„Muzyka ponad podziałami”

Yugoton to projekt stworzony przez Grzegorza Brzozowicza, znanego dziennikarza muzycznego. Wraz z największymi gwiazdami polskiej sceny muzycznej, m.in. Kazikiem, Pawłem Kukizem i Kasią Nosowską, postanowił przybliżyć polskiej publiczności utwory nagrane w latach 80. przez zespoły jugosłowiańskiej tzw. zimnej fali. Album promowany przez singel „Malcziki”, od momentu premiery jest najlepiej sprzedającą płytą w Polsce. Z tej okazji z Grzegorzem Brzozowiczem, pomysłodawcą projektu, rozmawiał Konrad Sikora.

article cover
INTERIA.PL

Kiedy narodził się pomysł stworzenia projektu o nazwie Yugoton?

Pomysł stworzenia tego projektu narodził się, o ile sobie dobrze przypominam, dwa lata temu. Współpracując z Goranem Bregovicem zdałem sobie sprawę, że przecież on przerabia wciąż własne kawałki. Pomyślałem więc, dlaczego nie przerobić w takim razie kawałków, o których wiem, że są świetne i o których nikt nie powie, że są to covery znanych zachodnich przebojów. Oczywiste było, że ja tego nie zrobię, bo nie jestem muzykiem. Rok czasu zajęło mi wyszukanie producenta i aranżera. W międzyczasie dokonałem także wyboru piosenek.

Z tego, co wiem, Olaf Deriglasoff, który wyprodukował album, nie był jedynym kandydatem na to stanowisko. Kto jeszcze próbował swych sił?

Moje pierwsze podejście zrobiłem do Leszka Możdżera, z którym się przyjaźnię. Wyraził zgodę, ale w trakcie prac stało się ewidentne, że jest on zbyt wybitnym muzykiem, czującym kompletnie inne klimaty, by zrobić to w duchu oryginału. Drugą osobą był Marcin Pospieszalski, który jednak ze względu na dużą ilość płyt, które realizował, nie był w stanie wyrobić czasowo. Trzecim był Kubańczyk Ray Sevajo, z którym się poznałem przez Leszka Możdzera. Niestety, okazało się, że on zupełnie nie zna muzyki rockowej i mógł zrobić co najwyżej kubańskie wersje tych utworów. Dopiero moje spotkanie z Kazikiem doprowadziło mnie do Olafa, a on wywiązał się ze swego zadania bardzo dobrze.

Jakie było kryterium doboru piosenek?

Ponieważ mam emocjonalny stosunek do tych piosenek, bo znam osobiście tych wszystkich muzyków. Gdybym miał wybierać utwory sam, to wybrałbym kilka innych. Dlatego wybrałem w sumie około 30 utworów i na podstawie reakcji moich znajomych dokonałem ostatecznej selekcji. Ta sprawa nie dotyczy piosenki „Elektryczny orgazm”, której stanowczo domagał się Kazik Staszewski.

Czy nie obawiasz się, że mimo wszystko część ludzi uzna Yugoton za żerowanie na sukcesie Bregovica?

Niewątpliwie są to piosenki z tego samego terenu, ale to jedyna rzecz, jaka je łączy. Nie ma tam ani jednej nuty ludowej, nie ma takich aranżacji, ani instrumentów. Są to piosenki typowo miejskie. Gdyby nie było wokół nich całej tej osłonki, nikt nie byłby chyba w stanie, ot tak, powiedzieć, że te piosenki pochodzą właśnie stamtąd. Moim zdaniem brzmią tak, iż mogłyby być nagrane równie dobrze we Włoszech, jak i we Francji. Jeśli jednak ktoś będzie się upierał, że to żerowanie, to ja mogę tylko odpowiedzieć, że to całkowicie bezsensowny zarzut.


Ale dzisiejsza młodzież nie miała okazji poznać oryginałów. Czy nie zatraci sensu i głębi tej muzyki, gdyż w końcu powstawała ona w konkretnych czasach?

Myślę, że młodzież załapie się na tę płytę przede wszystkim dlatego, że są to dobre utwory. To piosenki, które w przeciwieństwie do dzisiejszych rodzimych produkcji, mają prawdziwą melodię, a świat chce słuchać melodii. Ta płyta jest więc wyjściem naprzeciw ludziom, którzy chcą nucić piosenki, rozpoznawać je po pierwszym takcie i bawić się przy nich. Jest to chyba jedyna polska płyta wydana w ostatnim czasie, przy której można spędzić prywatkę, słuchając ją od pierwszego do ostatniego utworu. Nie jest monotonna, ponieważ śpiewa na niej wielu wokalistów. Myślę, że większość poprzestanie na tym, a część zdecyduje się dotrzeć do tego, co się za tym kryje. I kto wie, może dzięki temu niektórzy w inny sposób spojrzą na Jugosławię, która od kilku lat jest przedstawiana głównie jako kraj morderców. Może nawet w naszym kraju zrobi się lepiej, że dzięki tym melodiom możemy konkurować z produkcjami zachodnimi.

Jednak te oryginalne wersje miały w latach 80. konkretne przesłanie. Czy teraz przestało się ono liczyć, a ważna jest tylko sama melodia?

Tego problemu udało nam się uniknąć, ponieważ piosenki w 80 procentach mają zupełnie nowe teksty, które mają nic wspólnego z oryginałami. Na szczęście śpiewający je wokaliści są jednymi z najlepszych autorów tekstów w naszym kraju, więc poradzili sobie z tym i przedstawili swoje odczucia na temat klimatu danej melodii, a nie zastanawiali się nad ich rodowodem. Z drugiej jednak strony te piosenki nigdy nie były buntownicze, jak u nas. Różnica między naszą i ich zimną falą była tak duża, jak sytuacja polityczna Polski i Jugosławii. U nas był stan wojenny, po takim czymś bunt polityczny narzucał się sam. Natomiast w Jugosławii było całkiem inaczej, nie mówiąc o tym, że jest tam cieplej, ale ludzie mieli paszporty w domach, ich waluta była wymienialna, mogli sobie jeździć i bunt na pewno nie był dla tamtej sceny reprezentatywny. Jeśli był to jakiś bunt, to raczej estetyczny, a jako taki jest w sumie nadal aktualny.


W naszym kraju panuje obecnie swoista moda na socjalizm, gadżety tamtego okresu, piosenki, hasła, mówi się, że Polacy zaczynają czuć sentyment do czasów socjalizmu. Czy ta płyta nie jest dowodem na to?

Normalnie na całym świecie nostalgie powtarzają się z regularnością około 15 lat. Jak mieliśmy nostalgię na muzykę Led Zeppelin, a później new romatic, to można tę płytę tak odbierać. Ale może to zrobić ktoś, kto dobrze zna się na muzyce. Dzisiejsza młodzież nie pamięta socjalizmu, nie kojarzy tych piosenek z tamtym okresem. Dla nich jest to kolejna forma zabawy, wirtualnej twórczości, a może nawet gry komputerowej – bo na albumie jest dodany program komputerowy. Dla nich to będzie dobra zabawa, a nie powrót do socjalizmu. Choć odwołania do tego okresu są w tej prezentacji zastosowane celowo, ale tylko dla zabawy, a nie dla przypominania i rozmyślania o dawnych czasach.

Jaka ideologia panuje w takim razie w mieście Yugoton?

Ideologia jest dość prosta. Mówi, że niezależnie od polityki i wojen, które oni prowadzą, muzyka jest ponad wszystkimi podziałami. W tej prezentacji miasto podzielone jest na narodowe dzielnice. Są pozostałości po wojnie, ale wszyscy są w niej wygrani. A kiedy nie ma przegranych, nie mam miejsca na czystki etniczne - jest tylko zabawa.

Wokaliści śpiewający na tej płycie to faktycznie nasza krajowa czołówka. Ale na przykład Kasia Nosowska nie wydaje się być osobą, która kiedyś fascynowała się taką muzyką...

Tak. Kasia pod względem wiekowym nie pasuje do tej paczki i jako jedyna nigdy nie słyszała wcześniej tej muzyki. Nam pasowała jednak z kilku powodów. Po pierwsze, jest wokalnie bardzo uzdolniona, przynajmniej jeśli chodzi o scenę alternatywną. Poza tym wybór nie był zbyt wielki. Jedyną oprócz Kasi Nosowskiej wokalistką, która powinna była znaleźć się na tej płycie, jest Edyta Bartosiewicz. Poza tym zależało mi na tym, aby znaleźli się na tej płycie ludzie naprawdę śpiewających. Mamy bowiem w kraju kilku frontmanów z tego pokolenia, którzy jednak nie śpiewają najlepiej. Kasia jednak została zauroczona tymi piosenkami, a wręcz twierdzi, iż pod ich wpływem zmieniła spojrzenie na własną twórczość i postanowiła przestać dołować i pisać depresyjne kompozycje. Po raz pierwszy napisała naprawdę romantyczne, żeby nie powiedzieć optymistyczne teksty. Myślę, że to może zaowocować czymś więcej.


Powiedziałeś, że Kasia jest przedstawicielką sceny alternatywnej, ale tej płycie mimo wszystko bliżej jest chyba do popu niż do alternatywy?

Patrząc obiektywnie jest to absolutnie popowa płyta, w rodzaju pierwszych płyt Oddziału Zamkniętego i nie ma żadnych ambicji alternatywnych. Nie chcemy nikomu przedstawiać żadnych nowatorskich brzmień, ani żadnej nowej ideologii. Jest jednak alternatywna wobec tego, co dzieje się na naszej muzycznej scenie, wobec tej beznadziei i tego, że albo gramy teraz wszyscy folklor, albo jajczymy sobie z tego, że ktoś gra folklor, tak jak to zrobiła grupa Big Cyc, albo obwiniamy piratów i ustawodawstwo o to, że nie sprzedają się nasze płyty. Natomiast większość artystów nie potrafi spojrzeć w lustro i szczerze powiedzieć, że robi słabe nagrania. Płyty, które wyszły równolegle z Yugotonem, dokładnie to potwierdzają.

Skąd twoim zdaniem wzięła się ta zapaść?

Nie wiem, to chyba nie do mnie pytanie. Ja chciałem tą płytą udowodnić tezę, iż jeśli ma się naprawdę dobre piosenki, to ludzie będą płyty kupować, niezależnie od wszystkiego. Skoro myśmy w pierwszym tygodniu sprzedali ponad 22 tysiące egzemplarzy, to znaczy, że są ludzie, którzy chcą kupować dobre płyty. Poza tym nie nadchodzi nowe pokolenie. Średnia wieku naszych zdolnych artystów to 30 lat. To dość niepokojące.

Jak wygląda sprawa trasy koncertowej Yugotonu?

Trasa o mało co doszłaby do skutku już w marcu, ale okazało się, że Paweł Kukiz rozpoczyna lada dzień zdjęcia do filmu 'Wtorek'. W takim przypadku najbardziej realnym terminem wydaje się być wrzesień. Trasa jest już dopięta, to znaczy może się tylko rozrastać. W sumie to dobrze, ponieważ dzięki temu dopracujemy jeszcze kilka spraw i być może przećwiczymy kilka innych piosenek.

Czy fakt, iż w studiu spotkali się autorzy oryginalnych wersji tych piosenek, którzy są różnej narodowości i tak naprawdę byli przez długi czas po dwóch przeciwnych stronach barykady, miał jakieś znaczenie przy nagrywaniu tej płyty?

To nie oni stali po dwóch stronach barykady, ale raczej politycy stojący na czele ich narodów. Tym gestem chciałem udowodnić, że taka współpraca jest możliwa. Tak się złożyło, że dotarli do Warszawy w dniu starego święta narodowego Jugosławii (23 listopada), a więc w momencie, gdy w Belgradzie trwały protesty. Na samych twórców może to jakoś nie wpłynęło, ale mnie zależało, żeby przy tym projekcie było kilka symboli i odnośników, które wykraczają poza nagrywanie płyty.


Skoro Yugoton okazał się sukcesem, czy planujesz pracę nad jakimś innym tego typu projektem?

Nie chcę zapeszyć i jeszcze poczekam z jakimikolwiek planami.

A czy w takim razie nie masz zamiaru zmienić profesji i z dziennikarza zamienić się w producenta muzycznego?

Dziennikarzem chyba nadal pozostanę, ale rzeczywiście tego typu praca bardziej mnie kręci. Krytykowanie innych i podbijanie własnego ego już mnie tak nie bawi, tym bardziej, że nie czuję żadnego wyzwania ze strony ani polskiej, ani zagranicznej sceny. Rock jako forma buntu zanika. Stał się tylko jednym z elementów naszej rzeczywistości, cały jego etos i symbolika skończyły się. Rock przestał już być nośnikiem buntu, młodzież znalazła sobie inny. Smutne to trochę, ale prawdziwe.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas