Ada Kućmierz: Kontakt z naturą jest dla mnie nieustającym źródłem inspiracji
Ignacy Puśledzki
Ada Kućmierz wydała swoją płytę, pt. "Stanę się ziemią". Wokalistka i aktorka opowiedziała nam o swoich inspiracjach, trosce o naszą planetę oraz fanach, którzy finansowo wsparli wydanie krążka.
Ignacy Puśledzki, Interia.pl: Niedzisiejsza jest ta twoja płyta. Nie łatwiej, szybciej i przede wszystkim taniej byłoby usiąść z producentem w domowym studio i wyprodukować wszystko na kompie?
Ada Kućmierz: - Och, zdecydowanie! Na pewno byłoby taniej i łatwiej, a czy szybciej - nie mam pewności, bo sama potrzebowałam dużo szukać, słuchać, zmieniać. Jednak jeszcze zanim powstał pomysł na ten album, zawsze mówiłam, że moja pierwsza płyta będzie akustyczna. Wychowałam się w domu gdzie śpiewało się wspólnie oraz grało na różnych instrumentach i swoją twórczość, przynajmniej dotychczasową, widziałam ubraną w zbiorową energię podpartą doświadczeniem profesjonalnych muzyków. Każdy z nich dodał coś od siebie, zostawił cząstkę swojej wrażliwości i wyobraźni w tej płycie. To taki współgrający ze sobą świat, gdzie nie ma jednego demiurga, tylko system naczyń połączonych. Uwielbiam też brzmienia akustyczne, bo słyszę w nich prawdę i naturę, a to jest to, co kocham!
Jakie były zatem Twoje inspiracje przy pisaniu i nagrywaniu tych piosenek?
- Głównie to przyroda, sny i emocje. Inspirują mnie też relacje międzyludzkie, często piszę o swoich doświadczeniach, ale też o cudzych przeżyciach, które poprzez empatię i wrażliwość odczuwam niemal jak swoje. Płyta "Stanę się ziemią" ma jednak motyw przewodni jakim jest natura, z którą kontakt jest dla mnie nieustającym źródłem inspiracji.
Sukces Kwiatu Jabłoni pokazał, że jest w mainstreamie miejsce dla piosenki poetyckiej i krążącej wokół folku. Kiedy zobaczymy Adę Kućmierz na Męskim Graniu?
- A masz tam jakieś wejścia? To chętnie zagram! (śmiech). Kwiat Jabłoni jest wyjątkowy i podobnie jak kiedyś Domowe Melodie skradły serca słuchaczy, tak teraz oni pokazują, że można grać akustycznie, zabawnie, ładnie, mądrze i tak, że od razu chce się śpiewać! Podobnie Mikromusic czy Julia Pietrucha, Leski i Skubas - to są artyści, z którymi chętnie wystąpiłabym na scenie i życzę sobie, żeby mnie taki zaszczyt 'kopnął'. Ale moje serce zabiło mocniej jak na tegorocznym Męskim Graniu Bibobit złożył fantastyczny muzyczny hołd Agnieszce Osieckiej - to jest dopiero piosenka poetycka, a proszę jaki sukces!
Nazwa albumu, jego oprawa graficzna i wydanie oraz treść twoich piosenek wprost nawiązuje do natury. Skąd taka potrzeba?
- Mam silną potrzebę wyrażania nie tylko swoich emocji, ale też chęć dzielenia się przemyśleniami i stylem życia, który u mnie jest mocno związany z naturą i ekologią. Podczas mojej podróży na Grenlandię w 2016 roku na własne oczy odczułam skutki ocieplenia - tamten rok w każdym miesiącu pobił rekordy temperatur. W miejscu gdzie rósł świerkowy zagajnik, kilka lat wcześniej był lodowiec, który nieustannie się cofa. To naprawdę mnie poruszyło i obiecałam sobie, że jeśli kiedyś w jakiś sposób będę osobą publiczną, to chcę nie tylko opowiadać historie, które poruszają, ale też budzą wrażliwość na otaczający nas świat. A nie ma co ukrywać, że jeśli jest najlepszy czas do podjęcia działań na rzecz klimatu i jeśli możemy coś jeszcze zmienić, to jest to teraz. Sama niewiele mogę zdziałać, ale chciałam podkreślić, jak ważny dla psychiki i równowagi człowieka jest kontakt z przyrodą i jak warto o nią zadbać. Wydaniem fizycznym swojej płyty chciałam z kolei pokazać, że można zrobić coś, co jest przyjemne dla wzroku i dotyku, ale nie nadużywa zasobów i korzysta z dostępnych surowców w sposób mało inwazyjny dla planety.
Myślisz, że jeśli muzycy, których słuchamy będą częściej zwracać uwagę na temat ekologii i dbania o naszą planetę, to słuchacze zmienią swoje codzienne nawyki, czy to raczej złudne zaklinanie rzeczywistości?
- Oczywiście, że nie mamy wpływu na cały świat i od przeczytania jednego wywiadu czy przesłuchania jednej płyty człowiek nie zmieni swojego postępowania o 180 stopni. Chociaż znam przypadki osób, które otwierały lub zamykały cały wielki biznes po przeczytaniu jednej książki, np. dotyczącej minimalizmu... Mam nadzieję, że mówiąc głośno o tym, co jest dla nas ważne, dokładamy jedną cegiełkę do czyjegoś światopoglądu. Być może ktoś, kto podejmuje decyzje w imieniu wielkiej korporacji dotyczące wyboru opakowań do popularnego produktu, weźmie do ręki moją płytę i świadomie wybierze bardziej ekologiczne rozwiązanie. Może ktoś po przeczytaniu tego wywiadu zabierze dziecko na spacer i zwróci jego uwagę na to, że warto szanować przyrodę, rośliny, zwierzęta i świadomie podziwiać ich tajemniczy świat, w którym to my jesteśmy gośćmi. Liczę na to, że w przyszłości uda mi się nawiązać kontakt z organizacjami, których filozofię podzielam i może kiedyś część dochodu od zakupu każdej płyty przekażę chociażby na działania w mikroskali, takie jak sadzenie drzew czy dbanie o lokalne ogródki i łąki kwietne. Bardzo o tym marzę!
Wróćmy do płyty! Muszę przyznać, że najbardziej podobają mi się te momenty, w których dajesz swoim muzykom trochę więcej miejsca na popisy. Przedstawisz team, z którym nagrywałaś płytę?
- Tak, team jest naprawdę mocny: mam znakomitych gitarzystów (Piotrek Aleksandrowicz oraz Janek Malecha), wybitnego basistę (Paweł Bomert), team smyczkowy na medal (Staszek Słowiński na skrzypcach i Monika Wielechowska-Kotarba na wiolonczeli, gościnnie także Maciej Kotarba na skrzypach), no i oczywiście oklaski dla Antka Sojki, który jest producentem płyty oraz zagwizdał, zaśpiewał, zagrał na rhodesie, zaprogramował perkusję i dodał cudowne soundscape’y urozmaicając linię melodyczną. Zbieżność nazwisk z Kubą Sojką, który zagrał na perkusji jest nieprzypadkowa! Cieszę się, że podoba Ci się warstwa instrumentalna, bo dobór zespołu jest nieprzypadkowy - pracuję z osobami, u których wyczuwam podobną wrażliwość. Miksem zajął się też Staszek Słowiński (który ma doskonałe ucho zarówno do jazzu jak i folku i graliśmy razem jeszcze na studiach, kiedy występowałam z repertuarem Andrzeja Zaryckiego czy Adriana Konarskiego), a masterował płytę Bartek Magdoń. Na płycie można usłyszeć także moje dwie koleżanki, wspaniałe aktorki i wokalistki, Sandra Babij i Monika Bestecka, z którą gramy razem w musicalach.
W pytaniu otwierającym naszą rozmowę padło słowo "taniej". W wydaniu płyty wsparli Cię fani, a Twoja zrzutka zakończyła się sporym sukcesem. Czemu mimo wszystko tyle trzeba było czekać na album?
- Zrzutka to doskonałe narzędzie dla osób, które potrzebują większej kwoty i nie mogą samodzielnie spełnić marzeń. Zaufało mi 111 osób i zebrałam łącznie ponad 21 tys. zł. Jestem wdzięczna i nadal wzruszona kiedy przypominam sobie moment zakończenia zrzutki w trakcie jednego z koncertów online. To był dla mnie wyraźny sygnał, że nie tylko mam przyjaciół i wspierającą rodzinę, ale także powiększa się grono osób, które wierzą w moją muzykę i chcą jej słuchać! Jest to moja pierwsza płyta, więc chciałam, żeby wszystko było dokładnie takie, jak sobie wymarzyłam. Zaczęłam pracować nad materiałem muzycznym w maju 2020 i tutaj covidowe realia nam sprzyjały - dostępność muzyków, morze czasu. Natomiast samo wydanie fizyczne stało się bardzo kłopotliwe - wzrastały ceny materiałów, a zależało mi na tym, żeby nie pójść na łatwiznę i robić to "po taniości", bo to by oznaczało wybory mniej ekologiczne, choć prostsze i szybsze. Chciałam też jednocześnie wydać CD tradycyjne, CD w drewnianym opakowaniu, drewniane pendrive’y, winyle i cały merch, który stanowił "nagrody" na zrzutce, wiec nietrudno się domyślić jak skomplikowana była koordynacja wszystkiego przy zaburzonych łańcuchach dostaw i zamykających się firmach. Finalna kwota okazała się dwukrotnie wyższa od uzbieranego wkładu i musiałam też poczekać, aż w tych ciężkich czasach na wszystko zarobię. Proza życia!
Jak się czujesz teraz, po wydaniu wreszcie tych numerów? Wciąż identyfikujesz się z tym materiałem, czy jesteś artystycznie już w trochę innym miejscu?
- Jestem już troszkę w innym miejscu, wielokrotnie przed premierą miałam chwile zwątpienia i tak bardzo marzyłam, żeby zająć się czymś nowym, a tu tyle niegotowych rzeczy! Teraz jestem podekscytowana zarówno możliwościami grania tego materiału i promocją, jak i tą wolną przestrzenią, która pojawiła się w mojej głowie. Cieszę się z tego, że już pierwszy album za mną i mogę zacząć myśleć o czymś zupełnie innym, poszukiwać siebie na nowo i eksperymentować. Jednocześnie lubię te piosenki i zawsze będę je darzyła sentymentem.
Czyli jest szansa, że Adę w innym, odmiennym stylistycznie brzmieniu?
- Myślę, że tak! Mam już dużo nowych pomysłów. Najpierw chyba cofnę się jeszcze o krok do swoich pierwszych inspiracji i planuję nagrać coś po angielsku, w bardzo minimalistycznym wydaniu, ale powoli zanurzam się w produkcję muzyczną i spędzam trochę czasu bawiąc się dźwiękiem na komputerze, więc niewykluczone, że pokażę się słuchaczom w zupełnie odmiennej wersji. Stara miłość podobno nie rdzewieje i na pewno słowo u mnie będzie miało dużą wagę, ale nie chcę się zamykać na jeden gatunek.
Nie zajmujesz się tylko muzyką, jesteś też aktorką. Która scena bardziej Cię pociąga i którą traktujesz jako tę "docelową"? Tą w teatrze, czy w klubach muzycznych?
- Zawsze mam problem z tym pytaniem. Chciałabym to godzić, dodatkowo chcę się też rozwijać przed kamerą i w dubbingu. Myślę, że w moim przypadku te sfery się nie tylko przeplatają, ale i wspierają. Nie umiałabym z żadnej z nich zrezygnować, ale dam się ponieść losowi i przyjmę to, co przyniesie. Na pewno w muzyce mam większą sprawczość i sterowność, to mnie bardzo satysfakcjonuje. Ale kto wie, jaka propozycja pojawi się w najbliższym czasie?