"Album, który kopie w tyłek"
Po dwóch latach od wydania debiutanckiego albumu "S.U.C.K.", z nowym materiałem przypomniała o sobie krakowska formacja Virgin Snatch. Płyta "Art Of Lying", której premiera miała miejsce 18 lipca, w jeszcze agresywniejszej formie rozwija wcześniejsze dokonanie zespołu, przypomina o starych czasach, ale i wzbogaca brzmieniowe oblicze tej thrashmetalowej załogi. Dla Virgin Snatch, zasłużony sukces wydaje się być dziś tuż za rogiem. O tym, co dzieje się aktualnie w obozie grupy, z wokalistą Zielonym rozmawiał Bartosz Donarski.
Jeszcze dwa lata temu, wydając debiutancką płytę "S.U.C.K.", nie baliście się określać własnej muzyki mianem thrash?n?rolla. Mało tego, na samym początku lansowaliście się na "nowy polski zespół rockowy". "Art Of Lying" zdecydowanie rewiduje tamte slogany. Tym razem zaproponowaliście naprawdę mocną rzecz! Po prostu agresywny metal pełną gębą.
Faktem jest, że określaliśmy się na początku mianem zespołu thrashrollowgo, ale z naciskiem na pierwszą część tego określenia. Dowód - muzyka na "S.U.C.K.", pomimo wstawek klawiszowych, jakoś bez problemu odnajduje się w metalu. Nie było więc mowy o zespole rockowym. Jasne, że nowa płyta ma 10?ciokrotnie większy ładunek ciężkości, ale cholera pierwszy raz słyszę to określenie w stosunku do Virgin Snach!
Podejrzewam, że wiąże się to z faktem, iż w składzie, gitarę basową obsługuje Titus, który angażował się w projekty nie tylko metalowe. Poza tym, jest to określenie błędne i z góry kłamliwe, a więc skazane na niepowodzenie (śmiech).
Virgin Snatch to zespół stricte metalowy, czego dowodem jest właśnie "Art Of Lying". Thrash metal till death! Death metal till thrash!
Podejrzewam, że trudno analizować muzykę w ten sposób, a już szczególnie własną, jednak klimat waszego nowego materiału bardzo kojarzy mi się z Grip Inc. Trudno byłoby też doszukiwać się w tak postawionej tezie czegoś złego. Mimo wszystko, wydaje mi się, że nie jestem w tej opinii osamotnionym Don Kichotem.
Cieszę się, że nie wszyscy porównują naszą muzykę do Testament (śmiech). Grip Inc. był i jest w kręgu naszych zainteresowań, więc siłą rzeczy odcisnął jakieś piętno podczas tworzenia materiału. Ekipę Sorychty i spółki słychać tu i ówdzie, ale w bardzo delikatny i nie nachalny sposób. Myślę, że całość jest jakimś wyznacznikiem tego, czego słuchamy, więc tak być musi.
Nowa płyta bardzo grzeszy też diabelską wręcz techniką. Wartościowe jest również to, że mimo posiadanych przez was dużych umiejętności, nie zepsuliście wszystkiego, często przesadną dźwiękową ornamentyką. Album uderza do głowy, ale nie przepychem, lecz przede wszystkim swą siłą.
Założenie było takie: nagrać album, który kopie w tyłek. Skupiliśmy się więc na ekspresyjności tego materiału, zostawiając niezbędne minimum, które kleiłoby wszystko do kupy i urozmaicało całą płytę. Posiadając jednak tak dobrych gitarzystów - to moje zdanie - parę solówek i riffów musiało zostać pokręconych.
Nie było jednak naszym celem popisywać się techniką czy umiejętnościami, ale przy tak długim stażu na scenie ogranie jest niezastąpione i bardzo pomaga w tworzeniu.
Na "Art Of Lying" interesująco wypadają również wokale. Szczególnie podoba mi się to, że twój głos jest niejako wypadkową growlingu i rzadkiej klarowności, przez co nie ma kłopotu ze zrozumieniem tego, o czym śpiewasz. Czasami, co również cenne, uderzasz także w inne rejestry. Trudno byłoby uwierzyć, że ćwiczysz wokal wyłącznie przy goleniu. Masz swoje sposoby trenowania głosu?
Dzięki za miłe słowa. Rzeczywiście nie ćwiczę wokalu zawodowo i nawet w studiu kładłem prawie wszystkie wokale z marszu. Poprawek było mało i zresztą nie było na nie czasu. Swoją drogą chętnie poprawiłbym co nie co i może urozmaicił.
Co ciekawe, pierwszą wersję płyty zaśpiewałem zupełnie inaczej. Więcej było czystych i melodyjnych wokali, które szły w kierunku wokali powiedzmy nevermore'owskich.
Stwierdziliśmy jednak. że najnormalniej w świecie potrzebujemy przyp******** i prawie wszystkie ładne śpiewy poszły do kosza na rzecz growli, krzyków. A że udaje mi się śpiewać dosyć wyraźnie, przekaz jest zrozumiały.
Metal to metal i nie ma miejsca na lizanie się po k******.
Pewnym odstępstwem od agresywnej formuły nowego albumu jest z pewnością ballada "Trust". Powiem wprost - nie jestem przesadnie romantyczny, ale ten utwór kapitalnie chwyta za serce. Nie można by go też nazwać typową balladą w np. powermetalowym guście. Skąd pomysł na tę kompozycję?
Jako, że nie mamy już po 15 lat i wychowaliśmy się na metalu prawie 2 dekady w tył - miłość do zasad sprzed lat tkwi w nas permanentnie. Jedną z tych zasad jest umieszczenie ballady na każdym wydawnictwie sygnowanym nazwą Virgin Snatch. Oczywiście nie robili tego wszyscy, ale większość ukochanych przez nas thrashowców pozwalała sobie na chwilę ckliwości i my idziemy tym samym tropem (śmiech). Przy tak dużym ładunku zbrutalizowanego thrash metalu, odrobinę melodii to obowiązek!
"Trust" powstawał szybko i uważam, że akurat ten numer mógłby wyjść dużo lepiej. Nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, że jest źle. Podoba mi się i jestem z niego dumny. Myślę jednak, że nie jest to dzieło skończone i chętnie był zaśpiewał ten numer raz jeszcze, zmieniając parę rzeczy. Koniec końców większości słuchaczy numer się podoba i to jest najważniejsze. Ja jestem po prostu krytyczny wobec własnych dokonań i nic na to nie poradzę.
Kolejnym ważnym punktem programu "Art Of Lying" są bez wątpienia gitarowe solówki, które mogą onieśmielać swym rozmachem. Dobrym przykładem może być tu chociażby utwór "Stop The Madness", w którym solówka wręcz dryluje czaszkę. W tym elemencie, poprzeczkę postawiliście znacznie wyżej niż wcześniej. Co miało na to wpływ?
Przede wszystkim podkłady pod solówki były aranżowane osobno. Znaczy to tyle, że specjalnie wymyślaliśmy riff pod solo, tak aby gitara mogła zabrzmieć fajnie. Jeżeli tonacja siada idealnie z podkładem - solić można przez 2 tygodnie bez szkody dla uszu (śmiech).
A poza tym Grysik i Hiro to nauczyciel i uczeń, więc znają się gitarowo, jak stare dobre małżeństwo. Tylko przy "Trans For Mansions" podkład wymknął nam się spod kontroli i solo zabrzmiało dość dziwnie. Z całej reszty - przyznaje - jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu zadowoleni.
Wewnątrz płyty możemy odnaleźć zdanie będące fragmentem jednego z tekstów - "Sztuka kłamania jest interesem, dlaczego mielibyśmy chcieć prawdy". Z tego wniosek, że chyba nie bardzo podoba się wam rzeczywistość, w której dziś żyjemy. Skądinąd hasło to, jak ulał pasowałoby do kampanii wyborczej radykalnej partii politycznej.
Rzeczywistość, która nas otacza nie napawa optymizmem. Ojciec Rydzyk opowiada swoje fanaberie o wierze i człowieku, a za wszystkim stoi konto, na które naiwni wpłacają datki. Za wyłudzone pieniądze kupuje czas antenowy, na którym dowoli wyzywa wszystkich przeciwników lub nie zrzeszonych w radiomaryjnym kotle.
W sejmie i senacie nie lepiej. Afera goni aferę, prawa nie ma żadnego, a za demoralizację młodzieży odpowiada muzyka metalowa, masoni i ludzie z Marsa (śmiech). Giertych z Lepperem jeżdżą po Polsce w wiadomym celu. Wszędzie chodzi o własne interesy i mamonę. Trzeba przecież przetrwać w polityce, bo to bardzo intratny zawód i nawet przejazd komunikacją miejską jest za friko.
I kto powiedział ze szatan jest taki zły, hę?
Zostając w temacie. Czy śladem tuzów naszej sceny muzycznej, zaśpiewalibyście, dla którejś z partii w zbliżających się wyborach? Nie ukrywam, że sam pomysł zaliczyć należałoby do gatunku paranoidalnych.
Nie ukrywam, że polityką się interesuję, choć cały ten muppet show przeraża mnie coraz bardziej. Mam pewne przekonania, które pielęgnuję i staram się być im wierny, ale w naszym kraju trzeba mieć naprawdę mnóstwo samozaparcia, żeby to wszystko cierpliwie znosić. Śpiewać za pieniądze jakiejś partii politycznej to jak sprzedawanie duszy, a jak wiesz dusze możemy oddać tylko w ręce Rogatego (śmiech).
Na tylnej części okładki znajdujemy też, jakże lubianą w muzyce metalowej szatańską symbolikę, choć tu firmowaną przez jakiegoś maklera bez głowy. Myślisz, że ludzie w krawatach mają w sobie diabła?
Establishment to największy diabeł pod słońcem. To piekło, którego nie byłby wstanie udźwignąć sam zainteresowany! Nie znaczy to oczywiście, że mam na to wszystko lać. Obywatelskim obowiązkiem każdego z nas jest oddawanie głosu. Cholera, tylko na kogo?
Nie chcę Białorusi w naszym kraju i nie chcę drugiego Łukaszenki, a biało-czerwone krawaty debili w gumiakach coraz wyżej w notowaniach. Strach się bać.
Jest jakiś większy powód tego, że płyta nazywa się inaczej niż anonsowaliście nieco wcześniej?
Jak wiesz, wcześniej płyta miała nazywać się "Trans For Mansions". Numer o takim tytule pozostał, a ja uznałem, że dużo lepiej na tytuł pasuje "Art Of Lying". Oddaje sens płyty równie dobrze, jak poprzedni, ale przede wszystkim świetnie komponuje się z okładką. Oczy to zwierciadło duszy. Kłamstwo widać w nich jak na dłoni!
Od czasu wydania debiutanckiej płyty, w Virgin Snatch doszło do kilku zmian składu. Muszę przyznać, że trochę się już w tym pogubiłem. Krążą też plotki, że Titus jest u was tylko figurantem.
Skład pozostał ten sam . Na stałe wskoczył Jacek Hiro. Reszty zmian nie zarejestrowałem. Titi jest pełnoprawnym członkiem zespołu i nie ma mowy o figuranctwie. Wiadomo, że priorytetem dla niego jest Acid Drinkers. To jego zespół z krwi i kości. Z nami jest, bo się lubimy i rozumiemy. U nas pełni tylko rolę basisty. W zupełności mu to wystarcza.
W tym miejscu trzeba powiedzieć, że cześć z was udziela się również w tuzinach innych grup i projektów, które też wydają się zmieniać, jak w kalejdoskopie. Jak to wygląda na dzień dzisiejszy?
Niestety tak to już jest, że na lokalnej scenie każdy z każdym dobrze się zna, więc siłą rzeczy, jeżeli dochodzi do jakiś projektów czy wymiany składów, to odbywa się to na tych samych personaliach. Każdy zna wady i zalety, umiejętności drugiego, więc chciałby lub nie tworzyć z nim swój zespół. Tak jest na całym świecie i trudno się dziwić.
Hiro gra w Scepticu, Virgin Snatch i Dies Irae. Ja z Grysikiem współtworzymy Virgin Statch i Anal Stench. Titi - wiadomo - oprócz nas ma Acid Drinkers i Homo Twist. Jacko prócz Virgin Snatch grywa ze Złymi Psami Andrzeja Nowaka z TSA.
Będąc wciąż zespołem młodym, udało się wam już dzielić scenę z kilkom legendami muzyki metalowej. Który z tych koncertów najbardziej zapadł wam w pamięć? Która z grup okazała się najsympatyczniejsza?
Zdecydowanie najlepiej wspominamy sztukę z Anthrax. Przyjemnie było dzielić deski z kapelą którą 20 lat temu tworzyła styl, którym podąża Virgin Snach. Z kapelą, która budowała w nas miłość do metalu. A poza tym Scott Ian powiedział, że Virgin Snach to świetna nazwa dla zespołu i jedna z najlepszych jaką słyszał!
Z drugiej strony, nie jesteście też grupą "żyjącą na trasie". Jak zatem, w tym kontekście, przedstawiać będzie się koncertowa promocja nowej płyty?
Mamy zamiar to zmienić i to całkiem niedługo. Rozgrzewką będzie koncert w październiku z Decapitated w Krakowie. Potem mini-trasa z Horrorscope. Chwilę później tour z jednym z największych tuzów ciężkiego metalu w Polsce. Wybacz nie mogę jeszcze powiedzieć z kim - wszystko jest właśnie dopinane na ostatni guzik. Dziękuję za wywiad i pozdrawiam wszystkich.
Dziękuję za rozmowę.