Reklama

"Chciałem pomóc innym"

Wszyscy, którzy znali członków powstałej w latach 80. formacji Pain Of Salvation od początku istnienia zespołu mówili, że ich przeznaczeniem jest osiągnąć sukces. Na zrealizowanie tych przepowiedni trzeba było czekać jednak aż do 1997 roku. Wtedy to na rynku ukazał się debiutancki krążek grupy, zatytułowany "Entropia". Na twórczości Pain Of Salvation najpierw poznali się Japończycy, aby po jakimś czasie zachwyciła się nią cała Europa. Swój drugi album nagrywali już jako gwiazda światowego formatu. Po niecałych pięciu latach od tej chwili, fani grupy otrzymaliczwarty już w karierze grupy album zatytułowany "Remedy Lane". Przy okazji premiery albumu o tym czy płyta jest kontynuacją "The Perfect Element Part 1", nieudanej ekranizacji "Władcy pierścieni" i zawartości prog-metalu w muzyce Pain Of Salvation z Danielem Gildenlöwem, frontmanem zespołu rozmawiał Konrad Sikora.

Zanim zaczniemy rozmawiać o albumie "Remedy Lane", chciałbym wrócić do płyty "Perfect Element Part 1". Jak wskazuje jej tytuł, macie już w głowie gotową drugą część?

Tak. Mam już całą historię w głowie. Jednak doszliśmy do wniosku, że zanim ukaże się druga część, lepiej będzie wydać kolejny album, który je rozdzieli. Wydanie jej od razu mogłoby spowodować, że cała ta historia stanie się trochę nieczytelna. Poza tym wiedzieliśmy o tym, że ruszymy w trasę z Dream Theater i koniecznie chcieliśmy przed tym wydać jakąś płytę. Nagrywanie "Perfect Element Part 2" zajmie nam sporo czasu i na pewno nie zdążylibyśmy się wyrobić przed tym tournee. Druga część będzie znacznie bardziej rozbudowana. Pojawi się wielu innych muzyków, zagra orkiestra symfoniczna. Nie można było tego zrobić w tak krótkim czasie.

Reklama

Coś tu się jednak nie zgadza. W materiałach promujących "Remedy Lane"pojawiały się informacje, że właśnie ta płyta jest kontynuacją "Perfect Element"...

To nieprawda. Ale rzeczywiście słyszałem już w wielu wywiadach, że tak traktuje się ten album. Ale to nie tak. Część druga dopiero powstanie.

Czy możesz coś opowiedzieć o tematyce tej płyty? Nie pomylę się chyba jeśli powiem, że jest to bardzo smutny i osobisty album?

Tak, to zdecydowanie jest mój najbardziej osobisty album. Jako, że ja odpowiadam za teksty i odpowiadam też w ogromnej części za muzykę, mogłem sobie pozwolić na tego typu koncept. A dotyczy on kryzysu w moim małżeństwie, który wydarzył się jakieś osiem miesięcy temu. Płyta opowiada o tym, jak to jest kiedy nagle znajdujesz się w sytuacji, w której zupełnie nie wiesz, jak będzie wyglądać twoje życie, dokąd zmierzasz i nie masz pojęcia jak poradzić sobie z tymi wszystkimi problemami. I choć ta płyta jest bardzo osobista, to jednak wydaje mi się, że można na niej znaleźć odpowiedzi na wiele pytań, które w różnych etapach życia stawia sobie każdy człowiek. Zdecydowałem się na poruszenie tego tematu, bo doszedłem do wniosku, że ktoś może odnaleźć w tych tekstach jakąś wskazówkę dla siebie. Gdyby tak nie było, zaśpiewałbym o czymś innym, a ze swoim problemem poszedłbym do psychologa.

Czyli ta płyta stała się dla ciebie rodzajem terapii?

Czy ja wiem? Na pewno była jednym ze sposobów poradzenia sobie z tą sytuacją. Znam jednak inne i bardziej efektywne. Sądziłem, że potrafię jakoś pomóc innym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.

Pochodzisz ze Szwecji. Angielski nie jest więc twoim ojczystym językiem. Czy nie byłoby łatwiej o tak trudnych sprawach śpiewać po szwedzku?

Trudno powiedzieć. W naszym kraju język angielski jest czymś normalnym. Traktujemy go jak drugi język ojczysty. Od dzieciństwa się z nim stykamy i dlatego nie mamy problemów, aby swoje, nawet najbardziej zawiłe myśli wyrazić także w tym języku. Jestem w stanie nawet powiedzieć, że łatwiej pisze mi się po angielsku niż po szwedzku. Czytam też właściwie tylko po angielsku.

A nie myśleliście o nagraniu płyty po szwedzku?

Myśleliśmy o nagraniu utworu lub dwóch, ale bardziej dla żartu niż na serio. Dla fanów byłoby to na pewno coś ciekawego.

Wspomniałeś o tym, że odpowiadasz za teksty i muzykę. W jaki sposób twoje starania uzupełniają pozostali członkowie zespołu?

W przypadku dwóch ostatnich płyt całość materiału napisałem właściwie sam. Potrafię grać na wielu instrumentach, więc sam aranżuję ich partie, co może w pewnym sensie ogranicza moich kolegów, ale jak na razie nie narzekają. W żadnym wypadku nie zamykam się na ich pomysły i jestem otwarty na każdą propozycję. Nie mam monopolu na pisanie i nie jestem żadnym dyktatorem, który wszystkimi kieruje. Moja rola bierze się chyba z tego, że pisanie przychodzi mi z ogromną łatwością. Przez moją głowę wciąż przewijają się jakieś pomysły i bardzo szybko przekładam je na muzykę.

Tak jak powiedziałeś, w przypadku "Remedy Lane" główną inspiracją był twój małżeński kryzys. Co jeszcze?

Tak naprawdę inspiruje mnie wszystko czego doświadczam. Wpływ mają książki, które czytam, filmy które obejrzałem. Czytałem wiele wywiadów, w których pisało, że dany artysta nigdy nie inspiruje się tymi rzeczami. To jedna z największych bzdur jakie w życiu słyszałem. Jeśli jesteś człowiekiem, który się w jakiś sposób rozwija, to książki, filmy i różne tego typu sprawy zawsze zostawią w tobie jakiś ślad. Można nie przyznawać się do tych inspiracji, ale one w nas tkwią.

Co takiego ciekawego czytałeś ostatnio?

Jak to co? "Władcę pierścieni"!(śmiech). Zaraz potem poszedłem na film i muszę przyznać, że jestem nim ogromnie zawiedziony. Może dlatego, że tak niedawno czytałem książkę. Ale na serio czułem się jakbym oglądał "Szklaną pułapkę" w wersji fantasy. Bardzo dużo rzeczy mi w nim zabrakło. Gdyby Tolkien żył, to na pewno nieźle skopałby tyłek autorom scenariusza. Kiedy jeszcze żył mocno pokłócił się z osobami, które przełożyły "Władcę pierścieni" na szwedzki. A wszystko z powodu kilku nazw własnych. Jeśli potrafił latami spierać się z tego powodu, to po obejrzeniu filmu pozabijałby chyba wszystkich, którzy przy nim pracowali. A może to wszystko dlatego, że miałem wobec tej produkcji zbyt duże oczekiwania?

Skoro poruszyłeś temat "Władcy pierścieni", to nie da się ukryć, że świat metalowy i świat rocka progresywnego czerpie z tej książki ogromną ilość pomysłów. Czy sam nigdy nie myślałeś o tym, aby nagrać album w oparciu o dzieło Tolkiena?

Tak, rzeczywiście ten temat jest dość powszechny. Sam kiedyś oczywiście myślałem, aby nagrać coś, co będzie nawiązywało do "Władcy pierścieni", ale było to dawno temu, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Kiedy Pain Of Salvation zaczęło działać jako zawodowy zespół taki pomysł już nigdy nie przyszedł mi do głowy. Teraz jest to tym bardziej niemożliwe. To już zbyt wyświechtany pomysł. Nie byłoby to nic oryginalnego. Książka zawsze pozostanie oryginalna i świeża. Nagranie muzyki na jej podstawie to pomysł spóźniony o dziesięć, a może nawet 20 lat.

A co jeśli chodzi o inspiracje muzyczne?

Obecnie słucham sporo rzeczy, które są jakby powrotem do przeszłości, do chwili, kiedy w ogóle zacząłem odkrywać muzykę. Spędzam wiele czasu na szukaniu piosenek, które wtedy mi się ogromnie podobały, a które były wykonywane przez anonimowych dla mnie artystów. Pamiętam je wszystkie, ale w wielu przypadkach nie znam ani tytułu, ani nazwiska wykonawcy. To bardzo ciekawa muzyczna podróż w przeszłość. Poza tym przesłuchuję wszystkie płyty analogowe z kolekcji moich rodziców. W ostatnim czasie zainteresowała mnie także postać Sammy'ego Davisa Juniora. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego głosu. Niedawno zapytano mnie o to, jaki moim zdaniem jest najlepszy album 2001 roku i nie potrafiłem odpowiedzieć. Żaden nie powalił mnie na kolana. Słyszałem, że "Lateralus" Toola jest niezły, ale słuchałem go tylko raz, a żeby ocenić płytę musze zrobić to przynajmniej trzy razy. Dlatego na pewno nie jest to płyta, którą będę wspominał na łożu śmierci. Słyszałem też "Hybrid Theory" Linkin Park i to jest ciekawy album, ale w żadnym razie nie powala. Zeszły rok był bardzo kiepski jeśli chodzi o muzykę, albo ja nie miałem szczęścia natrafić na nic ciekawego.

Pain Of Salvation to zespół, który powszechnie postrzegany jest jako grający tzw. prog-metal. W ostatnim czasie miałem jednak okazję spotkać się z wieloma osobami, które twierdzą, iż co do progresywności to wątpliwości nie ma, ale jeśli chodzi o metal to już są i to spore. Co myślisz na ten temat?

Szczerze mówiąc jest mi to obojętne. Ludzie mogą określać nas jak chcą. Sam nigdy nie postrzegałem Pain Of Salvation jako zespół grający rocka progresywnego, ani nie uważałem, że gramy prog-metal. Nie mówię też, że stworzyliśmy jakiś nowy gatunek, ale żaden z tych dwóch do końca mi nie odpowiada. Odnosząc się do tego co powiedziałeś stwierdziłbym jednak, że teraz znacznie bliżej nam do metalu, niż do rocka progresywnego. Z drugiej jednak strony nie przykładam do tych rozważań najmniejszej uwagi. Niech każdy określa nas tak, jak mu wygodnie. Sam nie interesuję się za bardzo ani jednym, ani drugim nurtem. Gdyby ktoś dał mi do ręki płytę i powiedział, że nagrał ją zespół progrockowy lub progmetalowy, to zastanawiałbym się długo czy jej wysłuchać. W 90% słuchanie takich płyt to po prostu dla mnie strata czasu. A przecież sam gram taką, a nie inną muzykę! Widocznie etykietka dla Pain Of Salvation nie jest do końca odpowiednia.

W ostatnich latach na rynku europejskim zaistniało wiele szwedzkich zespołów metalowych, progmetalowych i grających rocka progresywnego. Szwecja stała się, prawdziwą wylęgarnią takich grup. Czy utrzymujecie ze sobą kontakty, przyjaźnicie się?

Szczerze mówiąc nie bardzo. Utrzymuję kontakt z chłopakami z Evergrey i z The Flower Kings, ale nie są to jakieś mocne więzi. Zajmujemy się własnymi sprawami i jakoś nie mamy ani czasu, ani ochoty na przyjacielskie pogawędki z innymi.

Jak sądzisz, skąd bierze się ta popularność szwedzkich zespołów?

Ciężko powiedzieć. Moje pokolenie miało to szczęście, że w Szwecji mogliśmy liczyć jako dzieciaki na darmowe kształcenie w szkołach muzycznych i te szkoły pękały w szwach od ilości uczniów. Teraz oni dochodzą do głosu. Poza tym jeśli jeden zespół odniesie sukces, to inni też zaczynają wierzyć w siebie i cała machina się napędza. Pojawiają się idole, których inni chcą naśladować. Wpływ na tą popularność ma wiele czynników, ale to są na pewno jedne z tych ważniejszych.

Tak się składa, że towarzyszyłeś jako muzyk na trasie formacji Transatlantic. Czy jest jakaś szansa, że w końcu usłyszymy cię na płycie tej grupy?

Na razie przygotowujemy album DVD z trasy. Później chłopaki chyba zrobią sobie dłuższą przerwę w graniu. Transatlantic miał być projektem ubocznym, a oni w ciągu dwóch lat wydali trzy płyty. Nie chcą, aby ludzie myśleli, że tak będzie cały czas i na razie zajmą się pracą ze swymi macierzystymi zespołami. Czy ja coś z nimi nagram? Któż to wie, może kiedyś do tego dojdzie.

Czas przejść do spraw związanych z trasą koncertową. Będziecie na niej grali razem z Dream Theater. W naszym kraju dość często pojawiają się głosy mówiące, że to oni powinni być supportem dla was...

Patrząc na to jak sprzedają się płyty obu zespołów, to chyba taki obrót sprawy nie wchodzi w rachubę. Sam już słyszałem takie opinie i spotkałem się z takimi sugestiami w prasie. Ale gdyby zapytać Mike'a Portnoy'a co o tym myśli, to chyba nie zgodziłby się z takimi opiniami... (śmiech)

Czy oprócz trasy macie jeszcze jakieś plany na ten rok?

Tak. Wybierzemy się na kilka koncertów do Stanów Zjednoczonych, a potem weźmiemy udział w przedstawieniu "Jesus Christ Superstar", które będzie wystawiane w naszym rodzinnym mieście. Mamy bardzo mało czasu, aby się przygotować, ale wierzymy, że wszystko się uda. Proszono nas także o to, aby zarezerwować sobie czas na jesień, tak abyśmy mogli znów wyruszyć w trasę. Jednak wiadomo, jak to jest w tym biznesie. Jednego dnia jedziemy w trasę, a drugiego jest już po wszystkich planach, bo ktoś się z kimś nie dogadał. Trasa miałaby objąć swoim zasięgiem Europę Wschodnią i Południową. Oczywiście w takim przypadku nie pominiemy Polski. Bardzo chcemy u was zagrać. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Wszystko zależy od pieniędzy i tego co zrobi nasza wytwórnia.

Planujecie wydanie jakiegoś DVD po trasie z Dream Theater?

Raczej nie. Występujemy na tej trasie jako support. Trudno więc wydawać na DVD 45-minutowy występ. Szkoda zachodu. Być może dojdzie do tego, jeśli dojdzie do skutku ta druga część trasy promującej "Remedy Lane".

Miejmy nadzieję, że tak się stanie. Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: DVD | trasy | książki | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy