"Bunt jest cholernie potrzebny"
Wokół łódzkiej formacji Cool Kids Of Death zrobiło się głośno wiosną 2002 roku dzięki kompozycji "Uważaj", która dzięki ciekawemu teledyskowi i interesującemu tekstowi przysporzyła jej sporo wielbicieli, z niecierpliwością oczekujących na debiutancki album. Muzyka C.K.O.D. to melodyjne, pop-punkowe piosenki. To przede wszystkim gitarowy jazgot, poparty motoryczną perkusją i industrialnym klawiszem. Do tego wszystkiego dochodzą niepokojące teksty, które wyróżniają się wyjątkową szczerością. O punkowych korzeniach, tekstach utworów i oczekiwaniach związanych z albumem "Cool Kids Of Death", z Krzysztofem Ostrowskim, wokalistą zespołu i rysownikiem komiksów, rozmawiał Konrad Sikora.
Pierwsze dźwięki grane przez Cool Kids Of Death dotarły do mediów już w 2001 roku. Na album przyszło nam jednak trochę poczekać. Dlaczego?
Pierwsza EP-ka ukazała się rzeczywiście w wakacje 2001 roku. Było to zaledwie pół roku po powstaniu zespołu. Mieliśmy już wtedy jednak podpisany kontrakt na trzy tego typu wydawnictwa. Wydaje mi się, że mimo wszystko poszło nam bardzo szybko. Wydaliśmy dwie następne EP-ki, a teraz wychodzi płyta. Jak na zespół, który istnieje zaledwie półtora roku, to naprawdę nieźle. Obraliśmy taktykę angielską - najpierw wydajemy EP-ki, a potem dopiero album. Nie chcieliśmy wydać singla z jedną piosenką i później od razu płytę, bo wtedy na pewno by przepadła. My najpierw przygotowaliśmy sobie grunt.
Wasz album ukazał się nakładem wytwórni Sissy? Podobno tylko do nich zgłosiliście się z materiałem. Dlaczego?
Tak, to było jedyne wydawnictwo, do którego wysłałem nasze demo. Oni w tym czasie wydali singla Ścianki i w chwilę później album "Dni wiatru". Odzew był bardzo szybki. Wysłałem im te płyty w lutym, a już w czerwcu podpisaliśmy kontrakt. To był pierwszy niezależny label i z tego powodu było o nich głośno. Widziałem fajnie wydaną płytę Ścianki i to wszystko wyglądało mi na robotę zapaleńców. Wolałem wysłać nasz materiał do nich, aniżeli do jakiegoś wielkiego molocha. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że Sissy jest tak bardzo związane z BMG. Widziałem w tym głównie sporo starań i pasji. Poza tym mieli ładne logo. Gdyby wtedy nie odezwali się ludzie z Sissy, to chyba wysłałbym nasz materiał do Anteny Krzyku. Ewentualnie spróbowalibyśmy wydać go własnym sumptem, ale pewno siedzielibyśmy jeszcze w garażu, grając w łódzkich klubach. Może idąc śladami formacji Not spróbowalibyśmy wydać płytę zagranicą?
Materiał na płycie podzielony jest na dwie części. Widząc nazwę „hate” w części pierwszej można zacząć się bać...
Ale nie trzeba. Raczej trzeba pomyśleć, aniżeli się bać.
Skąd ten podział na „hate” i „love” - przy czym to „love” to niewiele ma wspólnego z miłością.
Tak, to nie jest klasyczne popowe spojrzenie na uczucia. Podział wziął się jakoś tak sam z siebie. Piosenki powstawały bez zamysłu, że będą podzielone na dwie grupy. Kiedy jednak je już wszystkie złożyliśmy i ułożyliśmy ich kolejność, zdecydowaliśmy się przesunąć dwie i okazało się, że można je w jakiś sposób podzielić - na utwory, które są swoistymi manifestami i na te, które mówią o uczuciach.
Gdyby ktoś przeczytał wasze teksty nie znając waszej muzyki, mógłby pomyśleć, że nagrała je jakaś punkowa kapela. Czy ten punkowy bunt gdzieś w was siedzi?
Tę łatkę punkrockową przyczepili nam dziennikarze. I w sumie dobrze, że tak się stało, bo obawiałem się, że będziemy porównywani do Myslovitz. To mnie mile zaskoczyło, chociaż bardziej słuchałem rzeczy typu The Smiths, niż zespołów punkowych. To nie jest nic dziwnego - ociekające krwią hardcore'owe zespoły z Nowego Jorku też słuchają The Smiths i cenią Morrissey'a za jego teksty. W Polsce jest to raczej nie do pomyślenia. Trzeba słuchać tego, co wszyscy i nie można sobie robić wypadów w inne obszary muzyczne, a my jesteśmy właśnie z tych innych obszarów. Z nowszych rzeczy słuchamy takich kapel, jak The Hives, International Noise Conspiracy, a one wszystkie wychodzą z tego inteligentnego punk rocka. I choć muzycznie nie są to trzy akordy i darcie mordy, to rzeczywiście ten przekaz jest punkowski. A bunt to jest coś, co teraz jest cholernie potrzebne. Żyjemy w czasach, w których nikomu nic się nie chce. Nie jest dobrze, ale nie jest aż tak źle, byśmy czuli się przyparci do muru. Każdy znajduje dla siebie jakąś szansę i jej się trzyma. A to jest złe, bo zadowalamy się tym, co mamy. Coś się musi w końcu zmienić.
Wasza muzyka nie należy do najłatwiejszych. Czy nie obawiacie się, że z tego powodu album zostanie odrzucony przez publiczność?
Nie boję się tego, że płyta zostanie odrzucona, bo ja nie liczę na jej sukces komercyjny. Sam chciałbym słuchać takiego zespołu. Brakuje mi kapeli, która po polsku śpiewałaby o takich sprawach, o takich problemach, które są na wyciągnięcie ręki. Amerykańskie kapele śpiewają o tym, co jest wokół nich i nie zawsze możemy te teksty odnieść do siebie. Muzyka nie jest taka trudna, jest to ostre gitarowe granie. Ta płyta powinna jednak zwrócić na siebie uwagę właśnie dzięki tekstom. To jest album trochę z innej bajki - i muzycznie, i tekstowo. O dosyć ważnych sprawach staraliśmy się napisać jak najprostszymi słowami, by przekaz był ewidentny, aby nie było żadnych możliwości intepretacyjnych. Nie ma żadnego ściemnienia, Nawet debil je zrozumie.
Czyli poezja nie jest dla was?
Nie, zdecydowanie nie.
Czy taka płyta może odnieść sukces, skoro pochodzące z niej piosenki będą grane tylko w Radiostacji i w Trójce?
W sumie to nawet tam nie ma nas zbyt wiele, ale zauważamy siłę rozgłośni lokalnych. One mają największą siłę rażenia. pojawianie się w Trójce to trochę taki snobizm, ale większą popularność przyniesie nam chyba prezentowanie naszych piosenek w lokalnych stacjach.
Ani przez chwilę nie myśleliście o tym, żeby nagrywać po angielsku?
Od początku planowaliśmy, że nasze piosenki będą śpiewane po polsku. Wszyscy w zespole są dwujęzyczni, ale jesteśmy zespołem polskim i śpiewamy po polsku. Byłoby to głupie, gdybyśmy o tych wszystkich sprawach chcieli śpiewać po angielsku. Moja ciocia w Londynie w ogóle nie rozumie ich znaczenia. Nie przechodzi jej przez głowę, że można być w takiej sytuacji, to wszystko jest dla niej abstrakcją. To znak, że nasze teksty mogą funkcjonować tutaj, a zagranicą mogłyby stracić swoją moc. Tam jest zupełnie inny świat. Szczególnie pierwsza część płyty jest specyficznie polska. Nie odcinamy się jednak od tekstów w innym języku, pracujemy nawet nad kilkoma, bo jeśli chcemy grać koncerty poza Polską, musimy to zrobić. Głupio śpiewać Anglikowi po polsku. W tym zespole tekst jest co najmniej tak ważny, jak muzyka.
Kto jest adresatem waszych tekstów - nastolatkowie czy ludzie przed 30.?
Ja chciałbym uderzyć w dzieciaki. Starsi są już skur***ni i nic im się nie chce. Chcę, aby ta płyta trafiła do ludzi, którzy jeszcze nie wdępnęli w to gów*o dorosłego życia. Ja już skończyłem studia i muszę szukać pracy, choć na szczęście udaje mi się jeszcze tego uniknąć, ale widzę swoich kolegów, którzy utopili się w szambie pracy w branży reklamowej. Zarabiają kupę kasy, ale kosztem wszystkiego. Ja lepiej czuję się w swojej sytuacji. Młodzieży nikt teraz nie mówi, co jest dobre, a co złe. Panuje jakaś moda pogoni za sukcesem. A po ch*j? Lepiej się zatrzymać i zastanowić się nad życiem. O tym jest ta płyta. Trzeba radykalnie wystąpić przeciwko temu, co jest wokół nas, ale ustawieni goście tego nie zrobią, mogą to zrobić tylko nastolatkowie. Oczywiście, niech tego słuchają kolesie z kasą, bo ktoś ten nakład musi wykupić, a dzieciaki niech sobie poprzegrywają.
Skoro mowa o przegrywaniu, to jak odnosisz się do tak drażliwego tematu, jak pliki mp3?
Nigdy nie byłem muzykiem, jestem rysownikiem komiksów i całe życie przegrywałem płyty. Mp3 mniej mnie interesowały, bo dzięki swoim znajomym zawsze miałem dostęp do dużej ilości płyt. Zawsze przegrywałem płyty i nie mam zamiaru przestać. Jeśli ktoś chce przegrać nasz album, mnie to nie przeszkadza.
Przywołałeś temat komiksów. Powiedz, na ile ten świat komiksowy przenosi się na świat muzyki?
Występowanie w zespole i tworzenie komiksów to dwa zupełnie różne procesy, które doskonale się uzupełniają. Tworząc komiks muszę wiele dni siedzieć w domu i jeśli mam szczęście, gdzieś to wypuszczę. Jeśli się uda, to i tak nie jestem świadkiem odbioru tego produktu. Tutaj mam tylko przyjemność tworzenia. W zespole natomiast nie mam tyle do roboty, bo moja rola dotyczy głównie tego, że wyśpiewuję lub wykrzykuję teksty. Mało uczestniczę w samym procesie twórczym, aktywnie biorę natomiast udział w odtwarzaniu, czyli w koncertach. To ta godzina, w której mogę wszystko z siebie wykrzyczeć - tego nie mam przy komiksach, nie widzę reakcji na swoje dzieło. Na koncertach widzę, kiedy ludziom coś się podoba lub nie. W sumie poznaliśmy się dzięki mojemu rysowaniu. Pozostali grali kiedyś w innym zespole i zaprosiłem ich na swoją wystawę, aby zagrali. Potem poszliśmy na imprezę, z której wyrzucono ich za pisanie mazakami po windzie. Tak właśnie nawiązała się pomiędzy nami znajomość, która po jakimś czasie zaowocowała powstaniem Cool Kids Of Death.
Komiksowy był teledysk do piosenki "Uważaj", czy następne też będą miały taką formę?
Jeszcze nie myślimy nad następnym teledyskiem. Osobiście chciałbym bardziej wykorzystać technikę filmową, choć oczywiście jakieś animacje mogą się pojawić.
Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że "Uważaj" to najbardziej melodyjny utwór na płycie?
Chyba tak, ma jakąś melodię i chyba jest najbardziej popowy, dzięki czemu jesteśmy trochę blisko do Myslovitz. W pozostałych utworach, nawet jeśli są melodyjne, to ich melodyka jest bardzo zimna.
Czy planujecie jakąś oficjalną trasę promującą album?
Na razie gramy serię takich pojedynczych koncertów. Niedawno graliśmy w Zgierzu, w takiej fajnej knajpie, gdzie śmierdziało bigosem, a na sali było kilkanaście osób, ale koncert był czadowy. Ogólnie mamy miłe wrażenia, bo czasami gramy na wielkich imprezach, a czasami na takich małych. Wszędzie jesteśmy dobrze przyjmowani, chociaż czasami znajdzie się grupa palantów, którzy stoją i mają pretensje, że ktoś dla nich gra. Pracujemy nad trasą po miejscowościach nadmorskich w sierpniu. Będziemy grać po kurortach do ryby i frytek.
Dziękuję za rozmowę.