigdy wcześniej. Gdybyśmy nad nim nie pracowali razem z Danielem, to nie sądzę, aby brzmiał przynajmniej w połowie tak dobrze. On jest mistrzem jeśli chodzi o nagrywanie perkusji, ma tyle pomysłów, że byliśmy wprost niektórymi rzeczami zaskoczeni, że tak w ogóle można nagrywać.

A jeśli chodzi o teksty? Co było tym razem główną inspiracją?

Za teksty odpowiada Anders, więc on mógłby powiedzieć w tej sprawie więcej. Ale moim zdaniem ta płyta jest pod tym względem mniej epicka, bardziej koncentruje się na rzeczach, które dotyczą każdego człowieka. Nie opowiadamy o światowych problemach, ale o szarej rzeczywistości. Pod tym względem także nastąpiła zmiana. Na pewno jest to najbardziej osobista z naszych wszystkich płyt.

Po 11 września większość zespołów zdecydowała się właśnie na śpiewanie o problemach w skali globalnej, wy poszliście w drugą stronę...

My już na ten temat powiedzieliśmy wszystko, co mieliśmy do powiedzenia. Oczywiście te wydarzenia nami wstrząsnęły. W tym dniu już pracowaliśmy nad muzyką i wydawało nam się dziwne, że w chwili, kiedy my piszemy piosenki inni giną w takiej tragedii. Ale nie chcieliśmy robić niczego na siłę.

Skąd pomysł na okładkę?

To zdecydowanie jest jedna z najlepszych okładek jaką miały nasze płyty. Ma ona w pewien sposób odzwierciedlać przesłanie tego albumu, które mówi, że aby pozostać sobą musisz bez przerwy coś w sobie zmieniać. Nie da się być wolnym i niezależnym jeśli nie będziesz się odpowiednio przystosowywał do otaczającej cię rzeczywistości. Musisz jak wąż zrzucać kolejne skóry, aby nadal móc być naprawdę sobą.

Gdybyś miał porównać ten album do poprzedniego, to co go najbardziej różni?

Tutaj będę monotematyczny i znów powiem o produkcji. Naprawdę bardzo mi się podoba to jak ten album brzmi. Chociaż w sumie, kiedy ukazał się "Clayman" to sądziłem, że wtedy dokonaliśmy czegoś wspaniałego. Tym razem znów podnieśliśmy poprzeczkę i mam nadzieję, że tak będzie nadal. Oprócz tego zmieniliśmy także nieco proporcje w piosenkach jeśli chodzi o wokal i gitary. Wcześniej ciężar prowadzenia melodii spoczywał na instrumentach. Teraz to partie wokalne są najważniejsze i bardziej melodyjne. Dzięki temu w piosenkach jest więcej życia i przestrzeni.

Refreny tych utworów sprawiają wrażenie jakby były stworzone do tego, aby wasi fani mogli wykrzykiwać je na koncertach...

Bardzo możliwe. Zależało nam na tym, aby były one swego rodzaju manifestami, aby byli silne i wyraziste. Anders naprawdę się postarał jeśli o to chodzi. Nie możemy się doczekać, kiedy fani będą razem z nami śpiewać te utwory. Wtedy dopiero one nabiorą mocy.

Wcześniej zaakcentowałeś, że jest to płyta metalowa. Jeszcze wciąż pamiętasz o tej krytyce i zarzutach, które na was spadły po tym jak graliście koncerty ze Slipknot?

Czy przy okazji tej płyty dodatkowo myśleliście o tym, żeby coś tym fanom udowodnić?

Na pewno mieliśmy to gdzieś w podświadomości. To było absurdalne. Jak tylko ogłosiliśmy, że gramy razem ze Slipknotem to pojawiła się grupa fanów, która stwierdziła, że się sprzedaliśmy i gramy nu-metal, chociaż nie zmieniliśmy nawet jednej nuty w naszych piosenkach. Ludzie nie dali nam żadnych szans powiedzenia czegokolwiek. A nam chodziło o to, żeby z naszą muzyką dotrzeć do ludzi, którzy mogli się nigdy z naszą muzyką nie zetknąć. Wczytywałem się w te dyskusje i naczytałem się wiele śmiesznych i bzdurnych rzeczy. Poczułem się nieco zraniony tym wszystkim. Z drugiej strony nawet jeśli zmienilibyśmy nasze brzmienie, to tylko dlatego, że gralibyśmy to na co mamy ochotę i to czego sami chcielibyśmy posłuchać. Jeśli komuś ta muzyka nie przypadnie do gustu to trudno, nikogo nie będziemy przecież zmuszać. Kogoś to przestanie interesować, ale spodoba się komuś innemu, taka jest już kolej rzeczy.

My nie gramy, aby zadowolić fanów, ale aby zadowolić siebie. Nagrywamy muzykę, którą kochamy i będziemy tworzyć In Flames dopóki tak będzie. Jeśli to ulegnie zmianie, to ten zespół przestanie istnieć.

Co sprawiłoby, że nie widziałbyś sensu dalszego istnienia tego zespołu?

Gdybyśmy tylko znaleźli się w sytuacji, że robimy to, czego inni od nas oczekują i że zaczynamy spełniać czyjeś życzenia zatracając po drodze własne aspiracje to od razu głosowałbym za tym, aby ten zespół przestał istnieć. Na to sobie nie pozwolimy. Nigdy nie będziemy bardziej brutalni i bardziej melodyjni niż na tej płycie. Po prostu nadal będziemy In Flames i będziemy grać naszą muzykę. Im większa liczba fanów będzie się przy niej bawić tym lepiej, ale to nie jest nasz priorytet. Ta płyta ukaże się na rynku dlatego, że sami chcieliśmy takiego albumu posłuchać.

Czy to zamieszanie było największym nieporozumieniem jakie spotkało cię w twojej muzycznej karierze?

Nie. Największym było to, że nie zacząłem grać w In Flames kiedy po raz pierwszy mi to zaproponowano. Przez to nie nagrałem dwóch pierwszych płyt i to był chyba najgorszy wybór jakiego w życiu dokonałem.

Sądzisz, że gdybyś przy nich pracował, to brzmiałyby inaczej?

Na pewno brzmiałyby inaczej, ale nie wiem czy wtedy okazałyby się takim sukcesem.

Dwa słowa, które najczęściej powtarzają się w odniesieniu do muzyki In Flames to 'melodia' i 'agresja'...

I bardzo dobrze. Sam najchętniej używam właśnie tych słów. To właśnie jest In Flames.

Jak wyglądają wasze plany koncertowe? Możemy się was spodziewać w Polsce?

Wkrótce wyruszamy w trasę koncertową ze Slayerem i Soulfly. Potrwa ona prawie dwa miesiące. Potem, jeszcze w USA, zagramy kilka koncertów sami i wrócimy do Europy, aby rozpocząć trasę koncertową po Starym Kontynencie. Na razie nie wiem, czy mamy w planach koncerty w Polsce.

Macie zamiar nagrywać którykolwiek z tych koncertów?

Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale taka możliwość zawsze istnieje. Być może do czegoś takiego dojdzie. Na razie nie mogę jednak niczego powiedzieć na pewno. Na pewno wydanie jakiegoś koncertowego DVD byłoby niezłą rzeczą, ale z drugiej strony przygotowanie takiego albumu to spora praca, a na razie nie mamy na to czasu. Jeśli tylko uda nam się jakoś wygospodarować chwilkę to na pewno pomyślimy nad koncertowym DVD.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy