"Bomby z krótkim lontem"

Avantgrind, tak chyba najtrafniej należałoby zdefiniować nieobliczalność muzycznych poczynań warszawskiej grupy Antigama. Każda ich płyta to, z jednej strony - jak przyznają sami muzycy - "totalna udręka", z drugiej zaś genialna w swej nieprzewidywalności i oryginalności dawka dźwięków, których na próżno szukać nie tylko w naszym kraju. Eklektyczny, choć tym razem nawet jeszcze bardziej ekstremalny charakter grania Antigamy obecny jest również na nowym, trzecim albumie "Zeroland", którego premierę w barwach SelfMadeGod Records zaplanowano na 1 listopada. Już dziś płyta wyzwala skrajne opinie, od dezaprobaty do skrajnego poddaństwa, z czego warszawiacy wydają się być bardzo zadowoleni. O nowej płycie, współpracy z Mitchem Harrisem z Napalm Death i kontrolowaniu dźwiękowego chaosu, z gitarzystą Sebastianem Rokickim rozmawiał Bartosz Donarski.

article cover
INTERIA.PL

Kiedy rozmawialiśmy ostatni raz, po wydaniu albumu "Discomfort", powiedziałeś, że nigdy nie będziecie grali w jednym określonym schemacie czy stylu. Po wysłuchaniu "Zeroland", bez wątpienia można stwierdzić, że ta postawa została zachowana. Nie wspominałeś jednak o tym, że aż tak bardzo lubujecie się w niespodziankach.

Oczywiście, że tak. Najbardziej lubimy zaskakiwać samych siebie. To my jako zespół w pierwszej kolejności mamy być zadowoleni z efektów naszej pracy, czy komuś się to spodoba, czy też nie. Lubimy eksperymentować, bo dzięki temu jesteśmy otwarci na różną muzykę, nie tylko grindcore.

Grindcore jest dla nas stylem, z którego czerpiemy i prawdopodobnie będziemy czerpać inspirację w przyszłości, ale staramy się też robić coś własnego, niekoniecznie związanego z brutalną muzyką. "Zeroland" jest płytą, z której jesteśmy bardzo zadowoleni, właśnie ze względu na jej różnorodność. To zdecydowanie krok do przodu dla naszego zespołu.

Antigama jest grupą bardzo aktywną w sferze kreatywnej, piszącą cały czas nowe kompozycje. "Zeroland" trwa jednak niecałe 25 minut. Nie ma w tym jakiejś sprzeczności? A może już w zamyśle miała być to taka przysłowiowa bomba z krótkim lontem?

Tak, od samego początku wiedzieliśmy, że ten album będzie krótki. Taka była nasza wizja i zamysł tworzenia tej płyty. Oprócz typowo gitarowych utworów jest tu też miejsce na dwie zupełnie inne kompozycje, które nierozerwalnie łączą się z resztą albumu. Nie są to żadne dodatki czy też wypełniacze. Są to dwa regularne utwory Antigama stworzone naszymi własnymi rękami.

Co do długości trwania naszych materiałów, to jak już kiedyś gdzieś mówiłem, Antigama nagrywa krótkie płyty. Nie jesteśmy zwolennikami 60-minutowych eposów. Wolimy bomby z krótkim lontem (śmiech).

Muzyczna zawartość trzeciej płyty jest z jednej strony jeszcze wyraźniejszym zradykalizowaniem waszej twórczości w stronę atomowej wręcz brutalności, z drugiej zaś krokiem w kierunku zwiększenia własnej dźwiękowej tożsamości. Moim zdaniem, największym sukcesem "Zeroland" jest to, że przy tej przytłaczającej ekspresji, zachowaliście własny, postępowy charakter. Słowo awangarda jest tu jak najbardziej na miejscu. Jak to postrzegasz?

Dokładnie tak samo jak ty. Uważam, że jesteśmy już dosyć rozpoznawalnym zespołem i ta płyta na pewno potwierdzi naszą pozycję. Awangarda jest i zawsze była nam bardziej bliższa niż jakikolwiek metal, więc cieszę się, że ktoś postrzega ten zespół jako awangardowy. Staramy się grać w swoim własnym stylu i nie wtrącać się w sprawy innych. Zamiast gadać bzdury siedzimy sobie w sali prób i po prostu gramy. Ta płyta już wywiera skrajne emocje na tych, którzy ją słyszeli. I to jest bardzo ciekawe. Dla jednych jest niesamowita, a dla drugich najsłabsza z całej naszej dyskografii. Opinie są podzielone i to jest dobre.


Dysharmonia to kolejne słowo - klucz do zrozumienia Antigamy. Przyznasz, że nie jest to granie łatwe.

Na pewno nie. Czasem to totalna udręka (śmiech). Ale nie poddajemy się i robimy swoje, doskonalimy siebie, po prostu. Staramy się być coraz lepsi w tym, co robimy, a czy tak jest w istocie słychać na naszych kolejnych płytach.

Odnoszę też wrażenie, że miejscami na "Zeroland" jeszcze mocniej zbliżyliście się do noise'u. To dość ryzykowne podejście, z którego wyszliście obronną ręką, umiejętnie unikając kakofonicznej dezorientacji. W tym chaosie jest metoda!

Oczywiście, że tak. Zbliżyliśmy się jeszcze mocniej do noise'u niż na "Discomfort", i to samo w sobie było świadomym i celowym zabiegiem z naszej strony. Ta płyta w pewnych momentach jest wręcz totalnie kakofoniczna, ale ten chaos jest z premedytacją i precyzją przez nas kontrolowany.

Po wydaniu "Discomfort" wzbudziliście i nadal wzbudzacie spore zainteresowanie zachodniej prasy. Niektóre magazyny określają was nawet mianem "największej nadziei ekstremalnego grania". Jak odnosicie się do tego medialnego szumu?

Wcale się nie odnosimy. Oczywiście, że cieszymy się z każdego sukcesu, dobrego koncertu, świetnych recenzji, ale daleko jest jeszcze w tym wszystkim do względnej normalności. Gdybyśmy mieli możliwość regularnego koncertowania, prezentowania swojej muzyki nią zainteresowanym, sytuacja byłaby na pewno zgoła inna.

Ludzie z zagranicy często pytają mnie, kiedy Antigama będzie grała jakąś trasę, bo są strasznie ciekawi, jak wypadamy na żywo. Mam nadzieję, że nastąpi to już wkrótce. Nie narzekamy i staramy się, aby było coraz lepiej!

Nie sądzisz jednak, że pomimo rosnącej popularności Antigamy w Polsce, u nas wciąż traktowani jesteście w kategoriach dźwiękowego eksperymentu? Zespołu, który wypada szanować, choć nie do końca się go rozumie.

Ja raczej jestem pewien, że tak jest. Nie gramy w Polsce zbyt wielu koncertów, być może dlatego, że nie jesteśmy zbyt lubianym tutaj zespołem, lub dlatego, że ludzie nie rozumieją do końca tego, co próbujemy im przekazać poprzez nasze dźwięki. Zawsze byliśmy raczej ciężcy do zaszufladkowania, ze względu na różnorodność. To na pewno działa na naszą niekorzyść, bo ludzie czują się zdezorientowani (śmiech).

Mimo wszystko planujemy tutaj kilka koncertów w niedalekiej przyszłości i mam nadzieję, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem, a ci którzy będą chcieli nas zobaczyć, na pewno się pojawią.

Opowiedz teraz trochę o waszej współpracy z legendarnym Mitchem Harrisem z Napalm Death. Jak doszło do nawiązania kontaktu z nim, i jak mniemam jego firmą Futuresque Media?

Zupełnie normalnie. Zapytałem go kiedyś korespondencyjnie, czy zrobiłby dla nas klip, a on się zgodził. Nie mam pojęcia kiedy to nastąpi, bo Napalm Death jest w tym roku wyjątkowo zajętym zespołem. Ze względu na jego napięty harmonogram klip może powstać niemal w każdej chwili. Wiem, że Mitch próbuje coś kleić podczas tras Napalm. Nie spieszymy się z tym. Klip będzie gotowy wtedy, kiedy będzie gotowy. Cierpliwość jest cnotą (śmiech).


Czy słusznie zauważam, że na "Zeroland" pojawiła się większa ilość wokali spoza ryczącego obszaru?

Oczywiście, i tylko głuchy by tego nie usłyszał (śmiech). To na pewno duża zmiana jeśli chodzi o Antigama. Łukasz (Myszkowski) wykonał na tej płycie kawał świetnej roboty ze swoimi wokalami. Miał możliwość nagrywania ich bez pośpiechu u siebie w domu, stąd taka mnogość ich charakterów na tym krążku. Są tu brutalne growle, ale też przesterowane krzyki, piski, generalnie dużo eksperymentów. Cieszę się też, że Łukasz zdecydował się w kilku numerach po prostu zaśpiewać, a nie tylko ryczeć. Ma ku temu duże predyspozycje i dobrze, że je tutaj wykorzystał.

Album kończy ponddziewięciominutowy utwór tytułowy, którego treści nie za bardzo rozumiem, pomijając już nawet jego długość. O co tu chodzi? Muzyka w tradycyjnym rozumowaniu to raczej nie jest.

A dlaczego nie jest? W przypadku jakiegoś innego zespołu mógłbyś jednoznacznie stwierdzić, że jest to muzyka, więc dlaczego w naszym nie? Właśnie dlatego trudno nas przyporządkować do jakiejś kategorii, bo jesteśmy nieprzewidywalni.

Nie musisz rozumieć przesłania tego songu, bo nie ma w nim żadnego ukrytego tekstu lub satanicznego podprogowego przekazu (śmiech). Ten utwór to raczej wycieczka w rejony twojej podświadomości. Coś, co pozwoli ci się uspokoić po tym, co przeżyłeś wcześniej. Chcieliśmy tutaj trochę poeksperymentować z dźwiękiem i wyszedł nam taki utwór, trochę w stylu science-fiction. Wiesz, coś jak bardziej psychotyczny "Blade Runner".

Tytułowy "Zeroland" to nasz kochany kraj?

"Zeroland" to wszystko, co będziesz chciał aby nim było. Interpretację tytułu pozostawiamy słuchaczowi, nie będziemy na starcie zdradzać wszystkich naszych tajemnic. Nareszcie będą teksty na płycie, więc każdy zainteresowany będzie wiedział, o co chodzi.

Podkreśleniem innowacyjnego podejście do wszystkiego, co robicie w Antigamie jest też z pewnością okładka nowego wydawnictwa. Kto jest jej autorem?

Łukasz jest jej autorem, jak zresztą do większości tego, co dotychczas nagraliśmy. Okładka do "Zeroland", jak i grafika do tej płyty to zupełnie inna historia. Polecam sprawdzić naocznie. Ta płyta naprawdę ciekawie wygląda.

Szykują się w najbliższej przyszłości jakieś nowe, pomniejsze materiały, jakie macie w zwyczaju wypuszczać?

Cały czas planujemy coś zrobić. Nie wiem, kiedy na wszystko starczy czasu, bo ja z Krzyśkiem [Bentkowskim, perkusja - przyp. red.] będziemy teraz intensywnie ćwiczyć do sesji nagraniowej nowej płyty naszego drugiego zespołu Herman Rarebell. Planów jest mnóstwo, trzeba tylko znaleźć czas na ich realizację.

W listopadzie zagracie kilka koncertów w ramach trasy amerykańskiego Catheter. Czy fani Antigamy mogą liczyć jeszcze w tym roku na coś więcej?

Nie mam pojęcia. Wszystko się może zdarzyć.

Dziękuję za rozmowę.