Reklama

"Dziś jesteśmy jak bracia"

W 1985 roku w Sacramento, stolicy słonecznej Kalifornii, na gruzach lokalnej formacji City Kidd powstał kwintet Tesla. Podobno piątka dżentelmenów - Jeff Keith (śpiew), Frank Hannon (gitara), Tommy Skeoch (gitara), Brian Wheat (gitara basowa) i Troy Lucketta (perkusja) - zdecydowała się przyjąć nazwę na cześć słynnego serbskiego naukowca, po sugestii swego menedżera. Już rok później na rynku znalazła się ich debiutancka płyta "Mechanical Resonance". Jako że w USA był wówczas dobry czas na melodyjnego rocka, album w niedługim czasie pokrył się platyną, a utwór "Modern Day Cowboy" został pierwszym przebojem zespołu. Przełom w karierze Tesli nastąpił w 1989 roku, gdy ukazała się druga płyta "The Great Radio Controversy". Podwójnie platynowe wydawnictwo dostarczyło zespołowi kolejnych kilku przebojów do kolekcji, między innymi "Love Song", "The Way It Is", "Heaven's Trail (No Way Out)".

Pozycję Tesli ugruntował wydany w 1990 roku, pionierski jak na owe czasy, koncertowy akustyczny album "Five Man Acoustical", z zapisem koncertu w klubie "Trocadero" w Filadelfii oraz kolejna studyjna płyta, "Psychotic Supper".

Potem w zespole zaczęło się dziać nie najlepiej. Wprawdzie nagrał on jeszcze jeden album, "Bust A Nut" (1994), ale narastające nieporozumienia wewnątrz grupy doprowadziły do tego, że w 1996 roku Tesla zniknęła ze sceny. Do tego czasu grupie udało się sprzedać 14 milionów kopii wszystkich swoich albumów i zdobyć ogromną rzeszę fanów w swojej ojczyźnie.

Reklama

Fani nie zapomnieli o Tesli, kiedy w 2000 roku zespół reaktywował się, początkowo tylko na koncerty. Bilety znikały w błyskawicznym tempie i trzeba było organizować dodatkowe występy, na których kwintet z Sacramento witany był entuzjastycznie. Pierwszym po reaktywacji wydawnictwem zespołu był podwójny koncertowy album "Replugged Live" (2001). Później muzycy zabrali się za nagrywanie płyty studyjnej. Album "Into The Now" (2004) dowodzi, że Tesla wciąż jest w dobrej formie i pomimo tego, czasy się zmieniły i raczej nie ma co liczyć na kolejnych 14 milionów sprzedanych płyt, warto sięgnąć po porcję solidnego melodyjnego rocka autorstwa pięciu panów z Sacramento.

Brian Wheat, co nie powinno dziwić, nie jest przyzwyczajony do europejskich mrozów i kiedy zadzwonił z Niemiec do Lesława Dutkowskiego był mocno przeziębiony. Opowiedział jednak między innymi o tym, jak teraz wyglądają stosunki międzyludzkie w zespole, jak udało się muzykom na powrót znaleźć wspólny język, a także przybliżył relację grupy z Metalliką.

Brian, chyba się domyślasz mojego pierwszego pytania. Tesla rozwiązała się w 1996 roku z powodu - jak podawano - nieporozumień między członkami zespołu. Powiedz mi, jak to się stało, że znów byliście w stanie porozumieć się ze sobą?

Wszyscy mówią o tym rozpadzie, że były jakieś nieporozumienia. To nie do końca było tak, że nie mogliśmy się porozumieć, że były między nami różnice. Było coś więcej - my po prostu się wypaliliśmy. Czuliśmy się po prostu zmęczeni ciągłą pracą przez 10 lat. Prawdopodobnie powinniśmy sobie zrobić przerwę. Ale nie zrobiliśmy i dlatego się rozpadliśmy. A jak już jest się zmęczonym, to stajesz się trudny do zniesienia. (śmiech) Minęło kilka lat i znów zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Nie było znowuż tak strasznie trudno znów połączyć siły. Można odnieść wrażenie, że było, ale gdy patrzę na to teraz, to w sumie wystarczyło, byśmy wszyscy znaleźli się w jednym pokoju i porozmawiali. Ja do dziś jestem zdania, że najlepsze dla tego zespołu było to, iż wówczas się on rozpadł.

Nie było więc potrzeby, aby zatrudniać terapeutę, jak zrobiła to Metallica?

Wtedy nie, ale dziś mamy spotkania z jednym z terapeutów. Robimy to dlatego, że nie chcemy znów się rozpaść. Zawsze są jakieś niezgodności. Naszym największym problemem było zawsze to, iż nie rozmawialiśmy wystarczająco dużo ze sobą. Nie wiedzieliśmy jak się ze sobą porozumieć.

Z Metalliką było podobnie.

Prawda. Z tym, że różnica między nami a nimi jest taka, że nie mamy takich sesji co tydzień, tylko dwa razy do roku. Do terapeuty udaliśmy się przed nagrywaniem nowej płyty. Było naprawdę dużo do zrobienia, bo sami mieliśmy produkować tę płytę i chcieliśmy mieć pewność, że znów nie zaczniemy ze sobą walczyć w kwestiach produkcyjnych. Jeśli mam być z tobą całkiem szczery, nie widzę w tym niczego złego. Takie sesje sprawiły, że jesteśmy razem, pracujemy w dobrej atmosferze. Jestem jak najbardziej za sesjami terapeutycznymi.

Doskonale znasz linijkę "Time makin' changes, time rearranges". Na pewno zmieniliście się jako ludzie, bo jesteście starsi i bardziej doświadczeni, ale interesuje mnie, czy po tych latach, które minęły od nagrania ostatniej płyty studyjnej zmienił się wasz sposób pracy, czy może jest taki sam, jak kiedyś?

Powiedziałbym, że jest raczej taki sam jaki kiedyś. Cały czas piszemy piosenki w taki sam sposób, gramy je w podobny sposób. Zmieniliśmy oczywiście nasze podejście do procesu nagrywania, nagrywamy na przykład na Pro-Toolsach. Jeśli chodzi o granie na instrumentach, o granie piosenek, nie zmieniliśmy chyba niczego.

Jak już powiedziałeś, zespół tym razem wziął na siebie produkcję albumu, chyba po raz pierwszy w historii o ile się nie mylę. Pomagał wam trochę Michael Rosen. Jakbyś opisał to doświadczenie? Stresujące, interesujące?

Wiesz, na początku było bardzo nerwowo i dlatego musieliśmy pójść do terapeuty. (śmiech) Wszyscy w Tesli mamy bardzo skonkretyzowane pomysły i mocno się ich trzymamy. Nie da się przecież walczyć o pięć zupełnie innych koncepcji. Michael był bardzo dobrym sędzią dla nas w środku prac nad albumem. Później zdecydowaliśmy, że będziemy głosować w każdej sprawie. Jeśli stosunek głosów był 3:2, cokolwiek by to nie było, było akceptowane.

Masz na myśli głosowanie nad piosenkami, które znalazły się na płycie?

Nad piosenkami też, ale w zasadzie głosowaliśmy nad wszystkim, co robiliśmy. Głosowaliśmy także jeśli chodzi o wybór menedżera. Mieliśmy spotkania zespołu, siadaliśmy i pytaliśmy po kolei, co kto myśli. Jeśli w konkretnej sprawie była większość, to wersja większości była przyjmowana.

Czy to znaczy, że takiej demokracji nie było w przeszłości? Ktoś chciał narzucać swoje opinie?

Nie, może nie do końca. Wtedy my po prostu nie rozmawialiśmy o niczym. (śmiech) Robiliśmy co nam tam wpadło do głowy. Prawie w ogóle nie siadaliśmy i nie rozmawialiśmy.

Wiem, że Frank planuje album ze swoim projektem ubocznym. A co z innymi zespołami, w których grają członkowie Tesli? Ty grasz w Soulmotor.

I nadal będę grał. Ale tylko wtedy, gdy nie będę zajęty w Tesli. To samo zresztą tyczy się zespołu Franka.

Czyli priorytetem jest Tesla?

Bez dwóch zdań.

Przeczytałem wywiad z Tommym, w którym powiedział, że gdybyście się nie rozpadli, to prawdopodobnie nigdy byście już nie wrócili. Z naszej rozmowy wynika, że zdanie masz dokładnie takie samo jak on.

Całkowicie. Naprawdę głęboko wierzę, iż było to dla nas najlepsze rozwiązanie. Gdybyśmy się nie rozpadli cały czas bylibyśmy razem. (śmiech) Żartuję oczywiście. To otworzyło dla nas wiele drzwi, które wcześniej były zamknięte. W sensie mentalnym. Jako ludzie nauczyliśmy się traktować siebie nawzajem z większą uprzejmością i szacunkiem. Na pewno z większym niż kiedyś. (śmiech)

Wasze koncerty w USA w 2000 i 2001 roku były wyprzedane niemal do ostatniego miejsca, przyjęcie mieliście doskonałe, a potem wydaliście jeszcze płytę koncertową "Replugged Live". Czy utwierdziło was w przekonaniu, iż nastał właściwy czas, aby wrócić na dobre? Wiem, że pewną rolę odegrał tutaj DJ radiowy i wasz przyjaciel Pat Martin.

Powiem ci, że to wcale nas nie przekonało. Nie da się chyba wybrać właściwego czasu na coś takiego. Po prostu nasza piątka musiała poczuć się razem dobrze. A skoro już tak się stało, powiedzieliśmy: Zróbmy to. Nawet teraz, kiedy płyta "Into The Now" jest już gotowa i nie będzie sobie radzić, tak jak się tego spodziewamy, na pewno się nie rozpadniemy. Wydaje mi się, że nastał dla nas czas, by znów być przede wszystkim zespołem. Tak naprawdę to mam wrażenie, że żaden z nas nie chciałby - i nie chciał kiedyś - opuszczać tego zespołu. Ale były takie czasy, kiedy nie potrafiliśmy sobie z pewnymi rzeczami radzić. I z tego też powodu na jakiś czas zniknęliśmy.

Czy dziś jesteście bardziej przyjaciółmi, a kiedyś byliście głównie partnerami w interesach?

Chyba jest tak, jak mówisz. Sądzę, że dziś jesteśmy niemal jak bracia. Niczym rodzina.

Spędzacie więcej czasu razem, więcej rozmawiacie?

Tak. Wiesz, mieszkamy w różnych częściach Ameryki. Ja i Jeff cały czas mieszkamy w Sacramento, Frank w Lake Taho w Kalifornii, Troy w Phoenix w Arizonie, a Tommy na Florydzie. Jesteśmy więc porozrzucani po różnych miejscach, ale jak już się zbierzemy razem, to spędzamy ze sobą dużo czasu. W końcu znamy się już ponad 20 lat i łączy nas coś więcej niż tylko granie muzyki. Naprawdę jesteśmy jak bracia.

Nie ma wątpliwości, że Tesla osiągnęła spory sukces komercyjny i dokonała tego bez tej całej otoczki, która towarzyszyła współczesnym wam zespołom, jak choćby Poison czy Motley Crue. Czy kiedykolwiek próbowałeś sobie wytłumaczyć, na czym właściwie polegał fenomen waszego sukcesu, waszej popularności?

Wydaje mi się, że byliśmy w stanie osiągnąć sukces, ponieważ jesteśmy w tym co robimy naprawdę dobrzy i przede wszystkim z tego, co robimy bije szczerość. Jeśli Poison czy Motley Crue wybrali taki sposób, to w porządku. Ale coś takiego nie działało w przypadku Tesli. Nie bylibyśmy wiarygodni. Mam wrażenie, że ludzie nie braliby nas poważnie. (śmiech)

Zawsze bardziej chodziło o naszą muzykę. Twoje pytanie jest trudne, bo kiedy na nie odpowiadam, na pewno ludzie myślą, że chcę wyśmiewać się z Poison czy Motley Crue, a wcale tak nie jest. To są przecież nasi przyjaciele. Ale to, co jest dobre dla nich, nie jest dobre dla Tesli.

Wiem, że z myślą o albumie przygotowaliście całą masę piosenek, bo materiał pisaliście przez dwa lata. Powiedz mi, co się stanie z pozostałymi piosenkami, które nie znalazły się na "Into The Now"?

Mówimy, że mamy napisanych 30 piosenek, ale tak naprawdę to mieliśmy 30 pomysłów na piosenki. Być może udało nam się zrealizować 24-25 spośród nich. A nagraliśmy 14. Potem zaś wybraliśmy 12 najlepszych. Co zresztą? Te piosenki nie były wystarczająco dobre by znaleźć się na tej płycie, więc nie sądzę, żeby znalazły się na następnej. Ale pewnym tego być nie można. Być może jakaś część jednej piosenki zostanie dodana do innej i w ten sposób powstanie nowy utwór.

Starałem się śledzić wszystkie informacje na temat Tesli odkąd ogłosiliście, że wracacie i nagracie nową płytę. Pamiętam jak Jeff i Troy mówili, że brzmienie "Into The Now" będzie bardzo nowoczesne, ale w kilku miejscach zaskoczyliście mnie jego ciężkością. Mam na myśli choćby utwór tytułowy, czy "Recognize". Czy to było zaplanowane?

Hmmm... głosowaliśmy, aby mieć ciężko brzmiące piosenki. W przeszłości też mieliśmy ostrzejsze kawałki, np. "Edison's Medicine". Po prostu tak dziś brzmimy grając ostre piosenki. Czy to było planowane? W sumie nie wiem, co mam ci powiedzieć, ale to, co brzmi rockowo, zwykle brzmi też ostro. Cały czas jednak znajdziesz u nas piosenki w średnim tempie i ballady. Może to wzięło się stąd, iż nad tym albumem spędziliśmy znacznie więcej czasu niż nad płytami nagrywanymi w przeszłości? Powiedziałbym, że ta najnowsza jest bardziej kompletna.

Skoro pracowaliście nad nowymi piosenkami tak długo, to sądzę, że wiele razy zmienialiście aranżacje i pewni nie raz nagrywaliście całe kawałki od początku?

Tak było. Ale pracowaliśmy we własnym studiu, co jest wielką zaletą, bo nie musieliśmy się martwić o pieniądze. Mogliśmy coś nagrać, a potem do tego wrócić. Jeśli nie byliśmy pewni, że coś jest w porządku, decydowaliśmy, że trzeba spróbować jeszcze raz. I nie kosztowało to nas 10 czy 15 tysięcy dolarów.

"The Great Radio Controversy" uważana jest za przełomową płytę dla Tesli. Czy to twój ulubiony album zespołu?

Nie. Moją ulubioną płytą była aż do teraz "Psychotic Supper".

Dlaczego właśnie ona?

Wydaje mi się, że wtedy osiągnęliśmy szczyt naszych możliwości. Wiedzieliśmy doskonale, co chcemy robić i jak to robić. Obecnie moją ulubioną płytą jest oczywiście "Into The Now".

Jakoś nie dziwi mnie, że tak mówisz.

Serio. Mówię jak najbardziej szczerze. Wiem, że wszyscy powtarzają, że ich ulubioną płytą jest ta ostatnia. Ale coś takiego mówi mi też o tej płycie wiele osób, w tym także dziennikarzy. Mówią, że to najlepsza płyta nagrana przez Teslę. I ja w to wierzę. Poza tym uważam, że mamy coś do udowodnienia. Naprawdę sporo.

W ostatnim kawałku, balladzie "Only You", słychać smyczki.

Tak, to gra kwartet smyczkowy.

Wynajęliście specjalnie muzyków klasycznych?

Tak, pierwszy raz zrobiliśmy coś takiego. Po raz pierwszy mamy też smyczki na płycie Tesli. Tak swoją drogą, to bardzo lubię tę piosenkę.

Brian, powiedz mi, jak wygląda scena rockowa w Sacramento? W zeszłym roku miałem okazję rozmawiać z Thomasem Flowersem z zespołu Oleander, który pochodzi z Sacramento, który bardzo was podziwia i zapewniał, że mieliście na jego grupę spory wpływ.

O, to bardzo miłe z jego strony. Największym zespołem, jaki wyszedł z Sacramento jest właśnie Tesla. Działam aktywnie na tej scenie, staram się pomagać młodym zespołom, produkuję niektóre z nich. Ale nie sądziłem, że Tesla miała taki duży wpływ.

No chyba miała, skoro nawet władze Sacramento przyznały wam jakieś wyróżnienie?

Prawda. Przyznali nam jakąś nagrodę.

A powiedz mi, czy widziałeś wideo Metalliki "Cliff'em All"?

Chodzi ci oczywiście o ten moment, kiedy słuchają "Comin' Atcha Life"? Pewnie, że widziałem. To są nasi przyjaciele od wielu lat. Poza tym opiekuje się nami ta sama firma menedżerska Q-Prime. James, Lars, Kirk i Jason Newsted są do dziś naszymi przyjaciółmi. Nigdy nie miałem okazji poznać Cliffa Burtona. Zginął, niestety, zanim się poznaliśmy z Metalliką. To wspaniali ludzie, naprawdę szczerze ich podziwiam. Mam dla nich wielki szacunek za to, że zawsze robili to, co chcieli i stali się jednym z największych zespołów na świecie. Za to, że zawsze potrafili postawić na swoim mam dla nich wielki podziw i szacunek.

Płyta jest gotowa, więc co teraz będziecie robili, kiedy już promocja się zakończy?

W marcu zaczynamy trasę koncertową po Ameryce. Z tego, co dotychczas mogę powiedzieć z podróży promocyjnej, to przyjęcie płyty w Europie też będzie dobre. Rozmawiam co chwila z jakimiś menedżerami i będziemy chcieli tu przyjechać, bo w Europie nigdy za wiele nie graliśmy. Wygląda na to, że Europa jest dobrym rynkiem dla takiego hard rocka, jakiego my gramy. Czas więc zająć się tym lepiej. Szkoda, że nie stało się to wcześniej. Ale to nie było tak, że my celowo tu nie przyjeżdżaliśmy wcześniej. Po prostu tak wyszło. Postaramy się przyjechać wiosną i latem i zagrać na kilku festiwalach.

Mam nadzieję, że kiedyś dotrzecie też do Polski?

Chciałbym bardzo, bo nigdy wcześniej tam nie byłem. I jeszcze słowo do polskich fanów: Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy. Dziękuję wam, że lubicie Teslę i mam nadzieję, że spodoba się wam nowa płyta.

Dziękuję ci za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: USA | frank szwajcarski | radio | gitara | śmiech | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy