"Bez walki nie ma nic"
Trudno byłoby sobie wyobrazić polską scenę metalową bez szczecińskiego zespołu Quo Vadis. Istnieją już 15 lat, a wszyscy usłyszeli o nich dzięki niesamowitej przeróbce "Kocham cię kochanie moje" z repertuaru grupy Maanam. Jak się miało w przyszłości okazać, covery stały się specjalnością zespołu i do dziś nie można sobie wyobrazić koncertu Quo Vadis bez "Pretty Woman" Roya Orbisona. Po blisko czteroletniej przerwie ukazała się kilka miesięcy temu nowa płyta Quo Vadis, zatytułowana "Król". Z tej okazji na audiencję do Tomka Skayi, od samego początku wokalisty i basisty zespołu, wybrał się Lesław Dutkowski.
Między płytami "Po" a "Król" było prawie cztery lata przerwy. Dlaczego tak dużo?
W międzyczasie nagraliśmy dwa utwory do filmu Bogusława Lindy "Sezon na leszcza", wydaliśmy także taką półoficjalną kasetkę z materiałem dopingującym Pogoń Szczecin. Przy okazji trochę się zmienił skład zespołu. Słowo "troszeczkę" może nie jest tu wystarczająco mocne, bo jak się zmieniają gitarzysta i perkusista to są to naprawdę potężne siły. Do tego zespół dokooptował instrumenty elektroniczne.
To spowodowało, że wszystko się gdzieś tam w czasie odkładało no i trzeba pamiętać, że pomiędzy nagraniem "Króla" a wydaniem go upłynęło rok czy półtora roku czasu.
Czyli to jest dość stary materiał.
On powstał przepisowo tak jak powinien powstać. My wydajemy płyty mniej więcej co dwa lata, czyli materiał powstał pod koniec tego drugiego roku. Ale zanim to zarejestrowaliśmy to wszystko się jakoś tak przesunęło w czasie.
Nie będę ukrywał, że zrobiłem duże oczy po przesłuchaniu "Króla", bo wielu rzeczy się nie spodziewałem. Powiedz mi, czy to jest taki jednorazowy eksperyment, czy może zaraziliście się na dobre tymi takimi elektronicznymi i orientalnymi wstawkami?
Utwór "Dżihad", który masz na myśli, powstał na długo przed zamachami terrorystycznymi z 11 września 2001 roku. Tak więc to był niejako taki proroczy sygnał.
Niebezpiecznym człowiekiem jesteś.
Niebezpiecznym. (śmiech) Już nie piszę takich rzeczy. Natomiast jeśli chodzi o elektronikę, to wydaje mi się, że ona pojawi się u nas na stałe z uwagi na fakt, że nam się bardzo podoba i takim wyróżniającym się dla nas utworem na płycie jest kompozycja "Zegary", druga na płycie. Widzimy, że jest to skuteczna zmiana. Oczywiście nie będzie tak, że cała płyta będzie jak "Zegary", ale na pewno będzie więcej takich utworów.
Jak już poruszyliśmy wątek, że od czasu nagrania płyty do wydania minęło trochę czasu, to sądzę, że w międzyczasie powstał jakiś nowy materiał. Czy ma się on jakoś do zawartości "Króla", jest to jakieś rozwinięcie tego, co zostało zawarte na tej płycie?
Trudno mi teraz na to odpowiedzieć. Będzie to minimalnie coś innego. Być może o tyle, że będzie więcej na pewno takich numerów - nie dziewięć tylko powiedzmy trzy czy cztery, gdzie jest dużo elektroniki. Powstały też utwory o takiej bardziej bogatej aranżacji. Poza tym wszyscy ostro zabraliśmy się do pracy. Podczas nagrywania "Króla" było tak, że ja spotykałem się z "Cimasem" [gitarzysta - red.] i pisaliśmy we dwóch, potem zapodawaliśmy to reszcie i reszta uczyła się tych utworów.
Natomiast teraz jest tak, że został opracowany jakiś temat, złapałem jakąś ogólną formę i ogólną wizję, po czym na próbie jest on poddawany szeregowi zmian, każdy coś tam wrzuca. Jesteśmy zadowoleni, bo każdy ma jakiś wkład.
Na pewno płyta będzie bardzo zróżnicowana. Będą na pewno utwory takie quovadisowo szybkie, będą utwory rozbudowane i na pewno trochę elektroniki.
Wspomniałeś o nowych członkach zespołu. Nie będę cię pytał, dlaczego ci, a nie tamci. Ja akurat pamiętam czasy jak przyjeżdżaliście w trzyosobowym składzie na koncert do "Rotundy" w Krakowie. Jeszcze długie pióra miałeś. Minęło 15 lat, a ty dalej to ciągniesz. Muzycy się zmieniają, a Skaya cały czas trwa na posterunku. Skąd ty bierzesz do tego motywację? Twoim marzeniem było mieć zespół i w nim grać tak długo, jak to będzie możliwe?
Trudno byłoby powiedzieć, że się do tego przyzwyczaiłem, ale mam cały czas jakąś wewnętrzną motywację, żeby w tym działać i widzę w tym jakiś sens. Trzeba życie w pewien sposób bilansować. Nie można całe życie imprezować ani całe życie pracować na zasadzie praca-dom-kapcie-telewizor. To jest jak gdyby ta odskocznia, na zasadzie, że jestem w tygodniu urzędnikiem państwowym, a w sobotę przemieniam się w Skayę-szatana. (śmiech)
Obchodzicie w tym roku jubileusz 15-lecia istnienia zespołu. Na 10-lecie stawiły się nawet władze miejskie Szczecina. A na 15-lecie jak będzie?
Zobaczymy, bo władze miejskie uległy poważnym reorganizacjom. (śmiech) Na pewno planujemy tu taki większy koncert, na który być może będzie wjazd za darmo albo za jakąś symboliczną kwotę. Chcemy jakieś sceniczne historie wymyślić, multimedia itp., i być może nagrać z tego koncertu wideo. A to ma być w ogóle uwieńczenie takiej akcji, którą planujemy - "15 koncertów na 15-lecie Quo Vadis". Wszystko miałoby się dziać pod koniec tego roku. Jak widzisz pewne plany są.
A jak byś podsumował te 15 lat dla Quo Vadis? Były płyty, były koncerty w Polsce i za granicą, zespół ewoluował stylistycznie i personalnie niestety też. Jak patrzysz wstecz podczas takich jubileuszów, to co pozostaje ci w pamięci?
Zawsze wspominam każdy etap nagrywania płyty. Każdy taki moment jest najbardziej wyrazisty. Jest jakaś ciężka praca i jest jakieś zamknięcie pewnego etapu działalności, przy czym jest to o tyle satysfakcjonująca rzecz, że po raz pierwszy słuchasz swoich utworów, tak więc wszystko słyszysz - jest wokal, drugi wokal dograny, trzy gitary. Zawsze robi to największe wrażenie.
Pamiętam jak nagrywaliśmy każdą z naszych płyt. Pamiętam, takie czasy z okresu pierwszej płyty, czy nawet z okresu demówek, kiedy był większy głód w społeczeństwie takiej ostrej muzyki. Można powiedzieć, że to były złote czasy dla metalu w Polsce. Pamiętam jak jechaliśmy do jakiejś małej miejscowości, a na koncert tam przychodziło po kilkaset osób.
Pamiętam też taką scenkę - bardzo mi się to podobało - byłem kiedyś w górach po wydaniu naszej trzeciej płyty "Test Draizea", w jakiejś miejscowości gdzie były cztery domy plus kiosk warzywno-przemysłowo-spożywczy, w którym były też kasety. Pytam się gościa, bo chciałem zagaić, czy jest nasza nowa płyta, a gość mi mówi, że jej nie ma i dodaje: Ale w zeszłym roku jak był 'Politics', co ja się jej tutaj nasprzedawałem. Co drugi się pytał o to. W tym momencie to tak miło mi się zrobiło. Ale już więcej się nie powtórzyła taka historia, więc zejdźmy na ziemię. (śmiech)
Wspominam też nasze koncerty zagraniczne, których było niewiele, dlatego wszystkie pamiętam dobrze. W 1994 roku byliśmy na festiwalu w Kopenhadze jako jedyny zagraniczny zespół. Tam też było bardzo sympatycznie. Wspominam też naszą zeszłoroczną wizytę w Stanach, pomimo tego, że nie graliśmy na stadionach itp., ale sam klimat i w ogóle sam fakt, że jest się tam, działa w jakiś sposób. Teraz muszę powiedzieć, że prowadzimy działania zmierzające ku temu, żeby w tym roku powtórzyć to wydarzenie.
15 lat już ciągniesz Quo Vadis, a gitarą basową to pewnie miałeś styczność jeszcze jakiś czas wcześniej. Powiedz mi, jak ty patrzysz na sytuację zespołów muzycznych w Polsce?
Powiem szczerze, że z moich obserwacji wynika, że nie jest dobrze. Jeżeli Quo Vadis boryka się z problemami wydawniczymi, jeżeli się odbijamy od różnych drzwi, gdzie teoretycznie nie powinno być z tym problemów, bo materiał jest w miarę dobry i zespół gdzieś tam znany i nie zaczyna od zera, a powoduje to pewne bariery...
Widzę moich młodszych znajomych z innych zespołów, którzy rozsyłają materiały i nawet nie ma odpowiedzi w stylu: Dziękujemy za materiały, ale chwilowo nasze plany wydawnicze nie obejmują czegoś takiego. Po prostu jest naprawdę ciężko. Oczywiście należy walczyć, bo bez walki to nie ma nic i trzeba się starać i coś robić. Tacy są uhonorowani, w którymś momencie. Ale to tylko zależy od ich determinacji.
To teraz powiem ci, dlaczego o to zapytałem. Dziś z samego rana przyszła informacja, że Zbigniew Hołdys odchodzi z MTV Classic. Widziałeś jakiś punkt zaczepienia dla Quo Vadis w tym programie?
Tak. Widziałem. Cholera nie wykorzystaliśmy go. Mieliśmy w planie tam jechać.
Podobno jego program ma się pojawić w jakieś innej stacji, więc nie trać nadziei.
No to dobrze.
Chciałem dla odmiany za[pytać, czy podczas sesji nagraniowej do "Króla" nie zarejestrowaliście żadnej przeróbki?
A wiesz, że nie?
Nie?! To chyba jest to przełom w historii Quo Vadis.
Dokładnie tak. Z coverami to jest tak, że z jednej strony fajnie się ich słucha, fajnie się je gra, wiadomo, że bez coverów koncerty Quio Vadis się nie odbędą. Natomiast przychodzi taka sytuacja, że są zarzuty: Za dużo coverów gracie albo Za mało coverów gracie. Postanowiliśmy, że na tej płycie nie będziemy ich ujmowali, bo być może - powtarzam to po każdej płycie od jakiegoś czasu - wydamy płytę z samymi coverami. Ale jakoś nie możemy się do tego zmusić. Teraz jak będziemy jechali do Ameryki, to tam zaprezentujemy taki polonijny set coverowy. Jeszcze rozpatrujemy wersję wydania takiego materiału okazjonalnego z okazji 15-lecia, z cyklu "15 coverów na 15-lecie" lub "15 The Best Of". To "The Best Of" będzie chyba w cudzysłowie. (śmiech)
Mówiłeś delikatnie o nowych utworach, o planach wyjazdowych i wydawniczych, ale powiedz mi, czy jest szansa, żeby ten dystans czasowy między "Królem" a nową płytą zmniejszył się?
Pracujemy nad tym, aby się zmniejszył. (śmiech) Mamy nadzieję, że tak będzie. Z tym, że ostatnio mieliśmy niefortunną przygodę, gdyż nasz perkusista wykonał potrójnego toulupe'a na rowerze i złamał sobie obojczyk. Jest dopiero od trzech tygodni w gipsie, a mam mieć łącznie sześć tygodni rekonwalescencji. Tak, że jesteśmy chwilowo unieruchomieni.
Zagraliśmy niedawno taką małą trasę z Hunterem, myśleliśmy, że to chwilowo nasze ostatnie koncerty, potem chcieliśmy zrobić płytę, zrobić covery, wystąpić w Węgorzewie, pojechać do Stanów, a potem to już ostatni szlif płyty i nagrywanie. Ale bez bębnów za dużo nie porobimy. Zwłaszcza, że jest już cała koncepcja płyty. Ja mam tam ileś pomysłów na utwory, "Cimas" też ma, Marcin [klawiszowiec - red.] zrobił trzy, plus razem zrobiliśmy też trzy. Jak widzisz materiał jest. Teraz tylko jest kwestia fizycznego wygenerowania go.
Też w studiu 333, czy może macie jakiś inny typ jeśli chodzi o nagrywanie i producenta?
Chyba w 333 to niekoniecznie, gdyż podejrzewam, że nie stać nas już na takie studio. Natomiast pojawiają się jakieś koncepcje szczecińsko-nieszczecińskie. Zanim dojdzie do tematu nagrywania, to na pewno przeanalizujemy rynek studiów nagraniowych w Polsce, ponieważ zależy nam, żeby nagrać gitary w specjalny sposób, a do tego sposobu potrzebne jest studio, które ma Pro-Toolsy. Może być taka sytuacja, że w 333 nagramy same gitary. Na miejscu w Szczecinie mamy jakieś układy koleżeńskie i możemy się zawsze finansowo dogadać, natomiast tam wtedy pojechalibyśmy na taką szybką piłeczkę, żeby coś dograć.
No to będę czekał na następcę "Króla" z ciekawością, życzę udanych wojaży amerykańskich i następnych 15. lat.
Bardzo serdecznie dziękuję.
Ja również dziękuję ci za rozmowę.