Reklama

"Brakujące ogniwo"

Pod koniec czerwca 2004 roku Metal Mind wypuścił na rynek wznowienia trzech wczesnych płyt Proletaryatu.

Formacja dowodzona przez wokalistę Tomasza "Oleja" Olejnika od końca lat 80. miała mocną pozycję na polskiej rockowej scenie. Pierwsze trzy płyty przyniosły solidną porcję punkowego czadu, później muzycy z Pabianic sięgnęli po jeszcze cięższe, niemal metalowe brzmienie.

Podsumowaniem tamtego okresu jest album "IV" z 1994 roku. Szczytowe osiągnięcie kwartetu okazało się początkiem powolnego spadku popularności. Powrót do punkowych dźwięków, zbliżonych do dokonań kalifornijskiej grupy Offspring, na "Made In U.S.A." z 1999 roku nie przysporzył Proletaryatowi nowych fanów. Od tego czasu nie pojawiły się premierowe nagrania pabianickich muzyków na dużej płycie.

Reklama

Częściej, choć także sporadycznie, można było usłyszeć członków Proletaryatu w innych konfiguracjach personalnych. W 1999 roku wyszła płyta "Anioły", od tak samo zwanego zespołu Jarosława "Siemiona" Siemienowicza (gitara) i Roberta Szymańskiego (perkusja). W marcu 2002 roku "Olej" nagrał piosenkę do filmu "Tytus, Romek i A'Tomek", autorstwa Wojciecha Waglewskiego z Voo Voo. Brał też udział w pracach nad debiutanckimi nagraniami thrashowej formacji Virgin Snatch (m. in. na basie gra tam Titus z Acid Drinkers), ale odszedł przed wydaniem płyty.


Pod koniec 2003 roku, z okazji 15-lecia zespołu, ukazał się "Revolt". Tak nazywało się pierwsze demo formacji wydane w 1988 roku w niezależnej firmie Kaszana Warsaw Factory. "Revolt" - poza nagraniami sprzed 15 lat - zawiera także nigdzie niepublikowany materiał z ostatnich lat.

W październiku 2003 roku doszło do ostatniej jak na razie zmiany składu Proletaryatu - po odejściu drugiego gitarzysty Ireneusza "Zuby" Zugaja - grupa znów jest kwartetem. Tworzą ją trzej założyciele "Olej", "Siemion", Dariusz "Kacper" Kacprzak (bas, śpiew) oraz Robert "Mały" Hajduk (perkusja).

Z wokalistą "Olejem" o wznowieniach starych płyt, jego współpracy z Virgin Snach, o przyszłości Proletaryatu, a także o komiksach rozmawiał Michał Boroń.

Proletariusze wszystkich krajów łączcie się! To zawołanie miało szanse na szeroki odzew jakieś 10-15 lat temu. A teraz?

Ja myślę, że to hasło paradoksalnie jest bardziej aktualne teraz, biorąc pod uwagę okoliczności w których teraz funkcjonujemy. Trzeba pamiętać o tym, że my jesteśmy proletariatem w rozumieniu rzymskim, a nie marksistowskim. Chcemy w warstwie tekstowej utworów nawiązywać do głosu tej najniższej warstwy społeczeństwa.

Czy reedycje klasycznych płyt z początku lat 90. to nie odcinanie kuponów od przebrzmiałej już sławy?

Nie... Mieliśmy bardzo dużo sygnałów, szczególnie grając koncerty, od młodych ludzi, którzy dopiero zaczęli nas słuchać, którzy się identyfikują z naszym przekazem, że chcieliby posłuchać właśnie tych wczesnych nagrań. Niestety, naszych płyt praktycznie w sklepach nie ma. Czasami można trafić gdzieś w marketach na jedną pozycję, i to taką sprzed pięciu lat. A to co się działo wcześniej, można jedynie dostać gdzieś na bazarach, ewentualnie u kolegi. To było główną motywacją, żeby dać tym młodym ludziom możliwość posłuchania Proletaryatu.

Tak się fajnie złożyło, że Metal Mind w tej chwili wydaje reedycje, nie tylko zespołu Proletaryat, bo także Dezertera, Illusion.. To jest po prostu pewna formuła, żeby przedstawić, to co Proletaryat robił przed tymi 15 latami.

A jak oceniasz zawirowania stylistyczne? Przecież po metalowej "Czwórce" pojawiły się znów punkowe "Zuum" i "Made In U.S.A.". Teraz wygląda na to, że straciliście zarówno tych słuchaczy, którym spodobało się nieco cięższe brzmienie, jak i tych, którzy byli z wami od początku?

Nie patrzyłbym w ten sposób, że tu straciliśmy takich fanów, a tu takich. Myślę, że to jest inaczej. Na nasze koncerty przychodzi teraz kupę młodych ludzi, w wieku, powiedzmy, od 14-19 lat. Ludzi, którzy są już w zasadzie nowym pokoleniem. To są dzieci tych wszystkich, którzy nas słuchali na początku. Dlatego jeżeli tacy ludzie przychodzą, to warto dla nich grać i tworzyć muzę.

A jeśli chodzi o te zmiany stylistyczne, to były jakieś naturalne koleje ewolucyjne, próba poszukiwań. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Faktycznie zaczynaliśmy od standardów punkrockowych, od grania Sex Pistols. Natomiast nigdy jednoznacznie nie byliśmy osadzeni w strukturach polskiego punk rocka. To samo dotyczy tego wątku metalowego. Nigdy nie próbowaliśmy się zalogować jako zespół metalowy. Myślę, że to dobrze, bo przez to nie udało się nas jakoś zaszufladkować.

Z kolei wracając jeszcze do "Zuuma", to akurat według oceny radiowców, to była pierwsza nu-metalowa płyta nagrana w Polsce. To nie była płyta punkowa. Nie ma u nas koniunkturalizmu, to raczej poszukiwanie nowych form.

Jaki masz dziś, po 10 latach, stosunek do "Przemijania", ballady z "IV", która najbardziej podzieliła waszych sympatyków?

Też można na to patrzeć w wieloraki sposób. Jedni twierdzili, że była to ballada pod publiczkę. Ja osobiście traktuję ten utwór bardzo prywatnie. Tak się złożyło, że w tym czasie miałem problemy rodzinne i to zainspirowało mnie do napisania tego utworu. Chłopaki podłożyli do tego taką muzykę i wcale się nie wstydzę tej piosenki. To jedyna ballada w historii naszej kapeli. Jest to bardzo zaangażowany utwór, traktujący o bardzo dramatycznych, prywatnych doznaniach.

A nie żal ci czasów, kiedy tematem środowiskowych debat było ścięcie twoich długich włosów?

Czy mi żal? Tamte czasy kojarzą mi się po prostu z młodością, gdy miałem mniej zobowiązań. Teraz mam rodzinę, z tego tytułu wynika szereg problemów z którymi muszę się borykać. Wtedy mogliśmy zajmować się tylko i wyłącznie muzyką, bo nie mieliśmy pobocznych obowiązków i planów. Trochę mi żal, że czas tak szybko leci. A długie włosy po prostu wyszły mi z wiekiem (śmiech).

Na pierwszych płytach obok poważnych utworów, dotykających często spraw politycznych ("Tienanmen", "Zostanę żołnierzem", "Sumienie generała"), pojawiały się numery o żartobliwej wymowie (jak choćby "Karaluch", "Kolesie", czy "Srajmy"). Chcieliście uniknąć etykietki zaangażowanych punkowców? Czy raczej te poważne utwory miały sprawić, by nie odbierano was jako typowo rozrywkowej kapeli?

Wiadomo, że świat jest pełen dramatów i tragedii, o których warto pisać i śpiewać, ale jednocześnie nie można popaść w jakąś taką manierę. Że zespół kojarzony jest jako grupa ponuraków, którzy tylko kontemplują rzeczywistość, nie zauważając żadnych pozytywów czy optymistycznych historii.

Z kolei środowisko w którym wyrastaliśmy, było przebogate w różnego rodzaju sytuacje i okoliczności, które motywowały mnie, żeby napisać także utwory właśnie typu "Kolesie" czy "Srajmy".

Do wznowionych płyt w formie bonusów dodane są przede wszystkim utwory, które wcześniej znalazły się na koncertowym albumie "Proletaryat In Concert" z poznańskiej Areny z 1991 roku. Czy nie chcieliście jej wydać osobno, skoro przecież nie doczekała się jeszcze kompaktowej reedycji?

Zastanawialiśmy się nad tym i wspólnie z kierownictwem Metal Mindu doszliśmy do wniosku, że oddzielna płyta nie byłaby aż tak ciekawa, żeby zasługiwała na osobne wydanie. To jest jakiś tam epizod z początku działania zespołu, ciekawostka z historii.

A co z nowymi dokonaniami? O płycie "Muun" słyszymy już od kilku lat, a wciąż nie można się jej doczekać. Jak wygląda sytuacja?

Sytuacja w tej chwili jest dość skomplikowana. Materiał, roboczo zatytułowany "Muun" - choć album nie będzie się tak nazywał, ale oficjalnego tytułu jeszcze nie ma - zaczęliśmy realizować dla wydawnictwa, które w międzyczasie skoncentrowało się na zupełnie innym segmencie rynku muzycznego. Weszli bardzo szeroko w taki radykalny hip hop i profilowo nie bardzo pasujemy do całości założeń tej wytwórni. Firma nie wykazuje zainteresowania tego typu twórczością, którą my prezentujemy. Dlatego wydanie płyty będzie się wiązało prawdopodobnie ze znalezieniem nowego wydawcy.

Sam materiał jest zrobiony w połowie. Brakuje kilku utworów, brakuje też wokali, które trzeba nagrać. Po wykonaniu tych zabiegów płyta może iść do produkcji. Ale cały czas się zastanawiamy, czy by nie nagrać tej płyty od początku, z innymi założeniami, niż były na początku.

Od kogo wyszedł pomysł twojego udziału w nagraniu piosenki z "Tytusa, Romka i A'Tomka"?

Zadzwonił do mnie Wojtek Waglewski, który jest kompozytorem całości oprawy dźwiękowej do tego filmu i złożył mi taką propozycję, czy nie chciałbym zaśpiewać w jednym z utworów. Uznałem to za bardzo ciekawy pomysł. Lubię wyzwania i zawsze starałem się brać udział w różnych tego typu przedsięwzięciach ("Piersi i przyjaciele", "List do R."). Traktuję jako formę relaksu, myślę, że fajnie to wyszło.

Jesteś może fanem polskich komiksów sprzed lat? Czy może interesuje cię twórczość nowych rysowników, także z zagranicy?

Moje pokolenie to właśnie pokolenie komiksowców, czytelników fantastyki. Tak, jestem fanem serii "Tytusa, Romka i A'Tomka". Co rusz wpadają mi do rąk jakieś albumy. Ostatnio widziałem album Szwajcara, nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska, tego co stworzył "Obcego". Jeżeli mam okazję, to chętnie przeglądam. Sam zresztą trochę rysuję, kiedyś także namiętnie rysowałem komiksy. Jakie? Bardzo rożne - od przygodowych po bardzo sprośne (śmiech).

Nie zastanawiałem się nigdy nad tym, czy by nie zamieścić jakiś rysunków na płycie. Może jest to jakiś pomysł? Dawno nie rysowałem. W planach miałem nawet liceum plastyczne, ale to zarzuciłem, bo międzyczasie zdarzyła mi się przygoda z Proletaryatem i zamiast rysować zacząłem śpiewać.

Dlaczego rozstałeś się z Virgin Snatch? Przecież Proletaryat od dłuższego czasu pozostaje w stanie "uśpienia", więc nie blokowały cię obowiązki z nim związane. Czy to może efekt silnej osobowości Titusa, który gra tam na basie?

Nie, broń Boże (śmiech). Akurat z tym panem mam wiele wspólnego, jeśli chodzi o pewne podobieństwa osobowości, choć może nie w całości. Natomiast głównym powodem dlaczego przestałem się udzielać w tym projekcie był prozaiczny fakt: próby odbywały się w Krakowie, ja mieszkam w Pabianicach. I był problem związany z dojazdami, z kasą, po prostu socjal. Nie było mnie stać jeździć tam co tydzień i brać udział w próbach.

Poza tym przyszedł taki moment, że chłopaki doszli do wniosku, że najlepiej będzie jeśli zespół będzie wykonywał teksty utworów po angielsku. Ja się nie bardzo czułem na siłach, żeby pociągnąć ten temat. Myślę, że Tytus, a później niejaki Zielony bardziej się sprawdzają. Ja wolę operować w naszym rodzimym języku.

Podobno nawet nagrałeś z nimi dwa utwory. Co się z nimi stało, czy jest szansa je gdzieś usłyszeć?

Jeden kawałek jest po polsku, do tekstu młodego krakowskiego poety. A drugi napisany jest w podobnej formule, w jakiej wykonujemy utwór Chucka Berry'ego "Nadine". Czyli próbuję po jakiemuś tam "węgiersku", choć oczywiście to nie jest żaden węgierski. Nie było jeszcze do niego tekstu, dlatego został zarejestrowany w takiej formie.

Co się z tym stało później - nie mam zielonego pojęcia. Raczej nie sądzę, że by to gdzieś się pojawiło.

Jakie macie plany na najbliższą przyszłość? O płycie mówiłeś, a co z koncertami?

Gramy dosyć dużo koncertów, graliśmy cały zeszły rok. A w tym roku obchodzimy 15-lecie. Od połowy zeszłego roku gramy w związku z tym koncerty, na których biletami wstępu była płyta "Revolt", wydana własnym sumptem. To cyfrowa forma zapisu naszego materiału, który też wydaliśmy sami. Zagraliśmy kilkadziesiąt koncertów, i w tym roku chcemy kontynuować tą trasę w takiej samej formule. Mamy sygnały, że ludzie chcą takiego bilet zabrać sobie do domu.

Oprócz tej zremasterowanej wersji tej kasety sprzed 15 lat, jest tam także siedem utworów zrealizowanych cztery lata temu, które nie ukazały się na żadnej płycie. To dobrze brzmiące numery, nagrane w studiu, wypełniają kilkuletnią dziurę, kiedy nie było nas za bardzo widać i słychać. To takie brakujące ogniwo.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: Proletaryat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy