Reklama

„Ponowny debiut”

Szwedzka grupa Masquerade, choć istnieje ponad dziesięć lat, nie może się jeszcze pochwalić komercyjnym sukcesem. Być może tę sytuację zmieni wydany niedawno przez Metal Blade album „Flux”, zawierający solidną porcje rockowego grania, momentami wpadającego w progresywny metal w stylu Queensryche czy Fates Warning. Z gitarzystą zespołu, Thomasem G:sonem, rozmawiał Jarosław Szubrycht.

Pozwól, że na wstępie pogratuluję ci “Flux”, który jest bardzo dobrym albumem. Przyznam jednak, że mam spore trudności z określeniem stylistycznej przynależności muzyki, którą wykonujecie. Niektóre utwory to progresywny metal, w innych ukazujecie bardziej rockowe oblicze, a taki „Wish” to ckliwa ballada, której nie powstydziłoby się Bon Jovi.

Dziękuję bardzo za miłe słowa. Od razu chciałbym wyjaśnić, że najłagodniejsze utwory na tej płycie powstały z myślą o szwedzkim rynku. Stacje radiowe w naszym kraju w ogóle nie przyjmują do wiadomości faktu istnienia takiej muzyki, jak metal progresywny, ciężko jest przebić się na antenę cięższym odmianom rocka. Dlatego postanowiliśmy wydać „Wish” na singlu, żeby obejść ich bzdurne uprzedzenia. Stąd diametralna różnica pomiędzy łagodnym „Wish” i innymi utworami, które znalazły się na płycie.

Reklama

Równie dobrym, jeśli nie lepszym singlem, byłby „Back On Earth”, a nie musielibyście się uciekać do tego, niezbyt chwalebnego podstępu, nie sądzisz?

Być może masz rację. Sam nie wiem, dlaczego tak zrobiliśmy. Po prostu doszliśmy do wniosku, że w Szwecji najlepiej poradzi sobie „Wish”. Niestety, nie jest tak dobrze, jak moglibyśmy sobie życzyć. Milczeliśmy dobrych kilka lat i wydaje mi się, że fani o nas zapomnieli. Musimy debiutować po raz drugi.

To prawda. Wasz debiutancki album ukazał się jeszcze w 1992 roku. Jaką muzykę wówczas graliście?

Początki Masquerade to tak naprawdę 1989 rok. Byliśmy wówczas zafascynowani muzyką takich grup, jak Def Leppard, Whitesnake czy TNT i nasz pierwszy album, zatytułowany po prostu „Masquerade”, bardzo przypominał ich twórczość. To było brzmienie typowe dla muzyki rockowej końca lat 80., bardziej komercyjne niż zawartość „Flux”.

Potem przyszedł rok 1995 i album „Surface Of Pain”.

Po dwóch latach spędzonych w trasie, usłyszeliśmy od Metal Blade, że powinniśmy jak najszybciej nagrać nową płytę. Zaczęliśmy od komponowania lekkich, łatwych i przyjemnych utworów, takich jakie znalazły się na debiucie, ale szybko przekonaliśmy się, że już nas ta muzyka nie bawi. Wtedy napisaliśmy nowy, całkiem inny materiał, który był bardziej progresywny i znacznie ostrzejszy niż nasze poprzednie nagrania. „Surface Of Pain” w niczym nie przypominało „Masquerade”, brzmiało jak płyta innego zespołu. Nowa płyta ukazuje jeszcze inne oblicze zespołu, ale właśnie dlatego nazwaliśmy ją „Flux”, co oznacza ciągłe zmiany. Wszystko wokół się zmienia, więc i nasza muzyka ulega temu prawu.

Przed nagraniem „Flux” nastąpiło kolejne pięć lat milczenia. Nie obawialiście się, że tak długa cisza zabije zespół?

Niewiele brakowało... „Surface Of Pain” ukazała się w Europie pod koniec 1994 roku, w Stanach Zjednoczonych na początku 1995. Przez następne dwa lata Masquerade pauzowało, bo część z nas udzielała się w innych zespołach, po prostu zarabiając pieniądze. Potem zaczęliśmy komponować materiał, który miałby się znaleźć na „Flux”, nagrywać wersje demo nowych utworów i dopiero w 1998 roku udało nam się na poważnie zabrać do pracy nad nowym albumem.

Jakimi cechami powinna się według ciebie wyróżniać dobra muzyka?

Nasze utwory powstają w dwojaki sposób. Pierwszy z nich polega na tym, że ktoś w zespole komponuje nowy utwór i przynosi go na próbę. Uczymy się go grać, dodajemy tekst i gotowe. Drugi sposób to efekt pracy zespołowej. Wychodzimy od pojedynczych dźwięków i razem zastanawiamy się, w jaki sposób przekształcić je w dobrą piosenkę. Zawsze wkładamy serce w naszą muzykę, staramy się wszystko robić najlepiej jak tylko potrafimy – oto cała tajemnica.

Myślisz, że ktoś wciąż ma ochotę słuchać takiej muzyki, że wytrzymacie konkurencję Korn i Marilyn Mansona?

Trudne pytanie. Czasem wydaje mi się, że rzeczywiście nie ma już dla nas miejsca na scenie. Najbliżej nam do takich zespołów, jak Alice In Chains czy Queensryche, a wydawać by się mogło, że najlepsze lata mają już one za sobą. Z drugiej strony chcemy grać taką muzykę, na jaką mamy ochotę, taką, której sami lubimy słuchać. Chociaż może powinniśmy nagrać płytę w stylu Korn, może trzeba poddać się wymogom dzisiejszej publiczności...

Nie wierzę, że mówisz to szczerze.

Powiedz mi, jak doszło do tego, że z takiego małego kraju jak Szwecja, pochodzi tak wiele gwiazd muzyki, od pop – wystarczy wymienić Abbę czy Roxette – aż po death metal?

Wszystko to możliwe jest dzięki temu, że szwedzki rząd bardzo intensywnie wspiera młodych muzyków. Wynajmuje dla nich sale, gdzie mogą się odbywać próby, organizuje kursy nauki gry na instrumentach, a nawet udziela bezzwrotnych pożyczek, za które młodzi ludzie mogą kupować sobie profesjonalne instrumenty. Z tego powodu w Szwecji powstaje niezliczona ilość zespołów i każdy ma ułatwiony start.

Dziękuję za wywiad.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: utwory | muzyka | debiut | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy