"Bez muzyki umarłabym"
Britney Spears, dziewiętnastoletnia wokalistka amerykańska, od ponad roku jest gwiazdą pierwszej wielkości. Sposób, w jaki ze zwykłej dziewczyny stała się artystką uwielbianą na całym świecie, jest dowodem na to, że marzenia się spełniają. W sklepach pojawiła się niedawno jej druga płyta „Oops... I did it again”. Z tej okazji z Britney o jej muzycznych fascynacjach i sposobie przetrwania zamieszania, jakie wytworzyło się wokół jej osoby, rozmawiał Piotr Metz (RMF FM).
Czy czujesz się zaskoczona, że odniosłaś sukces nawet w miejscach, w których nigdy nie byłaś, np. w Polsce?
Tak, to bardzo dziwne. Szczególnie kiedy przyjeżdżam gdzieś po raz pierwszy widzę paparazzich, fanów, napisy w zupełnie nieznanym mi języku. To jest przedziwne, ale muszę przyznać, że w sumie jest to jednak bardzo miłe.
Powiedz, jak udało ci się nie zwariować w tym całym zamieszaniu, jak tego dokonałaś?
Codziennie sama powtarzam sobie to pytanie – jak jeszcze nie zwariowałaś. Moje życie jest naprawdę zwariowane. Staram się mieć przy sobie ludzi, którzy stoją twardo na ziemi, bo bardzo często w przemyśle muzycznym spotykam się z przytakiwaczami, którzy koniec końców robią z ciebie całkiem inną osobę. Dobieram sobie od samego początku odpowiednich ludzi i oni nie pozwalają mi się za bardzo wychylić. Staram się często wychodzić z domu, żyć normalnie, zjeść jajecznicę, wyjść na spacer.
Czy czasem zdarza ci się spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie - „Wyluzuj się, bądź sobą”?
Nie, zwykle udaje mi się wyluzować bez problemu. Rzadko mnie w ogóle ponosi, bardzo rzadko.
Czy cały czas żyjesz muzyką, myślisz o niej?
Tak, cały czas sobie coś tam podśpiewuję. Bez muzyki umarłabym.
Czy pamiętasz jeszcze ten moment, kiedy zdałaś sobie sprawę, że to wszystko wokół ciebie, to już nie żarty, tylko wszystko dzieje się na serio?
To było chyba podczas wręczenia europejskich nagród MTV. To bardzo przedziwne, tyle wokół się dzieje, jesteś cały czas zajęta i nie zdajesz sobie z tego sprawy. Dopiero jak dostałam te wszystkie nagrody, to pomyślałam sobie: „Wow... to szalone”.
Czy zdarzało ci się śnić o muzyce?
Tak, oczywiście. Kiedy byłam mała, ciągle śniło mi się, że jestem piosenkarką. Nigdy bym nie przypuszczała, że te sny się spełnią. Zawsze jednak mogłam sobie przecież pomarzyć.
Lubisz pracę w studio, czy też czasami cię to nudzi?
Studio to dla mnie terapia. Praca w studiu i występy na żywo to chyba dwie rzeczy, które najbardziej uwielbiam w życiu robić.
Czy pracując w studio czujesz, że jakaś piosenka okaże się przebojem, albo będzie świetnie brzmieć na koncertach?
Nie, nie kiedy nagrywam. Dopiero kiedy materiał jest nagrany, zajmuję się wybieraniem piosenek, które będę śpiewać na koncertach. Czasami przemknie mi jakaś myśl, ale wszelkie decyzje zostawiam sobie na koniec.
Opowiedz coś o „Satisfaction” z repertuaru Rolling Stonesów. Ta piosenka jest starsza od ciebie...
Bardzo często słuchaliśmy tej piosenki z przyjaciółmi jeżdżąc szybko kabrioletem, który należał do jednego z nich. Niedawno znów jej posłuchałam. Słowa doskonale pasują do reszty albumu. Kiedy byłam w studiu, po prostu zabrałam się za jej śpiewanie. Zdecydowałam się ją nagrać zupełnie inaczej niż Stonesi, po swojemu.
To musi być dziwne uczucie konkurować ze swoimi idolami z młodości?
Ja wcale z nimi nie konkuruję i nie chcę konkurować. Nagrałam swoją własną wersję tej piosenki i nie chcę, aby je porównywano. Nie chcę z niczym konkurować.
Jakie są twoje muzyczne ideały z młodości?
Na pewno Michael Jackson. Jest niesamowitym muzykiem. Kiedy oglądasz go na żywo, to po prostu opada ci szczęka. Naprawdę go cenię. Druga w kolejności jest Madonna. Bardzo cenię sobie sposób w jaki śpiewa – prosto z serca.
Czy przyznałabyś się do jakiegoś marzenia, sekretu?
Nie mam zbyt wielu sekretów. Najbardziej chciałabym nadal robić to, co robię. Chcę nagrywać kolejne płyty, śpiewać i nie wypaść z obiegu. Ogólnie rzecz ujmując, po prostu chciałabym stawać się coraz lepsza.
A czy masz jakąś cechę, która zaskoczyłaby twoich fanów, coś, czego nikt po tobie by się nie spodziewał?
Jestem domatorką. Lubię sobie od czasu do czasu poszaleć, ale ogólnie to jestem nieśmiała i cichutka. Ale to na pewno nikogo nie zaskoczy.
Jakiej płyty posłuchałabyś najlepiej w sobotę wieczorem?
Macy Gray, Sisqo, Sade – uwielbiam ją.
A w niedzielę rano?
Nie wiem, Genuine, Prince... na pewno coś szybkiego.
Czy możesz obiecać, że przyjedziesz do Polski?
Bardzo chciałabym to zrobić. Obiecuję, że stanie się to już niedługo
Dziękuję ci za rozmowę.