"Elton John lubi heavy metal"

Po dwóch latach przerwy orzeł po raz kolejny wylądował we wrześniu. Saxon nie spuszcza z tonu i po bardzo udanym albumie "Metalhead" uraczył fanów znakomitą płytą "Killing Ground". Dowodzona niezmiennie od blisko ćwierćwiecza przez Biffa Byforda i Paula Quinna brytyjska formacja z godną podziwu konsekwencją odbudowuje swoją wielką pozycję na metalowej scenie i ani myśli tylko o odcinaniu kuponów od dawnej sławy. Peter "Biff" Byford podzielił się z Lesławem Dutkowskim swoimi wrażeniami na temat nowego albumu, przeszłości swego zespołu oraz wydarzeń, które jego zdaniem wpłynęły na karierę Saxon.

article cover
INTERIA.PL

"Killing Ground" jest kolejną płytą Saxon nagraną w Karo Studios w Breckel. Co takiego jest w tym miejscu, że po raz kolejny zdecydowaliście się właśnie tam nagrywać? To chyba pierwszy przypadek w historii Saxon kiedy trzy albumu z rzędu powstają w tym samym miejscu?

(śmiech) To proste. Po prostu lubimy to miejsce. Łatwo jest się tam dostać z Anglii, bo leży ono niedaleko Hamburga, a z tego miasta można się dostać wszędzie przez 24 godziny na dobę. Breckel jest całkiem miłym miejscem, a studiu panuje bardzo dobra atmosfera.

Tym razem zdecydowaliście się na współpracę z Nikolo Kotzevem i Hermanem Frankiem. Dlaczego wybraliście właśnie ich?

Właściwie to nie wybieraliśmy ich. Nikolo już przebywał w studiu kiedy my tam dotarliśmy i robił coś z Molly Hatchet, o ile się nie mylę. Hermana wzięliśmy do zmiksowania albumu. Dobrze się chyba stało, że z nimi pracowaliśmy, bo dzięki temu jesteśmy bardzo zadowoleni z brzemienia albumu.

Sądzę, że na tej płycie znalazły się przynajmniej dwa utwory, które na stałe wejdą do dość długiej już listy klasyków Saxon - mam na myśli utwór tytułowy i kompozycję "Rock Is Our Life".

Prawdopodobnie masz sporo racji. Myślę, że wśród nich znajdzie się również "Dragon?s Lair" oraz nasza wersja "Court Of The Crimson King", która wszystkim bardzo się podoba. Wielu młodszych fanów w ogóle nie znało oryginału i być może dzięki nam sięgną po niego.

Przed momentem wspomniałem kawałek "Rock Is Our Life". Czy ta kompozycja to deklaracja waszej tożsamości? Coś na kształt podkreślenia, że Saxon nigdy nie zdradzi i nie zawiedzie fanów?

Ten utwór ma coś wspólnego z "Denim And Leather". Ma wymiar sentymentalny. To takie "Denim And Leather" na nowe millennium. Nie zamierzaliśmy pisać piosenek, które mają zbyt głębokie, poważne teksty. Ta powstała z myślą o naszych fanach i sądzę, że odzwierciedla sposób myślenia i działania Saxon. Rock jest naszym życiem i zawsze nim był.


Poza kompozycjami, których tytuły padły wyżej, na "Killing Ground" znalazły się dwa kawałki, które są szczególne z nieco innych powodów. Pierwszy to "Shadows On The Wall", w którym śpiewasz w sposób, którego chyba nigdy wcześniej nie słyszałem. W środkowej części używasz nawet efektu wokalnego.

Chciałem zwyczajnie skorzystać z tego efektu, który jest obecnie bardzo popularny wśród wokalistów wszelkiej maści. Sądzę, że dobrze się stało, iż Saxon skorzystał z tego wynalazku. Chyba zrobiliśmy to nieźle.

Kolejna wyjątkowa kompozycja to wspomniana już przez ciebie przeróbka "Court Of The Crimson King". Czy to ty wpadłeś na pomysł jej nagrania?

Tak, to był mój pomysł. Próbowaliśmy grać ten kawałek już w Anglii. Wszystko wyszło wspaniale, między innymi dlatego, że użyliśmy więcej gitar niż zrobili to King Crimson. Dzięki temu nasz wersja brzmi naprawdę ciężko.

Znając waszą historię trudno oprzeć się wrażeniu, że Paul Raymond Gregory - twórca wielu waszych okładek - jest szczególną osobą dla Saxon. Czy on potrafi najlepiej oddać w formie graficznej wasze pomysły?

Paul jest wyjątkową osobą. Zrobił wiele naszych okładek i znakomicie układają się nasze relacje.

Mam wrażenie, że Saxon osiągnął taką stabilność personalną jak na początku lat 80., kiedy zaczęliście odnosić sukcesy. Czy ty też tak to odbierasz?

Zdecydowanie tak. Nic więcej nie trzeba właściwie do tego dodawać. Lata 80. były dla nas naprawdę bardzo dobre. W zasadzie można mówić o trzech karierach Saxon. Pierwsza to początek lat 80., potem początek lat 90. po wydaniu "Solid Ball Of Rock" i obecnie, gdy zdaje się, iż nasza pozycja znów rośnie dzięki "Metalhead" i "Killing Ground". I to jest w sumie bardzo optymistyczne.

Wielokrotnie podkreślałeś w wywiadach, że dobry zespół metalowy powinien mieć w składzie dwóch dobrych gitarzystów. Saxon od kilku lat ma wspaniały duet gitarowy, od momentu, w którym dołączył do was Doug Scarrat. Paul i on zdają się rozwijać z każdym albumem. Czy to wynika z wpływu Douga, który jest młodszy i ma dużo nowych pomysłów i nieco inne spojrzenie na heavy metal?

Sądzę, że dzięki niemu znów zaczęliśmy grać ciężej. On przywrócił Saxon ten ciężar brzmienia, z którego zespół był znany w latach 80. Poza wszystkim Doug i Paul znakomicie się rozumieją i co najważniejsze lubią się. Szanują wzajemnie swoje umiejętności, rozwijają się, piszą wspólnie muzykę. I dlatego to wszystko gra tak, jak powinno. Z pewnością gra gitar to jest to, dzięki czemu możemy w jakimś stopniu odzyskać popularność, którą cieszyliśmy się w latach 80.


Wiem, że planowane jest wydanie płyty "Heavy Metal Thunder", na której znajdą się klasyki Saxon w wersjach koncertowych. Możesz powiedzieć, kiedy zostanie on wydany i ile kompozycji na niego trafi?

W tej chwili mogę tylko powiedzieć, że można się go spodziewać kiedyś w przyszłym roku. Możliwe, że stanie się to przed rozpoczęciem sezonu letnich festiwali. Chcemy na nim umieścić kilka bardzo wczesnych utworów zagranych na koncertach oraz kilka innych rzeczy. Postaramy się, żeby było to coś szczególnego. Sądzę, że znajdzie się na nim około 15 naszych największych kompozycji.

Swoją przygodę z muzyką zaczynałeś od gitary. Podczas nagrywania płyty "Rock The Nations" zdarzyło ci się zagrać na basie. Powiedz w takim razie jak doszło do tego, że w rezultacie jesteś wokalistą? Nie wolałbyś stać na scenie z gitarą lub basem zamiast mikrofonu?

Tak naprawdę to był przypadek. Początkowo robiłem tylko chórki, a później powolutku zacząłem śpiewać główne partie. W moim odczuciu to był dość wolny proces. Nic nagłego i niespodziewanego. Paul miał dawno temu, jeszcze przed powstaniem Saxon, trzyosobowy zespół, w którym śpiewałem i grałem na basie. Fajnie to wychodziło. Uwielbiałem wtedy basistów z lat 60. i początków 70., takich, jak na przykład Jack Bruce, Felix Papalardi.

"Rock The Nations" jest szczególną płytą nie tylko dlatego, że zagrałeś na basie, lecz również z tego powodu, że w studiu pojawił się wtedy Elton John i zagrał w dwóch kawałkach. Ciekawi mnie jak doszło do tej współpracy?

On już był w studiu. Nie zaśpiewał w tych piosenkach. Zagrał tylko na fortepianie. Wiesz, on już wtedy był wielką postacią i nieśmiało zapytaliśmy go, czy nie zechciałby zagrać na naszej płycie, a on odpowiedział - Pewnie, że chcę!. To może zabrzmieć niewiarygodnie, ale on naprawdę lubi heavy metal. (śmiech) Przynajmniej wtedy go lubił.

W niedawnych rozmowach z dziennikarzami mówiłeś ogólnie, że w karierze Saxon było wiele punktów zwrotnych.


Mógłbym cię prosić o wymienienie kilku?

Na pewno jednym z nich był występ w Donnington w 1980 roku, który ugruntował naszą pozycję, jako zespołu wspaniale prezentującego się na tego typu imprezach. "Solid Ball Of Rock" to był wspaniały album, dzięki któremu powróciliśmy do czołówki. Sądzę, że tegoroczny występ na Wacken Open Air był szczególny. Wszyscy mówili - O! Saxon powrócił z orłem na scenie! Znów są gwiazdą wielkiej imprezy!

Czy trudno było grać w zespole heavymetalowym na początku lat 80., czy może trudniejsze jest to w obecnych czasach? Jak ty to postrzegasz? Wiele grup, które wraz z Saxon tworzyły Nową Falę Brytyjskiego Heavy Metalu, jak Samson czy Tygers Of Pan Tang, powróciło na scenę.

Lata 80., ich początek, były szczególnym okresem dla Saxon, Iron Maiden i kilku innych zespołów. Można tu jeszcze dodać Def Leppard. Tamten czas był wspaniały, ale wydaje mi się, że teraz też jest całkiem nieźle. Chodzi mi o to, że publiczność powraca do tej muzyki, staje się jednością, niczym rodzina.

Nagraliście wspaniałą wersję "You've Got Another Thing Coming" na składankę w hołdzie Judas Priest. Wyobraź sobie taką sytuację, że powstał plan nagrania hołdu dla Saxon, a tobie dano możliwość zasugerowania piosenek, które Judas Priest ma nagrać. Co byś wybrał?

Chyba "Princess Of The Night" byłby dobrym wyborem. (śmiech)

Jak obecnie układają się wasze stosunki z byłymi członkami Saxon, którzy założyli grupę Son Of A Bitch. Wiem, że były problemy natury prawnej. Czy wszystko jest już rozwiązane?

Nie, cały czas ze sobą walczymy. Całą sprawę prowadzą nasi prawnicy.

W przyszłym roku obchodzicie ćwierćwiecze istnienia. Czy w związku z tym planujecie coś specjalnego?

Być może coś wymyślimy. Może też być tak, że "Heavy Metal Thunder" będzie podsumowaniem tych 25. lat. Jest możliwe, że zagramy jakiś specjalny koncert z tej okazji.

Pamiętasz jeszcze koncert Saxon w Polsce sprzed kilkunastu lat?

Oczywiście, że pamiętam. To było w 1986 roku. Zagraliśmy w tej części Europy kilka naprawdę wielkich koncertów jeszcze przed upadkiem muru berlińskiego. To był wspaniały koncert i pamiętam go bardzo dobrze.


A wiedziałeś o tym, że graliście tak głośno, że z sufitu leciały kawałki tynku?

O tak słyszeliśmy o tym. Zresztą zawsze część sufitu odpada kiedy gramy. (śmiech)

Od tamtego koncertu minęło przeszło 15 lat. Czy jest jakakolwiek szansa, że znów będzie można zobaczyć Saxon w Polsce?

Sądzę, że tak. Myślimy o zagraniu koncertu w Warszawie. Otrzymaliśmy też propozycje zagrania w Moskwie i Sankt Petersburgu. Zobaczymy, może się uda zagrać również u was. Trzymajmy kciuki.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas