"Muzyka, która żyje wiecznie"
Nowojorska formacja Biohazard to żywy dowód na to, że wierność ideałom i bezkompromisowa postawa niekoniecznie muszą kłócić się z międzynarodową karierą i płytami sprzedawanymi w milionach egzemplarzy. "Urban Discipline" czy "State Of The World Address" to tytuły, które zna nie tylko każdy fan hardcore'a, ale które mają już trwałe miejsce w leksykonach muzyki niezależnej. I chociaż po latach tłustych przyszły lata chude, wszystko wskazuje na to, że o problemach Biohazard może mówić już w czasie przeszłym. W barwach nowej wytwórni, z nową płytą za pasem, śmiało patrzą w przyszłość. Chociaż ta bynajmniej nie wygląda różowo... Z Evanem Seinfeldem, basistą i wokalistą grupy, rozmawiał Jarosław Szubrycht.
"Uncivilization" to płyta przepełniona gniewem. Co was tym razem tak bardzo wkurzyło?
Źródło naszych inspiracji od lat pozostaje niezmienione. Jest nim nasza pogarda i niezadowolenie wobec tego, jak urządzony jest świat. Wciąż śpiewamy o niesprawiedliwości i o tym, jaki problemy tego świata mają wpływ na zwykłych ludzi. Napędza nas uczucie bezsilności wobec tego, co robi rząd, wobec bezlitosnych ekonomistów, wobec machlojek, które odbywają się na szczytach władzy. Im bardziej się temu wszystkiemu przyglądasz, tym więcej odkrywasz wstydliwych tajemnic, rzeczy które uświadamiają ci, jak niewiele możesz. O tym, że jeden procent populacji kontroluje cały świat, że wolność o której nam się mówi jest tylko pozorem, opowiada utwór tytułowy i "Domination". Nie twierdzę, że znamy wszystkie odpowiedzi, nie twierdzę nawet, że znamy choćby jedną z nich. Ale mamy przynajmniej mnóstwo pytań! Rozpala nas również świadomość, że młodzi ludzie, którzy dzisiaj słuchają Biohazard, jutro będą przywódcami. To przyszli nauczyciele, rodzice, prawnicy... mamy im wiele do powiedzenia.
Niektóre utwory odbiegają od tego schematu, na przykład "Cross The Line", opowiadający o tym, jak łatwo można zostać zranionym, gdy się komuś za bardzo zaufa. Z kolei "Unified" to numer o bardzo pozytywnym przesłaniu, o tym, że można przeżyć życie wśród przyjaciół, wśród ludzi, którzy myślą podobnie i mówią, co myślą. O szarej codzienności opowiada "Wide Awake" - każdy z nas chyba przeżył taki poranek, kiedy po otwarciu oczu zdał sobie sprawę z tego, że nienawidzi swojej pracy, albo żony, albo chłopaka, albo miejsca w którym mieszka - i że trzeba coś z tym zrobić!
Bardzo ważny jest dla nas utwór otwierający tę płytę, czyli "Sellout". Zapewniamy w nim naszych fanów, że nigdy, po żadnym pozorem nie zatracimy tego, co jest esencją Biohazard, że nigdy nie się sprzedamy. Nie zależy nam na pieniądzach, ale na muzyce, która będzie żyła wiecznie.
Nagraliście płytę we własnym studiu, sami zadbaliście o produkcję. To kolejny krok w stronę absolutnej niezależności?
Kiedy zdaliśmy sobie sprawę z tego, że możemy zrobić to wszystko sami, że nie potrzebujemy pomocy z zewnątrz, poczuliśmy wielką satysfakcję. Biohazard jest samowystarczalny! Gdy nagrywaliśmy "Uncivilization" nie mieliśmy wytwórni, menedżera, producenta, ani nawet inżyniera dźwięku, który pomógłby nam w kwestiach technicznych. Tylko my i nasze studio, dzięki czemu udało nam się uchwycić na taśmie brzmienie wolności i nieskrępowanej agresji, brzmienie miłości i nienawiści, wszystkiego co pozytywne i negatywne w tym świecie. Przyznam jednak, że w pierwszych dniach sesji niepokoiliśmy się, czy aby dokonaliśmy słusznego wyboru, czy jesteśmy na tyle doświadczeni, by nagrać naprawdę dobrze brzmiący materiał. Okazało się, że potrafimy, że nikt nie zrobiłby tego lepiej!
Na pewno pomógł nam fakt, że nagrywaliśmy u siebie. Studio nazwaliśmy Rat Piss, na pamiątkę trwającej pięć lat wojny ze szczurami. Wiesz, to jest dolny Brooklyn, gryzonie wychodziły z każdego utworu w ścianie i chociaż udało nam się je wykurzyć, ich szczyny wciąż cuchną jak cholera. (śmiech) Może dlatego czuliśmy się tu tak dobrze, jak w domu... W przeszłości zdarzało się, że firma płytowa pakowała nas do samolotu, wiozła do Los Angeles, kazała mieszkać w jakiejś szpanerskiej willi i nagrywać w supernowoczesnym studiu. To było miłe, ale nijak nie pasowało do Biohazard. Czuliśmy się jak ryby wyciągnięte z wody.
Gratuluję okładki "Uncivilization", wyjątkowo przerażającej...
Bardzo się cieszę, kiedy ktoś mówi, że ten obrazek jest przerażający, bo oznacza to, że prawidłowo odczytał nasze intencje... W moim odczuciu okładka naszej nowej płyty oznacza, że nikt nie jest niewinny. Rodzimy się niewinni, ale społeczeństwo potrafi zawładnąć nawet dziećmi, uczynić z nich ambasadorów nienawiści. Dzieci są naszym najważniejszym skarbem, są naszą przyszłością i sami decydujemy o tym, jak będziemy ją kształtować. Możemy uczyć je miłości, ale możemy również karmić je nienawiścią.
A więc okładka odwołuje się bardziej do utworu "H.F.F.K.", niż do kompozycji tytułowej?
Brawo! Dobrze panu idzie... (śmiech) Tak naprawdę jednak wszystko to sprowadza się do pojęcia niecywilizacji. Kto jak kto, ale wy dobrze powinniście wiedzieć o czym mówię - 60 lat temu za sprawą Hitlera niecywilizacja zapanowała w Polsce. Ludzie mordowali się nawzajem bez żadnego racjonalnego powodu. Na szczęście moja babka, matka ojca, polska Żydówka, wyemigrowała do Ameryki przed wybuchem II wojny światowej. Ale wielu członków mojej rodziny zostało i nigdy się nawet nie dowiedzieliśmy, jak zginęli.
Tytułowy utwór z "Uncivilization" to bardzo ponury scenariusz kontroli ludzkiej populacji - Światowa Organizacja Zdrowia celowo zaraża ludzi AIDS, a kiedy odpowiednia ilość mieszkańców naszej planety umrze i problem przeludnienia zniknie, pozostali przy życiu otrzymają szczepionkę. Chyba trochę przesadziliście?
To nasz sposób na zwrócenie uwagi na to, jak bardzo nasze podstawowe prawa mogą być codziennie łamane. Pytasz, czy scenariusz przedstawiony w "Uncivilization" jest możliwy? Tak, ku**a! Jest możliwy! Jest taki facet, który nazywa się William Cooper. Był oficerem wywiadu amerykańskiej armii oraz agentem CIA. Swoje wspomnienia opisał w książce "Behold A Pale Horse" i właśnie tam przedstawił rządowy projekt, który my streściliśmy w "Uncivilization". Nie widzę powodu, dla którego miałby kłamać, nie ma z tego żadnej kasy... Nawiasem mówiąc, roboczy tytuł płyty brzmiał "Population Control", w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się zmienić go na "Uncivilization".
Główne przesłanie płyty sprowadza się do tego, że ludzkość u progu XXI wieku jest z siebie taka dumna, ma tyle zaufania do technologii, gdy tymczasem nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w takim samym tempie jak postęp technologiczny, następuje na Ziemi regresja kulturowa i cywilizacyjna.
Przejdźmy do spraw bardziej optymistycznych. Czy utwór "Unified" to opis faktycznej jedności sceny niezależnej, czy raczej wasz pobożne życzenia?
Niestety, pobożne życzenia. To utwór o prawdziwych przyjaciołach, o ludziach, na których możesz zawsze liczyć, nie o gówniarzach, którzy wykorzystają każdą sytuację do obsmarowania cię za plecami. Nie nienawidzimy nikogo na hardcore'owej scenie i od lat robimy wszystko, by ją zjednoczyć. Nowojorska scena hardcore'owa nigdy nie osiągnęła takiej popularności, jak choćby metal, właśnie dlatego, że ludzie nie potrafili się dogadać. Wieki temu pojawiły się tu tak doskonałe zespoły, jak Cro-Mags, Agnostic Front, czy Carnivore, ale hardcore nigdy nie podbił świata. Biohazard chyba był swojego czasu najbardziej popularnym przedstawicielem tej sceny, ale pewnie tylko dlatego, że pojawiało się w naszej muzyce sporo metalu i hip hopu. Zawsze promowaliśmy jedność tej sceny, podobnie jak Roger z Agnostic Front, który pojawił się jako gość w "Unified". Scena podzielona przez obmawianie się nawzajem, chore ambicje i zazdrość nie ma prawa zajść daleko.
Oprócz Rogera na "Uncivilization" pojawia się cały tłum gości. Bez ich wkładu "Uncivilization" nie byłaby gorszą płytą, czemu więc służyć ma ich obecność?
To z naszej strony oznaka szacunku dla tych wszystkich wykonawców, a przy tym album nabrał wyjątkowego charakteru. Zaczęło się od "Last Man Standing", gdzie jest dużo rapu. Początkowo próbowałem zrobić to sam, ale szybko doszedłem do wniosku, że dużo lepiej zrobi to fachowiec, taki jak Sen Dog z Cypress Hill. Potem do studia wpadł Roger, po nim Lord Ezak i Puertorican Mike ze Skarhead, następnie Pete Steele... To było łatwe, bo wszyscy z nich mieszkają w Nowym Jorku. Potem wymyśliliśmy, że w "Domination" powinni zaśpiewać ludzie z Hatebreed, bo wiemy, że ich stosunek do rządu i w ogóle władzy jest podobny do naszego. Andreas Kisser z Sepultury gra w "Trap", bo to numer o zespołach, które dały się złapać w pułapkę muzycznego biznesu - a Sepultura dobrze zna ten problem. W "H.F.F.K." potrzebowaliśmy z kolei dodatkowego poziomu wściekłości, a kto zna się na tym lepiej od Phila Anselmo? Natomiast podczas trasy ze Slipknot zagraliśmy sobie z chłopkami kilka prób, które nagrywaliśmy - i to właśnie trafiło na płytę.
Słyszałem, że pracujecie nad teledyskiem do "Last Man Standing". Myślisz, że jakaś telewizja go puści?
Nie wiem, tym bardziej, że to będzie dzieło sztuki, a nie wesoły obrazek z napakowanymi kolesiami i rozebranymi, seksownymi panienkami. Nie kręcimy teledysku po to, by go ktoś pokazywał, tak jak nikt nie maluje obrazu po to, by zawiesili go w muzeum. Artysta maluje obraz dlatego, że czuje taką potrzebę... Prawdę mówiąc, zawsze kiedy komponuję nowe numery, wydaje mi się, że nikt nie będzie miał ochoty tego słuchać. Tymczasem sprzedaliśmy kilka milionów płyt, tysiące ludzi obejrzało nasze koncerty i - co najbardziej niesamowite - dostaliśmy setki listów od ludzi, którym nasza muzyka pomogła zmienić coś w życiu. Wciąż dostajemy listy pisane ze szczerego serca przez ludzi, którzy utożsamiają się z naszymi tekstami, chociaż są z Polski, Francji, Afryki, Turcji, Niemiec, czy Japonii. Czy puszczą nasz teledysk w MTV nie jest najważniejsze, a najprawdopodobniej nie puszczą. Dla nich liczą się tylko Britney Spears i Limp Bizkit...
Nie uważasz, że to trochę ironia losu, bo właśnie Biohazard przetarł drogę dla takich grup, jak Limp Bizkit, Papa Roach, czy Linkin Park?
Większość z tych zespołów okazuje nam duży szacunek, uważa nas za pionierów i to jest bardzo miłe uczucie. To nam wystarcza. Nie mamy ambicji, by dotrzeć do tak wielkiej ilości ludzi, jak Limp Bizkit, chociaż to byłoby dobre ze względu na przesłanie, które głosimy. Niestety, większość ludzi ma gdzieś przesłanie, interesuje ich tylko muzyka. Wiesz, teraz wiele kapel łączy rap i metal, bo to modne. Przychodzi do nich producent i mówi, że tu trzeba wstawić faceta, który rapuje, a tu zagrać solówkę, to ludzie będą kupować płytę. Tymczasem ja w tym wszystkim wyrastałem, w końcu pochodzę z Brooklynu. Nosiłem długie włosy, słuchałem metalu i biegałem na koncerty Judas Priest, ale jednocześnie uczyłem się break dance'u.
Jak doszło do rozwiązania kontraktu z wytwórnią Mercury? Podobno zostaliście opacznie zrozumiani i zdradzeni?
W Mercury byliśmy po prostu traktowani jako produkt, dlatego po paru miesiącach zdecydowaliśmy się ich opuścić. Tym bardziej, że reklamowali naszą płytę w kolorowych pisemkach i radiostacjach słuchanych przez małolatów, a tą drogą nie można dotrzeć do naszych fanów. Jesteśmy do cholery zespołem hardcore'owym, nie popowym! Musimy jak najwięcej koncertować i w ten sposób docierać do ludzi, głupie reklamy niczego nie załatwią. Podpisaliśmy więc kontrakt z SPV na Europę, bo to firma bardzo duża, posiadająca świetne zaplecze dystrybucyjne, ale wciąż niezależna. Z kolei w Stanach nasze interesy reprezentuje Sanctuary, wytwórnia która wie, jak sprzedaje się ostrą muzykę na rynku, który ostrej muzyki nienawidzi. Tak czy owak cały ten biznes śmierdzi. Wytwórnie płytowe to zło konieczne.
Słyszałem, że rozpocząłeś niedawno karierę aktorską w nadawanym przez telewizję HBO serialu "Oz". Możesz podać więcej szczegółów?
Oz to więzienie, w którym toczy się akcja. To bardzo poważny i naprawdę ostry serial, w którym praktycznie nie ma cenzury. Jeśli jest scena, w której kogoś morduję, wygląda to naprawdę realistycznie. Jeśli jest scena stosunku homoseksualnego - naprawdę wszystko widać. To bardzo mocny film o tym, jak popieprzony jest system resocjalizacyjny w Ameryce. Więzienia nie sprawiają, że ludzie stają się lepsi, ale uczą ich zbrodni. Ktoś, kto trafia do celi za oszustwa podatkowe, często wychodzi jako morderca... Czy wiesz, że jeśli Ameryka będzie wsadzać ludzi do więzień w takim tempie, w jakim robi to teraz, w 2032 roku więcej ludzi w tym kraju będzie za kratkami niż na wolności? Trudno wyobrazić sobie coś bardziej popieprzonego... Bardzo się cieszę, że załapałem się do "Oz", bo wiele się pracując nad tym serialem nauczyłem, zyskałem wielu wspaniałych przyjaciół, a poza tym fani serialu często sięgają po nagrania Biohazard.
Dziękuję za wywiad.